Duchy skrzywdzonych
Choć Dziady to nasz największy dramat narodowy, jego zagraniczne realizacje zdarzają się niezwykle rzadko. W 1937 roku Leon Schiller wystawił Dziady w Bułgarii, a sofijski spektakl, jak twierdzi Robert Kowalski, stawiano za wzór bułgarskim artystom[1]. Przekład utworu Mickiewicza ukazał się rok później, ale nigdy więcej nie został wykorzystany. W powojennej, komunistycznej Bułgarii Dziady rezonowałyby tak samo jak w Polsce za czasów Gomułki, Gierka czy Jaruzelskiego. Z racji cenzury ich realizacja stała się jednak możliwa dopiero w chwili upadku bloku wschodniego.
Do historii teatru litewskiego weszły Dziady Jonasa Vaitkusa, zainscenizowane w Wilnie miesiąc po ogłoszeniu przez Litwę niepodległości. Jak pisze Maria Makaruk, „[…] w dniu premiery, w Wielki Piątek, 13 kwietnia 1990 r., nad Wilnem krążyły radzieckie helikoptery, a wojsko dokonywało pacyfikacji ludności”[2]. Choć Dziady Vaitkusa grane były w przełomowym dla Litwinów momencie historycznym, reżyser odwoływał się do wojennych doświadczeń swojego narodu, świetnie rozumiejąc, że droga do wolności wiedzie przez rytuał zanurzenia w zbiorowej traumie.
Podobnym tropem podążył Paweł Passini, wystawiając w 2015 roku Dziady w białoruskim Brześciu. Dla objaśnienia sensu tego przedstawienia Jarosław Cymerman posłużył się książką Timothy’ego Snydera Skrwawione ziemie. Widmo nieszczęścia, którego w tej części Europy doświadczyli Polacy, Żydzi, Białorusini, powracało w spektaklu niczym zjawa Gustawa. Dziady po białorusku reżyser zrealizował jeszcze raz, tym razem w Lublinie, gdzie siedem lat później schronili się aktorzy z grupy Wolnych Kupałowców, represjonowani przez reżim Łukaszenki. Nie było wśród nich Sierža Minskieviča, tłumacza utworu, który został w ojczyźnie, był prześladowany, wkrótce umarł.
Na Zachodzie, o ile wiem, Dziady nie zostały wystawione, choć istnieje ich francuski i angielski przekład. Dzięki Andrzejowi Sewerynowi i Michałowi Masłowskiemu, który utwór przetłumaczył, obszerne fragmenty dramatu w 1992 roku zostały odczytane przed francuską publicznością. „Chciałem przede wszystkim powiedzieć, że jeśli Francuzi, Belgowie, Anglicy nie poznają naszej kultury, największych naszych dzieł literackich, to możemy jedynie śnić o stworzeniu wspólnej Europy”[3] – mówił aktor. Sześć lat później publiczną lekturę dramatu powtórzono na festiwalu w Awinionie, ale do realizacji spektaklu nie doszło. Europa wprawdzie nas chciała, ale bez „naszych umarłych”.
Teraz o wejściu do Unii marzą Gruzini. Niestety ich największa partia Gruzińskie Marzenie chce po październikowych wyborach rozwiązać wszystkie ugrupowania opozycyjne, na co Bruksela pod koniec lipca zareagowała odebraniem Gruzji statusu kandydata. Wcześniej, na wzór Rosji, ta sama partia próbowała narzucić niezależnym mediom i organizacjom status „zagranicznych agentów”. Doszło do protestów, lider opozycji został pobity, wiele osób aresztowano. W takich okolicznościach odbyła się w Tbilisi długo przygotowywana premiera Dziadów w tłumaczeniu poetki Anny Kopaliani i reżyserii Andra Enukidze. Sensu dramatu Mickiewicza nikomu nie trzeba było tłumaczyć. „Najbardziej serio wybrzmiewa scena z księdzem Piotrem i panią Rollisonową” – pisze o spektaklu w tym numerze „Teatru” Marek Troszyński. „Po ostatecznym wyjściu z salonu zdesperowana Rollisonowa jeszcze raz wpada na scenę z pistoletem w ręku, mierząc na oślep”.
Podobne sytuacje zainscenizowała rok wcześniej Maja Kleczewska w Dziadach zrealizowanych z ukraińskimi aktorami w Iwano-Frankiwsku, reżyserując spektakl-protest przeciwko putinowskiemu reżimowi, Cerkwi prawosławnej i rosyjskiemu establishmentowi. Na scenie pojawili się nawet ukraińscy żołnierze w okopach – i niewykluczone, że niektórzy aktorzy Kleczewskiej rzeczywiście trafią na front. Sceną dla aktorów z Gruzji już wkrótce może natomiast stać się majdan.
Nie z desperacji, ale z dumy, uporu i wiary w siłę obrzędu powstały niedawno Dziady polsko-ajnuskie. Tekst II i IV części dramatu Mickiewicza w tłumaczeniu Tokimasy Sekiguchiego wystawiła Jadwiga Rodowicz-Czechowska. Była aktorka Gardzienic, znakomita japonistka, badaczka teatru butoh, jest wicedyrektorką Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku i właśnie stamtąd wiedzie jej droga do Ajnów. Nie kto inny bowiem jak Bronisław Piłsudski, rodzony brat Marszałka, na początku XX wieku spędził kilka lat wśród tych rdzennych mieszkańców Sachalinu, Wysp Japońskich i Kurylów. Zafascynowany ich kulturą i przejęty ich losem, napisał nawet ajnuską „modlitwę do duchów”, którą reżyserka włączyła do scenariusza swojego spektaklu.
Polska, japońska i angielska wersja tego scenariusza (wraz z licznymi komentarzami) ukazała się niedawno w książce Inne, a jednak „Dziady”. Wynika z niej, że centralne miejsce w spektaklu o ludzie skolonizowanym na własnej ziemi zajmuje milcząca zjawa. Przemilczeniem bowiem „bywało pochodzenie ajnuskie”, przemilczane były także „podrzędna rola kobiety” oraz „prawdziwe imiona Ajnów i Ajnek, których szczątki wykopano z grobów, oznaczono numerami katalogowymi i poddano badaniom, a następnie zmagazynowano w kartonach”. Dziady polsko-ajnuskie rzeczywiście są inne, a jednak pozostają sobą, bo zjawiają się w nich duchy skrzywdzonych.
[1] R. Kowalski, Realizacje „Dziadów” na scenach teatralnych świata; źródło: https://culture.pl/pl/artykul/realizacje-dziadow-na-scenach-teatralnych-swiata, dostęp: 28.08.2024.
[2] M. Makaruk, Litewscy reżyserzy czytają „Dziady”, [w:] Pod znakiem Orła i Pogoni. Polsko-litewskie związki naukowe i kulturowe w dziejach Uniwersytetu Wileńskiego, red. I. Fedorowicz, M. Dawlewicz, K. Geben, Wilno 2021, s. 487.
[3] Cyt. za: M. Kubik, Dwie inscenizacje, „Gazeta Uniwersytecka UŚ” nr 4/2002; źródło: https://gazeta.us.edu.pl/node/211501, dostęp: 28.08.2024.