6/2012
Jacek Kopciński

Zuzanna Waś

Marszałek w szpilkach

Zaskoczył mnie Michał Zadara myślą o tym, że przemówienie polityczne rzadko gości w teatrze. Jak to, a czym jak nie przemówieniami od stu lat karmi się teatr polityczny? Retorykę politycznej tyrady łatwo też odnaleźć w dramatach epok wcześniejszych, począwszy od komediowej parabazy. A jakim językiem przemawiają władcy w tragediach Sofoklesa, jeśli nie podsłuchanym na agorze? A monarchowie w dramatach Szekspira, czyż w ich mowach nie słychać głosu władców angielskich?
Zaskoczył mnie więc Michał Zadara, rzadkością politycznej mowy w teatrze uzasadniając swój projekt Pięć polskich mów, z których pierwszą było przemówienie Józefa Piłsudskiego z lipca 1923 roku, wygłoszone w Bristolu przed wyjazdem do Sulejówka. Reżyser rozpisał je na trzy głosy i powierzył w Teatrze Polskim w Warszawie trzem aktorkom. Ciekawe, czy w ten sam sposób zaaranżuje inne, wybrane przez siebie przemówienia: Józefa Becka z maja 1939 roku, z jego słynną frazą końcową: „My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę”, Władysława Gomułki z 1967 roku, które rozpętało antysemicką nagonkę w PRL-u, Jana Pawła z 1979 na placu Zwycięstwa i Wojciecha Jaruzelskiego z 13 grudnia 1981 roku w telewizji. Mowę generała Zadara nazwał zresztą ostatnim wielkim przemówieniem wygłoszonym w Polsce i było to jedyne uzasadnienie tego osobliwego wyboru, jakie sformułował reżyser.
Lapidarnie uzasadnił też pomysł powierzenia mowy Piłsudskiego trzem aktorkom. Chciał sprawdzić, jak słowa wypowiedziane kiedyś przez mężczyznę zabrzmią w ustach kobiet. Trzeba przyznać, że zabrzmiały okropnie. Nie dlatego jednak, że Barbara Wysocka, Magdalena Smalara i Anna Cieślak położyły role. Przeciwnie, były w nich świetne, sekunda po sekundzie kompromitując Piłsudskiego. Marszałek w małej czarnej względnie czerwonej bez pleców okazał się politykiem pysznym, mściwym, który nie potrafi oddać władzy i powściągnąć języka.
Ciekawe, jak po tej dekonstrukcji Piłsudskiego czuli się zaproszeni do udziału w wieczorze Aleksander Łuczak – historyk i Marek Kochan – zmawca retoryki? Ten pierwszy mówił o dramatycznych czasach, w których działał Marszałek, ten drugi pokazał, jak niezwykłym był on mówcą i jakiego formatu człowiekiem. Kochan, znany także jako ciekawy dramatopisarz, delikatnie zdystansował się od koncepcji reżysera. Nie wypadało mu jednak powiedzieć, że Zadarę bardziej interesuje to, co słowa Marszałka zdradzają (według formuły Freuda), niż to, co znaczą. Według Kochana Marszałek tak żegnał się z polityką, jak obywatel John Brown z wiersza Norwida z ziemią – dumnie ją odtrącając. W szkicu teatralnym Zadary nie ma śladu po romantycznym geście. Choć „precz odkopnąć planetę spodloną” można pewnie i w szpilkach…

redaktor naczelny miesięcznika „Teatr”. Profesor w IBL PAN, wykładowca UKSW i UW. Ostatnio wydał tom Wybudzanie. Dramat polski / Interpretacje.