7-8/2012

Ćwiczenia wyobraźni

Cały czas mam kontakt z jego książkami. Doskonale znam ich kształty, grzbiety, kolory okładek, typografię. Łatwo je zresztą rozpoznać na każdej półce.

Obrazek ilustrujący tekst Ćwiczenia wyobraźni

Nigdy nie poznałam Zbigniewa Raszewskiego osobiście. W 1992 roku skończyłam trzynaście lat i choć już nieświadomie zetknęłam się z jego nazwiskiem, nie miałam pojęcia kim był. Dziś mam na półce wszystkie jego książki. Mają osobne miejsce. Stoją tuż obok Teatru i teatrologii, Barszczu w kulturze starożytnej Grecji Jerzego Gota oraz Dziejów teatru w Krakowie Jana Michalika. I prawie nigdy nie stoją tam wszystkie naraz. Zawsze są w ruchu. Coś sprawdzam, przygotowując się na zajęcia, wyszukuję jakiś tekst dla studentów.
Na półce pojawiały się stopniowo. Wiele z nich otrzymałam w prezencie, niektóre kupiłam. Pierwszą książką była Krótka historia teatru polskiego w twardej, zielonej, płóciennej oprawie. Wydanie z 1990 roku, trzecie przejrzane. Pamiętam papierową obwolutę, ale już dawno się zniszczyła. Na drugiej stronie pięknie wykaligrafowano: Kraków, 22 czerwca 1994 r. Nagroda dla Agnieszki Wanickiej za wzorowe zachowanie i celujące wyniki w nauce. Poniżej pieczęcie: Szkoły Podstawowej nr 27, komitetu rodzicielskiego i dyrektora. Przypominam sobie, że bardzo się ucieszyłam. Oglądnęłam piękne ilustracje. Wychowawczyni wiedziała, czym sprawić każdemu przyjemność – w szkole aranżowałam różne wydarzenia, także teatralne. Jednak moim światem były wtedy fotografia i film, nazwisko Raszewskiego, a tym bardziej historia teatru, wciąż nic mi nie mówiły.
Książka zaciekawiła mnie niedługo później, w sytuacji, która – jak przypuszczam – rozbawiłaby Profesora. Od dziecka jesteśmy z mamą wielbicielkami powieści Małgorzaty Musierowicz. Mamy wszystkie jej książki, jeszcze w starych wydaniach. Lubię, szczególnie w wakacje, do nich wracać, odkrywając coś nowego. Czytając Brulion Bebe B. zatrzymałam się na fragmencie, w którym Aniela Kowalik wnosi swoje bagaże do mieszkania Józefiny. Wśród licznych pakunków dźwiga „ulubioną książkę, z którą nie rozstawała się nigdy: Krótką historię teatru polskiego Zbigniewa Raszewskiego”1. Zaraz, zaraz, czy ja nie mam tej książki? Sięgnęłam na półkę obok. Rzeczywiście to ten Raszewski, którego wielbi Kłamczucha! Zaczęłam podczytywać fragmenty Krótkiej historii i już w liceum często do niej wracałam, korzystałam z niej także, gdy przygotowywałam się do egzaminów na teatrologię.
Na studiach kupiłam Mój świat, który przeczytałam z ogromną ciekawością. Szczególnie rozdział Miłe złego początki. Zaczęły się zajęcia z historii teatru polskiego z profesorem Michalikiem i poznawałam zupełnie nowy obszar nauki. Mniej więcej w tym czasie dokonałam niezwykłego odkrycia. Na półce w księgarni dostrzegłam cieniutką, niebieską książkę wydaną przez Akapit Press. Na grzebiecie przeczytałam: Zbigniew Raszewski, Listy do Małgorzaty Musierowicz. To oni się znali? Raszewski, którego pozycję i legendę w środowisku teatralnym zaczynałam powoli poznawać, pisywał listy do jednej z moich ulubionych autorek z dzieciństwa? Korespondencja pozwoliła wywołać w wyobraźni jego osobowość, poznać Profesora od domowej strony, jego wrażliwość, dowcip, niezwykłą erudycję, dociekliwość badacza – cechy, które dostrzegałam później w całej jego twórczości. Postanowiłam przeczytać i zgromadzić wszystkie jego książki.
Kupowałam, co tylko udało się dostać. Uroczą książeczkę Bilet do teatru, która zachwyciła mnie wyborem i umiejętnością opowiadania, Weryfikację czarodzieja i inne szkice o teatrze z ważnym teksami – Dylemat kalifa oraz List do Bohdana Korzeniowskiego, które dały mi wiele do myślenia. Od mamy na urodziny dostałam Słownik biograficzny teatru polskiego, z którym nie rozstawałam się później przez całe studia doktoranckie. W Muzeum Teatralnym od Patryka Kenckiego – katalog wystawy Teatr polski XIX wieku z przedmową Raszewskiego, niezwykle istotną przy pisaniu doktoratu.
Najcenniejszy prezent otrzymałam od profesora Michalika. Podarował mi wszystkie brakujące pozycje, m.in. Teatr w świecie widowisk, Trudny rebus, dwa tomy monografii Bogusławskiego, Pamiętnik gapia: Bydgoszcz jaką pamiętam z lat 1930–1945. Niezwykłość tego prezentu polegała jednak na czymś innym. Są to książki z kolekcji Jerzego Gota z dedykacjami dla niego od Zbigniewa Raszewskiego. Często z odręcznymi notatkami Gota, zakładkami w formie charakterystycznych, cienkich długich paseczków wyciętych z kartonu. W niektórych książkach znajduję złożone wycinki z gazet. Dedykacja wpisana w pierwszym tomie Bogusławskiego: „Jurkowi – [narysowana gwiazdeczka] – ze szczerą przyjaźnią – [powtórnie gwiazdeczka] – Zbyszek”. Książka Raszewskiego z dedykacją dla Gota, ofiarowana przez Michalika. Jaki montaż obrazów, ciąg przeróżnych zależności przyczynowo-skutkowych wywołuje ta książka, kiedy trzymam ją w ręce. I jaką odpowiedzialność.

 

Każdy historyk teatru spotkał się, zapewne nieraz, z pewnym niezrozumieniem osób zajmujących się innymi dziedzinami nauki lub współczesnym teatrem. Na moim roku mało kto potrafił pojąć, dlaczego się zainteresowałam taką specjalizacją. Teraz, prowadząc zajęcia z historii teatru polskiego, umiem sobie doskonale wyobrazić początkowe nastawienie studentów. Wspomniane niezrozumienie towarzyszyło prawdopodobnie tej nauce od samego początku, chociaż długo myślałam, że jest to cecha tzw. dzisiejszych czasów, być może po prostu każdej teraźniejszości.
Na pewno historycy teatru posiadają poczucie humoru. W 1977 roku Raszewski zanotował w Raptularzu słynne słowa: „Póki są na świecie klauzulowe zakonnice, buddyjscy mnisi i historycy teatru, jeszcze nie wszystko stracone”. Myślę, że Profesora musiała jednak uwierać specyficzna pozycja ukochanej dziedziny nauki. „Phi, też mi nauka, badać, coś, czego nie ma. Przez całe życie słyszę takie uwagi od mnóstwa osób. Ci ludzie nie rozumieją, że to jest właśnie w historii teatru najpiękniejsze”2 – napisał w znanym wstępie do rozdziału Miłe złego początki, dokładnie trafiając w moje wyobrażenia i naukowe poszukiwania.
Decydując się na wybór takiej a nie innej dyscypliny naukowej, zostałam nieuchronnie sprowokowana do dokładnego zastanowienia się i zrozumienia celu i potrzeby prowadzonych badań. Wiele myślałam o powinności pamięci, dążeniu do prawdy, ciągłości polskiej kultury – wszystkich niezwykle istotnych argumentach, aż w Weryfikacji czarodzieja natrafiłam na List do Bohdana Korzeniowskiego z 31 grudnia 1956 roku i taki fragment: „Ale zgodzi się Pan także, że czasy wyglądają na doprawdy przełomowe. Międzynarodowy teatr, międzynarodowe stowarzyszenia teatralne, międzynarodowe wystawy – obawiam się jednak, że wszystko to w mgnieniu oka może się zmienić na jeden wielki międzynarodowy egzamin konkursowy, uprawniający do uczestnictwa w przyszłej, uniwersalistycznej kulturze świata. Boję się też, że bez szczegółowej metryki urodzenia nie będzie można do niego przystąpić, choćby najbieglej mówiło się językiem teatralnym wszystkich kontynentów”3. Cóż dodać...
W kontekście tych słów zaciekawiło mnie zaproszenie na konferencję Raszewski dziś czytany, w którym organizatorzy pytają: „Czy nie jest objawem zakompleksienia i paradoksalnego prowincjonalizmu fakt, że tak chętnie odwołujemy się do cudzoziemskich propozycji i koncepcji, a pozostawiamy w cieniu oryginalne propozycje tego, którego nazywamy naszym Mistrzem?”4. Myślę, że chodzi tutaj o podobny mechanizm. Tak bardzo próbujemy być światowi, zapominając – i często nie mając świadomości – historii teatru polskiego. W jej metryce urodzenia jest jeszcze tak wiele pustych rubryk. Wiedza o przeszłości pozwala jedynie lepiej uczestniczyć w teraźniejszości i przyszłości teatru.
Zaangażowanie Raszewskiego we współczesne życie teatralne charakteryzuje cały jego dorobek. To także właściwość „Pamiętnika Teatralnego”, który redagował przez trzydzieści sześć lat. Pismo było miejscem, gdzie nie tylko prowadzono systematyczne badania nad dziejami teatru polskiego, ale także reagowano na bieżące życie teatralne.
Dla Zbigniewa Raszewskiego badanie historii teatru było tak naprawdę „badaniem całego świata w miniaturze” – jak stwierdził w rozmowie z Maciejem Nowakiem5. Wszystko, co napisał, jest najlepszym potwierdzeniem tych słów. Tym, co najbardziej znamienne dla jego twórczości i co przede wszystkim zadziwi młodych ludzi sięgających do jego książek, jest rozległość zainteresowań badawczych. Niezwykły rozmach, z jakim badał świat. Trudno go złapać na czymś, co umknęłoby jego obserwacji. Bezustanne poszerzanie zakresu zainteresowań było jednym z jego postulatów. „Badacz nie ma prawa zasklepiać się w bardzo wąskiej specjalności. Powinien pogłębiać poszczególne tematy, drążyć je jak geolog, ale też jak geolog śledzić na całym obszarze bieg złoto- czy roponośnych żył. Inaczej może się okazać, że wierci w złym miejscu”6. Badanie dziejów teatru daje takie możliwości. Pozwala śledzić różne okresy, poznać wszystkie dziedziny sztuki, biografie fascynujących twórców.
Całkowicie się zgadzam ze Zbigniewem Raszewskim, który zapisał w Uwagach o teatrze: „Można nic nie wiedzieć o historii teatru i mieć trafny pogląd na oddziaływanie tej sztuki”. Zaraz później dodał jednak niezwykle ważkie zdanie: „Ale całkiem mylny na jej możliwości”7. Tutaj być może tkwi sedno niezrozumienia tej specjalizacji. W nieznajomości możliwości tkwiących w badaniu historii teatru polskiego.

Podstawą do zajmowania się historią teatru jest posiadanie wyobraźni, której znaczenie podkreślał Raszewski. Pisał także, że „ludzie bardzo wyraźnie dzielą się na osoby bez wyobraźni i takie, które wyobraźnię mają (co zresztą nie jest żadną zasługą), i że ten podział bywa głębszy od podziałów społecznych, a nawet narodowych”8. Nie ma tutaj miejsca na naukowy wywód z dziedziny psychologii, jest to temat na osobną pracę. Zdolność wywoływania w myślach obrazów i układania historii jest domeną wyobraźni twórczej i wolnej, całkowicie świadomej, zaangażowanej. W potocznym języku nazywamy taką wyobraźnię filmową, bo potrafi wywołać spójny obraz osadzony w konkretnej przestrzeni, z jej barwą, światłem, dźwiękiem i nastrojem.
W pracy historyka uruchomienie wyobraźni, często przy dość dużym wysiłku, następuje w wyniku rzetelnej analizy materiału źródłowego. Raszewski podkreślał, jak ważny jest kontakt z oryginalnym dokumentem, za którego pośrednictwem nasza wyobraźnia może „zagospodarować się w przeszłości”9. Te słowa (zapisane we wstępie do katalogu Teatr polski XIX wieku) zainspirowały mnie do nazwania własnej metody poszukiwań zagospodarowaniem wyobraźni10. Słowo „zagospodarować” – może nieco staromodne – znakomicie oddaje mechanizm działania wyobraźni, polegający na urządzaniu, stopniowym i rozważnym meblowaniu pustych przestrzeni.
Miałam szczęście uczyć się warsztatu od profesora Jana Michalika, z pełną świadomością, że jest to sztuka, którą można zgłębiać całe życie. Pewną trudnością – szczególnie początkowo – było dla mnie panowanie nad wyobraźnią, precyzyjne zaufanie dokumentom i faktom, które zawsze stanowią konstrukcję budowanej rzeczywistości. Proces stopniowego wywoływania obrazu wymaga bardzo dobrego warsztatu badawczego. Umiejętna dokumentacja jest podstawą pracy każdego historyka teatru. To przede wszystkim w rzetelnej dokumentacji kryje się późniejszy efekt wiarygodności i skuteczności działania (bądź też nie) konstruowanej opowieści na czytelniku lub widzu. Dobrym przykładem twórczej dokumentacji jest Weryfikacja czarodzieja11 – historia właściciela magicznej latarni Antoniego Juliusa, żyjącego pod koniec XVIII wieku.
Bez wątpienia w pracy badawczej historyka teatru najtrudniejsza jest bezustanna świadomość celu prowadzonych badań oraz sztuka wyboru prezentowanego materiału. Cała praca służy umiejętności opowiedzenia danej historii. Jak powszechnie wiadomo, Zbigniew Raszewski opanował sztukę narracji znakomicie. Pragnę zwrócić uwagę tylko na dwie cechy charakteryzujące jego prace, w których nietrudno dostrzec filmowe analogie. Pierwsza to wyczucie stylu. Wybierał bardzo różne formy – szkic, monografię, opis przedstawienia, list, raptularz, i do każdej potrafił dostosować odpowiedni charakter narracji.
Będąc niezwykle bystrym obserwatorem świata, dostrzegał nawet najdrobniejsze detale. Umiał jak mało kto posługiwać się szczegółem, który głęboko analizował, dochodząc do syntetycznego wniosku. Książeczka Bilet do teatru jest poświęcona historiom przeróżnych drobiazgów, np. dziejom pocztówki teatralnej, rekwizytów czy tytułowego biletu12. W wydanej zaledwie kilka lat temu książce Spacerek po labiryncie natknęłam się na opis momentu, chwili trwającej zalewie dwie, trzy minuty, którą swoim zmysłem potrafił uchwycić i przekazać:
 

Ostatnie minuty przed rozpoczęciem przedstawienia podnoszą zwykle nastrój oczekiwania do zenitu. Dawny teatr szanował ten moment i nawet starał się go uczynić przedmiotem kontemplacji. Póki była rampa, a w niej żarówki elektryczne, oświetlało się dolną część kurtyny, przy czym kolor światła kolejno zmieniano. Wśród milknącego gwaru, w zaciemnionej widowni, całą uwagę przykuwały uwodzicielsko błyszczące frędzle, które lada moment powinny oderwać się od ziemi. Było to pierwszy czar rzucany na publiczność. Trwał krótko, a jednak we wspomnieniach teatromanów bywa zaliczany do najsilniejszych przeżyć. I nic dziwnego. W tej ostatniej chwili przed podniesieniem kurtyny zawierały się wszystkie możliwości teatru, sumowały wszystkie oczekiwania, spełnione potem i niespełnione. Przez dwie, trzy minuty trwał teatr doskonały13.

Umiejętność dostrzeżenia szczegółu wiązała się ze specyficzną dla Profesora dociekliwością. Znamienne, że w cytowanym fragmencie nakazującym młodym naukowcom poszerzanie specjalizacji użył słownictwa rodem z geologii – „pogłębiać”, „drążyć”, „wiercić”. Drążenie w głąb – w przeciwieństwie do powierzchownego podejścia do badań.
Spotkania z dorobkiem Raszewskiego, podobnie jak prowadzenie zajęć z historii teatru polskiego, są dla mnie znakomitymi ćwiczeniami wyobraźni, dokumentacji oraz sztuki narracji. To świetna szkoła nie tylko dla przyszłych historyków teatru, ale także wszystkich, dla których podstawą badań jest forma dokumentalna, pracujących nad spektaklem teatralnym, filmem, książką, biografią, reportażem etc. Uczy poszukiwań, analizy materiałów źródłowych, umiejętności zadawania pytań, wyczucia stylu, operowania szczegółem, ciekawego opowiadania – za pośrednictwem form literackich czy medialnych – każdej historii.
Gdy jestem u kogoś w odwiedzinach, lubię patrzeć na półkę z książkami. To przyjemne uczucie, kiedy rozpoznaje się znajome lektury, inaczej lub podobnie ułożone. Któraś z książek Raszewskiego jest tam zawsze.

Na grzbiecie przeczytałam: Zbigniew Raszewski, Listy do Małgorzaty Musierowicz. To oni się znali? Raszewski, którego legendę w środowisku teatralnym zaczynałam powoli poznawać, pisywał listy do jednej z moich ulubionych autorek z dzieciństwa?

 

1. Zob. M. Musierowicz, Brulion Bebe B., Łódź 2001.
2. Z. Raszewski, Miłe złego początki, [w:] tegoż, Mój świat, Warszawa 1997, s. 110.
3. Z. Raszewski, List do Bohdana Korzeniowskiego, [w:] tegoż, Weryfikacja czarodzieja i inne szkice o teatrze, Wrocław, s. 167.
4. Zob. Zaproszenie na konferencję Nowe historie 4. Raszewski dziś czytany, 6–7 grudnia 2012.
5. Zob. Ciekawość – wywiad z Maciejem Nowakiem, [w:] Z. Raszewski, Mój świat, Warszawa 1997, s. 373.
6. Z. Raszewski, Dylemat kalifa, [w:] tegoż Weryfikacja czarodzieja i inne szkice o teatrze, Wrocław 1998, s. 8.
7. Z. Raszewski, Uwagi o teatrze 1990–1991, [w:] tegoż Spacerek po labiryncie, wybór i oprac. J. Timoszewicz, Warszawa 2007, s. 241.
8. Z. Raszewski, Miłe złego początki, [w:] tegoż, Mój świat, Warszawa 1997, s. 120.
9. Zob. Z. Raszewski, Wstęp, Teatr polski XIX wieku. Katalog, Warszawa 1969, s. 15.
10. Zob. A. Wanicka, Dramat i komedia Teatrów Warszawskich 1868–1880, Kraków 2011, s. 9.
11. Z. Raszewski, Weryfikacja czarodzieja, [w:] tegoż, Weryfikacja czarodzieja i inne szkice o teatrze, Wrocław 1998, s. 16–21.
12. Zob. Z. Raszewski, Bilet do teatru. Szkice, Kraków 1998.
13. Z. Raszewski, Uwagi o teatrze 1990–1991, [w:] tegoż Spacerek po labiryncie, wybór i oprac. J. Timoszewicz, Warszawa 2007, s. 238–239.