1/2012

Bardzo gorzki Molier

Szkoła żon Lassalle’a nie jest historyjką o oszukanym zazdrośniku, który chciał sobie wychować posłuszną żonę.

Obrazek ilustrujący tekst Bardzo gorzki Molier

fot. Marta Ankiersztejn

To już czwarta realizacja Lassalle’a w Polsce, tym razem poza Teatrem Narodowym. Współpracujący przez lata z reżyserem w paryskiej Comédie Française Andrzej Seweryn zaprosił go do Teatru Polskiego, którym kieruje od ubiegłego roku. Tym samym Lassalle dołączył do grupy zagranicznych reżyserów pracujących na nowy wizerunek tego teatru.
Zainteresowanie tą realizacją było wyjątkowo duże, czego specyficznym znakiem stało się nominowanie Seweryna do nagród przyznawanych przez pismo „Gala” – za rolę Arnolfa w Szkole żon – jeszcze przed premierą. Ta kuriozalna decyzja, obnażająca idiotyzm pism zajmujących się światem polskich celebrities, pokazuje jednocześnie, jakim osiągnięciem stała się droga obrana przez aktora, który wykorzystał własny wizerunek do kampanii promocyjnej teatru pomijanego przez lata wstydliwym milczeniem. Z jednej strony Seweryn sięgnął po sposoby wypracowane przez prywatne sceny, firmowane nazwiskami znanych aktorów – jak Krystyna Janda czy Michał Żebrowski – z drugiej jednak, zgodnie ze swoimi deklaracjami, nie wybrał najłatwiejszej, komercyjnej drogi pozyskania widza. Stawia uparcie na klasykę i teatralną tradycję, czego modelową realizacją jest właśnie Szkoła żon.
Jest to przedstawienie chwilami bezwstydnie staroświeckie – budujące sceniczne złudzenia za pomocą środków, które bawią albo rozczulają swoją naiwnością. Trudno dzisiaj na naszych scenach szukać podobnych prób, co już samo w sobie staje się prowokacją wobec współczesnego teatru. W eleganckim świecie kostiumów i sielskiej dekoracji, przysłoniętej półprzezroczystą, malowaną zasłoną, Lassalle rozgrywa rzecz, która w finale okazuje się bardzo gorzka. Podobnie jak w wystawionym w Teatrze Narodowym Tartuffie czy pokazywanym gościnnie w Warszawie Mizantropie z Théâtre Vidy z Lozanny, interesują go ludzkie namiętności i iluzje ukryte pod powierzchnią zręcznych dialogów.
Z mocno przestarzałego dzisiaj dowcipu Moliera, utrwalonego przez Tadeusza Boya-Żeleńskiego, udaje mu się wydobywać nowe sensy, również dzięki wykorzystaniu współczesnych tłumaczeń. Przy Szkole żon skorzystał z przekładu Bohdana Korzeniewskiego, nad którym już w trakcie prób pracował Seweryn przy pomocy asystentki reżysera, Anny Skuratowicz. Odarty ze staroświeckiej stylizacji język brzmi u Lassalle’a nadspodziewanie ostro i przenikliwie. W Szkole żon złudzenia traci nie tylko Arnolf, ale i jego wychowanka. Prawdziwie fascynującym procesem jest obserwowanie, jak stopniowo spod masek eleganckiego ruchu, frazy i kostiumu wyłania się prawda o skazanych na porażkę próbach zapanowania nad rzeczywistością.
Prawdę Lassalle odsłania jednak dopiero w finale i pierwszy akt jego przedstawienia może chwilami nużyć nadmierną elegancją, przewagą retoryki i staroświecką stylizacją. Tutaj najmocniej reżyser pokazuje swoje przywiązanie do teatralnej tradycji, bawiąc się między innymi tworzeniem iluzji dźwiękowej plusku wody otaczającej wyspę, na której Arnolf umieszcza Agnieszkę, czy nagłośnionego do przesady skrzypienia drzwi prowadzących do domu. Jasno określone zostają dwa plany spektaklu. Głównym staje się podwyższona platforma pośrodku sceny, z niewielkim domkiem i sztucznym drzewem. To wyspa, do której można dostać się tylko promem oddanym do dyspozycji Arnolfa i dwójki jego służących opiekujących się Agnieszką. Jeszcze mocniej podkreśla odosobnienie dziewczyny, która nie ma prawa wstępu nawet do położonego obok niewielkiego miasta.
Widok jednej z jego uliczek, wymalowany na półprzezroczystej zasłonie, to drugi plan przedstawienia. Swobodnie przeprawia się tam przede wszystkim Arnolf, prowadząc retoryczne dyskusje z Chryzaldem (Mariusz Wojciechowski) i odbywając komiczny taniec towarzyski z Horacym (Piotr Bajtlik). Zresztą całość pierwszej części przedstawienia mocno przypomina właśnie elegancki, wyrafinowany taniec – pokaz noszenia kostiumu i umiejętnego wykorzystywania gestu scenicznego. Chryzald i Arnolf zastygają w pozach dwóch domorosłych filozofów na schodach sceny, rozdygotany miłosną gorączką Horacy stroszy się w swoim kostiumie i kapeluszu z imponującym piórem niczym kogut, służący Jaśko i Kaśka (Dominik Łoś i Ewa Makomaska) odprawiają rubaszne przepychanki miłosne. Piękny mechanizm teatralny działa sprawnie, ale nie budzi szczególnych emocji.
Zdecydowanie ciekawiej robi się po przerwie, ze względu na przemianę, jakiej podlega para bohaterów. Anna Cieślak znakomicie odnalazła się w roli Agnieszki – godnej przeciwniczki Arnolfa. Choć początkowo może sprawiać wrażenie pierwszej naiwnej w jasnych sukienkach, układnie spełniającej jego wolę, w miarę rozwoju przedstawienia ujawnia żelazną wolę i niezależność współczesnej dziewczyny. Scena, w której z całym okrucieństwem młodości odrzuca odkryte nagle uczucie Arnolfa, staje się początkiem rozpadu świata, uporządkowanego wcześniej według jego myśli. W trakcie tej rozmowy obojgu – wraz ze świadomością – wydaje się przybywać lat.
Cieślak z każdym słowem odkrywa jego nowe znaczenia i siłę. Pozornie mówi to samo, czego przez lata uczyła się pokornie od Arnolfa. Kolejne zdania są jednak odrzuceniem nie tylko jego zbyt późnych wyznań, ale i wizji rzeczywistości, wtłaczanej jej w odosobnieniu do głowy. Słowa „miłość”, „małżeństwo”, „kobieta”, „mężczyzna” okazują się mieć zdecydowanie więcej odcieni niż w jedynej słusznej do tej pory wersji. A jednocześnie stają się kolejnymi stopniami upadku Arnolfa. O ile na początku przedstawienia obserwowaliśmy energicznego człowieka w średnim wieku, o tyle z każdym zdaniem Agnieszki oglądamy sceniczną metamorfozę Arnolfa w bezradnego, czepiającego się obojętnej dziewczyny starca. Jedyne, czym jest w stanie się teraz kierować, to gorycz i pragnienie zemsty, kiedy wbrew pozorom uczucia przyjaźni do Horacego, namawia jego ojca do planowanego, przymusowego małżeństwa syna. Kolejny obrót wypadków przekracza jego możliwości rozumienia świata. Stąd ucieczka ze sceny połączona z wybuchem obłąkanego śmiechu.
Rozpoznanie prawdy doprowadza Arnolfa do szaleństwa, ale podobny proces przechodzi także Agnieszka. Lassalle przewrotnie traktuje zakończenie sztuki, odbierające dziewczynie głos. Szczęśliwy finał i małżeństwo młodej pary – na skutek zbiegu okoliczności i odkrycia tajemnicy pochodzenia bohaterki – ponownie ustalają mężczyźni. Chwilę wcześniej Horacy, w obawie przed ojcem, zaprzecza uczuciom łączącym go z dziewczyną i po raz drugi zawodzi jej zaufanie. W niemej scenie finału całkowicie znieruchomiała na proscenium Anna Cieślak potrafi przekazać całe rozczarowanie, jakie przynosi jej to, tworzone wcześniej w euforii, szczęście. Wyzwalając się z małżeństwa z Arnolfem, obwarowanego maksymami o posłuszeństwie i drugorzędnym statusie żony, wpada w kolejny układ – w pełni „ustawiony” za jej plecami. Szczęście jest pozorne, bo ona sama okazuje się tylko towarem przerzucanym z rąk do rąk. Zamiast straszącego ją piekłem Arnolfa, dostanie puszącego się kogucio Horacego, dla którego najważniejsza jest własna wygoda.
Interpretacja Lassalle’a, choć na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie zachowawczej w formie, idzie jednak wbrew tradycji czytania Szkoły żon jako satyry na podstarzałego zazdrośnika. Andrzej Seweryn tworzy postać daleką od karykatury, rozpaczliwie walczącą o zachowanie godności i wiary. Małżeństwo pozbawione hańby zdrady staje się jego obsesją – w ślepym dążeniu do zrealizowania swojej wizji nie potrafi dostrzec uczuć drugiego człowieka. Dlatego pierwszym szokiem jest dla niego odkrycie własnych emocji. Kolejnym – dostrzeżenie w wychowywanej przez lata dziewczynie odrębnego, niezależnego bytu, który potrafi formułować własne opinie. Nie można ulepić kogoś wedle swoich założeń, nie można w pełni zapanować nad światem. Przez chwilę podobne złudzenie przeżywa Agnieszka – paradoksalnie momentem jej największej władzy nad otoczeniem staje się upokorzenie Arnolfa. Dla żadnego z nich Lassalle nie znajdzie jednak pocieszenia, po raz kolejny odkrywając w komediowym Molierze bezlitosnego i pełnego goryczy obserwatora ludzkiej gry.

Teatr Polski w Warszawie
Szkoła żon Moliera
tłumaczenie Bohdan Korzeniewski
reżyseria Jacques Lassalle
scenografia Geraldine Allier
kostiumy Dorota Kołodyńska
światło Mirosław Poznański
premiera 15 października 2011

krytyk teatralna, dziennikarka. Współpracowała z „Życiem Warszawy” i „Rzeczpospolitą”.