5/2012
Krzysztof Rutkowski

fot. Zuzanna Waś

Pasaż przez Sen Pszczoły

 1.
Inżynierska 3. Skręca się w podwórko i wpada w studnię. Ciemno. Na pierwszym podwórku knajpa Mały Paryż. Za pierwszym podwórkiem prześwit i drugie podwórko. Na drugim podwórku blask. Sen Pszczoły, druga knajpa, inny pasaż, świecący i lekko rozedrgany. Błyski i muzyka. Ktoś gra na flecie. Podchodzę: pląsy.
To sen: wokół koksownika tańczą – dzieci? Dziewczynki? Kobiety? Bachantki? Suki szału? Zimno. Tańczą w szubach lub w kożuchach. I w maskach. Tańczą i kołyszą się, z boku na bok, w lewo, w prawo. Leniwie. Jak misie. Na flecie prostym gra szczupła przewodnica chóru. Nogi ma długie, a policzki wzdęte.

2.
Artemida? Artemida. Bogini pełna wdzięku, ale wielce niebezpieczna. Dwoistość tkwi w córce Zeusa i Latony, w siostrze Apollina, dzierżącej, jak on, łuk i lirę. Jest Łowczynią, Biegnącą przez Lasy, Dzikuską, Strzelczynią zabijającą po drodze dzikie zwierzęta i godzącą też w śmiertelników, przeszywającą kobiety, by umarły łatwą śmiercią. Jest też Dziewicą, młódką, czystą Parthenos, cnotą zaprzysięgłą na wieczność, tańczącą i śpiewającą przy wtórze radosnej muzyki w towarzystwie nimf i charyt.

3.
Skąd przyszła Artemida do Snu Pszczoły? Różnie powiadają. Dla jednych jest czystą Greczynką, inni widzą w niej cudzoziemkę z Północy albo z Orientu. Na archaicznych pieczęciach i rysunkach kreteńskich figuruje jako „Pani nad zwierzętami” albo „Pani od dzikich bestii”, Potnia theron, podobnie u Homera w Iliadzie. Prawie pewne, że imię Artemidy figuruje na jednej z tabliczek zapisanych pismem linearnym B. Jeśli starożytni nazywali ją xene, obcą, to nie dlatego, że była cudzoziemką, ale dlatego, że była – jak Dionizos – „dziwna”.

4.
„Niechaj wszystkie góry będą moje” – mówi Artemida w hymnie Kallimacha z Cyreny, i powiada jeszcze, że z nich nie zejdzie, chyba że ludzie zaczną ją przyzywać. Artemida nie tylko biegała po lasach, szła, skacząc po górach, przeskakując pagórki, ale przemiarzała pustkowia, bagna, ustronia i manowce, kiedy nie wiadomo gdzie morze się kończy, a ziemia zaczyna, czy pachnie, czy cuchnie, czy pierwsze podwórko na Inżynierskiej 3, czy drugie.
Artemida przewodzi polowaniu. Goni dzikie zwierzęta, zabija, ludzi pogrąża w dzikości, ale w miarę, bo myśliwy, który granicę dzikości przekracza, sam staje się dziką bestią. Sztuka łowów jest jednak koniecznym składnikiem paidei i bez jej znajomości nie sposób stać się obywatelem Miasta. W dzikość i zwierzęcość wpada tylko ten, kto pogwałci reguły i zasady sztuki – wtedy człowieczość zatraca. Granica jest jednak wrażliwa i niewyraźna, Artemida strzeże granicy przenikliwie, czuwa, bo wie o ryzyku. Artemida czuwa i wymaga, żeby człowiek w zwierzęcość zupełną nie popadł, a zwierzę zanadto się nie uczłowieczyło. Kto lekceważy Artemidę i nie czci jej należycie, źle kończy, o czym świadczą losy Arkadyjczyków, którzy, zaniedbawszy kultu bogini, po lasach się zagryzali niczym dzikie bestie.

5.
Dziewczynki, kobiety, suki szału tańczyły coraz szybciej, unosiły ramiona, przeginały się, obracały wokół osi dość niezgrabnie, bo kożuchy ciężkie. Ruszały się jak misie lub jesienne pszczoły. Tkwiłem przejęty w przeciągu. Z koksownika lał się potok blasku, stałem się osią w nieskończonym kole, sam nieruchomy, czułem jego ruchy.

6.
Artemida jest też Karmicielką, Kurotrofą. Opiekuje się wszystkimi maleństwami: zwierzęcymi i ludzkimi, potomstwem żeńskim i męskim, które w okresie wzrostu i dojrzewania zajmuje, podobnie jak Artemida, pozycję niepewną, a granice pomiędzy dziewczętami i chłopcami, dzieciństwem i dorosłością, zwierzętami i ludźmi pozostają płynne. Poślizgi zdarzają często, dziewczęta grają role chłopców, a chłopcy dziewcząt, dzieci udają dorosłych albo wcielają się w skórę dzikich zwierząt i tańczą jak dziewczynki w sukienkach w kolorze miodu i szafranu, udające niedźwiedzice albo pszczoły w sanktuarium Artemidy w Brauron.
Artemida przeprowadza na drugi brzeg. Artemida wciąga na drugie podwórko.

7.
W Brauron (Vravrona) w Attyce dziewczynki w wieku od pięciu do dziesięciu lat, zamknięte w świątyni Artemidy, by „zdobyć siłę do małżeństwa”, zamieniały się w niedźwiedzicę, naśladowały niedźwiedzicę tańcem, głosem, gestami. Jaką niedźwiedzicę? Dziką bestię, która jednak opuściła knieję i zeszła do sanktuarium bogini, by stopniowo się oswajać w towarzystwie ludzi, by współżyć z nimi. Dziewczynki, nad którymi czuwa Artemida, nie dziczeją, by pasaż rytualny w oddaleniu od domów zakończył się „możnością współżycia z mężczyzną”.
Artemida sprawia, że różnica między dziewczyną i chłopcem, dzieckiem i dorosłym, zwierzęciem i człowiekiem staje się wyraźna, co nie znaczy, że jest na zawsze ustalona. Wypada raczej powiedzieć, że Artemida czuwa nad stanowieniem się różnicy, nad jej prawidłową artykulacją.

8.
Już nie stałem. Drobiłem. Najpierw lewa noga, potem prawa. Skręt w lewo, skręt w prawo.
Ocierałem o rude cegły moje przeszłe czyny.
Powiadają, że ludzka zdolność do oglądania zjaw bywa w prezentacji religii starożytnych traktowana po macoszemu.
Widziałem, więc mówię. Mówię, bo choć widziałem, zostałem przy życiu.

pisarz, dziennikarz i tłumacz, profesor UW. Autor książek: Paryskie pasaże (1994 i 1995), Raptularz końca wieku (1997), Wokulski w Paryżu (2010).