Dialog przed budką z goframi
Patrzę na ten tłumek przed budką z goframi i ogarnia mnie…
Czułość, wiem. Tak. Jasne.
Chodzi o te rodziny z dziećmi, pogardzane nieraz, wyśmiewane, drażniące, irytujące albo w najlepszym razie traktowane jak folklor.
– Mamo! Gofra!
– Nie kupię ci gofra, bo nie zjesz obiadu.
– Mamooo! Gofra! Gofraaa!
– Słyszysz, co matka mówi do ciebie, czy nie?
– Zjem obiad! Przysięgam! I wypiję kompot!
– Zawsze tak mówisz.
– Ale naprawdę!!! Proszę!!!
– Nie drzyj się tak! Pan patrzy.
– Kup mu już tego gofra, bo ja mam dosyć!
Obok wyją następni przy sklepiku z gumami do żucia.
Patrz, kupują. Patrz, jedzą. Trochę obrażeni, trochę zmęczeni i trochę szczęśliwi.
Szczęśliwi?
No jakoś tak w środku. Niewidocznie.
Tępi. Rozmowy o niczym. Gadają, byle gadać, bo z powodu dzieci i ogólnych sytuacji rodzinnych nie mieli czasu, chęci i energii i utknęli mentalnie. Te dzieci nieszczęsne duszą się w tych ciasnych układach, układankach. Trzeba rozrzucić, rozsypać, rozwalić to wszystko, wrzucić w wolność.
Wspólnota na najbardziej elementarnym, fundamentalnym poziomie.
Opresyjna. Mroczna.
Realna, konkretna, nie deklaratywna. Poligon wspólnoty. Bez niego jej nie ma. Fajnie jest deklarować wspólnotę z ludźmi, z którymi się stykasz. A weź żyj z ludźmi ściśle, cały czas.
Nic tak nie ogłupia jak stadło rodzinne, nudne i poczciwe.
Poczciwość to złe słowo. Oszukańcze słowo. Słodko, niewinnie upokarzające. Poczciwy, czyli głupi, chociaż sympatyczny. Nic ważnego nie robi. Generalnie nuda. Chcesz ich poniżyć w białych rękawiczkach, nazwij ich poczciwymi.
No ciekawe to życie raczej nie jest. Nie wydaje się.
Ciekawe, nieciekawe to kategoria ulotna i zmienna. Co dziś ciekawe, jutro nieciekawe. Ciekawość to elektryczny impuls. A to jest prąd stały.
Konkretnie co?
Przekazywanie, przenoszenie.
Ja też coś przenoszę i przekazuję. Całą moją pracą. I też jem gofra.
A oni nie pracą zarobkową, której wartość ostatecznie jest zawsze względna i niestała, ale życiem swoim przekazują, przenoszą. Życiem życie. I jeśli przetrwa, to dzięki nim. Bo oni to robią, że ma szanse przetrwać. Kosztem gigantycznego wysiłku, który zabiera niezliczoną ilość czasu i energii. Bo tyle trzeba, żeby to puścić dalej, to życie. I oni to robią. Puszczają życie dalej. Reszta to detale. Upaćkałeś się.
To się uzupełnia. Ci, którzy nie puszczają dalej, i ci, którzy puszczają. To dwa puzzle, które pasują do siebie.
Nie wiem. Właśnie nie wiem. Tu jest podskórna wojna. Tu jest podział. Skryte linie okopów.
Gdzie? Jak?
Wzajemna niechęć, która czasami wybucha. A za nią idzie ustawianie się w sytuacjach po przeciwnych stronach. Często.
I przechodzisz pod budką z goframi na drugą stronę.
Nie wiem. Może.
Zdrajca.
Po prostu się zorientowałem.
Że?
Że to, o co mi chodzi, jest po innej stronie.
A o co chodzi?
No właśnie. O życie.
Ludzkie czy w ogóle? Bo dla mnie to ważne. W ogóle ważne.
Można poszerzać. Daleko. Chyba bardzo daleko można to poszerzyć, ale trzeba wyjść od tego. To jest nasz środek. Serce. Najczulszy. Najważniejszy. Najbardziej chroniony.
Bo bez tego nic. Bez tego nic nie pójdzie dalej. Życie, dzieci i gofry. Stąd się bierze oddech.
Dla mnie z powietrza, z morza, z lasu, z gór oddech. Z tego, co się robi poza staniem z rodziną w kolejce po gofry. Właśnie spoza tego.
Stajemy naprzeciwko siebie.
W przeciwnych okopach.