1/2012
Obrazek ilustrujący tekst Fedra

Fedra

przełożył Antoni Libera

AKT DRUGI, SCENA PIĄTA

Fedra, Hipolit, Enona

FEDRA
Jest. – I już serce łomocze mi w piersi.
O czym z nim miałam mówić? Nie pamiętam.

ENONA
O twoim synu. Tylko ty go chronisz.

FEDRA
Ponoć wyjeżdżasz i to jeszcze dzisiaj.
Pragnę więc z tobą, łącząc się w żałobie,
Pomówić o tym, co mnie niepokoi.
Mój syn już nie ma ojca, a niebawem
Straci i matkę, którą gubi los.
Już dziś to dziecko zewsząd atakują.
Tylko ty jeden mógłbyś je obronić.
Boję się jednak w głębi mego serca,
Że jego dola mało cię obchodzi,
A nawet gorzej, że żywiąc urazę
Do mej osoby, będziesz mścił się na nim.

HIPOLIT
To byłoby poniżej mej godności.

FEDRA
Skarżyć się jednak nie miałabym prawa.
Doznałeś bowiem wielu krzywd ode mnie.
Lecz nie wiesz czemu. Prawdy znać nie możesz.
Otóż pragnęłam cię zrazić do siebie,
A to dlatego, żeś mi strasznie ciążył.
Intrygowałam, i jawnie, i skrycie,
By nas na zawsze rozdzieliło morze.
Rozporządziłam nawet, aby przy mnie
Nie wymawiano twojego imienia.
Lecz jeśli karę zniewaga wyznacza,
A twoja niechęć odbiciem jest mojej,
To jak nikt inny godnam jest litości
I jak nikt inny nie godna odwetu.

HIPOLIT
Że matka własnym przejmuje się dzieckiem,
A na pasierba patrzy podejrzliwie,
To zrozumiałe. W rodzinach z przeszłością
Skryta nieufność to rzecz pospolita.
Każda w ten sposób by mnie traktowała
Na twoim miejscu, a nawet i gorzej.

FEDRA
Nie o to chodzi. Niech niebo zaświadczy,
Że te zasady zawsze mnie mierziły.
Mnie truje i pożera co innego.

HIPOLIT
Za wcześnie, pani. Z pewnością za wcześnie.
Powinnaś ufać, że twój mąż wciąż żyje,
A niebo sprawi, iż wkrótce powróci.
Sam Neptun nad nim czuwa. Taki bóg
Mojego ojca nigdy by nie zawiódł.

FEDRA
W krainę zmarłych tylko raz się wchodzi.
A więc jeżeli Tezeusz tam zaszedł,
To i bóg stamtąd go nie wydostanie:
Chciwy Acheront nie puści ofiary.
Lecz zaraz! Przecież... on oddycha w tobie.
Oto go widzę, gdy patrzę na ciebie.
Mówię do niego, a serce aż... Biada!
Ten szał wbrew mojej woli się objawia.

HIPOLIT
To właśnie cud miłości: choć go nie ma,
Ty Tezeusza wciąż masz przed oczami
I w wyobraźni garniesz się do niego.

FEDRA
Istotnie, książę, ciągle o nim myślę,
I go miłuję, ale nie takiego,
Co stale szuka przygód – rozpustnika,
Łasego wręcz na łoże boga zmarłych,
Ale wiernego, dumnego, młodego
I pociągającego, wbrew swej surowości:
Takiego jak bogowie – lub jak ty!
Bo tak wyglądał, gdy przybył na Kretę,
Wtedy przed laty; tak patrzył i mówił,
Z tą właśnie ujmującą nieśmiałością.
Jakby stworzony dla córek Minosa.
Coś wtedy robił, panie? Gdzieś przebywał,
Gdy kwiat rycerstwa Grecji tam wyruszał?
Czemuś za młody był, aby popłynąć
Razem z innymi ku naszym wybrzeżom;
I zabić tego potwora w samotni,
I wyjść z jej mrocznych, zdradzieckich czeluści –
Z pomocą nitki, która by cię wiodła,
A którą by ci dała moja siostra...
To znaczy ja, nie ona, bo ja pierwsza
Przez moją miłość na tę myśl bym wpadła.
To dzięki mnie, to dzięki mej pomocy
Wyszedłbyś, książę, z kręgów labiryntu.
Lecz cóż tam nitka! Urzeczona tobą,
Zrobiłabym dla ciebie znacznie więcej.
Jak niezawodny towarzysz w potrzebie,
Sama bym z tobą poszła, i to przodem;
I albo razem z tobą bym wróciła,
Albo wraz z tobą poniosłabym śmierć.

HIPOLIT
Pani, co mówisz! Czy ja dobrze słyszę?
Rozmawiasz ze mną, a nie z moim ojcem!

FEDRA
Dlaczego sądzisz, że się zapomniałam?
Czy uwłaczałam jakoś swojej czci?

HIPOLIT
Istotnie, wybacz. Źle cię zrozumiałem.
Nie było w twoich słowach nic zdrożnego.
Teraz mi wstyd okropnie, więc już pójdę...

FEDRA
Nie! Tyś mnie dobrze, okrutny, zrozumiał!
Dość powiedziałam, abyś nie miał złudzeń.
Lecz poznaj całą prawdę mego serca. –
Otóż tak, kocham, lecz kocham wbrew sobie:
Czuję się winna i potępiam siebie,
I z tą szaloną miłością się zmagam;
Nie karmię jej trucizną półprzytomnie. –
Nieszczęsny, na kim ciąży zemsta Niebios!
Mam wstręt do siebie większy niż ty do mnie.
Bogowie niech zaświadczą, bo to oni
Wzniecili we mnie ten fatalny ogień,
By się napawać szaleństwem śmiertelnej
I czerpać z tego nieśmiertelną chwałę.
Zresztą przypomnij sobie sam, jak było:
Jak ci robiłam wstręty, jak nękałam;
Czyniłam wszystko, byś mnie znienawidził
I się z odrazą odsunął ode mnie.
I to mi się udało, lecz nic więcej,
Bo moja miłość nawet nie przygasła.
A wraz z niedolą twą jeszcze się wzmogła.
Wypłakiwałam oczy, usychałam.
Dość było spojrzeć, aby to zobaczyć,
Gdybyś, rzecz jasna, choć raz na mnie spojrzał. –
Lecz czemu ja to mówię! Nie myśl, książę,
Że ci tę hańbę wyznaję umyślnie.
Miałam na względzie syna: moim celem
Było uprosić cię, byś go nie krzywdził.
Lecz zamiar kogoś, kto kocha, jest płochy:
Zamiast o synu mówiłam o tobie.
Więc mścij się teraz, ukarz za tę zbrodnię,
Potomku bohatera nieodrodny;
Uwolnij świat od tej występnej bestii!
Wdowa po Tezeuszu lgnie do jego syna!
Tę zwyrodniałą sukę trzeba zabić! –
Oto me serce. Przebij. Tutaj uderz.
Czuję, jak niecierpliwie czeka na to,
Aby nareszcie okupić swą winę.
Uderz! Lub jeśli to niegodne ciebie,
Jeśli tej słodkiej męki mi odmawiasz
Lub nie chcesz brukać sobie ręki krwią,
To chociaż użycz miecza... Daj mi go!

Fragment nowego przekładu Fedry Jeana Racine’a pochodzi z książki wydanej w grudniu 2011 roku przez PIW.