5/2012

Starsi Panowie i Starsze Panie

 

„Od roku 2006 wykonywałem serię portretów najlepszych aktorów starszego pokolenia” – napisał o swojej książce Pieśń na wyjście Witold Krassowski, uznany polski reportażysta, pracujący m.in. dla takich tytułów, jak „Stern”, „Focus”, „New York Times”, „The Observer”, „The Independent Magazine”, „Reportage”, „New Yorker”, „Forbes” czy „Fortune”. „Pokolenia, które reprezentuje pewien kończący się rozdział w historii teatru i powiązany z nim szerszy wymiar kultury. Grupa ta obfituje w silne osobowości. Niepozowane portrety mają pokazać indywidualność tych ludzi w końcowym okresie ich działalności”.
Karty Pieśni na wyjście zaludniają bohaterowie mojego dzieciństwa, które przypadło na lata osiemdziesiąte: postacie z seriali, namiętnie przeze mnie oglądanych spektakli Teatru Telewizji, programów dla dzieci. Gwiazdy Kabaretu Starszych Panów. Aktorzy, których miałam przyjemność oglądać na scenie jako dziecko. Ich twarze automatycznie łączą się w mojej pamięci z głosami nagranymi na czarnych, analogowych płytach z bajkami puszczanymi na dobranoc. I z pewną jakością, która nieuchronnie odchodzi, a którą reporter Witold Krassowski zachowuje na kliszy – dla mojego i swojego pokolenia.
Irena Kwiatkowska, Jan Kobuszewski, Nina Andrycz, Gustaw Holoubek, Hanka Bielicka i Danuta Szaflarska. Gustaw Lutkiewicz, Janusz Kłosiński i Franciszek Pieczka. Jerzy Nowak i Szymon Szurmiej. Barbara Krafftówna, Wiesław Gołas, Alina Janowska, Andrzej Łapicki, Marian Kociniak, Ignacy Gogolewski, Wojciech Siemion, Emil Karewicz. Roman Kłosowski, Wojciech Pszoniak, Bohdan Łazuka, Jerzy Turek, Zofia Kucówna, Janusz Gajos. Krzysztof Kowalewski, Daniel Olbrychski, Anna Milewska, Władysław Kowalski, Jan Peszek. Anna Polony, Jerzy Trela, Jan Englert, Maja Komorowska, Marian Opania, Magda Zawadzka, Kazimierz Kaczor. Iga Cembrzyńska, Jerzy Stuhr czy Tadeusz Łomnicki, oraz jeszcze kilka innych znanych nazwisk. Do każdego aktora jestem w stanie dopasować po kilka bardzo charakterystycznych kreacji z czasów młodości i wieku dojrzałego. Kiedy patrzę na ich twarze w albumie – nie widzę za bardzo różnicy pomiędzy „tamtymi” a „tymi”. Wszyscy są tak samo silni, tak samo – a być może nawet bardziej – cieleśni. Krassowski – rasowy fotoreporter – uchwycił ich jednak w sytuacjach półprywatnych: przed wejściem na scenę lub po zejściu z niej. „Zdjęcia robione są na zapleczu teatrów, przed i w trakcie przedstawienia (z pominięciem sceny) bądź w domach prywatnych – w zależności od okoliczności” – napisał fotograf.
„Ludzie ze sceny bez sceny – ich życiowej podstawy czy podstawowego życia” – pięknie pisze o tej metodzie Monika Piotrowska, kuratorka poznańskiej edycji zdjęć Krassowskiego. „Odarci ze sceny, ale nie odarci z życia. Mniej lub bardziej dogasający, ale do końca emanujący ogromną indywidualnością – tą, którą w młodej generacji aktorów zabiła komercja. Z twarzy i gestów starych aktorów można czytać historię ich przeżyć, doznań, ciężkiej pracy nad warsztatem, nad duchowością, nad doskonałością przekazu i kontaktu z widzem. Narzuca się myśl, że to są aktorzy prawdziwi. Choćby z racji swoich dokonań zasługują na pamięć. Przy masowym braku akceptacji dla ludzi starych, oni stanowią zadziwiający, masowy wyjątek: są społecznie akceptowani. To triumf ich »pieśni na wyjście«”. I zauważa: „Witold Krassowski triumfuje nie mniej – na wejściu. Wchodząc w ich schyłek, łapie największych mistrzów gestu i mimiki, gdy wychodzą z roli. Gdy są sobą. Tylko. Albo aż”.
Warto tu przyjrzeć się samemu Krassowskiemu – fotografowi intelektualiście i humaniście. Skończył romanistykę, studiował na Uniwersytecie Warszawskim i Sorbonie. Całkiem niedawno doktoryzował się na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Co istotne, swoją pracę w fachu fotografa zaczynał w tygodnikach „Ład” i „Przegląd Katolicki” (1981–1986) – czyli w mediach katolickich, skupiających się na człowieku. Krassowski umie uniknąć czułostkowości, często cechującej zdjęcia z religijnych gazet. W 1988 roku został współpracownikiem „The Independent Magazine” w Londynie, związanym także z tamtejszą agencją Network Photographers, a w 1999 roku spotkał go nie lada zaszczyt: będąc sam laureatem tej prestiżowej nagrody, zasiadł w jury World Press Photo (czego kontynuacją były jego wykłady w 2006 roku na World Press Photo Masterclass). Obecnie uczy studentów w warszawskiej ASP na Wydziale Sztuki Mediów.
„Portrety sporządzane są w technologii srebrowej, na negatywach czarno-białych, z których powstają później odbitki autorskie” – pomaga rozszyfrować technikę sam autor. „Jest to technologia droga, ale dająca jedyny w swoim rodzaju efekt estetyczny, właściwy dla portretów ludzi starszych. Użyte wysokoczułe materiały dają duże, wyraźne ziarno i przydają chropowatości. [...] Zdjęcia możliwie najbardziej naturalne, nie pozowane, najczęściej w świetle zastanym”. Technika używana przez Krassowskiego (silver gelatin print) oraz największych klasyków czarno-białej fotografii urzeka swoim charakterem i dostojnością swojej historii. Do tego warto nadmienić, że ta szlachetna technika już w swojej definicji idealna jest do wykonywania zdjęć „historycznych” lub używanych jako ponadczasowe: jej trwałość bowiem może być powiększona poprzez tonowanie złotem, selenem, sepią, technikami kojarzonymi nieuchronnie z przeszłością.
Krassowski naprowadza na trop zachowywania szacunku i pamięci, pisząc: „Odchodzące pokolenie aktorów odegrało doniosłą rolę w przechowaniu oraz przekazaniu kultury narodowej. Przyszło im działać w trudnych, powojennych warunkach, aby pod koniec kariery doświadczyć rewolucyjnych zmian w zawodzie aktora i sposobie funkcjonowania teatru. Choćby z racji swoich dokonań zasługują na pamięć”. Tymczasem wykonane przez niego zdjęcia tak naprawdę pozbawione są tego ciężaru gatunkowego. Jeszcze mocniej podkreślają to – odczarowujące dostojność i nieunikniony funeralizm czerni i bieli – wstępne komentarze towarzyszące nazwiskom aktorów. To prawie zawsze anegdoty, słowne żarty, aluzje do przeszłości, ale też festiwal lapidarnych przechwałek. „W teatrze powinien być bufet” – mówi Zofia Kucówna. „Jak nie ma bufetu, to nie jest prawdziwy teatr”. „Jak pan fotografuje, to panu wszystko jedno, czy dupa, czy twarz, byleby było charakterystycznie” – prowokuje fotografa Hanka Bielicka. „Każda kobieta w pewnym wieku jest podobna do Jana Pawła II” – zaznacza Sława Kwaśniewska. To z kolei interesujący aspekt, którego nie podkreśla w wypowiedziach na temat książki sam Krassowski: starzy aktorzy pracują ciałem do ostatniej roli. Pieśń na wyjście jest zapisem cielesnego aspektu starzenia się: nie tylko zmarszczek, pooranych twarzy czy żył i plam wątrobowych na rękach, lecz także – jak choćby w przypadku Zbigniewa Zapasiewicza – wiotczejącego ciała niegdysiejszego amanta.
„Z każdym rokiem jest coraz mniej ról do zagrania” – mówi w książce Daniel Olbrychski. Z każdym rokiem jest też coraz mniej takich chwil do uchwycenia, które na fotograficznej kliszy zapisał Krassowski. Ta niezwykła mieszanka aktorów w różnym wieku, również tych, którzy odeszli, sprawia, że liczy się tu życie, a nie nieuchronny koniec. Ten album to niezwykle cielesny zapis życia i żywotności. Dlatego ja w prezencie kupiłam go własnej babci.

Witold Krassowski
Pieśń na wyjście. Ostatni mistrzowie sceny
Wydawnictwo EK Pictures
Warszawa 2010