10/2012

Metamorfozy i śmierć Homera

Platon (ustami Sokratesa) gromił Homera jako poetę naśladowcę, ale powtarzał, że Homer jest największym tragikiem pośród wszystkich poetów naśladowców. Czyżby Homer tworzył tragedie?

Arystoteles napisał, że w gruncie rzeczy tragedię od eposu różni nie tak wiele, a inni mędrcy dowiedli, że między Iliadą i Odyseją występuje większa różnica, niż między Odyseją i tragediami Eurypidesa.
Śmierć Homera jest równie tragiczna, jak los Edypa. Homer umarł z powodu zagadki, której nie rozwiązał. W zagadce chodziło o wszy. Ale i coś więcej. W zagadce chodziło o przemianę. O sens metamorfozy. Homer coś dostrzegł, ale nie zobaczył. Był ślepy, bo zawiódł go wzrok wewnętrzny.

15 i 16 maja 2012 roku. Kalisz. Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego, sala Malarnia. Spotkaliśmy się, by mówić o dynamice metamorfoz aktorskich w starożytnej Grecji, w Indiach, w Japonii, na Bali w ramach przedsięwzięcia Pawła Passiniego, który podjął: „próbę rekonstrukcji warsztatu antycznego aktora, a szczególnie technik wcielania i przeistaczania się”. Paweł Passini założył, że metamorfoza to „kluczowy element, pozwalający zrozumieć fenomen greckiego teatru i konstytuującej go relacji aktor – chór – widz”.
Działo się dużo. Mądrze mówili: Joanna Maryniak, Estera Żeromska, Krzysztof Bielawski, Mirosław Kocur, Dariusz Kosiński, Przemysław Piekarski, Lech Trzcionkowski. Mówiłem, że chciałbym wiedzieć, dlaczego Homer umarł z powodu tak błahego.

Anonimowy żywot Homera Certamen Homeri et Hesiodi ujawnia związek pomiędzy mądrością i zagadką. Ostatni (osiemnasty) fragment żywota opowiada o „dziecięcej zagadce”, która ściągnęła na Homera śmierć. Siedząc zaś nad brzegiem morza, zapytał – jak powiadają – jakichś chłopców, którzy wracali z połowu ryb:
„Łowcy, mężowie z Arkadii, czy coś nam udało się złapać?
A gdy owi mu odparli:
Cośmy złowili, zostało, a czego nie, to niesiemy.
Nie mogąc pojąć tej odpowiedzi, zapytał ich, o co chodzi. Wtedy powiedzieli mu, że podczas połowu niczego nie złowili, natomiast zaczęli się iskać i te wszy, które złapali, wyrzucili, a te, których nie złapali, niosą na himationach”. Zagadka była błaha, prostacka nawet i głupia, podobnie jak zagadka, którą Sfinga terroryzowała Teby. Gdyby chłopców wracających z połowu zagadnął ktoś inny, dziwaczne słowa posłyszał i odpowiedzi nie znalazł, machnąłby ręką, wzruszył ramionami i najwyżej ponarzekał na wychowanie tegoczesnej młodzi. Homer zamartwił się na śmierć.
Bo Homer był „boski” i był „piewcą walecznych mężów, herosów”. Był „boski” znaczy: był bliżej bogów niż inni śmiertelnicy, obcował z Muzami, opowiadał, mówił całym ciałem, mówił z pamięci, śpiewał, tworzył całym sobą, czyli czynił , a więc Homer musiał być odpowiedzialny, szczególnie uważny, Homer nie mógł kłamać, słowa Homera nie mogły kłamać myślom, a myśli słowom, to znaczy, że Homer musiał przepowiadać prastare historie, podawać mity mocy pełne dobrze, czyli prawdziwie, czyli pięknie. A kiedy Homer się pomylił albo skłamał, co wychodzi na jedno, to moc mitu ukarała Homera.
Homer za karę oślepł, bo źle opowiedział historię porwania Heleny: kłamliwie, bluźnierczo, niedopuszczalnie, lekce sobie ważąc, opowiedział dzieje wojny trojańskiej. Nie odwołał błędu, nie napisał palinodii, nie przeprosił ani bogów, ani ludzi, ani nie zaspokoił Muz i na skalistym wybrzeżu Ios, choć ślepy, zobaczył zawszonych chłopców, zaczepił ich, niepotrzebnie i niepotrzebnie spytał, ale przecież nie mógł nie spytać, a chłopcy nie mogli nie zachować się jak Sfinga.
Homer wiedział, że zagadka jest dla mędrca wyzwaniem śmiertelnym. Jeśli mędrzec nie potrafi rozwiązać zagadki, to znaczy, że nie jest mędrcem, bo mądrość tkwi nie tam, gdzie się myśli, że tkwi. Mądrość tkwi w ciele, a w ciele tkwi dusza. Mądrość tkwi w sprzecznościach: co złapaliśmy – wyrzuciliśmy; czego nie złapaliśmy – przynosimy.

Mędrzec Heraklit przedstawił paradoks mądrości i głupoty tkwiący w zagadkach, w morderczych metamorfozach metafor, które dopadły Edypa i Homera, w słowach ciemnych, jak na Heraklita przystało, mrocznych i zgęstniałych, moszczących siedziszcze sensu. „W rozpoznawaniu rzeczy zaistniałych ludzie się dają oszukiwać niczym Homer, który był spośród Greków najmędrszy. Oszukali go iskający się chłopcy, powiadając: »co widzieliśmy i złapaliśmy, porzucilim; to czegośmy ani nie widzieli, ani nie złapali – zabralim«”.
Mędrzec Heraklit w siedziszcze sensu wepchnął więc możliwość taką: Homer nie był najmędrszym z Greków, Homer wcale nie był mędrcem, chociaż nie był też głuptakiem, a szkoda, bo gdyby był głupi, jak zawszeni chłopcy byli głupi, to byłby mądry, ale też i nie szkoda, bo nie ma ani szkody, ani straty, jest zysk, jakiś zysk, paradoksalny zysk: mądrość metamorfozy. Mądrość tkwi w odkryciu prawdy, że skoro mędrzec daje się oszukać, nie tylko nie jest prawdziwym mędrcem, ale co gorsza nie jest też prawdziwie głupi. Prawdziwym mędrcem jest ten, kto nie daje się oszukać, a nie daje się oszukać tylko prawdziwie głupi, bo nie wie, czym jest oszustwo. Heraklit uwił siedziszcze sensu dla zagadki pierwotnej o aporii bycia: to, co realne – nie jest rzeczywiste, to, co mądre – jest głupie, sprzeczności należą do życia, rozwiązanie zagadki niczego nie rozwiązuje, tylko wciąga w nową zagadkę, a ta w kolejną zagadkę zagadki, i tak da capo senza fine.
Heraklit odkrył w zagadce zadanej Homerowi przez zawszonych chłopców i w zagadce niemożności rozwiązania tej zagadki przez Homera kolejną zagadkę, wymagającą innego klucza, rozwiązania odważniejszego, bardziej stanowczego, straszliwszego, wprawiającego umysł z trwogę, a mięśnie z drżenie. Heraklit odkrył zagadkę swojej własnej myśli: niech prawdziwy mędrzec, to znaczy mędrzec mądrzejszy ode mnie, pokaże, że moje tropienie zagadek, moje sentencje, moje fragmenty i moja tajemna mowa nie jest jeszcze mądra, nie jest przepastną grotą, tylko mysią dziurą, a ja nie jestem wystarczająco mądry, żeby być wystarczająco głupi, żeby zrozumieć zagadkę mądrości.
Jakie jest prawdziwe rozwiązanie zagadki? Tej zagadki? Ludzka wiedza „o rzeczach zaistniałych” okazuje się przeraźliwie i niebezpiecznie zawodna, bo nawet Homer nie potrafił odróżnić tego, co realne, czyli pojawione, od tego, co rzeczywiste, czyli istniejące. Homer dał się oszukać przez rzeczy widziane i złapane, to znaczy przez wszy, ale przecież nie wszy najważniejsze, lecz tajemnica metamorfozy: chłopców przemieniło to, co przywieźli, stali się innymi, wrócili z połowu przemienieni mocą metamorfozy. Coś w chłopcach się zmieniło: skóra i dusza. Coś żywego zamieszkało w ich łachach, drapali draperię, rozpoczęli grę, ze zwierzakami w sobie i na sobie, jakby zmądrzeli, choć udawali głupich. Homer głupiał za wolno.

W „Documents”, w piśmie wspaniałych prowokatorów: artystów i uczonych (lecz nie mędrków), ukazał się w roku 1929 tryptyk poświęcony mocy metamorfozy. Oto kolejne akty dramatu: Marcel Griaule, Metamorfoza 1. Gry abisyńskie; Michel Leiris, Metamorfoza 2. Wychodzenie z siebie; Georges Bataille, Metamorfoza 3. Dzikie zwierzęta.
Marcel Griaule opisał metamorfozę w folklorze abisyńskim: „Kiedy ktoś chce rozśmieszyć dzieci lub kobiety, przemienia się w ptaka, poczciwego pechowca – w perliczkę. W tym celu aktant przykrywa się derką, w dłoniach zaciska patyk. Osłonięte dłonie wiąże się sznurkiem, uzyskując w ten sposób rombiastą ptasią główkę na długiej szyi, resztę ciała również skrywa tkanina. Aktant na czworakach chowa głowę w ramiona, porusza rękami w dół, w górę i na boki, udając dziobiącą perliczkę”.
„Metamorfoza to kwestia udrapowania” – twierdzi Georges Didi-Huberman w olśniewającej książce Ninfa Moderna. Esej o opadłej draperii (Gallimard, 2002). Trzeba miętosić i rozciągać materiał, żeby nadawał się do przebierki, przepierki, do przemieniania, ukrywania i wydobywania człowieka z ukrycia i ukrytego w człowieku zwierzęcia, boga lub demona. Tego, co w nim pierwsze, pierwotne, najdawniejsze.
W materiale, w ubraniu, w łachach musi ktoś lub coś zamieszkać, by pierwotna moc metamorfozy poruszyła grę wcieleń, kształtów i bezkształtów. Michel Leiris uważał, że kolejny stopień mocy metamorfozy wydobywa fantazmat, bo „wychodzenie z siebie”, wychodzenie ze skóry, jest pierwotnym rozbieraniem do snu i do życia, odkrywaniem nagości natychmiast ubieranej w nową skórę, bo nagość jako taka nie istnieje, cykl rozbierania-ubierania trwa nieskończenie, moc metamorfozy przejawia się wiecznie, choć w nierównym rytmie, w paroksyzmach śmierci i narodzin, w strojeniach i łachmanieniach, w rozkwicie i w rozkładzie.
Dlatego Leiris pisał: „Metamorfozy Owidiusza i powieść Apulejusza Metamorfozy albo złoty osioł zawsze zaliczane będą do najbardziej poetyckich dzieł ludzkiego ducha, ze względu na to, co tworzy ich istotę, to znaczy ze względu na metamorfozę.
Żal mi ludzi, którzy przynajmniej raz w życiu nie marzyli, by zamienić się w jakąkolwiek rzecz z ich otoczenia: w stół, w krzesło, w zwierzę, w pień drzewa, w kartkę papieru... Brak w nich wszelkiego pragnienia wyjścia ze skóry i to spokojne pogodzenie się, nie zakłócane przez żadną ciekawość, tworzy wyraźny znak nieznośnego samozadowolenia, cechującego przeważającą większość.
Być spokojnym w swojej skórze, odpoczywać jak wino w bukłaku, oznacza wyrzeczenie się wszelkiej namiętności, a zatem wszystkiego, co wartościowe. [...] To pewne: nic nie liczy się bardziej od wyzyskania szansy wyjścia poza siebie za pomocą składników materialnych lub za pomocą środków pozwalających doznać w życiu, na różne sposoby, strzelistego i przemożnego paroksyzmu”.
Georges Bataille w trzecim akcie Metamorfozy doprowadził do katharsis. Griaule mówił o grze, Leiris – o fantazmacie. Bataille przedstawił jako przeszywający akt szaleństwa przebudzenie w człowieku zwierzęcia: „Można zdefiniować obsesję metamorfozy jako nieprzezwyciężalną potrzebę, złączoną zresztą z wszelkimi naszymi potrzebami zwierzęcymi, nieoczekiwanie zmuszającą człowieka do wykonania pierwotnego gestu lub do przyjęcia postawy niezgodnej z ludzką naturą: na przykład osobnik rzuca się znienacka w towarzystwie na ziemię i wyjada psią miskę. W każdym człowieku tkwi uwięzione zwierzę, niczym skazaniec w celi, ale kiedy uchylą się drzwi więzienia, skazaniec skacze ku wyjściu, człowiek na czas jakiś pada martwy, a zwierzę zachowuje się jak zwierzę”.

Kiedy Edyp rozwiązał zagadkę Sfingi, równie trywialną jak zagadka zarzucona na Homera przez chłopców, Sfinga (potwór o twarzy dziewicy) rzuciła się w przepaść. Edyp w okowach metamorfozy sam siebie skazał na gorsze od śmierci życie.
Homer umarł z rozpaczy, a może i z przerażenia.