9/2024

Gruzińskie Dziady

Dziady wyreżyserowane przez Andra Enukidze, siłą rzeczy odseparowane od bogatej polskiej tradycji teatralnej, są realizacją odkrywczą i odważną, a artystycznie momentami wręcz porywającą.

Obrazek ilustrujący tekst Gruzińskie Dziady

Fot. Beka Tsirekidze

 

Pierwszego lipca tego roku, w Teatrze Liberty przy alei Szoty Rustawelego w Tbilisi, odbyła się premiera gruzińskiej inscenizacji trzeciej części Dziadów w reżyserii Andra Enukidze. Wydarzenie to poprzedzał kilkuletni cykl przygotowań, zainspirowany przez Instytut Teatralny i sfinansowany niemal w całości przez polską stronę – początkowo w ramach programu Instytutu Adama Mickiewicza „44 x Mickiewicz”, a w kolejnych dwóch latach w ramach programu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Kultura inspirująca”. Tekst wszystkich części dramatu przetłumaczono na język gruziński; przekładu dokonała doświadczona tłumaczka literatury polskiej Keti Kantaria, a tłumaczenie filologiczne opracowała uznana gruzińska poetka Anna Kopaliani. Andro Enukidze, znany w Polsce, ceniony i nagradzany reżyser, który zna tekst dramatu także w polskiej wersji, ocenił to tłumaczenie bardzo wysoko. Zwraca uwagę fakt, że zachowano oryginalne brzmienie tytułu – nie został on przetłumaczony, a po prostu zapisany w alfabecie gruzińskim. Dodatkowym, ale trwałym efektem projektu będzie publikacja przekładu wszystkich części Dziadów.

Kilkuletnie przygotowania do premiery obejmowały również wizyty polskich specjalistów od teatru, dramatu i epoki romantycznej. Cykle warsztatów i wykłady miały za zadanie przybliżyć kontekst historyczny i literacki, a także tradycję inscenizacji i kontekst społeczno-polityczny tego kluczowego dla polskiej kultury, a szerzej nieznanego w innych krajach dzieła. Przedmiotem zainteresowania była nie tylko trzecia część Dziadów – w pierwszym etapie Andro Enukidze wraz ze studentami Państwowego Uniwersytetu Teatru i Filmu im. Szoty Rustawelego zaprezentował performatywne czytanie (a właściwie pełny spektakl) przetłumaczonej już wcześniej drugiej części dramatu Mickiewicza.

Zagraniczna inscenizacja Dziadów w przekładzie jest wydarzeniem niebywale rzadkim – i niezwykłą okazją do „przetestowania” uniwersalnego znaczenia tekstu sprzed niemal dwóch wieków. Andro Enukidze miał przekonanie o potencjale tekstu i możliwościach jego zaistnienia w aktualnym kontekście społecznym i politycznym. Nie niwelując historycznego osadzenia w dziewiętnastowiecznych doświadczeniach Polski w ramach rosyjskiego imperium, wyzyskał w swojej interpretacji siłę przekazu odnoszącego się do wartości uniwersalnych – ludzkiej godności i jej konfrontacji z aparatem terroru obcego państwa. Jak jednak można przełożyć teatralnie „polskość” na „gruzińskość” w sposób zrozumiały i akceptowalny dla współczesnego widza, dla Gruzina? Enukidze zaznaczał w wywiadach specyfikę wrażliwości kaukaskiej i konieczność korekt ułatwiających dotarcie do niepolskiego odbiorcy. W tym celu dokonał pewnych przestawek w warstwie słownej, drobnych zmian w tekście, a nawet „uzupełnień”. Forma artystyczna uległa też swego rodzaju „gruzinizacji” – zgodnie z reżyserskim wyczuciem wrażliwości widzów.

Recepcja tej inscenizacji przez Polaka – nawet mimo żywej obecności oryginalnego tekstu w pamięci – wymagała ogromnej uwagi. Szczęśliwie mogłem obejrzeć spektakl dwukrotnie. Poczynione przez reżysera konieczne skróty nie były zbyt dolegliwe ani rozległe – całość trwała około stu czterdziestu minut. Zasadnicza materia dramaturgiczna została zachowana pomimo dokonanej przez reżysera roszady scen. Pozostała też obecna u Mickiewicza groteska, wzmocniona i wykorzystana w przemyślanym rytmie za pomocą różnych środków scenicznych. Deklarowanym i widocznym efektem było zniwelowanie patosu dzięki wykorzystaniu scen o charakterze komicznym; na przykład sen Senatora wpleciono jako inkluzję do sceny więziennej. Innym chwytem jest pojawienie się w scenie Wielkiej Improwizacji alter ego (ironicznego rezonatora?) dla przepełnionego pychą Konrada. Obsadzony w tej roli aktor odgrywa jako trickster pantomimę będącą tłem i komentarzem dla Konradowych rewelacji. Gdy ten skacze po meblach, siada na szczycie kraty i lewituje nie tylko nad podłogą, ale i nad „zdrowym rozsądkiem” – ten drugi chodzi po podłodze, porządkuje i spogląda na monologującego Konrada jakby z niedowierzaniem i dystansem, a może nawet z kpiną. W innym momencie na scenę wpada ekipa fotoreporterów, zaznaczając z jednej strony dokumentalny wymiar wydarzeń, które stały się kanwą akcji, a z drugiej właśnie dystans do niej, wynikający z medialnego pośrednictwa. Zakwestionowanie, czy może raczej pewne zniwelowanie patosu nie osłabia go, ale przez kontrast uwydatnia powagę dramatu.

Mocnych momentów jest w reżyserii Enukidze wiele. Zaskakującym chwytem jest zastąpienie na balu u Senatora melodii z Don Juana Mozarta. Polonez, a potem menuet, jest u Enukidze tańczony do pieśni Wołga, Wołga mat’ rodnaja wykonywanej forte przez bas wojskowego chóru. Efekt jest piorunujący również dzięki dokonywanemu z niezwykłym wyczuciem rytmicznemu dawkowaniu – taniec jest kilkukrotnie przerywany. I w końcu – jeśli odwołać się do treści tej rosyjskiej piosenki-ballady – wcale nie taki jednoznaczny… Najbardziej serio wybrzmiewa scena z księdzem Piotrem i panią Rollisonową. Tutaj reżyser dokonał może najpoważniejszej zmiany. Po ostatecznym wyjściu z salonu zdesperowana Rollisonowa jeszcze raz wpada na scenę z pistoletem w ręku, mierząc na oślep. Wydaje się to realizacją prawa wendety – „gwałt niech się gwałtem odciska”, nie bądź bierny, podejmuj walkę – ale też dobitnym wyartykułowaniem ostrzeżenia: nie wymachuj bronią bez sensu.

Przestrzeń sceny jest zaprojektowana minimalistycznie, ale wyraziście – jej centralnym elementem są ruchome kraty. W pierwszej scenie są to kraty więzienia: mogą się otwierać, czasem można nawet przez nie przejść, ale nie znikają i są stale obecne. Stanowią tło i widoczny element w salonie Senatora. W spektaklu wykorzystano także środki audiowizualne – w głębi sceny, po bokach, umieszczono dwa ekrany, używane zresztą z umiarem i w sposób przemyślany. Tam, na przykład, pojawiają się napisy zapowiadające przemianę Gustawa w Konrada oraz końcowa narracja oparta na przedmowie dramatu.

Mimo relatywnie niewielkiej sceny teatru przedstawienie ma wymiar monumentalny, również przez zaangażowanie dużej liczby aktorów (chociaż niektórzy z nich wcielają się w różne postacie). Misteryjna proweniencja diabłów i aniołów zostaje zracjonalizowana – ich rolę odgrywają uwięzieni studenci. Zło zostało wcielone, jest uśpionym bądź aktywnym aspektem każdego człowieka. Dzięki temu polityka nie jawi się tu jako starcie ideologii, lecz podkreśla się jej ludzki, moralny wymiar.

Aktorzy grają bez niemal już obowiązkowych w teatrze mikroportów. Obok ról wielkich, jak Nowosilcow (Archil Baratashvili), ksiądz Piotr (Kakha Mikiashvili) czy Konrad (Givi Balanchivadze), także postacie epizodyczne są wyraziste i dopracowane w szczegółach. Wyjątkowo spektakularnie prezentują się swego rodzaju etiudy – fragmenty popisowe, które bez rozrywania dramaturgii dają możliwość zaistnienia i aktorskiego wyczynu najczystszej próby. Rewelacyjny jest Giga Kakubava we wszystkich swoich wcieleniach – jako Żegota, Diabeł, w końcu lokaj Nowosilcowa. To postać niezwykle spektakularna, z mimiką godną filmu niemego. Ma się wrażenie, że to właśnie jego aktorska kondycja i emploi mogły zainspirować ostateczny kształt odgrywanych przez niego ról. Filarem ideowej powagi staje się wspaniały ksiądz Piotr, przypominający wizualnie brata Wilhelma z Baskerville granego przez Seana Connery’ego w filmie Imię róży – a może też trochę na niego upozowany. Aktor obsadzony w tej roli jest ogólnie znaną i poważaną twarzą w telewizji Patriarchatu Gruzji, co jest czytelne dla miejscowego widza i w pewnym sensie dodatkowo uwierzytelnia odgrywaną postać. Rolę Konrada powierzył Enukidze młodemu adeptowi sztuki aktorskiej. Z relacji reżysera wiem, że jest to nie tylko młody zdolny aktor, ale także bardzo niespokojny duch, poszukujący i podejmujący szalone wyzwania, co właśnie predestynowało go do roli Konrada – polskiego rebelianta. Wyraziście odegrał swoją rolę jako jeden z więźniów, a zarazem jako postać szczególna: poeta. Zmierzenie się (zgranie) z tym ironicznym zwierciadłem, które mu podstawił reżyser w postaci „towarzysza” – improwizacji – było dla niego na pewno dodatkowym zadaniem. „Samotność – cóż po ludziach” okazuje się tutaj mrzonką; samotność to w rezultacie możliwość prawdziwego spotkania z samym sobą.

Scena zdominowana jest przez aktorów młodych i bardzo młodych; aktor grający rolę Nowosilcowa niewiele odbiega pokoleniowo od reszty – tę przykrą rolę nie tylko czarnego charakteru, ale i śmiesznego karierowicza gra wręcz brawurowo we wszystkich scenicznych wejściach. Te wybitnie odegrane role wyróżniają się na tle wyrównanej stawki tylko dlatego, że pozostałe po prostu nie dają szans równie intensywnego zaistnienia na scenie. Enukidze zatrudnił też „statystów” – dwóch uchodźców. Białorusin i Ukrainiec ze Lwowa pojawiają się na scenie z krótką, ale wymowną frazą. Z naiwnym zdziwieniem i raczej w kierunku widowni jeden z nich mówi po rosyjsku: „Dlaczego nas tak wszyscy nienawidzą?” – popatrzcie, przecież jesteśmy tacy sympatyczni…

Trudno wyrokować, jak zostanie odebrany ten spektakl, gdy w nowym sezonie wejdzie do stałego repertuaru. Premierowa widownia – też zresztą przeważnie młoda – reagowała żywo, a na zakończenie natychmiast zrywała się burza oklasków na stojąco. Byłem świadkiem, jak podczas jednego z antraktów do grupy widzów zebranych przed teatrem krzyknął coś przypadkowy przechodzień. Tłum odpowiedział natychmiast, skandując okrzyk – jak nam wytłumaczono – „naprzód, Gruzjo!”. Oczywiście ze strony przypadkowych zapewne inspiratorów nie mogło to być żadne nawiązanie do wydarzenia, jakim był trwający spektakl, ale już spontaniczna i zgrana reakcja widzów – tak…

Spektakl wieńczy końcowy fragment autorskiej przedmowy do dramatu. Z ekranu na scenie odczytuje go Avtandil Makharadze – postać wybitna, kojarzona z docenioną wieloma nagrodami (Chicago, Tokio, Cannes) rolą ojca i syna w filmie Pokuta Tengiza Abuladze. Odczytuje on ten fragment, w którym jest mowa o cierpieniu narodu i obojętności Europy – słowa te stanowią niestety aktualne memento i nawiązują wprost do eskalacji napięcia politycznego w regionie. Analogie z polskim dramatem wydają się oczywiste.

Dziady wyreżyserowane przez Andra Enukidze, siłą rzeczy odseparowane od bogatej polskiej tradycji teatralnej, są realizacją odkrywczą i odważną, a artystycznie momentami wręcz porywającą. Jestem przekonany, że zajmie ona ważne miejsce w historii inscenizacji Mickiewiczowskiego arcydramatu. Liczę na to, że polska publiczność będzie miała szansę zmierzenia się z gruzińskim przedstawieniem, i tego też jej życzę.

 

Teatr Liberty w Tbilisi

Dziady Adama Mickiewicza

tłumaczenie Keti Kantaria, Anna Kopaliani

adaptacja, reżyseria Andro Enukidze

premiera 1 lipca 2024

doktor nauk humanistycznych. Specjalizuje się w problematyce polskiego romantyzmu (szczególnie życia i dzieła Juliusza Słowackiego).