9/2012
Krzysztof Rutkowski

Zuzanna Waś

Pasaż z Królem – Duchem

1.
To był maj. Pachniała Saska Kępa. Piwo w Cudzie nad Wisłą musowało, a kontener sceniczny studził się niespiesznie po gorącym dniu. Powoli schodzili się uczestnicy i widzowie. Nie wiedziałem, ilu nas przyjdzie. Jak wielu przyciągnie Słowacki.

2.
Pomysł Marka Troszyńskiego: czytanie Króla-Ducha w Cudzie nad Wisłą. Marek powiedział, że młody aktor Piotr Żurawski żyje Królem-Duchem, że Król-Duch żyje w Piotrze Żurawskim i dobrze by było sprawdzić, czy ożyje w kimś jeszcze.
Więc wieczór nad Wisłą, z Królem-Duchem mówionym przez Piotra Żurawskiego, od zmierzchu do późnej nocy. Potem Króla-Ducha mówili kolejni ochotnicy, Tłomacze Słowa. Wielu nas było. Aż dziw, jak wielu. Niektórzy przyszli specjalnie, inni – niespecjalnie. A Słowacki wciągał – i jednych, i drugich, niespiesznie, ale widomie. Się działo coś. Wyzwane – wypełniało naturalnie.

3.
We fragmentach rozmowy z księdzem w Dialogu Troistym Mistrz (?) powiada: „Widzicie, że to nie jest włożenie masek, ale ukazanie serc i twarzy. – Nawracajcie nas nie formą, ale sumnieniem. Bo wielu czuje już prawdę naszą, a przejście ich na drugą stronę prawdy będzie tylko aktem odwagi sumnienia. – Odnieś te słowa braciom twoim… bo co do ciebie, księże – tyś jest niegotów – tyś jest duch za młody do dzisiejszej epoki… idź więc z sakramenami do umierających, mów im słowa pociechy, które umiesz… i niech tobie stokrocie otwierają się jak gwiazdy na łąkach, przez które ty z Panem Bogiem przechodzić będziesz w prostocie ducha… i w niemowlęctwie ducha…”.

4.
Trzydzieści trzy lata temu odbyła się w Instytucie Badań Literackich konferencja-happening: „Słowacki mistyczny”. To był okres największej świetności Pracowni Romantycznej IBL i wystąpienia uczestników tego spotkania niczego nie straciły na aktualności.
Słowacki po wielkim przełomie przestał być literatem, a stał się prawdziwym poetą, czyli „wielkim odgrzebywaczem słów” – rewelatorem. Literat zamienił się w kogoś, kto odkrył prawdę, a więc literatem żadną miarą dłużej pozostawać nie mógł, skoro odkrył prawdę, a raczej w serii wizji i objawień doznawał prawdy w rozbłyskach. Straszliwemu i pokornemu odkrywcy Alefa i całej jaskrawości otwierały się na mgnienie, długie niczym wieczność, prawdy o powstawaniu i ginięciu wszechświata, gatunku ludzkiego i gatunków roślin, zwierząt, minerałów, żywiołów i żywiołków, kosmosu i piasku. Słowacki zobaczył to, co Carlos Argentino z opowiadania Borgesa widział pod stopniami piwnicznych schodów, i musiał z tego widzenia zdać sprawę, ale dotychczas istniejące sposoby pisania zawiodły.
Stefan Treugutt powiedział na tamtej konferencji, że Król-Duch to: „monumentalna relacja o wojnie duchów, o Polsce, o jedności Słowackiego z dziejami przeszłymi i przyszłymi, wszystko wobec tej sprawy jest tak samo tekstem głównym, najważniejszym, i nie jest niczym, bo to tylko słowa, a jakże w słowach zapisać wszystko… […] Słowacki, jak świadczą jego liczne refleksje nad pracami tego okresu, zdawał sobie sprawę z niewykonalności takiego gigantycznego opisu zwykłym trybem postępowania literackiego”.

5.
Tak – to niemożliwe. Tak – to konieczne. Nie ma wyjścia, jest jedno jedyne wyjście. Pisać, jakby się nie pisało. To już nie jest pisanie. To jest graphein: taniec, śpiew, płacz, śmiech, może nawet skowyt. Wszystkie zmysły zaprzęgnięte – w tej pracy odkrywają się sygnatury rzeczy, wszelkich rzeczy najbardziej rzeczywistych. Nie realnych tylko – realność jest złudą – a rzeczywistość jest zjawą najbardziej realną.

6.
„Wiatr nauczyłem nauki słowa – i słońcu kazałem obnieść ją po świecie”.

7.
Słowacki cenił matematykę i nauki ścisłe, ale nie ściśnięte. Był mistrzem najwyższej matematyki istnienia, był uczonym, o którym pisał Rimbaud w Liście jasnowidza, i dlatego nie dziwi, że Maria Janion przypomniała ów list, mówiąc o „nowym stanie Słowackiego” podczas pamiętnej konferencji. Rimbaud: „Poeta czyni się jasnowidzem przez długotrwałe, bezmierne i świadome rozprzężenie wszystkich zmysłów. Wszystkie formy miłości, cierpienia, szaleństwa; sam szuka i wyczerpuje w sobie wszystkie trucizny, by zachować z nich tylko kwintesencje. Nieopisana tortura, w której trzeba mu całej wiary, całej nadludzkiej siły, w której staje się wśród wszystkich wielkim chorym, wielkim przestępcą, wielkim przeklętym i najwspanialszym Uczonym! […] Niechaj kona w swoim skoku przez rzeczy niesłychane i nie do nazwania: przyjdą inni straszliwi pracownicy; rozpoczną od horyzontów, u których tamten stracił siły!”.

8.
Stachura powtarzał ten końcowy fragment jasnowidzącego listu Rimbauda wielokrotnie, w różnych wariantach. Między Słowackim i Stachurą więcej występuje duchowych związków, niż to się śniło naszym filozofom. Się wie, że się spotkali. Na bezgranicznej, niepowtarzalnej i nieprzemijalnej, nieśmiertelnie żywej łące życia. W Cudzie nad Wisłą.

pisarz, dziennikarz i tłumacz, profesor UW. Autor książek: Paryskie pasaże (1994 i 1995), Raptularz końca wieku (1997), Wokulski w Paryżu (2010).