11/2012
Rafał Węgrzyniak

Jacek Labijak

Metamorfozy Klaty

Podczas wrześniowej premiery we Wrocławiu Titusa Andronicusa w inscenizacji Jana Klaty – już nominowanego przez ministra kultury na stanowisko dyrektora Starego Teatru w Krakowie – przypomniałem sobie początki kariery tego reżysera. Byłem bowiem świadkiem, jak zaledwie dziesięć lat temu przy okazji pokazu Uśmiechu grejpruta w ramach wrocławskiej EuroDramy Klata desperacko walczył o zaistnienie w środowisku teatralnym. Przypomniała mi się wizyta w działającym jeszcze w surowych warunkach teatrze wałbrzyskim na Rewizorze i kontrowersje wokół jego zakończenia, sugerującego, że III RP jest kontynuacją PRL-u. A także obejrzana na tejże scenie i jeszcze bardziej bulwersująca z powodu zademonstrowania eurosceptycyzmu …córka Fizdejki. Wtedy przecież za sprawą Klaty dokonywał się regres do teatru politycznego, jakoby zbędnego w warunkach kształtowania się demokracji. Wprawdzie wielu recenzentów popierało ów powrót polityki na scenę, ale zarazem z trudem tolerowało rzeczywiste, katolickie i raczej prawicowe, przekonania Klaty, w omówieniach jego spektakli dokonując manipulacji. Analizowałem to zjawisko w roku 2005 w szkicu Niepoprawny, konstatując, że Klata jest katolickim postmodernistą.
O tym, że Klata jest najpoważniejszym kandydatem na dyrektora Starego – pomimo sprzeciwu Krystiana Lupy – wiedziałem od ponad roku. Uznałem, że jest wręcz predestynowany na to stanowisko z racji rodowodu, formacji i dorobku. Zacząłem się jednak wahać po lekturze deklaracji lub sądów Klaty wyrażanych w wywiadach. Zaniepokoiło mnie już w jednej wypowiedzi napomknienie o odrzuceniu zasad. Naprawdę zdumiała mnie sformułowana w rozmowie wydrukowanej w „Teatrze” pochwała polityka, który zwalcza Kościół i przekonuje, że jako społeczeństwo w imię modernizacji powinniśmy się wyrzec polskości. Ponieważ Klata zazwyczaj poddawał wyznawane wartości próbie bluźnierstwa, bodaj nie zorientowałem się, że wprowadzając do Kazimierza i Karoliny pełen ambiwalencji epizod nawiązujący do konfliktu wokół krzyża na Krakowskim Przedmieściu, nie tyle usiadł okrakiem na barykadzie, co przeszedł na jej drugą stronę. Chociaż ów zwrot na lewo zapowiadało już podjęcie współpracy z redaktorem „Krytyki Politycznej” przy realizacji Szewców u bram. Najdobitniej obawy związane z nominacją Klaty wyraził po premierze Titusa Andrzej Horubała, jeszcze niedawno mający z nim zbieżne poglądy. W Upokorzeniach teatralnych Horubała dowodził bowiem, że od pewnego czasu Klata neguje na scenie wartości chrześcijańskie i narodowe, które stanowiły fundament jego początkowych spektakli. Horubała zżymał się przede wszystkim na sposób ukazania w niemiecko-polskim przedstawieniu rodaków – choćby w scenie czytania Przemian Owidiusza – jako prymitywnych barbarzyńców niszczących Cesarstwo Rzymskie.
Lecz potwierdzeniem jego diagnozy są również motywy satanistyczne i nihilistyczne w Titusie. Diabeł jako uosobienie metafizycznego zła był zawsze obecny w teatrze Klaty, ale działał niejako za kulisami, szczególnie w Lochach Watykanu. W Titusie objawił się pod postacią czarnoskórego Aarona z rogami i długim penisem zamiast ogona. Właśnie on jest inspiratorem lub sprawcą kolejnych zbrodni. Gdy Titus ściska się z Aaronem, zostaje przez niego pobrudzony czarną farbą, czyli zarażony złem. Pojawiający się na końcu cytat z Anatomii Titusa Heinera Müllera, z którego wynika, że Aaron to Inny, traktuję jako zamierzoną dwuznaczność służącą racjonalizacji religijnego wyobrażenia. Już przecież w musicalu Jerry Springer wystawionym przez Klatę we wrocławskim Capitolu dominującą rolę odgrywał Szatan, choć niejako zgodnie z librettem. A raczej nieprzypadkowo Klata przymierza się do realizacji scenariusza filmowego Andrzeja Żuławskiego Diabeł.
Wszyscy recenzenci opisali początkową sekwencję z wnoszeniem na scenę przez Titusa trumien jego poległych synów. Ale jak dotąd nikt nie skomentował równie sugestywnego obrazu końcowego kanibalistycznej uczty i rozpadu imperium. Najbardziej zaintrygował mnie w epilogu mężczyzna spożywający czarnoskórego synka Aarona i Tamory. Ponieważ jest nagi i pomazany białą farbą, a schodzi z postumentu, gdzie stał nieruchomo, przypomina posąg rzymskiego bóstwa. Być może jest wcieleniem Saturna pożerającego własne dzieci. W każdym razie człowieka albo boga zjadającego niemowlę uczynił Klata figurą cywilizacji zmierzającej do samozniszczenia.
Na podstawie listy reżyserów zaproszonych do współpracy należy się spodziewać, że w ramach pięcioletniego programu przygotowanego przez Klatę wraz z Sebastianem Majewskim dla Starego – pomimo ostentacyjnego nawiązywania do dorobku pięciu inscenizatorów po wojnie związanych z owym teatrem – dokonywane będą na różne sposoby dekonstrukcje narodowej mitologii. Lecz bynajmniej nie muszą one być równoznaczne z niszczeniem tradycji. Pozostaje mieć nadzieję, że Klata pomimo obecnych metamorfoz nie zatraci rdzenia osobowości i zachowa poczucie odpowiedzialności, które nakazało mu podjąć się prowadzenia teatru. W każdym razie wydaje się godne uwagi, że Michał Zadara, związany z „Krytyką” i usiłujący narzucić polskiemu teatrowi polityczną poprawność, w konkursie na dyrektora Starego zdecydowanie przegrał.

historyk teatru, krytyk; autor Encyklopedii „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego (2001).