1/2012
Jacek Kopciński

Spotkanie

Grudzień, Teatr Słowackiego w Krakowie, konferencja „Tekst w teatrze XXI wieku”. Siedzimy w stylowym foyer jak w złotej bombonierce. Towarzystwo ciekawe, międzynarodowe. Kierownicy literaccy znanych teatrów europejskich, dramaturdzy, menadżerowie. Wśród nich kilku polskich krytyków. East meets West – West meets East.
To hasło całego projektu. Ambitne. Uzbrojeni w słuchawki, z kordonem tłumaczy za ścianą, mamy rozmawiać o dramaturgii. Ale nie klei nam się ta rozmowa. – Czy dramat powinien reagować na rzeczywistość polityczną? – pyta moderator, a kilkanaście par oczu patrzy na niego z troską. Ktoś z grzeczności potwierdza, ktoś inny koryguje ogólną myśl. Reszta milczy. Niemiec w berecie i twarzą Kinskiego, Ukrainiec jak pustelnik, z włosami do ramion, Rosjanka z urodą Azjatki. Mieli się spotkać, no i się spotkali. East meets West – West meets East. Profesja ich łączy, cała reszta dzieli, a przecież to ona decyduje o teatrze. Zwłaszcza politycznym. Chyba więc o tę resztę warto by zapytać.
Na placu Błotnym w Moskwie od pięciu dni zbierają się ludzie, by protestować przeciwko Putinowi. Zastanawiam się, dlaczego takim placem nie stał się w Rosji putinowskiej teatr. A jeśli nie placem, to choćby zakątkiem wolności, niszą, gdzie ludzie słyszą te specjalne słowa i skąd wychodzą trochę pokrzepieni. Pytam więc przybyszy z teatru Sowriemiennik, gdzie wystawia się nową dramaturgię, czy w Rosji działa cenzor. Sala się trochę ożywia, a ja zaczynam rozumieć, że nic nie rozumiem. – W Rosji nie ma cenzury – tłumaczy mi młoda kobieta o żywym spojrzeniu – ale nikt właściwie władzy nie krytykuje. Owszem, był klasyczny spektakl, w którym aktor grający Antoniusza (tego od Kleopatry) nosił kurtkę Putina, ale aktorzy nie chcieli grać przedstawienia i zeszło ono z afisza. Cenzura jest niepotrzebna, a gdyby nawet była, nikt nie bawiłby się w polityczne aluzje. Rosja po rozpadzie sowietów przypominała przecież zdewastowany łagier, po którym snuli się wynędzniali ludzie o spojrzeniu wilka. Głód, taki prawdziwy, kiedy nie ma co do ust włożyć, a nie demokracja, był ich problemem – tłumaczy Rosjanka i robi mi się głupio. Parę godzin wcześniej Iwan Wyrypajew mówił tu nam o placu Błotnym, ale przecież sam nie napisał dramatu o ludziach władzy, tylko dramatyczny monolog kanibala… Karolina Gruszka ten z pozoru absurdalny tekst wyrecytowała nam jak poemat romantyczny, i to nie było żadne nieporozumienie. Tak właśnie dramatopisarz i jego aktorka bronili godności człowieka, który sypiał pod mostem i żarł psy (oraz ludzi)… Tak właśnie Rosjanie rozumieją funkcję swojego teatru, dokąd stale jeszcze przychodzą najbiedniejsi.
Naprzeciwko twórców z Sowriemiennika siedzieli artyści z Volksbühne, którzy odpowiedzieli o swoim teatrze. – My też reagujemy na to, co w Niemczech najbardziej dokuczliwe, walczymy mianowicie z mediami, które fałszują obraz rzeczywistości. Volksbühne to rodzaj klubu dla intelektualistów, w którym dekonstruuje się języki mediów. Czasem jest bardzo śmiesznie (pamiętam ten rechot), ale chodzi nam o rzeczy poważne. Jesteśmy teatrem politycznym.
East meets West – West meets East.

redaktor naczelny miesięcznika „Teatr”. Profesor w IBL PAN, wykładowca UKSW i UW. Ostatnio wydał tom Wybudzanie. Dramat polski / Interpretacje.