4/2012
Rafał Węgrzyniak

fot. Jacek Labijak

Imię Rachela

Na ogłoszony latem 1981 roku w „Życiu Literackim” w cyklu Lektury nadobowiązkowe komentarz Wisławy Szymborskiej do opowiadania Romana Brandstaettera Ja jestem Żyd z „Wesela” natrafiłem już po pierwszej edycji mojego kompendium poświęconego dramatowi Stanisława Wyspiańskiego; przytoczyłem go dopiero w przeznaczonym do Polskiego Słownika Biograficznego życiorysie Perel, a po przyjęciu chrztu Józefy, Singer. Poetka bowiem nie tylko ustosunkowała się do zasłyszanej przez Brandstaettera w Jerozolimie w sierpniu 1944 roku opowieści adwokata z Krakowa o spowodowanym przez prapremierę Wesela rozwodzie Hirsza Singera, ale również przywołała swe wspomnienia związane z jego córką. Singerówna, prowadząca praktykę pielęgniarską przez kilka tygodni pomiędzy rokiem 1931 a 1936, wykonywała zastrzyki chorej matce Szymborskiej w krakowskim mieszkaniu przy ulicy Radziwiłłowskiej, która biegnie wzdłuż nasypu kolejowego. W czasie, gdy wygotowywały się strzykawki, Józefa Singer, która przychodziła z Floriańskiej, rozmawiała z rodzicami Szymborskiej, lecz także jej zadawała pytania dotyczące szkoły. „Byłam w wieku, kiedy takich pytań się nie znosi, toteż niejedną wizytę pani Racheli przeczekiwałam w miejscu zamykanym od wewnątrz na haczyk”. Poetka wyrażała żal z powodu unikania „zacnej pani Racheli” i spóźnioną gotowość udzielenia odpowiedzi na jej pytania, „nawet te najtrudniejsze”. Zdzisław Mrożewski, który po wojnie mieszkał z Singerówną, zmarłą w 1955 roku, opowiadał mi, że wierna niepodległościowym ideom Józefa Piłsudskiego i Kościołowi katolickiemu – była nieprzejednaną antykomunistką. Jeśli czytała socrealistyczne wiersze Szymborskiej, to surowo je osądzała.
W 1993 roku zwróciłem uwagę na tekst Szymborskiej – opublikowany właśnie w trzeciej serii Lektur nadobowiązkowych – Tadeuszowi Malakowi w trakcie spotkania po spektaklu Ja jestem Żyd z „Wesela” w Małym w Warszawie. Dość, że gdy to przedstawienie zostało włączone do repertuaru Starego Teatru w Krakowie w grudniu 1994, na odwrocie afisza przedrukowane zostały refleksje Szymborskiej. Chociaż Malak raczej pamiętał druzgocącą recenzję Szymborskiej z jego debiutu reżyserskiego w Rapsodycznym w 1960 roku, czyli z montażu wierszy współczesnych poetów polskich List do ludożerców. Inna rzecz, że wkrótce poetka też negatywnie na łamach „Życia” oceniła inscenizację Mieczysława Kotlarczyka gruzińskiego eposu Witeź w tygrysiej skórze. Szymborska była jednak łaskawa dla, znanej z gimnazjum, Danuty Michałowskiej, jako recytatorki wierszy Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej w Różach dla Safony. Chodziła zarówno do Teatru Kolejarza, jak i do Cricot 2. Pierwszy zbiór Lektur otwiera tekst z roku 1968 z ironicznym porównaniem Uczty u Trymalchiona do happeningów organizowanych przez Tadeusza Kantora, na końcu szóstego i ostatniego zaś można odnaleźć apologię jego spektakli opartych na własnych scenariuszach („to było wielkie”) umieszczoną w spisanej w 2002 roku deklaracji zachowawczych upodobań w dziedzinie teatru.
W roku 1996, przygotowując w redakcji „Pamiętnika Teatralnego” studium Sprawa Michała Weicherta, o żydowskim reżyserze, który z powodu prowadzenia w okupowanym Krakowie działalności charytatywnej był po wojnie oskarżany o kolaborację, nawiązałem korespondencję z jego synem Józefem mieszkającym w Tel Awiwie. W jednym z listów napomknął on, że jego syn Rafi tłumaczy polską poezję na język hebrajski. Dołączył kserokopię okładki Atlantis, pierwszego wyboru wierszy Szymborskiej – uhonorowanej wówczas Nagrodą Nobla – przełożonych przez niego na hebrajski i wydanych w 1993 roku. A zorientowałem się, że później ogłosił on jeszcze sześć książek Szymborskiej. W wydrukowanej w „Odrze” relacji Michała Rusinka, sekretarza poetki, z jej podróży do Izraela w grudniu 2004 roku oczywiście pojawił się Rafi Weichert. Podczas spotkania Szymborskiej z czytelnikami w Beit Ariela ujawnił on, iż przygotował dwadzieścia osiem wersji przekładu wiersza Jeszcze. W utworze tym przez Polskę wiezione są zaplombowanymi wagonami imiona Natan, Izaak, Sara czy Aaron. Ewokowane są transporty Żydów do niemieckich obozów zagłady, których autorka była zapewne świadkiem, pracując od 1943 roku jako urzędniczka na kolei. Zarazem wstydzi się ona za swych rodaków, którzy spolonizowanym Żydom wypominają rodowód, więc pociesza „imię Dawid”, że jego „syn będzie Lech”. Mimowolnie przypomina się dążenie do włączenia w obręb polskości Racheli w Weselu i nieco zdumiewa nieobecność owego imienia w Jeszcze. Wiersz opublikowała Szymborska w 1957 roku w tomie Wołanie do Yeti akurat wtedy, gdy Weichertowie przygotowywali się w Krakowie do wyjazdu w ramach organizowanej przez władze PRL-u emigracji obywateli mających żydowskie pochodzenie z paszportami tracącymi ważność po dotarciu do Izraela. Ponieważ Brandstaetter należał do osób żegnających Michała Weicherta, przypuszczam, że w wydanym przez jego wnuka w 2007 roku wyborze Lektur znalazł się komentarz do Ja jestem Żyd z „Wesela”.

historyk teatru, krytyk; autor Encyklopedii „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego (2001).