10/2012
Jacek Kopciński

Zuzanna Waś

Haja

Gdy wchodzi na scenę, elektryzuje wszystkich. Siłą drobnego ciała, trochę zachrypniętym, mocnym głosem, skupieniem, niebanalną zmysłowością. Ta nagroda już dawno powinna więc trafić do jej rąk, stworzyła przecież role świetne. Zawsze jednak w sezonie, który w udane kobiece kreacje obfitował i w teatralnych zawodach przegrywała o włos. Może niesprawiedliwie? A była coraz lepsza i po jakimś czasie wszystkim się zdawało, że już dawno dostała tego „Zelwerowicza”. Tymczasem wcale nie – aż do dziś.
Tkwi w tym jakaś metafizyczna zagadka. Przecież nawet w tym roku, gdy wypełnialiśmy ankietę „Teatru”, na chwilę zniknęła nam z oczu, jakby założyła maskę. A założyła tylko garnitur i łyskę, by, jako zimny doktor praw, pognębić Shylocka. Przed chwilą była piękną Porcją w lśniących czarnych spodniach, na wysokich szpilkach, z odsłoniętymi plecami, a teraz jest łysym Baltazarem w todze. Przed chwilą policzkowała Bassania i, zdesperowana, kucała przed mężczyzną, by go uwieść, a teraz jest samym beznamiętnym skupieniem adwokata, który broni zasad, bo oskarżony jest mu wstrętny. Dwa ciężary, które dźwiga ta kobieta, i dwa aktorskie bieguny, które – jak to możliwe? – w następnej scenie zostają przekroczone.
A może jest tak, że role, które bardzo bolą, pragniemy szybko zapomnieć? Porcja wraca z procesu, siada na pąsowej kanapie ze skóry, zdejmuje krawat i buty, ściąga skarpetki, rozpina koszulę i… sięga po funt mielonego mięsa. Powoli zeskrobuje je z tacki, wpycha do ust i z coraz większym wysiłkiem połyka. Jakby z tym czerwonym, krwistym befsztykiem wchłaniała całe zło świata, jego zachłanność, kłamstwo, nienawiść, strach i pożądanie, które nagromadziło się podczas procesu. Potem wymiotuje tę wstrętną treść i rzuca przed siebie wielkie oskarżenie.
Pamiętacie monolog Porcji? Pamiętacie jej pierwsze słowa: „Czas umierać. Bo inaczej ziemia zapełni się nami. Nami i wami. Za dużo jest »ja« na tej ziemi”. Pamiętacie jej oczy, gdy podnosi głowę i zwraca się wprost do publiczności: „Tato, mówią ci »tędy do szczęścia«. Którędy?”. To pytanie aktorka powtórzy wiele razy, aż zamieni się w jej ustach w twardy dźwięk świdrujący czaszkę. Zmęczona, ale silna, jest w swoim buncie wolną osobą. Jest sobą. Zdejmuje łyskę, odsłania krótkie włosy, wyciera chustką łzy, wychodzi. Pamiętacie?

redaktor naczelny miesięcznika „Teatr”. Profesor w IBL PAN, wykładowca UKSW i UW. Ostatnio wydał tom Wybudzanie. Dramat polski / Interpretacje.