10/2012

Wehikuł czasu

Istotną częścią spektaklu Mikołaja Grabowskiego są filmowe rejestracje świata, który na zawsze odchodzi, zgodnie z duchem utworu Tomasza Różyckiego nawiązującego do Pana Tadeusza.

Obrazek ilustrujący tekst Wehikuł czasu

Bartosz Maz

Poemat Tomasza Różyckiego Dwanaście stacji, na podstawie którego Mikołaj Grabowski wyreżyserował spektakl w Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Opolu, zestawiano w recenzjach z Panem Tadeuszem. Różycki wykorzystał bowiem model Mickiewiczowskiego eposu do opisania wycinka świata odchodzącego w przeszłość. Na tę rzeczywistość złożyły się tradycje, obyczaje i codzienne doświadczenia Kresowiaków przesiedlonych po wojnie na tereny Opolszczyzny. Chociaż przenieśli tu swoje zwyczaje, religijność, kuchnię, miłość do pierogów i skłonność do wódki, nigdy do końca nie zakorzenili się w nowym miejscu, po cichu tęskniąc za utraconym krajem lat dziecinnych, co dochodziło czasem do głosu podczas rodzinnych spotkań zakrapianych alkoholem. Mimo że książka Różyckiego pomyślana jest jako gra z Mickiewiczowską tradycją i niewiele ma wspólnego z dokumentalnym rejestrowaniem rzeczywistości, autor z nie mniejszą wnikliwością przygląda się odchodzącemu światu Babci, Cioci Sydonki i ich krewnych rozrzuconych po miasteczkach i wioskach rozsianych wokół Opola. Starsi z nostalgią spoglądają na wschód, młodzi, którzy wrośli w nowe miejsce, raczej patrzą w przeciwnym kierunku. Pretekstem do snucia heroikomicznych dywagacji na temat rodziny i jej rytuałów staje się wyprawa Wnuka, obarczonego misją dotarcia do wszystkich członków rodziny i zorganizowania finansowej pomocy dla Glinian, parafii na Ukrainie, z której pochodzą Babcia i Ciocia.
Kategorią estetyczną dominującą w poemacie Różyckiego jest ironia, toteż w narracji rejestrującej wyprawę Wnuka po krainie ominiętej przez postęp cywilizacyjny negacja łączy się z afirmacją: obrazy toksycznej (również w sensie dosłownym, bowiem, jak sugeruje narrator, Opole i okolice leżą nad rzeką zatrutą ściekami przemysłowymi), dusznej prowincji splatają się z ciepłymi portretami Kresowiaków, w których obrazowaniu wyczuwa się humorystyczny dystans. Nawet słabość do alkoholu, który jest bohaterem i towarzyszem wszystkich rodzinnych spotkań, jest oceniana przez Wnuka pobłażliwie. Mikołaj Grabowski podążył za tą intencją autora. Jego spektakl został zrobiony z lekkością. Sceny przywołujące rodzinne obrazki mają w sobie sporo pogodnej nostalgii (stąd być może tak duże zainteresowanie tym tytułem wśród opolskich widzów, w niemałej części mających kresowy genotyp), a jednak – jak to z ironią bywa – podszytej ciemniejszymi tonami.
Spektakl rozpoczyna się zaprezentowaną w formie krótkiego filmu inwokacją do Opola – miasta, które trudno kochać, za to łatwo nienawidzić – w wykonaniu autora poematu. Jego obecność nie tylko w luźny i przewrotny sposób nawiązuje do początku filmowej wersji Pana Tadeusza w reżyserii Andrzeja Wajdy, w którym słowa Inwokacji wypowiadał Krzysztof Kolberger wcielający się w postać Adama Mickiewicza, ale przede wszystkim sugeruje subiektywność przekazu. Tym samym narzuca dystans do prezentowanego świata, który nieustannie ujmowany jest w rozmaite cudzysłowy, komentowany, poddawany interpretacji. Toteż wyświetlaną na ekranie wyprawę Wnuków do kamienicy, w której mieszka Babcia (reżyser rozpisał postać Wnuka na cztery osoby, które grają Łukasz Schmidt, Adam Ciołek, Maciej Namysło i Kornelia Angowska), komentuje siedzący na proscenium Chór parafialny, złożony ze starych mężczyzn (Zdzisław Łęcki, Jacek Dzisiewicz, Waldemar Kotas, Michał Świtała, Andrzej Czernik), którzy z dezaprobatą pomieszaną z rozbawieniem obserwują zachodzące w młodszym pokoleniu zmiany obyczajowe. Ten sam Chór w prześmiewczy sposób skomentuje również niezrozumiałą dla siebie miłość Polaków do pizzy, frytek i hamburgerów, która pojawiła się po transformacji ustrojowej, przeciwstawiając tym frykasom smaczne i zdrowe pierogi.
Oszczędny w formie spektakl Grabowskiego rozgrywa się w trzech planach. Działania aktorów na proscenium i scenie, na której zbudowano wnętrze Babcinej kuchni z królującym w niej kremowym kredensem, przeplatane są filmowymi etiudami (w reżyserii Michała Grabowskiego), które pozwalają zarówno wyprowadzić zdarzenia poza przestrzeń sceny, jak i przyszpilić je zaczerpniętym z rzeczywistości konkretem, wyeksponować detal, który pojawia się w narracji Różyckiego. W związku z tym prezentacja kamienicy odbywa się na ekranie. Widzimy bramę znaną z podeszczowych błotnisto-wodnych „kurwamaci”, w które zdarza się wpadać wracającym nad ranem nieostrożnym przechodniom. Wąska klatka schodowa okaże się miejscem walki Wnuków z ciężkim starym zegarem z mieszkania Babci, który niechętnie podda się pomysłowi transportowania go do innego pomieszczenia. Wnętrze pokoju Babci ujawni różne skarby, jak stary odkurzacz, który można jeszcze spotkać chyba tylko w muzeum sztuki użytkowej, książka do anatomii w języku niemieckim, należąca do mieszkającej tu kiedyś rodziny, stary kredens i wyliniały fotel, a przy tym ustawione na parapecie pudełka po margarynie z posadzonymi w nich pomidorami, selerami i boćwinką. Nie mniej interesująco zaprezentuje się mieszkanie starego Antonowa – lokalnej złotej rączki, który potrafi utoczyć nawet nóżkę od zegara. W zagraconym mieszkaniu uwagę Wnuków przykują nie tylko rozmaite narzędzia, ale przede wszystkim bulgocące butle z fermentującym trunkiem, którym Antonów (Zdzisław Łęcki) nie omieszka ich poczęstować, oraz tajemniczy zeszyt z recepturami do produkcji domowego wina, w którym wypatrzą nazwy drożdży winiarskich, chociaż dla nich będą one brzmiały jak wielokrotnie później powtarzane zaklęcie: „Sauternes, Bingen”.
Fragmenty filmowej narracji nie tylko pozwoliły w sugestywny sposób zbudować rekwizytorium odchodzącego świata i uchwycić specyfikę kresowej tożsamości – okazały się również idealnym medium do wyeksponowania komizmu w poemacie heroikomicznym o gotowaniu pierogów, które są przecież kluczowym elementem kresowej tradycji. Obserwowanie na ekranie kraterów mąki, rozrywanych rozbitym jajkiem wrzucanym na środek ściętego mącznego stożka, które pod wypływem rąk Babci (Ewa Wyszomirska) przeobrażały się w kule pierogowego ciasta, przypominało podglądanie czynności najwyższej rangi. Ostatecznie przedmiotem jedynego rodzinnego sporu była kwestia, czy piec pierogi na maśle, czy na oleju. Niewątpliwie za pomocą filmowych, bardzo sensualnych kadrów udało się przywołać smaki, zapachy i kolory dzieciństwa, które są przede wszystkim związane z kuchnią. Czasami cyfrowy obraz wydawał się nawet bardziej interesujący od scenicznego. Energia scenicznych działań chwilami ulegała rozproszeniu, chociaż trudno zarzucić aktorom, że nie odnaleźli się w zaproponowanej przez reżysera konwencji.
Dwanaście stacji Tomasza Różyckiego to z jednej strony poemat o odchodzeniu tradycji, ludzi i przedmiotów. Zagłada ogródków działkowych jest początkiem końca tego świata. Z drugiej strony wyprawa Wnuka do Glinian wiąże się z jego próbą zrozumienia siebie i świata poprzez odnalezienie się w rodzinnym micie. W pociągu Wnuk spotyka nie tylko żyjących, ale również zmarłych krewnych, a przede wszystkim protoplastę rodu – Dziadka. W spektaklu Mikołaja Grabowskiego istotniejsza niż dociekania tożsamościowe Wnuka wydaje się rejestracja świata, który powoli staje się przeszłością. Krewni, którzy pojawiają się na dworcu w Prudniku, ubrani są w stroje sprzed drugiej wojny, z czasów, kiedy w Glinianach byli jeszcze u siebie. Pociąg do Glinian okazuje się zatem wehikułem pamięci. Nie mniej ważna jest również próba uchwycenia idiomu kultury i mentalności Kresowiaków, którzy po wojnie zasiedlili opolskie wsie i miasta, nawet jeśli wnioski wynikające z tych analiz nie zawsze są budujące. Rodzinne spotkania przeobrażają się często w pijackie maratony i wywołują różne demony, w tym wschodnie resentymenty i narodową megalomanię. Spektakl zamyka metaforyczna opowieść o mrówkach z białymi tobołkami, które opuszczają przyjazne przestrzenie mieszkania Babci, wypierane przez czerwone mrówki napływające od strony pożeranych przez buldożery ogródków działkowych. Trochę jak rodzina Wnuka, wyparta z terenów Zachodniej Ukrainy, która po wojnie dotarła pociągiem aż do Opola i tu osiadła. Podróż pociągiem jest dla nich jedyną szansą powrotu do korzeni. W rzeczywistości pociąg do Glinian nigdy nie dociera, ponieważ świata, z którego kiedyś wyruszyła rodzina Wnuka, już nie ma.

Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu
Dwanaście stacji Tomasza Różyckiego
adaptacja i reżyseria Mikołaj Grabowski
realizacja filmowa Michał Grabowski
scenografia Jacek Ukleja
muzyka Radosław Wocial
premiera 22 czerwca 2012