9/2024
Grzegorz Kondrasiuk

Wiersze nasze

 

Najnowszy spektakl Krzysztofa Warlikowskiego Domena polska to zapowiedź nowego nurtu w twórczości Mistrza, co jest szczególnie ważne w sytuacji mnożących się w ostatnich latach zarzutów o eskapizm i zamknięcie się w tym samym kręgu tematycznym. Tym razem Warlikowski zaskoczył wszystkich, sięgając po powikłane dwudziestowieczne losy rodzimych artystów i inteligentów, za którym to gestem stoją ważkie pytania o kierunek, w którym podąża Polska, po 13 grudnia 2024 roku na nowo odnajdująca miejsce w Zjednoczonej Europie.

Warlikowski, jak wiadomo, buduje scenariusze dla swojego zespołu na erudycyjnych odniesieniach, lubi snuć apokryficzne fantazje o spotkaniach wielkich intelektualistów i artystów czy odtwarzać mniej znane zdarzenia z historii najnowszej. Tym razem głównym wątkiem opowieści uczynił skomplikowane relacje Jarosława Iwaszkiewicza z dwójką młodych mężczyzn: anonimowym Niemcem o imieniu Karl i Pawłem Hertzem.

Heidelberg, końcówka lat dwudziestych. Jarosław Iwaszkiewicz (znakomicie zagrany w wielu tonacjach przez faustycznego i lirycznego Wojciecha Kalarusa) jest dla swoich młodych przyjaciół przewodnikiem i „wtajemniczycielem”. Sam również jest uwiedziony – wizją „Niemiec tajemnych” i „Nowej Rzeszy”, zawartą w twórczości Stefana Georgego. Rozwijając ją, marzy o niemiecko-polskim, germańsko-słowiańskim braterstwie, w atmosferze kultu tężyzny fizycznej i patriotycznej turystyki pieszej. Po spotkaniu z Karlem (Bartosz Bielenia), pokazującym mu starodawny Heidelberg i płomiennie recytującym poematy Georgego, Iwaszkiewicz kreśli strofy, w których „jare watahy półnagich chłopców i dziew” niebawem wybuchną „pod niebo”, aż zabrzmi „jagiellońskie powietrze”. Trwa konferencja Kulturbundu, ruchu intelektualistów i artystów, debatujących, jak na nowo zszyć kulturę europejską i wydobyć Niemcy z izolacji po I wojnie światowej. Po powrocie do Polski poecie marzy się własny krąg ideowy, pracujący na rzecz wielkich idei. Jednym z jego uczestników ma być zapatrzony w Iwaszkiewicza młody, szesnastoletni Paweł Hertz (Bartosz Gelner) – poeta, tłumacz, erudyta, esteta i dekadent.

A potem Warlikowski zmienia, jak to tylko on potrafi robić, europejskie lokalizacje, pokazując klęski tego pomysłu, tych idei i tego romansu: od młodzieńczego rozkochania w oparach idei, przez znużenie i porzucenie przez cynicznego starszego kochanka, aż po starzenie się i kontakty wewnątrz środowiska elity kulturalnej PRL-u (tutaj Hertza gra Mariusz Bonaszewski). Lata trzydzieste, Warszawa, Zakopane, Kopenhaga, Sycylia, znów Warszawa, ale już po wojnie… Wcześniej odbywają nostalgiczną podróż do Taorminy. Jest rok 1938, w przejmującej scenie w ruinach amfiteatru obaj spoglądają w milczeniu na ośnieżoną Etnę. W tle rozbrzmiewają plamy dźwiękowe (rekompozycja na kanwie Nowego lirnika mazowieckiego Zygmunta Mycielskiego). Iwaszkiewicz w myślach wraca do swojego artykułu w „Wiadomościach Literackich”, gdzie spowiadając się z niedawnej fascynacji, odsłonił wpływ, jaki George wywarł na narodowy socjalizm. Kolejna scena rozgrywa się w latach pięćdziesiątych, na premierze radzieckiej, socrealistycznej sztuki Niespokojna starość, którą przetłumaczył Hertz. Do niedawna jeszcze bojowy publicysta „Kuźnicy”, teraz jest oskarżany o zbytnie uleganie zachodnim wpływom i odsuwany na margines oficjalnego życia. Iwaszkiewicz, z kieliszkiem w dłoni, udziela rady swojemu byłemu uczniowi: „Miejscem pisarza nie jest pierwsza linia frontu”. Rozbijająca patos poprzednich scen dowcipna inscenizacja fragmentów tego dzieła, z szarżami Magdaleny Cieleckiej jako przodowniczki pracy i Jacka Poniedziałka jako postępowego profesora (Stefan Żółkiewski?), to jeden z najlepszych momentów przedstawienia – wygląda też na pastisz najmłodszego, politycznie zaangażowanego polskiego teatru.

Spektakl zamyka gorzka puenta: pośmiertne spotkanie obu bohaterów, podczas którego Iwaszkiewicz w sławetnym mundurze górnika (w którym kazał się pochować) pyta milczącego Hertza (Stanisław Brudny) o zbiór esejów Domena polska, o uwielbienie do Zygmunta Krasińskiego, o jego niezrozumiałe wybory życiowe, a właściwie – o ten ostatni, najważniejszy wybór: samotności konserwatysty w warszawskim, liberalnym otoczeniu, oraz o katolicką konwersję. Odpowiedź nie pada, zamiast niej zostajemy ze strofami: „I pługi przejdą po nas, proch zaorzą gniewnie / synowie w takie proste odzienie przybrani, żeśmy świetniejszych nie widzieli pewnie / a wiersze nasze zginą, bo nie były dla nich”.

Uważam Domenę polską za najbardziej radykalny spektakl Krzysztofa Warlikowskiego.

teatrolog, dramaturg, krytyk teatralny. Redaktor i współautor książek Scena Lublin (2017) i Cyrk w świecie widowisk (2017). Pracuje na UMCS, współpracuje z Instytutem Teatralnym w Warszawie.