11/2024
Antonina Grzegorzewska

Znam to na pamięć

 

Rzeczą, której zazdroszczę aktorom, jest trenowana pamięć. Jednym z elementów egzaminu wstępnego na wydział aktorski nadal pozostaje recytacja wiersza i interpretacja wyuczonej prozy. Nawet jeśli po studiach aktorzy muszą opanowywać kwestie z klasycznych teatralnych dramatów rzadziej niż kiedyś, i tak dysponują wielką biblioteką wkutych na pamięć wierszy. Nigdy nie zapomnę Ireny Jun, która w czasie towarzyskiego spotkania zastygła nagle i powiedziała wiersz Gałczyńskiego o Bachu (wiązało się to z rozmową), a powiedziała w taki sposób, że przechodziły ciarki – mówione słowa po prostu cięły duszę. Zrozumiałam wtedy, co to znaczy dobra recytacja i przyznaję, że chętnie obcowałabym z tak mówionym wierszem dużo częściej. Z wierszem powiedzianym twarzą w twarz, a nie ze sceny.

W moich czasach z każdego roku nauki wychodziło się z jakimś utworem wkutym na pamięć, wybranym z oczywistego kanonu rodzimej literatury. Od Bogurodzicy, przez inwokację z Pana Tadeusza i Odę do młodości, do Pieśni o żołnierzach z Westerplatte Gałczyńskiego. Cenię te szkolne wspomnienia, choć moje skąpe archiwum, wzbogacane w późniejszych latach o wiersze Rimbauda i Baudelaire’a, dosyć już stopniało i pamiętam jedynie jego skrawki. Jak wielkimi jesteśmy kalekami, zarzuciwszy uczenie się poezji na pamięć, zrozumiałam, gdy czytałam Wspomnienia wojenne Karoliny Lanckorońskiej. Pojawia się w nich wielokrotnie (znany mi też z innych zapisków obozowych) motyw duchowego ratunku, z którym przychodziła zapamiętana poezja recytowana przez zamknięte we wspólnym baraku więźniarki. W koszmarnych przeżyciach więziennych i obozowych Lanckorońskiej (Ravensbrück) cytaty nie tylko stają się sposobem na przetrwanie ducha, ale też stanowią rodzaj szyfru. Lanckorońska ze swoim dowódcą porozumiewa się za pomocą odwołań do Słowackiego. Znajomość hymnów poety jest dla nich oczywistością. Z kolei cytowani przez Lanckorońską biegłym niemieckim Schiller i Goethe wprowadzają hitlerowskich funkcjonariuszy w osłupienie i upokarzają ich do szpiku kości.

Gdy do obozu w Ravensbrück trafia grupa Greczynek, szczególną uwagę Polki przykuwa jedna z nich.

 

„Pewnego dnia, żeby jej sprawić przyjemność, powiedziałam jej parę wierszy Homera. Reakcja Suli była nieoczekiwana. Śliczną głowę o czarnych lokach odrzuciła w tył. Oczy zabłysnęły niewypowiedzianą dumą, poczuła się w tej chwili przedstawicielką wieczystego dziedzictwa Grecji. Stanęła przede mną i zaczęła deklamować długie ustępy z Iliady. Tłumy kobiet wokoło nas ucichły, ustały kłótnie i wrzaski. One słów nie rozumiały, lecz patrzyły ze zdumieniem na wyniosłą postać dziewczyny, na wyraz jej twarzy uroczysty i promienny zarazem. Odczuły wyraźnie, że głos ten i obce te wiersze nie mają już nic wspólnego z otaczającym nas światem poniżenia i brzydoty. Myśmy zaś słuchały spiżowych heksametrów poematu bohaterstwa, a wokoło nas zdawało się w tej chwili nie istnieć to wszystko, co nosiło piętno niedoli”.

 

W innej części książki motyw wzajemnej poetyckiej wymiany powraca po raz kolejny.

 

„Nic dla nich zrobić nie mogłam, poza podawaniem im wiadomości z obozu i z gazet oraz przesyłaniem wierszy wypisanych z pamięci na kartkach, głównie Słowackiego, o co prosiły. Ledwie w parę dni po operacjach jedna z nich, Joanna Szydłowska, mężatka, która miała w kraju 7-letnią dziewczynkę, zaczęła mi się odwdzięczać, przesyłając mi przez Urszulę ogromną ilość wierszy, przede wszystkim Norwida. Umiała bowiem wszystkie ważniejsze jego utwory na pamięć”.

 

Człowiek kim jest dowiaduje się w ekstremalnych warunkach, gdy straci grunt pod nogami. Ostateczna katastrofa to utrata biblioteki, która była zabezpieczeniem jego pamięci. Wyobrażam sobie, jakim skarbem w obozach była obecność aktora, to musiało być jak wygranie losu na loterii.

Ten sam motyw czerpania ze swojej pamięci i wyobraźni pojawia się w Małej księżniczce Frances Hodgson Burnett. Główna bohaterka z roli księżniczki zostaje zdegradowana do roli pomywaczki i udowadnia, że taka degradacja jest tylko pozorna, gdyż szlachetność nie leży w tytule, a raczej w heroizmie niesprzeniewierzenia się jego zobowiązaniom. Udaje jej się przetrwać zimno i głód dzięki opowiadaniu przyjaciółce wydarzeń z Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Jej bieda okazuje się więc pozorna. Nędzarzem jest ktoś, kto nie nosi z sobą prawdziwie cennego, niezniszczalnego bagażu.

Władysław Szpilman ukrywając się w jakichś zakamarkach strychu po aryjskiej stronie, spędzał czas na poruszaniu palcami i graniu całych partytur „na sucho”.

Gdy Lanckorońską zamknięto w ciemnicy, wynalazła „przyjemny sposób spędzania dnia”.

 

„Przenosiłam się wyobraźnią codziennie do jednej z wielkich galerii europejskich i oglądałam obrazy. […] Dochodziłam chwilami do zadziwiającej intensywności i mogę zapewnić, że koloryt wenecki nigdy nie wydawał mi się tak płomienny, jak wówczas w ciemnicy”.

 

Z równą siłą pamiętam niektóre przedstawienia teatralne. Nie odtwarzam ich jednak, bo brak mi doświadczenia ciemnicy i żyję w świecie oślepiających świateł.

plastyczka, dramatopisarka, autorka m. in. dramatów On, Ifigenia, Migrena, laureatka konkursu „Dramatopisanie”, w ramach którego napisała dramat La Pasionaria.