11/2012
Jacek Kopciński

Nad urną

Niedawno płonęły tam znicze, które Lucyfer z dramatu Słowackiego ustawiał jak na grobie. Teraz palą się tam świece, rzucając światło na urnę z prochami. Czarny katafalk i dwie kościelne ławki po stronie widowni tworzą skromną scenografię. Na Scenie przy Wierzbowej żegnamy Jerzego Jarockiego.
Uroczystość jest krótka i wolna od nadmiernego patosu. Wszyscy jednak pamiętamy, jakim spektaklem pożegnał się z nami największy z powojennych reżyserów. Dlatego w skupieniu i ze wzruszeniem słuchamy cichej pieśni skomponowanej przez Stanisława Radwana do słów, które Polacy wyryli na grobie Piłsudskiego: „Kto mogąc wybrać, wybrał zamiast domu / Gniazdo na skałach orła: niechaj umie / Spać, gdy źrenice czerwone od gromu / I słychać jęk szatanów w sosen szumie. / Tak żyłem”. O Marszałku, który sprowadził na Wawel urnę z prochami Słowackiego, wspomni w Sprawie Lucyfer, brawurowo zagrany przez Mariusza Bonaszewskiego. Nie tylko w tym wspomnieniu pojawi się słowo „Bóg”.
Na tej samej scenie kilka lat wcześniej Bonaszewski w roli Gombrowicza prowokował niebo, by dało mu znak. Jeden z najbardziej dramatycznych fragmentów Dziennika przybrał w Błądzeniu kształt wielkiego pojedynku, w którym zwycięstwo ateisty było w istocie jego klęską. O tym, że sceptycyzm jest dla człowieka nowoczesnego ogromnym ciężarem, mówił nam Jarocki wielokrotnie. W spektaklu, który uważam za jego największe osiągnięcie, w krakowskim Ślubie, grający Henryka Jerzy Radziwiłowicz miał w oczach łzy.„Jestem raczej ateistą niż wierzącym” – wyznaje Jarocki w filmie Krzysztofa Rzączyńskiego, nagranym w czasie prób do Sprawy. „Pozwalam sobie mieć pewien dystans do zbyt pochopnych wniosków na ten temat” – dodaje. Ale chwilę wcześniej dzieli się taką oto myślą: „Ten świat kiedyś wydawał się mnie, ale nie tylko mnie, wszystkim młodym, dużo prostszy. W miarę jak żyję, jak się czegoś dowiaduję, jak coś czytam czy czegoś nowego doświadczam, to widzę wprost przeciwległą perspektywę. Że ten świat jest coraz bardziej tajemniczy i coraz bardziej skomplikowany. Coraz więcej mamy zagadek nawet na temat tak konkretny, jak wszechświat. Coraz więcej jest niepewności, coraz trudniej jest zorientować się, co to jest czas, jakie on ma trajektorie swoje”. Jeszcze wcześniej mówi o nadziei, którą daje współczesna kosmologia, badająca większe „przestrzenie czasu” niż okres jednego ludzkiego życia. Nadziei, „że coś będzie”. Podobno nie chciał, by go ratowano za wszelką cenę.
Między tragicznym Gombrowiczem i mistycznym Słowackim biegnie trajektoria Jerzego Jarockiego. Żadnego z autorów, których czytał tak głęboko, nie wolno nam dziś zignorować.
Stoimy nad urną na Scenie przy Wierzbowej. Jej dyrektor przestrzega zebranych przed spojrzeniem Reżysera, który patrzy teraz na nas i oczekuje maksymalnego skupienia w pracy dla teatru. Tak, tak – potwierdza wdowa, w urnie są jego okulary

redaktor naczelny miesięcznika „Teatr”. Profesor w IBL PAN, wykładowca UKSW i UW. Ostatnio wydał tom Wybudzanie. Dramat polski / Interpretacje.