2/2012

Pies zainfekowany człowiekiem

Nowe przedstawienie Tomaszuka pokazuje horror ludzkiej egzystencji w zdeprawowanym i okrutnym świecie.

Najnowsze przedstawienie Wierszalina – Anatomia psa – nawiązuje do prozy Michaiła Bułhakowa, zwłaszcza do nowel Psie serce (1925) oraz Morfina (1927), ale dalece je przetwarza. Chirurg-transplantolog, profesor Preobrażeński (Rafał Gąsowski), tak jak u Bułhakowa prowadzi w porewolucyjnej Moskwie klinikę zapewniającą pacjentom niebywały wzrost możliwości seksualnych, dzięki przeszczepom organów pobieranych od zwierząt. Wysoko postawieni klienci, jak Generał Czeka (Dariusz Matys) zapewniają mu nietykalność i nadzwyczajne przywileje, na przykład zachowanie wielopokojowego mieszkania wbrew procedurze dokwaterowań.
Przed laty Rudolf Zioło – w spektaklu Psie serce wyreżyserowanym w warszawskim Powszechnym – obsadził w roli Preobrażeńskiego ciepłego i wyciszonego Władysława Kowalskiego. Rafał Gąsowski gra zimnego eleganta, gardzącego ludźmi, nawet własnym asystentem Bormentalem, którego wykorzystuje seksualnie. Wielbi Verdiego, gardzi „proletariatem”, ma wyszukane maniery i rozpaczliwie tęskni za utraconą, wyidealizowaną przeszłością. Peroruje: „...ja nie umiem odurzyć się i zapomnieć, że świat, mój świat już nie istnieje. Zniknął. A wraz z nim godność, uczciwość, wierność i miłość...”. Piotr Tomaszuk zacytował ten fragment Psiego serca, ale podbijając słowa Preobrażeńskiego muzyką Verdiego i pokazując w roli słuchacza zgnębionego Bormentala, zasugerował fałsz podniosłej deklamacji. U Bułhakowa profesor naprawdę marzy o „poprawieniu ludzkiego gatunku”, u Tomaszuka – nie ma złudzeń, chce tylko zachować własne przywileje i przyjemności.
Doktor Bormental w wierszalińskim przedstawieniu nie jest człowiekiem energicznym i aktywnym, jak w Psim sercu, lecz słabym, przegranym, nie tylko ulegającym Preobrażeńskiemu w sferze seksualnej, ale też znoszącym bez protestu obrażanie i poniewieranie. Jest narkomanem (jak młody lekarz – bohater Morfiny), uzależnionym od apteczki i recept profesora. Główna przyczyna popadnięcia w nałóg jest natury osobistej – rozstanie z ukochaną żoną, która wzgardziła mężem i jako człowiekiem, i jako mężczyzną. Bormental czuje się jak sponiewierany pies (nazywa siebie „Sabakow”, przebiera się za psa, nakłada kaganiec), dlatego potrafi współczuć ulicznemu kundlowi i zapisuje na mankietach koszuli zdania formułowane w imieniu przybłędy Szarika (gest pisania przypomina Notatki na mankietach Bułhakowa, ale nie ma nic wspólnego z treścią tej noweli). Przejmujący Miłosz Pietruski buduje postać Bormentala każdym gestem skurczonego ciała – wplątany w ciasną przestrzeń boksów, przedzierający się przez rusztowania, zaszywający się po kątach, by wstrzyknąć sobie zbawczą morfinę, bezwolnie poddający się dominującemu nad nim (także wzrostem i wyprostowaną sylwetką) profesorowi.
Trzecia z głównych ludzkich postaci to „przewodniczący komitetu blokowego” Szwonder (Dariusz Matys), wcielenie wszystkiego, co najobrzydliwsze w ludziach typu „podlec”. Profesor broni się przed jego zakusami, ale do czasu. Gdy Szwonder wytropi homoseksualizm, profesor wie, że przegrał, bowiem zna mechanizmy nagłośnionego skandalu: „Jutro żadnego »odkrycia« już nie będzie. Przyćmi je »ciota«. »Nieprzyzwoicie wprost bogata« ciota, uprawiająca swój proceder pod płaszczykiem medycyny...”. Ten wątek, nieobecny u Bułhakowa, ma zapewne uwypuklić mechanizmy społeczne, które nie przeminęły, lecz trwają niezmienne – pokonywanie przeciwników lub obalanie autorytetów przez wyśledzenie kompromitujących szczegółów z życia prywatnego.
Największą trudność w teatralnej adaptacji Psiego serca stanowi postać psa Szarika, odmienionego na skutek przeszczepów w człowieka, Szarikowa (w realizacjach Zioły grał go – w Krakowie Andrzej Grabowski, w Warszawie Mariusz Benoit). Znaczna część noweli Bułhakowa opowiada o stopniowych postępach w podłości i bezczelności nowego „obywatela”. Na koniec profesor uświadamia sobie swój błąd: że przemienił „sympatyczne zwierzę w takiego łotra, że włos się jeży”.
Inaczej dzieje się w przedstawieniu Tomaszuka. Szarik to suka („Madame Charic”), którą przeszczepy zmieniły w stworzenie podobne nie tyle do człowieka, co do małpki. Rewelacyjna Katarzyna Grajlich tak jest ucharakteryzowana i tak gra – najpierw obolałego i poparzonego psa, potem psa pełnego energii, z radością wykonującego komendy w rodzaju „siad” czy „leżeć”, a wreszcie małpkopodobną istotę, która podskakuje, macha ogonem i wykrzykuje (celowo niezbyt wyraźnie) stek przekleństw. Słowa „małpki” to rynsztok, ale wypowiedziany w sposób swoiście niewinny – trochę tak jak papuga, lub dziecko mówiące zasłyszane „brzydkie słowa” bez rozumienia, co znaczą. Ponieważ przysadka mózgowa została pobrana od degenerata i alkoholika, „małpka” potrafi tylko kląć i domagać się wódki. Natura została zainfekowana człowiekiem. Dobry, wierny pies najpierw zaznał od ludzi głodu, bólu i poniewierki, a potem ludzką ręką został zamieniony w monstrum. I chyba nie na wiele się zda kolejna operacja – zamiast przysadki prymitywa-alkoholika przeszczep głowy inteligenta-morfinisty.
„Psiość” egzystencji zwierząt i ludzi przejawia się w przedstawieniu na wiele sposobów. Preobrażeński wypomina asystentowi, że „przygarnął go jak bezdomnego psa”. Bormental, wspominając żonę, mówi o niej jako o „suce”, a o sobie, że został potraktowany i przegnany jak pies. Wścibski i węszący Szwonder też ma coś z psa – gończego.
Podobne porównania „pieskiego” i ludzkiego życia podsuwa scenografia. Julia Skuratova zbudowała na scenie konstrukcję z rurek podobnych do rusztowania i podzieliła pionową ścianę na metalowe wielofunkcyjne boksy, zasłaniane kratami lub metalowymi ekranami. Odpowiednio oświetlane, wyglądają a to jak spiętrzone klatki w schronisku dla zwierząt, a to jak mieszkania w bloku-mrówkowcu, a to znów jak kolejne pokoje w mieszkaniu Preobrażeńskiego, z rzędami medykamentów. „Wideodekoracja” i projekcje (Piotr Tomaszuk we współpracy z Rafałem Gąsowskim) wzbogacają scenografię o tajemnicze błyski, barwy, a także obrazowe komentarze i psychodeliczne zwidy narkomana-morfinisty. Rozmowom medycznym towarzyszą podręcznikowe wizerunki ludzkiego ciała, systemu kości i mięśni, oczu, mózgu, nerwów. Monologowi profesora o utraconym świecie wartości towarzyszą fragmenty dawnych kronik i filmów pokazujące wojny, pożary, rozstrzeliwania, szubienice, zwały trupów, wygłodniałe dzieci w sierocińcach. Dotyczą (jak się wydaje) czasów współczesnych Bułhakowowi, ale ich sens jest ogólnej natury.
W jednej ze scen Katarzyna Grajlich gra kobietę – wspomnienie Bormentala o żonie. Niemal nagie ciało wabi, by odepchnąć, kusi, by poniżyć. Kobieta niszczy zakochanego mężczyznę na zawsze. Przez nią sięgnie po morfinę i odda swoje ciało do dyspozycji Preobrażeńskiemu. Krzywda doznana w sferze uczuć i ludzkiej godności nie da się zmyć tak łatwo jak krew w sali operacyjnej.
W przedstawieniu Tomaszuka krwi jest dużo – na fartuchu chirurga, w wiadrze, nawet w kaloszach. Są też narzędzia chirurgiczne, żywy płomień sterylizatora, stół zabiegowy. A jednak reżyser i scenografka uniknęli horroru i epatowania okropnością, co wyszło przedstawieniu na dobre. Narzędzia są wyolbrzymione i przerysowane, trochę jak u dzieci bawiących się w doktora. Wszyscy aktorzy w scenach „medycznych” zachowują lekki ironiczny dystans, jak Miłosz Pietruski pomagający w operacji z maską psa na twarzy, Dariusz Matys reagujący zdziwieniem, a nie paniką na zbliżające się do niego kleszcze, a zwłaszcza świetny Rafał Gąsowski, wyniosły, pogardliwy, elegancki, trochę nieobecny, oczyszczający się z krwi gestem wkładania białych gatek. Bo nie o horror sali operacyjnej chodzi w przedstawieniu, lecz o horror ludzkiej egzystencji w zdeprawowanym i okrutnym świecie.
Szczególną rolę pełni w przedstawieniu muzyka, utkana z fragmentów oper Giuseppe Verdiego przez Piotra Nazaruka. Preobrażeński nuci operowe arie nawet podczas operacji. To jego odtrutka na „pieski” świat, symbol czegoś wyższego, lepszego, oczyszczonego z brudu życia. Na publiczność zgromadzoną w Supraślu Verdi działa podobnie. Traviata czy Aida nadal potrafią zauroczyć i porwać słuchaczy. Co prawda śpiewaczka zwana Aidą złamała Bormentalowi życie, ale opera Aida nie jest temu winna. Verdi podtrzymuje wiarę w obecność piękna, jeśli nie w życiu, to przynajmniej w sztuce – wiarę Preobrażeńskiego, i naszą. Oczywiście, jeśli ktoś z widzów nie cierpi opery, to wyniesie inne przesłanie – że subtelny inteligent może być takim samym egoistą i wyrachowanym karierowiczem jak wszyscy inni, i tak zwana „wysoka kultura” nic tu nie pomoże. Zbadanie anatomii psa udowadnia smutną prawdę, że źródłem zła w świecie byli i są ludzie.

Teatr Wierszalin w Supraślu
Anatomia psa wg prozy Michaiła Bułhakowa
reżyseria Piotr Tomaszuk
oprawa scenograficzna, maski i kostiumy Julia Skuratova
opracowanie muzyczne Piotr Nazaruk
wideodekoracja i projekcje Piotr Tomaszuk, Rafał Gąsowski
premiera 15 października 2011

polska historyk teatru lalek, doktor habilitowany nauk filologicznych i nauk o sztuce. Autorka Dramaturgii polskiego teatru lalek (2015).