1/2012

Medialność i teatralność

Inscenizacja Kartoteki zawsze jest sprawdzianem dla wyobraźni reżysera. Spektakl Piotra Ratajczaka sprawia, że przez godzinę pozostajemy w multiplikujących się historiach niedokończonych.

Obrazek ilustrujący tekst Medialność i teatralność

fot. materiały promocyjne Bałtyckiego Teatru Dramatycznego

Nowa Kartoteka zaczyna się przy szatni Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie. Widzowie wchodzą bowiem w grupie, przez zaplecze, na tyły głównej sceny. Jesteśmy poza centralnymi traktami teatralnymi (w Koszalinie, przy jesiennych płaszczach), więc poświęcę zdanie publiczności, która ma także pewną rolę do odegrania. Dziwna rzecz, ale może ważna: są dwie wyraźne grupy widzów – uczniowie i seniorzy. Bohater, przypomnijmy sobie, ma czterdzieści lat i „jest dopiero wicedyrektorem operetki”, a może ma sześćdziesiąt, co podpowiada logika przerabianej na naszych oczach biografii. Osoby w średnim wieku to na widowni mniejszość, wyglądają trochę na zagubionych lub opiekunów dominujących grup wiekowych. Po spektaklu usłyszę w toalecie, że trzeba szybko wracać do domu, czeka materiał na klasówkę z WOS-u. Załóżmy więc, że godzina Kartoteki to też była lekcja wiedzy o społeczeństwie w Koszalinie. Oto kim będziecie, drodzy młodzi widzowie, jak się wam życie ułoży w migawki, już nie w papierowe fiszki, lecz w zapisy wideo lub coś tam, co wymyślimy niedługo. Kiedyś też tak było – wojna, partyzantka, polskie przełomy, a wreszcie domowa nuda przyszły niespodziewanie, zaraz po pierwszej fascynacji erotycznej. Starsza część widowni odrabia w teatrze (i widać to na twarzach) historię życia widzianego z perspektywy dojrzałych podsumowań.
Najpierw trzeba wejść, zająć miejsca na widowni, spojrzeć na scenę. Inspicjentka wskazuje drogę, mówi: „Czerwony chodnik jest dla państwa”. Nie wiem, czy tę kwestię napisał dramaturg Jan Czapliński, wymyślił reżyser czy podpowiedziało inspicjentce doświadczenie: nie zadeptywać sceny pokrytej czymś przypominającym linoleum. Tak czy owak, brzmi fantastycznie. Idziemy po chodniku na swoje miejsca, omijając te z kartką „rezerwacja”. Zajmą je aktorzy. Pomieszani z publicznością, filmowani ręczną kamerą przez Dziennikarza, atakowani przez cały zespół nastawiony na zdobycie jakiegoś newsa. Widoczni jesteśmy wobec tego na dużym ekranie umieszczonym u góry sceny, na dwóch telewizorach stojących po bokach i dwóch mniejszych, wmontowanych przemyślnie w rampę oddzielającą główne miejsce akcji od aktywizowanej raz po raz widowni. Trudno to opisać jednym zdaniem, ale ważne jest, że całość scenografii Matyldy Kotlińskiej robi wrażenie niezwykle sfunkcjonalizowanej, „kompaktowej” przestrzeni. W centrum stoi oczywiście łóżko z rozbebeszoną pościelą – element intymny, w końcu to Różewicz i Kartoteka – wchodzimy więc do prywatnego domu Bohatera (Wojciech Rogowski), do jego wnętrza, pamięci, psychiki, uczuć i do naszej zbiorowej Historii. Daty przełomów przestają być tak bardzo ważkie, dramatyczne, gdy pokażemy świat w poetyce newsa. Ponieważ mamy w spektaklu rok 1980 (do tej daty sięga pamięć postaci), a w realnym świecie 2011, prywatne przestrzenie przestały być pokojami przechodnimi, są laboratoriami medialnymi. Tę zmianę oddaje koncepcja spektaklu.
Jeszcze zdanie o scenografii, choreografii (Arkadiusz Buszko) i reżyserskiej koncepcji. Poza tym, że ruch na scenie oraz nas, widzów, śledzi kamera, a wyświetlany na wszystkich ekranach obraz ulega spowolnieniu, rozmazaniu, obróbce, wyświetla się też na nim tekst, najważniejsze słowa zostają wybite. W ten sposób podkreśleniu ulega medialność świata, ale i poetyckość dramatu Różewicza. Za łóżkiem, w centrum znajduje się szklana przesłona. W pierwszej scenie bohaterowie tworzący zwartą grupę, wyglądającą może na ochroniarzy, pracowników korporacji, może jakiś półmilitarny oddział dziennikarski, mówią do Bohatera zza tej przesłony. Zanim wejdą do prywatnego domu, zaczną filmować, zadawać pytania, epatować fragmentami zwierzeń, ingerować w tok myśli, wspomnień Bohatera, a także zmuszać widzów do reakcji (zajmują między nami miejsca, filmują nas) – są oddzieleni, choć widoczni. W szklanych drzwiach odbija się oczywiście także główny plan widowiska. Na końcu, gdy Bohater odrzuci spływający nad łóżko stryczek, szklana tafla się rozsunie i zobaczymy za nią scenę i fotele głównej sali teatru. Tam odejdzie Wojciech Rogowski, odzyskując w pewnym sensie autonomię. Ze świata wszechobecnej kamery oddali się do świata gry. Ze świata podglądania – do świata, nad którym może zapanować. Z uprzedmiotowienia – do upodmiotowienia. Tę podmiotowość współtworzy także „Kartotekowy” rekwizyt główny, czyli łóżko. Postać wykreowaną przez Rogowskiego przed uprzedmiotowieniem ratuje, paradoksalnie, rozmemłanie. Pozostali bohaterowie są mniej lub bardziej wprzęgnięci w wąskie ramy swoich wcieleń i historii, a najmniejszy margines mamy my, widzowie. Rogowski-Bohater może się przykryć kołdrą, my musimy na niego patrzeć pod okiem kamery.
Metateatralna i metamedialna myśl scalająca spektakl podoba mi się, nawet jeśli nie jest nowa, a ja manipuluję nieco intencją twórców. Tak jednak rozumiem to rozwiązanie. Przez godzinę jesteśmy w multiplikujących się historiach niedokończonych, w biografii pokolenia Różewicza skonfrontowanej z tym, co nas samych otacza. W nowoczesności, która zaczyna się wspomnieniem wojny, a kończy naszą codziennością. Ekrany, mikroporty, w które zaopatrzeni są aktorzy, mikrofony i kamery, fragmenty kultowej muzyki – pomagają wzmocnić myśl, że tkwimy w matriksie, jesteśmy podglądani, rejestrowani i nie wiadomo, czy mamy własną pamięć, własne życie. Na koniec okazuje się, że to jednak sztuka, a budulcem scenicznego dynamitu jest tekst wielkiego poety. Melancholia mężczyzny w średnim wieku zaś pomaga mu odciąć się od kontrolerów i kontroli. Melancholia jest receptą na nowoczesność? Być może.
Całość przedstawienia ma napęd, poszczególne sekwencje powiązane z postaciami następują po sobie na pewno nie sennie, choć Bohater chciałby spędzić resztę życia w łóżku. Główna postać grana przez Rogowskiego to zmęczony, zaniedbany mężczyzna. W założeniu koszuli pomaga mu ekipa złożona z postaci żądających uwagi i zaangażowania. Niemal nie zwraca uwagi na awanse czynione mu przez kobiety. Woli męskie rozmowy z kolegami. Wygląda na zagubionego, zrezygnowanego, ale radzi sobie z własną pamięcią, odpowiada na zaczepki i w końcu zyskuje pewną, oczywiście ograniczoną, autonomię. Nie zamierza się powiesić, o nie, jest w tym wiarygodny.
Postacie kobiece – starsza Żanetta Gruszczyńska-Ogonowska, grająca między innymi Matkę, oraz młodsza Agnieszka Przepiórska – dobrze oddają podobny typ kobiety na różnych etapach życia. Dzięki temu podobieństwu problem przemijania, dla młodszej abstrakcyjny, dla starszej dolegliwy, zyskuje dosłownie cielesny wymiar.
Postacie męskie – Jacek Zdrojewski jako Nauczyciel i Wujek z torbą z hipermarketu, w której pobrzękują butelki; Artur Paczesny jako Ojciec przybierający z Matką pozy jak z portretów rodzinnych; Marcin Borchard jako Przyjaciel z dzieciństwa, zmarły przed wojną; Artur Czerwiński – uczestniczą w dobrze skomponowanej całości scenicznej, a poza tym odgrywają wiarygodne miniatury. Oczywiście, wielka w tym zasługa tekstu dramatu, lecz przecież wielką literaturę łatwo zmarnować, zwłaszcza gdy ambicje uwspółcześnienia są najsilniejszą, nieprzemyślaną motywacją reżysera.
Sądzę, że tym razem pytanie, co nam mówi Różewicz, jak go rozumieć poza tym, że uniwersalnie, zostało postawione z uwzględnieniem konkretnego zespołu, sceny, a nawet otoczenia społecznego, w którym teatr działa. Ratajczak zna ten teatr, tych aktorów i potrafi wyznaczyć im kierunek, dać zadania, które potrafią podjąć. W chęci tworzenia nowoczesnego, korzystającego z multimediów, wzbogaconego muzyką popularną i choreografią widowiska nie pędzi na oślep. Wspomniałam o widzach, bo właśnie coś jest w tym spektaklu skrojone na miarę wrażliwości tych młodszych, bez zniechęcania starszych. Starsi wytrzymają głośną muzykę, a młodsi refleksję nad przemijaniem i rozrachunek z biografią mężczyzny w smudze cienia, kobiety z menopauzą.

Bałtycki Teatr Dramatyczny w Koszalinie
Kartoteka Tadeusza Różewicza
reżyseria i opracowanie muzyczne Piotr Ratajczak
dramaturg Jan Czapliński
scenografia Matylda Kotlińska
kostiumy Beata Jasionek
choreografia. Arkadiusz Buszko
premiera 24 września 2011