9/2024
Antonina Grzegorzewska

Płaski brzuch

 

Widok detektywa Columbo bez płaszcza i wymiętej marynarki jest na wagę złota. Dlatego z taką radością obejrzałam ostatnio Zabójczy trening, odcinek, w którym dla dobra śledztwa Columbo przywdziewa kobaltowy dres i z ręcznikiem przewieszonym przez kark biega na bieżni. W dresie detektywowi udaje się zachować koncentrację znacznie lepszą niż wtedy, gdy żona kupiła mu nowy płaszcz. Nie, to nie sztanga na siłowni zabiła wspólnika sportowego imperium. Nie, Columbo nie spędzi reszty życia na odzyskiwaniu oddechu po biegach na plaży. Sportowe wzmożenie stanowi jedynie konieczny dla znalezienia dowodów epizod, cenny choćby dlatego, że można zobaczyć, jak twarzowo jest detektywowi w kobalcie.

Sport – a szczególnie ta jego gałąź, którą jest gimnastyka – bywa pomocny aktorom, ale też aktorstwo i teatralne podejście do treningów stało się nieodzownym elementem show-biznesu. Jane Fonda nie ograniczała się w końcu do zwykłego pokazu gimnastyki, ale urozmaicała swe treningi strojami oraz pomysłami patronującymi poszczególnym programom ćwiczeń. Czasem wiła się w obcisłym kombinezonie z koronki, a czasem, wraz z grupą wciąż uśmiechniętych ćwiczących (za przeproszeniem, tylko idioci tak się ciągle szczerzą w czasie fizycznego wysiłku), przywdziewała teksański kapelusz i dodawała nam, nieopierzonym widzom jej gimnastycznych VHS-ów, energii, to pokrzykując jak na rodeo, to zaśmiewając się z towarzyszącymi jej w tych dowcipnych aerobikach.

„Great job”.

Treningi poprzedzano zwykle ujęciami sztucznie wyglądających konwersacji i przybijanych piątek. Osoba z gorszą kondycją umieszczana była w tylnym rzędzie, wykonywała łatwiejszą wersję ćwiczeń, nic wstydliwego. Pamiętam z dawnych czasów instruktażowe filmy Fondy w stylistyce zarówno dyskotek disco, jak i wiejskiej farmy.

„Single single, double. Single single, double…”

Z ruchu płynie moc, więc moc jest ruchem. Teatr jest ruchem, więc teatr to moc.

Kolejne gwiazdy propagujące fizyczny wysiłek publikują swoje treningi w starannie wyszukanym otoczeniu, od nowojorskich dachów, przez industrialne przestrzenie, przez plaże, aż do tła zupełnie wyabstrahowanego, z bezwzględnym stoperem liczącym sekundy, które pozostają do końca rundy. Zadziwiające, że w swojej słynnej dystopii Rok 1984 George Orwell ujął również terror narzucanego sportowego treningu.

„Najbardziej przerażające jest to – pomyślał po raz tysięczny, z wysiłkiem okręcając obolałe barki (z rękami na biodrach obracali właśnie górną częścią tułowia, co ponoć korzystnie wpływało na mięśnie pleców) – że to wszystko może być prawdą. Czy świadomość, że Partia jest w stanie zawłaszczyć historię i obwieścić, że dane fakty nigdy nie miały miejsca, nie budzi większej grozy niż zwykłe tortury i śmierć?

[…]

– Spocznij! – warknęła trenerka nieco przyjaźniej.

Winston opuścił ramiona, powoli wciągnął powietrze do płuc i odpłynął w labirynt dwójmyślenia. […]

Trenerka znów postawiła ich na baczność.

– A teraz sprawdźmy, komu z nas uda się dotknąć palców stóp! – zawołała z ożywieniem. – Skłony z bioder, bardzo proszę, towarzysze. RAZ, dwa, RAZ, dwa!…

Winston nie znosił tego ćwiczenia, od którego boleśnie cierpły mu nogi od pięt aż po pośladki i które często przypłacał napadem kaszlu. […]

– Smith! – wrzasnął jazgotliwy głos z teleekranu. – 6079 W. Smith! Tak, wy! Głębsze skłony! Stać was na więcej, tylko się nie staracie! […]”

Wywodzącym się z baletu systemem gimnastycznym jest metoda Josepha Pilatesa. Ten precyzyjny i związany z kontrolowanym oddechem zestaw ćwiczeń wraz ze specjalnie zaprojektowanymi maszynami pełnił funkcje rehabilitacyjne i pomógł przywrócić do tańca wielu kontuzjowanych artystów. Za pilatesem nie stoi żaden duchowy system. Instruktorzy zachowują zwykle wyciszoną powściągliwość, daleką od hałaśliwej, ekstrawertycznej próby dopingowania prezentowanej w fitnessie. Jednak dziś to joga, a nie pilates, jest niekwestionowaną królową ćwiczeń, metodą, która znajduje wielu propagatorów (Iwan Wyrypajew, Luk Perceval). W rozmowie Percevala z Anetą Pawlak dla „Raptularza e-teatru” artysta opowiada w sposób pragmatyczny, nie sekciarski, o roli jogi w swoim procesie tworzenia.

„Za każdym razem, gdy ćwiczę z zespołem jogę, zauważam, że ludzie się otwierają. Także w Warszawie, gdzie w 2021 roku reżyserowałem 3SIOSTRY. Niektórzy aktorzy mieli problemy z biodrami czy kolanami, ćwiczyli, siedząc na krzesłach. To właściwie cud, że ludzie wywodzący się z różnych miejsc i tradycji teatralnych potrafią się tak bardzo otworzyć i połączyć. Trzeba być gotowym, by powiedzieć sobie: teraz nic. I skupić się na tym, by leżąc na macie, w zasadzie obnażonym, skonfrontować się z własnymi ograniczeniami i progiem bólu.

W Oslo do aktorów dołączyli pracownicy techniczni, którzy narzekali na bóle pleców. Razem wykonywaliśmy odpowiednie ćwiczenia i po trzech tygodniach problemy zniknęły. Joga jest odpowiedzią na potrzeby ciała. Rozciąga, rozluźnia i wzmacnia mięśnie, co odciąża szkielet”.

Reasumując: najważniejsza jest forma.

plastyczka, dramatopisarka, autorka m. in. dramatów On, Ifigenia, Migrena, laureatka konkursu „Dramatopisanie”, w ramach którego napisała dramat La Pasionaria.