3/2012

Lokowanie (w) spektaklu

Spektakl Śmierć pracownika Iwo Vedrala powstał z potrzeby odreagowania życia w kapitalizmie. Reżyser nazwał go "anarchistycznym żartem".

Obrazek ilustrujący tekst Lokowanie (w) spektaklu

fot. Maciej Zakrzewski

Światła gasną. Koniec przedstawienia. Nie, jeszcze nie. Rozlega się dziecięcy głos: „Spektakl zawierał lokowanie produktu”. Wybuchamy śmiechem, lubimy przecież artystyczne przetworzenia medialnych komunikatów. Ale później, już w trakcie rozmów albo samotnych rozmyślań, pojawia się pokusa, żeby poważniej odczytać ów frazes. Spektakl zawierał lokowanie produktu? Czym zatem był? W jaki sposób reżyser chciał na nas wpłynąć, co w gruncie rzeczy nam przedstawił?
Przepraszam – co tutaj państwo reklamujecie? A może to tylko żart? Może i tak, ale ja mimo wszystko spróbuję wyjaśnić to trochę poważniej, bowiem artyści często korzystają z tego rodzaju fraz w trakcie budowy własnych konstrukcji, wskazując jednocześnie, skąd biorą się metafory.
Śmierć pracownika wrzuca nas w świat, w którym wszystko zależy od stosunków pracy. Tożsamość człowieka tworzy się w relacji między pracodawcą a pracownikiem (bądź tym, który stara się o pracę, czasami rozpaczliwie). Po pierwszych kilku minutach widzowie są już pewni jednego: Marks i jego uczniowie energicznie zasilają spektakl swoją obsesyjną i gniewną retoryką. Wniosek nasuwa się sam. Korporacja to przestrzeń życia, a to, co istnieje poza nią, stanowi zaledwie mroczne peryferia, emocjonalne piekło. Trzeba stamtąd jak najszybciej uciec. Zaprojektowany przez twórców świat jest więc okrutnie hierarchiczny i straszliwie hermetyczny, by nie powiedzieć kastowy. A dowiadujemy się tego wszystkiego od postaci, które zostały uwikłane w owe realia.
Brzmi jak stroniczka z manifestu? Niewykluczone, ale kto przeczytał odrobinę przychylniej choćby teksty autora Ideologii niemieckiej, wie, że ów namiętny polemista był świetnym filologiem, co tu kryć: retorycznym sztukmistrzem. Przeczytawszy mnóstwo powieści, Marks w gruncie rzeczy znakomicie przetwarzał chwyty, strategie, konwencje wybitnych, ale i popularnych pisarzy. Pastisze, parodie, kolaże, remiksy, palimpsesty – oto jego arsenał dyskursywny. Dlaczego o tym wspominam? Bo autorzy, Michał Kmiecik i Ivo Vedral, czynią podobnie. Ich teatr zaangażowany to dynamiczny recykling tekstów rozmaitego pochodzenia (w Internecie znajdziecie źródła cytatów), który przybiera raz po raz spektakularnie rozrywkowe wymiary, dzięki czemu wszelkie momenty postulatywne zostają umiejętnie podcięte. W gruncie rzeczy nie wiemy, czy Śmierć pracownika należy odczytać na poważnie, czy nie. Jeden przykład. W pewnym momencie postaci, którym udzieliło się legendarne już „oburzenie”, nawołują nas do rewolucji: „wszyscy jesteśmy ujebani przecież, macie odwagę?”. Jednak parę sekund później przenosimy się do łazienki, w której znudzona sobą para myje zęby, uprawia smutny seks i na koniec idzie spać.
Ale wróćmy do bohaterów. Oto widmo bezrobotnego ciska się na scenie i raz po raz sięga po mikrofon, żeby przy wtórze brudnych riffów wykrzyczeć frustrację. O kim mowa? O postaci nazwanej „w sprawie pracy” (Piotr B. Dąbrowski). Jak widzimy, sama nazwa jest wskaźnikiem wartości, w tym przypadku mizernej. Później „w sprawie pracy” przejdzie przemianę, a właściwie spektakularną transformację z biedaka w elegancką postać wyjętą z filmów o rekinach finansowych z Wall Street, i będzie go można nazwać nawet „Gordon Gekko”.
Tymczasem jednak z zażenowaniem przygląda się jego biadoleniom „posiadacz”, rozkoszny cynik, który szydzi z wszystkich naokoło, łącznie z publicznością. „Zaraz stracicie pracę, straszy, już ja się o to postaram, darmozjady”. Wojciech Kalwat, przypominający tu łysego gangstera, cudownie wciela się w postać „ustosunkowanego” szowinisty. Jego powiedzonka, żarty, monologi skutecznie rozbawiają widownię. Ale w tym zakresie bije go na głowę pracownik, który może się pochwalić rangą „przed awansem”. Jego firmowe obowiązki to przekładanie papierów z kuwety do kuwety. Poznajemy go jako pysznego monologistę w autobusie, którego kabaretowe talenty nakręca frustracja, strach, wkurzenie. Jakub Papuga powinien dostać za tę rolę jakąś nagrodę – brawo!
Jest jeszcze półnaga „asystentka” (grana przez Annę Sedak), która pełni rolę niewolnicy seksualnej „posiadacza”. No i „suflerka” (Maria Skowrońska-Ferlak), pokornie komplementująca wynurzenia Kalwata. Ten korowód postaci zamyka bohaterka, którą nazwano „z offu”. Ewa Szumska, ubrana jak stara ciotka, bawiąc się kasetą magnetofonową (ależ to dzisiaj archaiczny gadżet!), gra narratorkę, korporacyjną pleciugę, która wyjaśnia nam w trybie plotkarskim fabularne szczegóły, także te dotyczące, ku naszemu zdumieniu, mitycznego Tezeusza.
A fabuła? Może nawet z lekka kafkowska? Wersja pierwsza: młody człowiek staje u bramy dzikiego prawa korporacjonizmu. Nie zostaje wpuszczony. Czeka. Wersja druga: winą jest brak pracy, zabójczy brak pracy. Absolwent wstaje rano i zostaje wtrącony do więzienia, jakim jest bezrobocie. Potem przemierza pokoje i gabinety, domagając się sprawiedliwości. Bezskutecznie. Wszyscy go przeganiają. A transformacja, o której wspomniałem wcześniej? Jest tak enigmatyczna, że właściwie nie wiadomo, czy nie stanowi tylko złośliwego żartu.
Jaka jest więc konkluzja? Szczepan Kopyt napisał w jednym ze swoich tomików drobiazg zatytułowany „komitety” (i nawiązujący ironicznie do słynnego hasła Jacka Kuronia): „nie twórzcie komitetów / palcie własne” (Sz. Kopyt, komitety, [w:] tegoż, Sale, sale, sale, Poznań 2009, s. 31). Zastanawiam się, czy spektakl nie oferuje podobnego przesłania: nie twórzcie manifestów, dekonstruujcie własne. Bo może dzisiaj tolerujemy tylko ironiczne manifesty?
Michał Kmiecik ma dziewiętnaście lat i wszyscy czepiają się jego młodego wieku. Dziwne. Wszakże to nasi najmłodsi twórcy, zżyci doskonale ze światem mediów, spoglądają na rzeczywistość (formatowaną przecież przez środki masowego przekazu) ze szczególnej perspektywy, nam często niedostępnej. Język mediów to dzisiaj język uniwersalny, a dwudziestolatkowie siłą rzeczy władają nim lepiej od nas. Są uzależnieni od niego i zapewne ten nałóg będzie budował kolejne spektakle, fundujące, być może, nowe teatralne trendy. Warto więc obserwować kolejne kroki obsesyjnych użytkowników YouTube’a i Facebooka.
Pisząc te słowa, kartkuję Rozrywkę, tomik poetycki Michała Szymaniaka, urodzonego w 1992 roku. „Klient naszym panem a że każdy może być klientem czytaj panem to / już inna sprawa” – tak zaczyna się wiersz mol. A tak kończy się ów autoironiczny liryk: „[...] a więc tradycją stały się cotygodniowe handlowe wypady / do centrum następnie spożywamy zdobyczne nad płomieniem wzruszeń / pojawiają się powroty których nie potrafimy zrozumieć i z ulgą oddychamy / gdy popłyną rytualne dźwięki z radia eska na koniec stwierdzamy / że przegraliśmy głowa plemienia serdecznie zwracać” (M. Szymaniak, mol, [w:] tegoż, Rozrywka, Warszawa 2011, s. 33).
Może zatem komunikat „Spektakl zawierał lokowanie produktu” sugeruje również, że i my, widzowie teatralni, oglądając Śmierć pracownika, konsumowaliśmy przede wszystkim spektakularne (a może tylko kabaretowe) wrażenia? Wbrew Kmiecikowi, który w wywiadach mówi o swoich skłonnościach do przekształcenia świata przy pomocy „zaangażowanego teatru”. Bo co wam zapadło najmocniej w pamięci? Bo mnie, przyznaję, ta scena, w której rewelacyjny Papuga, w sposób zawoalowany, ale jakże brutalny, nawiązuje do Małgorzaty Musierowicz i jej powieściowej opinii na temat mieszkańców ulicy Norwida, „zimnych ludzi”. Hm, jedni mają Eskę, inni teatr, i nie robi to żadnej różnicy?
Ivo Vedral, reżyser, tak komentuje wspólne przedsięwzięcie: „Śmierć pracownika to popkulturowy anarchistyczny żart, w którym antyczny mit trafia do dyskontu z niemieckim kapitałem. To świat sklejony z klisz i schematów, w którym nieistotne jest prawdopodobieństwo, ponieważ głównym motorem działania jest czysty bunt i potrzeba odreagowania świata, systemu, który został nam dany jako jedyny i sprawiedliwy” (źródło cytatu: http://www.teatr-polski.pl/plays,details,53,0,smierc-pracownika.html, odsłona: 3 stycznia 2012).
Co więc się tutaj reklamuje? Chyba jednak przede wszystkim techniki remiksu. Bo w jaki sposób dzisiaj odreagowujemy system? Remiksując! – internetowe zasoby niech tutaj posłużą za dowód.

Teatr Polski w Poznaniu
Śmierć pracownika Michała Kmiecika
reżyseria Ivo Vedral
scenografia i kostiumy Karolina Sulich
muzyka Dawid Dąbrowski
wideo Siewcy Niepokoju
prapremiera 16 grudnia 2011