3/2012
Krzysztof Rutkowski

fot. Zuzanna Waś

Pasaż z Marią C.

1.
Maria C. straszyła w Warszawie przez wiele miesięcy: od wiosennych godów z umarłymi, przez Zaduszki i adwent, straszyła w karnawale i w poście. Po ulicach, placach, w metrze, na zwróconej ku wschodowi ścianie Pałacu Kultury. Gigantyczna Maria C. zwisała z Pałacu już przed majową Nocą Muzeów. Martwa powieka skrywała jej źrenicę, a dłoń – ziewające wargi.
Zwampiryzowana i srodze spopielała, Maria C. wnikała mi w sny. Szara, upiorna, z wywróconym okiem – chciała mnie gryźć. Z krzykiem gnałem na balkon, lecz widok wiszącej na spłowiałym płaczem murze po drugiej stronie Wisły wciskał na powrót, zduszonego, do wnętrza.
Marię C. zwampiryzował gdańszczanin Adam Świerżewski. „W tej propozycji ujęło nas odbrązowienie wielkiej uczonej, która przez swoje ludzkie zachowanie, zwyczajny gest, stanie się jeszcze bliższa warszawiakom” – wyjaśniała Bogna Świątkowska, prezes Fundacji Bęc Zmiana, która przygotowała konkurs na zlecenie miasta stołecznego Warszawy.

2.
Maria C. siedzi na ławce, na peronie, w metrze. Opadającą ze zmęczenia głowę podpiera dłonią. Smutek z niej bije, szarość stroszy fałdy sukni. Maria C. budzi litość i trwogę. Utraciła siły, cień uśmiechu skurczył się w kącikach ust. Opuściła ją wola mocy, jakiejkolwiek mocy, pewno za chwilę zemdleje, albo jeszcze gorzej. Trzeba pomóc, nie wolno zostawić jej samej w podziemiach.
Kto wyprowadzi Marię C. ku światłu? Potrzeba Orfeusza, ale on nie żyje: Menady i Nimfy zatłukły go kijami, na śmierć.
Na afiszu wyjaśnienie: „Urodziłam się w Warszawie…”. Tak, wszystko jasne.

3.
Plakat przedstawia biust w biustonoszu pokrytym symboliką chemiczną (projekt Agaty Królak). Biust należący do kobiety bez twarzy wygląda atrakcyjnie. Biustonosz kłuje szpetotą, ale skutecznie wszak chroni przed zakusami zaślinionych szowinistycznych męskich łypnięć. Biust skryty w nylonie przaśnie usztywnionym, w tajemnych znakach wyższej wiedzy, biust odcieleśniony, wysadzony z tramwaju zwanego pożądaniem i skierowany, niczym radarowe anteny w kulistych pokrywach wyżej, het, het!, w radioaktywny kosmos, wieńczy na plakacie legenda wystukana na (niby) rozklekotanej maszynie: „Jestem z tych, którzy wierzą, iż nauka jest pięknem”.
Kto mówi te górne słowa? Właścicielka biustu milczy, nie widzimy jej twarzy. Biust sam mówi, biust przemieniony, jak przesąd zwyciężony. A więc już nie biust mówi, lecz dwa świeże pierwiastki, promienne i promieniujące, odkryte przez kobietę o piersiach zakrytych, której imienia wymawiać nie trzeba, a nawet się nie godzi, więc pierwiastki odkryte dzięki zakryciu są bardziej niż tylko odkryte, bardziej niż prawdziwie istniejące, bardziej niż rzeczywiste: przez kobiecość w istnieniu swym istnieją podniesione, wywyższone, przemienione – mądre, dobre i transgresyjnie piękne. Pierwiastki niepokalanie, by tak rzec, poczęte.

4.
Na tym plakacie (projekt Pawła Miszewskiego) brak Marii C., brak jej widma, jej ducha, jej upiora, jej promieniotwórczo promieniującego powidoku, jej szarej, wymęczonej sukni, martwej powieki, ziewających ust, brak biustu, brak nawet biustonosza, ale za to dyndają jajka.
Jajka zgubił kogucik, a może jakaś tajemna moc kogucikowi jajka obcięła. Że kogucik to, a nie potulna kura – wątpliwości być nie może. Tylko kogucikom tak hardo sterczy karmazynowy grzebień, tylko koguciki wystawiają takie sztywne dziubki.
Biały kogucik pieje (cienko) na czarnym tle, jajka lecą, bon mot głosi: „Kto ma, ten rządzi”. Napis, podobnie jak grzebień i dziubek, jest czerwony.
Jako je cenić trzeba, ten tylko się dowie, kto je stracił, albo lepiej ich nie mieć. Tak, lepiej ich nie mieć w ogóle, bo cię wystawiają na śmieszność, tłuką skorupkę twej jaźni, ograniczają, pętają i dręczą. Totemy władzy, tabu męskich uzurpatorów. Dlatego spadają niczym bomby z czarnego tła plakatu na diabelski męski tabun złakniony władzy, czyli penetracji.

5.
Żółtko z rozbitych jaj zabarwiło tło plakatu, na którym Maria C. zjawiła się jako zjawa trzeciego stopnia, z twarzą jak stwardnienie rozsianą, w barwie grenadyny (projekt Jana Bajtlika). Oczy Marii C. widzą coś, czego inni nie widzą, są światłem i źrenicą razem, tak, tak, Maria C. sięga, gdzie wzrok nie sięga. Jej twarz znajduje się „w stanie przed-opętania” (l’état de prépossesion), o którym pisał w arcydziele o darze Marcel Mauss, w końcu kolega Marii C. z Sorbony. Takiego stanu dostępują kobiety, bo tylko usta kobiet, jak Bocca della Verità, przynoszą objawienia bogów i karzą, jak przystało, samców-kłamców.
Maria C. powróciła z zaświatów i z trudem panując nad wewnętrzną ekscytacją (effervescence), doniosła o następnym odkryciu, za którego winna dostać kolejną nagrodę Nobla, a raczej Noblowej. W komiksowym dymku czytamy: „Mężczyźni też mogą tworzyć naukę”.
Dymek z ust Marii C. okadził mnie ze słupa na rogu Krakowskiego Przedmieścia i Królewskiej. Mocno poczułem w łonie, że jeszcze nie wszystko stracone. Niestety, słup cechował kształt zdecydowanie falliczny.

pisarz, dziennikarz i tłumacz, profesor UW. Autor książek: Paryskie pasaże (1994 i 1995), Raptularz końca wieku (1997), Wokulski w Paryżu (2010).