7-8/2012
Jacek Kopciński

Zuzanne Waś

Polskie solo

Mecz otwarcia obejrzałem w Poznaniu, oczywiście z irlandzkimi kibicami. W hostelu, który kupił przybysz z Wysp i nazwał imieniem bohatera znanej powieści Joyce’a, piliśmy polskie piwo. A potem skakaliśmy z radości, gdy nasz napastnik z Bundesligi strzelił Grekom gola, natomiast bramkarz (z tej samej ligi) obronił karnego. Nikt nie przeczuwał, że los i tym razem nie będzie dla nas łaskawy. Nikt oprócz artystów, którzy, jak się okazało, nadal mają bliżej do bogów.
Prosto z podwórkowej kawiarenki, z flagą na policzku, pomknąłem do Starego Browaru, gdzie młodzi tancerze prezentowali swoje sola, i już po godzinie wiedziałem wszystko o naszych na Euro.
Sala jest jasna, głucha i pusta, jeśli nie liczyć krzesełka i pudełka. Trochę z boku, po lewej, stoi dziewczyna w luźnych, sportowych ciuchach. Po chwili zaczyna gimnastykę. Sięga w górę, w dół, potem na boki i od nowa. Trochę przy tym sapie, podłoga piszczy jej pod stopami, zawodowo. Aha, myślę, to nasi sprawdzają swoje możliwości, swój zakres, na razie niezbyt duży. Nagle dziewczyna przerywa rozgrzewkę, wyciąga z pudełka jakąś taśmę, potem siada na krzesełku i sprytnie wiąże sobie nogi i ramiona. Kiedy usiłuje wstać, pada na ziemię. Wszystko jasne, rozumiem, to polska piłka, na co dzień skrępowana przez działaczy i aferzystów, na Euro usiłuje się oswobodzić. Udało się, przed nami wielki turniej. I wielka praca. Dziewczyna zakłada na siebie kolejne warstwy ubrania. Cięższą podajcie mi zbroję – zdaje się mówić, a potem rzuca się na podłogę w morderczym treningu. Nie oszczędza się, bierze nóż i tnie po rękawach. Wiedzą chłopaki, co to poświęcenie, ze skóry wręcz wychodzą, co tancerka ładnie pokaże, układając zdjęte ubranko na podłodze.
Wreszcie trening z piłką. Dziewczyna wyciąga z pudełka główkę kapusty, waży ją w dłoniach i próbuje kozłować. Ale kapusta ciężka, nie odbija się. Złe boisko, zły sprzęt, zła koncepcja, zwłaszcza ona. Wściekłość. Kapusta rozbita, dziewczyna na kolanach, jakby znała wynik meczu z Czechami. Zbiera resztki warzywa i, z twarzą przy ziemi, czołga się z wysiłkiem. Centymetr po centymetrze, bardzo długo. Politowania godna pozycja, owadzia jakaś. Jedną ręką tancerka przesuwa kapuściane liście, drugą zdejmuje z siebie ubranie, ciągle na kolanach. Nadzieja, zapał, walka to już przeszłość. Pozostaje poniżenie i wstyd. Dziewczyna zatrzymuje się wreszcie, zasłania nagość i wycofuje się w ciemny kąt. Potem wraca do oklasków.

redaktor naczelny miesięcznika „Teatr”. Profesor w IBL PAN, wykładowca UKSW i UW. Ostatnio wydał tom Wybudzanie. Dramat polski / Interpretacje.