6/2012

Mąż stanu jako bohater. Kilka uwag o Przybyszewskiej

Nad życiem i twórczością Przybyszewskiej zaciążył cień ojca i otaczającej go legendy.

Obrazek ilustrujący tekst Mąż stanu jako bohater. Kilka uwag o Przybyszewskiej

Marcin Sauter

Stanisławę Przybyszewską zwykło kojarzyć się przede wszystkim z rewolucją. Powodem tego jest jej najbardziej znane dzieło Sprawa Dantona oraz znajomość pewnych faktów z życia pisarki, niektórych jej poglądów. Przed próbą innego spojrzenia warto podsumować wiedzę na temat rewolucyjnych fascynacji Przybyszewskiej.
Rozpoczęły się już w dzieciństwie, czego efektem był „piękny dramacik” wysłany ojcu w 1910 roku. Tematykę rewolucyjną pisarka podjęła też w swoim pierwszym zachowanym utworze dramatycznym, pisanym po niemiecku Thermidorze. Dramat ów, swą budową przypominający raczej dialogi polityczne, był polemiką z Büchnerem i jego spojrzeniem na rewolucję. Owa „kontynuacja” dramatu Büchnera miała pokazać, iż przewrót thermidoriański był wydarzeniem o wiele istotniejszym niż stracenie Dantona. Jakkolwiek poglądy Przybyszewskiej wydawały się wywrotowe wobec prezentowanych przez autora Śmierci Dantona, trudno nie zauważyć ogromnego wpływu, jaki wywarł na młodą pisarkę tekst Büchnera. Temat zdawał się jednak ją przerastać, nie była zadowolona ze swojego utworu i zarzuciła go, pozostawiając nieskończonym. W latach późniejszych, już po napisaniu Sprawy Dantona, pragnęła podjąć ów temat na nowo, jednakże łączyło się to z całkiem nowym opracowaniem.
O tym, że Thermidor uznany był przez samą autorkę za próbkę, świadczy fakt, że oficjalnym swoim debiutem dramatycznym uczyniła późniejszy, mniej ciekawy literacko, jednak jej zdaniem przystępniejszy dramat Dziewięćdziesiąty trzeci. Tematyka rewolucyjna pojawiała się także w niektórych utworach prozatorskich Przybyszewskiej. Najciekawszym z nich, najbardziej wartościowym literacko jest opowiadanie Cyrograf na własnej skórze – interesujący rodzaj political fiction.
Jednak dziełem koronującym pasję była zdecydowanie Sprawa Dantona. Przez ponad rok całkowicie zdeterminowała ona życie pisarki. Kazała jej przebywać w wyimaginowanym świecie, wykreowanym dla potrzeb utworu. Przybyszewska pisała ów dramat, mając do rewolucji stosunek wyznawczy, który zresztą do końca jej życia nie uległ zmianie.
Pisarka zdawała sobie wprawdzie sprawę z okrucieństwa i terroru, które towarzyszyły każdemu przewrotowi tego rodzaju, jednakże rzeczywistość współczesna wydawała jej się na tyle zła i nie do zaakceptowania, że rewolucja ze wszystkimi czynnikami jej towarzyszącymi mogła być tylko dobrem. Czyniła ona z jednej strony twórcę z każdego człowieka, pozwalała na połączenie i przepływ energii, ale przede wszystkim służyła wykreowaniu geniusza, który był w stanie połączyć i wykorzystać wszystkie siły twórcze.
Warto zauważyć przy tym, iż pojęcie „twórca” nie było według Przybyszewskiej synonimem artysty, rozumiała je znacznie szerzej. Ranga twórcy wynikała z jego siły oddziaływania. Artysta stał w tej hierarchii najniżej. Wyjątek czyniła dla pisarza (ale nie poety), którego uważała za połączenie artysty z naukowcem. Jednak nawet pisarz musiał ustąpić miejsca mężowi stanu, wybitnemu politykowi, zwłaszcza gdy jego dziełem miała być rewolucja.
Warto zatrzymać się nad poglądami Przybyszewskiej dotyczącymi pisarstwa, zwłaszcza że opętanie ideą rewolucji i wymagania wobec pisarzy jakoś się łączyły, zazębiały ze sobą w poglądach autorki Sprawy Dantona. Ona sama zresztą starała się uczynić z siebie modelowy przykład twórcy, „literata płci żeńskiej”, bo przecież nie „pisarki”, gdyż na poziomie, który według siebie reprezentowała, nie było to możliwe.
Rozróżniała trzy etapy twórcze u pisarzy, zaznaczając jednak, iż tylko nieliczni są w stanie osiągnąć najwyższy, natomiast zdecydowana większość oscyluje gdzieś pomiędzy pierwszym etapem a drugim. Ów pierwszy to po prostu indywidualizm – wybaczalny i niemal nieunikniony u młodych twórców, piszących chętnie o swej prywatności, silących się na oryginalność. Jednak miarą dojrzałości twórczej jest porzucenie, przezwyciężenie tego stadium. Poziom średni, jakkolwiek zbliża się do obiektywizmu, pozwala rozróżnić płeć autora, a literatura wówczas tworzona może jeszcze zahaczać o tematy „prywatne”, czyli zdaniem Przybyszewskiej mniej istotne. (Warto pamiętać, iż dla bohaterów jej prozy próba skoncentrowania się na życiu osobistym, rodzinnym była wyrazem klęski, przegranej w „dużo istotniejszych sferach”, łączonych przez pisarkę z twórczością). Wreszcie trzeci, najwyższy poziom, zwany mentalnym, pozwala pisarzowi mówić o wszystkim w sposób bardziej obiektywny, doskonalszy, implikuje jednak wybór tematów ważnych, na wielką miarę. Tego rodzaju pisarstwo ma też największe oddziaływanie na czytelnika, wymaga od niego uwagi, współdziałania, najbardziej też wpływa na rzeczywistość. Na tym poziomie płeć autora jest niewidoczna, trudna do rozróżnienia, gdyż niezależnie od tego, kim jest prywatnie, w swej twórczości literat taki jest obupłciowy. Tego typu poglądy są w jakiś sposób zbieżne z przemyśleniami Virginii Woolf zawartymi we Własnym pokoju.
Przybyszewska oczywiście zaliczała siebie do trzeciej, najwyższej kategorii twórców, co łączyło się w jej przypadku z ciągłą pracą nad sobą, podporządkowaniem całego życia pisaniu, a także specyficznym rodzajem autokreacji. Autorka Sprawy Dantona zdawała się całkowicie rezygnować z wszelkiej prywatności. W listach i wszystkich innych wypowiedziach mówiła tylko o tym, co związane jest z jej twórczością – o utworach, nad którymi pracuje, tych, które już napisała i tych, które zamierza w przyszłości napisać. Szeroko rozwodziła się na temat czytanych książek, ale znów z punktu widzenia pisarki analizującej utwory kolegów po fachu. Również kiedy wypowiadała się na tematy polityczne, filozoficzne etc., przybierała pozę literata przedstawiającego swoje zdanie na jakiś temat. Jeśli przypadkiem wspominała o swoich warunkach bytowych – chorobach, braku pieniędzy, czy po prostu o tym, jak spędziła dzień – to albo dlatego, że jakieś jej doświadczenie stanowiło interesujący materiał do wyzyskania literackiego, albo by pokazać, jak bardzo codzienność i towarzyszące jej niedogodności przeszkadzają jej w twórczej pracy.
Ów nowy model pisarza Przybyszewska stworzyła w jakimś sensie w opozycji do postawy artystycznej swojego ojca. Na jej życie można bowiem spojrzeć jak na próbę usamodzielnienia się, zdobycia autonomii, stworzenia siebie nowej w opozycji, w oderwaniu od ojca. Postawiła przed sobą niezwykle trudne zadanie. Mierzyła się z kimś, kto za życia był legendą. Dla pokolenia Przybyszewskiej już ośmieszoną, nieatrakcyjną. Ona jednak nie potrafiła oderwać się od jego postaci. Początkowo była nim zafascynowana, później przeżyła wielkie rozczarowanie zarówno jego osobą, jak i twórczością. Miała jednak świadomość, że dla opinii publicznej była przede wszystkim „córką Przybyszewskiego” (tego typu określenia towarzyszyły jej tekstom, drukowanym w „Wiadomościach Literackich” i reklamie Sprawy Dantona), nie pisarką, która sama odpowiedzialna jest za swą literacką biografię. Cień ojca, rozpościerający się nad jej życiem, ciążył Przybyszewskiej. Mimo jawnej niechęci i pogardy pisarka bez przerwy usiłowała się z nim mierzyć. Może między innymi dlatego zrezygnowała z życia prywatnego w kontraście do biografii, która do dziś wydaje się barwna, a „nagiej duszy” przedstawiła intelekt.
Ze złośliwą satysfakcją, ale zarazem z bólem odkrywała coraz to nowe niedostatki w twórczości Przybyszewskiego. Zarzucała mu brak pracowitości, zatrzymanie się w rozwoju twórczym. Ojciec reprezentował pierwsze stadium twórczości – ona trzecie. Według innego podziału ojciec był „tylko” poetą, podobnie jak nielubiany przez nią bohater Sprawy Dantona – Desmoulins, ona zaś pisarzem, umysłem mentalnym. Dla ćwiczenia opracowała na nowo Krzyk Przybyszewskiego, pokazując, iż wersja ojca była zaledwie pierwszym zapisem, uczynionym pod wpływem natchnienia. Tam, gdzie on skończył, ona dopiero zaczynała pracę twórczą. Tym sposobem powstał jej najlepszy utwór prozatorski Twórczość Gerarda Gosztowta. Podobnie fascynowała ją problematyka zawarta w Il regno doloroso. Zamierzała w przyszłości opracować ten temat lepiej, doskonalej. Jak widać, nie do końca oderwała się od rzeczy inspirujących młodopolskich twórców. Obok sterylnych, uporządkowanych, dopracowanych utworów o rewolucji tworzyła prozę satanistyczną, pełną narkotycznych wizji, dziejącą się gdzieś na granicy jawy i snu. Połączenie obu motywów – rewolucyjnego i oniryczno-satanistycznego – można dostrzec między innymi w Ostatnich nocach ventrosa (jedynym wydanym utworze prozatorskim pisarki) i wspomnianym już Cyrografie na własnej skórze.
Proza Przybyszewskiej, do dziś niemal w całości pozostająca w rękopisach i maszynopisach, stanowi cenne źródło dla badaczy literatury. Składają się na nią rzeczy o literacko różnej randze – od dobrych, poprzez z jakiegoś powodu interesujące, po kalekie i słabe. Należy jednak pamiętać, że proza ta rzadko składa się z utworów ukończonych, gotowych do druku. Jest to przede wszystkim brudnopis literacki. Większość tych powieści i opowiadań pisanych było jako ćwiczenie, wprawka lekceważona przez samą autorkę. Jeśli niektóre z tych utworów widziała ona w druku, to raczej na mniej cenionym gruncie polskim. Pisane głównie po niemiecku dzieła, którymi miała zdobywać świat (podpisując je neutralnym narodowościowo pseudonimem Andree Lynne), zachowały się we fragmentach. Są one na nowo odczytywane dzisiaj przez badaczy. Ukończona, mająca przynieść autorce spektakularny sukces powieść Drei Tage niestety zaginęła. Wiele utworów było dopiero planowanych. Jednak spuścizna, także ta polskojęzyczna, zasługuje na ponowne odczytanie i interpretację. Z kilku bowiem powodów może okazać się atrakcyjna dla współczesnego czytelnika.
Sama autorka mówiła, że dramat jest jej królestwem. To prawda. Mimo że zostawiła po sobie zaledwie trzy utwory dramatyczne z których tylko Sprawę Dantona można uznać za utwór wybitny, pokazała, jak dobrze porusza się w tym gatunku literackim, w całej jego gamie – od sztuk kameralnych po wielkie widowiska. Od utworów psychologicznych w rodzaju Dziewięćdziesiątego trzeciego, po oryginalnego typu teatr polityczny, reprezentowany przez Thermidora i Sprawę Dantona. Jest to o tyle ciekawe, że Przybyszewska nie chodziła do teatru. Jej wyobraźnia sceniczna kształtowała się przede wszystkim dzięki ekspresjonistycznym filmom niemieckim. Dowód na to widać między innymi w didaskaliach jej dramatów.
Ciekawe, że najlepsze spośród spuścizny literackiej Stanisławy Przybyszewskiej są dzieła, których cechą charakterystyczną jest specyficzny rodzaj dialogu. Chodzi o dramaty i listy. Te drugie są właściwie miniesejami, notatkami do przyszłych utworów, bazą pomysłów. Nie jest to epistolografia anegdotyczna, bardzo niewiele w niej prywatności autorki, ma jednak ogromne walory intelektualne. Przybyszewska pisze listy nie „na kontakt”, jak większość epistolografów, ale „na przedmiot”, co łączy się ze stałością poglądów niezależnie od adresata, specyficzną autokreacją (tu bardzo często mamy do czynienia z postrzeganiem, narzucaniem obrazu siebie jako jednostki niezrozumianej, niedostosowanej, wyrastającej ponad społeczeństwo). O dialogu pozornym w listach można mówić również dlatego, że Przybyszewska raczej nie traktowała swoich interlokutorów jako źródła inspiracji. Jej poglądy, pomysły w bardzo niewielkim stopniu ewoluowały pod wpływem czyjegoś spojrzenia, wymiany zdań. Wybierała adresatów spośród przedstawicieli różnych, znienawidzonych przez siebie środowisk (znienawidzonych za to, że tkwiły w życiu, od którego ona się odcinała), jednocześnie w jakiś sposób wyrastających według niej ponad reprezentowane środowisko. Mieli być łącznikami między nią a potencjalnymi czytelnikami. Po tych stwierdzeniach dziwić może, że wiele listów pisarki nie zostało wysłanych. Przybyszewska pisała bowiem listy raczej wobec czytelnika niż dla niego. Do sformułowania poglądów potrzebowała często czyjegoś spojrzenia, choćby potencjalnego, umysłu, z którym musiała się zmierzyć, ale nie wymiany zdań. Właściwie drugim utajonym adresatem wielu listów był przyszły czytelnik jej dzieł.
By lepiej zrozumieć Stanisławę Przybyszewską, warto zestawić ją z jej niemal rówieśnicą Marguerite Yourcenar. Autorka Sprawy Dantona wielokrotnie porównywała się z różnymi twórcami, pokazując podobieństwa prawdziwe i pozorne, chcąc wytłumaczyć swoje postawy, wybory życiowe, jednak to francuska pisarka wydaje się jej najbliższa duchowo. Nie chodzi tylko o swoiste „opętanie” postacią historyczną, wodzem (w przypadku Yourcenar był to cesarz Hadrian, w przypadku Przybyszewskiej oczywiście Robespierre), co implikuje, konieczność utożsamienia się z nią i bycie jej adwokatem. Chodzi także o łączące obie pisarki poczucie odpowiedzialności za własny utwór, ciągłą potrzebę komentowania go. Obie próbowały być pośrednikiem między dziełem a jego odbiorcą, przed którym stawiały bardzo wysokie wymagania. Wreszcie wspólna była im potrzeba ciągłego przeredagowywania swoich utworów, nawet tych, które ukazały się już w druku. Nie można wykluczyć, że gdyby Przybyszewska żyła dłużej, Sprawa Dantona, uznana przez nią na pewnym etapie życia za doskonałą, zyskałaby kolejną redakcję.
Listy Przybyszewskiej oraz Sprawa Dantona ubiegają się o tytuł dzieła jej życia. Badaczy można podzielić na tych, którzy przyznają pierwszeństwo Sprawie, i tych, którzy dzieła życia upatrują w epistolografii pisarki. Jak to wyglądało z jej punktu widzenia? Bardzo ceniła swoje listy, ale po napisaniu swego najlepszego dramatu stwierdziła, że straciła prawo do skromności. Jednakże dalej pracowała nad sobą. Przedwczesna śmierć przerwała tę linię rozwojową, zakrojoną na wiele lat. Przybyszewska pokładała ogromne nadzieje w powieści Drei Tage. Pragnęła stworzyć powieść o procesie czarownic w Labourd (lepszą od tej napisanej przez ojca), marzyła też o napisaniu kolejnego dramatu (obok Thermiodora), dotyczącego przewrotu thermidoriańskiego. Co stanowiłoby dzieło życia, gdyby zrealizowała te plany?

1. A. Bojarska, Andree Lynne (Proza Stanisławy Przybyszewskiej), „Przegląd Humanistyczny” nr 11/1978.
2. M. Brandt, „Czujesz się skreślona i chcesz się ocalić”. Powieść autobiograficzna Stanisławy Przybyszewskiej, [w:] Dwudziestolecie mniej znane. O kobietach piszących w latach 1918–1939, red. E. Graczyk, M. Graban-Pomirska, K. Cierzan, P. Biczkowska, Kraków 2011.
3. E. Graczyk, Ćma. O Stanisławie Przybyszewskiej, Warszawa 1994.
4. T. Lewandowski, Dramat intelektu. Biografia literacka Stanisławy Przybyszewskiej, Gdańsk 1982.
5. Osoby, oprac. i red. M. Janion, S. Rosiek, Gdańsk 1984.