1/2013

Notatki rektora (3)

(24 listopada – 6 grudnia)

24.11. Znowu Konferencja Rektorów. Spotykamy się już codziennie. Tym razem na Politechnice. Zapamiętałem duże ciastka – byłem głodny – i pomysł Findeisena, że chce wziąć na siebie rolę gwaranta za strajk. Tzn. przyjmuje odpowiedzialność wobec młodzieży, że postulaty ich spełni do końca, a oni w zamian przerywają strajk. Duża odpowiedzialność, ale pomysł ten, który dyskutujemy kilka godzin, zostaje pomysłem, aż do Ogólnopolskiej Konferencji Rektorów 6.12.
Widzę już wyraźne tendencje zakończenia strajku, przede wszystkim na Politechnice. Mogę to w końcu zrozumieć, choć jestem innego zdania. Politechnika ma 10 000 studentów, strajkuje delegacja 1500 w gmachu, reszta błąka się bezczynnie. Straty mogą być nie do odrobienia. Nasza Szkoła mała, studia nie tak konkretne, więc problemy inne. Mimo zmęczenia nastrój dobry, słabsi się wykruszyli, ci, co zostali, nadal w dobrej formie, może nie psychicznej, ale moralnej. Codziennie mam z nimi spotkania, już się ustalił taki rytuał: koło południa zebranie z komitetem strajkowym w moim dostojnym gabinecie. Wymieniamy uwagi, spostrzeżenia, ja im opowiadam, co nowego u rektorów. Po południu zwykle wpadam drugi raz, rozmawiam z dyżurującymi, a wieczorem telefon i relacje przed nocą. Bardzo się zżyliśmy, oni tu dojrzewali. Chyba Samsonowicz powiedział, że strajki należałoby wprowadzić każdego roku, jako obowiązkową próbę zachowania i postaw. Potem nam zarzucą, że Konferencja Rektorów była dzieckiem strajku.
Do „potem” jeszcze 19 dni. Zjadam drugie ciastko i wychodzę z Politechniki, oblepionej plakatami, ulotkami, napisami, wsiadam do samochodu i jadę do PWST, też oblepionej napisami: „Płk Hebda spocznij!” czy „Siwak wcześnie wykryty jest uleczalny”. Okazało się, że nieuleczalny.

26.11. rano alarmuje mnie Samsonowicz, że na rozpoczynające się w sejmie pod egidą Szczepańskiego spotkanie mediacyjne obu stron przyjechała delegacja „Solidarności” WSI, której ochrona nie chce wpuścić do sejmu.
Boją się okupacji gmachu. Radomiacy z Walaskiem na czele są na Uniwersytecie. Jadę na Uniwersytet. Próbujemy ich uspokoić. Najwięcej wykrzykuje Walasek, że władza nie chce rozmów i inne rzeczy w tym guście. Inni, jak Jezuita, chcą rozmawiać, tylko chcą wejść większą grupą. Samsonowicz dzwoni do Szczepańskiego i wreszcie staje na tym, że z obu stron będzie po osiem osób.
Samsonowicz zmusza mnie do udziału w obradach, choć nie byłem przewidziany na dziś, bo mieliśmy uczestniczyć rotacyjnie. Jedziemy więc do sejmu. Walasek zostaje, obrażony nie wiem na kogo, nie chce jechać. Ciekawe.
Wchodzimy przez obstawę, jestem pierwszy raz w sejmie. Jakaś sala na piętrze. Na nasz widok hebdyści wstają – na baczność, witam się ze Szczepańskim, Nielubowiczem, który wybucha radością na mój widok, i z Jurkiem Kroh. Zaczynają się niekończące się żmudne ustalenia proceduralne – jak w ONZ-ecie. Żeby nie było to prawie tragiczne, to może byłoby i śmieszne. Po całodziennych obradach do wieczora ledwo posunęliśmy się o krok. Hebdyści nie chcą zrezygnować ani o milimetr, taktyka ich szefa, no i partii. Działania opóźniające od 15 miesięcy. Wreszcie dosyć ostro zabieram głos, przypominając im, co tu jest naprawdę najważniejsze. Stoi siedemdziesiąt uczelni, a oni się kłócą, czy ma być dwóch, czy trzech doradców. W końcu uzgadniamy komunikat, że rozpoczną się rozmowy w Radomiu pod kontrolą komisji mediacyjnej i będzie rozważana możliwość nowych wyborów.
Jest 9 wieczór – wychodzimy – Szczepański udziela wywiadu IT. Pierwsza pocieszająca wiadomość – rozmowy w sprawie Radomia się rozpoczynają i mają na celu doprowadzenie do nowych wyborów. I to był pierwszy dogodny moment do przerwania strajku! Ustawa w sejmie i w gmachu sejmu doprowadzono do rozpoczęcia rokowań w sprawie wyborów w WSI Radom. 25? To był najdogodniejszy moment. Następny będzie już obciążony sprawą strażaków. Wyjeżdżam z sejmu, jest zimno, mokro, późno, jutro muszę być tu o 9 rano – komisja w sprawie ustawy o szkolnictwie wyższym. Nie byłem dotychczas w życiu w sejmie, a teraz dzień po dniu. Widocznie ta atrapa drgnęła, bo zaczynają tu dochodzić fragmenty autentycznego życia.

Idę więc na komisję sejmową o ustawie. Pierwszą osobą, na którą się w hallu napotykam, jest Hebda. Na mój widok zrywa się z ławeczki i w pas kłania. Czyżby zwątpił w wygraną? Sala powoli się zapełnia – schodzą się podpory reżimu – Werblan, Szczepański, Bukowski (ale nie ten dobry z Gdańska), Rybicki itp. Przychodzą i rektorzy: Radomska, Nowacki, Rakowski i ja. Zaczyna się dosyć drętwa dyskusja. Ożywienie wprowadza jakiś poseł, który podważa zasadność długich urlopów dla pracowników naukowych i innych rzekomych przywilejów. Odpowiada mu bardzo godnie Radomska.
Najciekawszy głos to głos Guzego z NZS-u. Mówi o sytuacji w szkole pożarniczej, gdzie trwa strajk, mówi o ustawie. Zręcznie i odważnie atakuje MSW, mówiąc: „Dziwię się, że MSW chce sobie podporządkować szkołę pożarniczą, przecież MSW dotychczas zajmowało się raczej wzniecaniem pożarów”. Powoduje to dźwiękową reakcję reżimowców: uuuuu… Są oburzeni, ktoś narusza ich porządek; w ich imieniu protest składa Bukowski (nie ten dobry), mówiąc, że to nie jest język sejmowy, że nie przywykli posłowie do wysłuchiwania takich wypowiedzi. No pewno, że nie przywykli, najwyższy czas się przyzwyczaić.
Guzy prosi bardzo grzecznie o prawo riposty. Przewodniczący nie chce mu udzielić głosu. Targi trwają z 10 minut. Władza się broni przed prawdą. Wreszcie niechętnie udziela mu głosu, Guzy uprzejmie przeprasza, że nie było jego intencją naruszanie dotychczasowych zwyczajów sejmowych. Grzecznie i godnie. Ubecy patrzą na niego łakomie, jak wąż na królika. Jeszcze będą musieli poczekać 16 dni.
Jeszcze wypowiedź Rybickiego w bardzo starym stylu. Co ciekawe – to jego zdenerwowanie i strach, tak, on się wyraźnie boi. Język mu się plącze, coś ględzi o ustawie oczywiście, żeby ograniczyć autonomię. Do przerwy jest jasne, że ten projekt pójdzie dalej i z niewielkimi jednak poprawkami. Po południu komisje robocze wezmą projekt na warsztat. Nas reprezentuje Rakowski z Akademii Muzycznej. Można uznać, że prace nad ustawą postępują, więc pierwszy postulat strajkowy z głowy.
Jadę do domu, zimno, mokry śnieg. Trzęsie mnie, kaszlę, nie mogę wyjść z tej radomskiej grypy.

Piękna uroczystość otwarcia Trasy AK i mostu Grota. Wielki dzień dla naszego komitetu. Miałem mówić wiersze z Danielem i Kolbergerem, nauczyłem się Wierzyńskiego, Krzyże i miecze i – nie ma mowy. Kaszlę potwornie i gorączka mi wraca. A tu wiatr i przejmujące zimno. Wściekam się, ale nie mogę jechać. Było podobno wspaniale, najbardziej mi żal defilady AK na moście – to musiało być cudowne. Jak mi powie Bohdan Tomaszewski za trzy tygodnie – „Strzeliliśmy bramkę w ostatniej minucie”.
Wieczorem zwlekam się z łóżka i jadę do Szkoły. Andrzejki strajkowe. Uroczystość w bufecie. Jest Andrzej Szczepkowski i jeszcze jeden Andrzej – Chmielewski, przewodniczący „Solidarności”. Dostajemy stosowne laurki. I kwiatek… ze stempli. Tak, na kartonie odbity kwiatek ze stempli NZS-u. Podpis – „Andrzejki strajkowe. 81”.
Przedtem jeszcze program kabaretowy w Kole, z którym jeżdżą po uczelniach i wszędzie budzą entuzjazm. Bardzo zabawne. Bierze udział przeważnie I rok. Przeróbka Lokomotywy Tuwima. „Stoi na stacji egzekutywa, ciężka, ogromna i pot z niej spływa, jest w niej i Siwak”. I w tym duchu cały program. Pisząc to dziś (luty 82), wydaje mi się to czymś nieprawdopodobnym. Ale jeżeli Michnik mógł mieć w auli spotkanie ze studentami, to mogła młodzież i takie piosenki śpiewać, tam, gdzie dziś pułkownicy mają wykłady o stanie wojennym.
Potem konkursy, lanie wosku, anegdoty i bardzo jest miło – najmilsze chyba andrzejki. Siedzimy z Andrzejem Szcz. [Szczepkowskim] długo, w końcu bardzo zadowoleni i nakarmieni świetnym bigosem wychodzimy późną w nocy. Andrzejki przeciągną się do rana. Była to zarazem chyba fuksówka, bo innej już w tym roku nie będzie. Otrzęsiny, nie tylko dla beanów. Chrzest bojowy dla wszystkich. Ogromnie mi to przypomina powstanie.

W niedzielę się kuruję i w imieniny 30 w poniedziałek od rana w Szkole. Życzenia od pracowników i kolegów. Spotkanie z komitetem strajkowym.
Z Radomia nadchodzą niedobre wieści. Z następną delegacją, która przyjechała w niereprezentatywnym wg hebdystów składzie (prorektorzy), nie chcą rozmawiać. Na odsiecz pojechał Samsonowicz i Findeisen, których oczywiście hebdyści z miejsca obrażają, zarzucając im stronniczość. Wreszcie z trudem jakoś klei się te rozmowy. Studenci są zmęczeni, widać to po nich, i są w jakimś nerwowym nastroju. To już dwa tygodnie strajku. Są zrozpaczeni, bo doszła sprawa strażaków. Lista postulatów rozszerza się o akcję solidarnościową w sprawie strażaków, którzy żądają wyjęcia ich spod kurateli MSW. Wygląda to wszystko na prowokację. Tym bardziej, że w nocy są telefony na uczelnię, żeby iść pod WOSP. Już w nocy telefonicznie błagałem studentów, żeby nie dali się wciągnąć w prowokację. Nie poszli, ale jednak na liście zjawił się nowy postulat. Komuś zależy na przedłużeniu strajków. Jaki był scenariusz władzy, i jaki był perfidny, zrozumiem po ogłoszeniu stanu wojennego. Na razie strażacy otoczeni kordonem milicji, ZOMO i ludności. Sytuacja napina się groźnie.
Wieczorem zaprosiłem wszystkich rektorów na konferencję u mnie w gabinecie. Ponieważ to moje imieniny, sekretarki szykują jakieś ciastka, kawę, ja przynoszę butelkę koniaku jugosłowiańskiego, którą dostałem od Zuzi. Zaczyna się bardzo miło, jest cała ósemka – Nielubowicz, Radomska, Nowacki, Findeisen, Tomaszewski, Rakowski, ja, i wpada, spóźniony jak zwykle, Samsonowicz. Jest też Górska i Meller, jako współgospodarze. Główną postacią jest Samsonowicz, który relacjonuje Radom; bardzo to niewesoło wygląda, w połączeniu ze sprawą strażaków, nie widać rychłego końca strajku. A można było skończyć 26-go. Z dość niewesołymi minami rozchodzimy się. Z jednej strony wiemy, że strajk stracił swą siłę, jako broń, z drugiej wiemy, że młodzież nie może zrezygnować bez dostatecznych argumentów. Będziemy musieli za kilka dni przejąć inicjatywę, bo przegramy razem ze studentami.

Nazajutrz 1.12. Jadąc do Szkoły, widzę długie sznury ciężarówek z wojskiem jadące w kierunku Żoliborza. Coś się szykuje. Mam zebranie z komitetem strajkowym, kiedy wchodzi Meller1 i mówi, że na dachu WOSP wylądował helikopter i rozpoczęło się – jak to ładnie nazwie tow. Olszowski wieczorem w TV – odblokowanie szkoły. Rozumiemy wszyscy, co to znaczy – władza zastosowała siłę po raz pierwszy od sierpnia. Zaczął się czas konfrontacji. Zaczął się grudzień, ostatni miesiąc, a właściwie ostatnie 12 dni wolności.
Wieczorem podgardlany powie w TV – była to demonstracja siły bez użycia siły, zabrzmi to perfidnie i groźnie. Ale wszyscy myślą jedno – to niemożliwe – jest nas dziesięć milionów.
Czujemy, wiemy, że już coś nieuchronnego się zaczęło, ale trudno to zdefiniować. Z Radomia dochodzi zdecydowany głos Wałęsy. Znak, że wchodzimy w decydującą fazę. Ale co będzie po niej?

Jeszcze 3.12. – Konferencja Rektorów zbiera się w SGPiS. Młodzież nas wita – Nowacki spokojny i zrównoważony – obok Samsonowicza drugi partyjny wśród nas, ale rzeczowy i przyzwoity. Przychodzi delegacja młodzieży i referuje sprawę najbardziej palącą – dosłownie! Sprawę strażaków. Część uciekła i znalazła azyl na Politechnice. Około 200. Chcą zostać studentami Politechniki. Findeisen jest w trudnej sytuacji, mówi, że to niemożliwe. I słusznie. Nie można wydawać lipnych indeksów, nie można łamać ustawy, o którą walczymy. Szukamy gorączkowo wyjścia z sytuacji. Rakowski ciągle łączy się z Radomiem – bez skutku. Mieli przysłać apel o przerwanie strajku. Nic. Cisza. Coraz więcej komplikacji, niejasności, prowokacja udziela się i wciąga nas w swoje tryby. Hebda jest trybologiem – nie na próżno. Wiadomo, że sprawa strażaków przesłania wszystko, bo jest to konflikt z MSW.

Nazajutrz o 12 wchodzi moja faworyta – policjantka Henryka i mówi szeptem: „Dzwoni »Solidarność« z Politechniki – mam powiedzieć, że pana rektora nie ma?” – chce mnie uchronić przed jakimś zagrożeniem. Poczciwa policjantka. Myślę sobie, że pewno tak mówiła Łomnickiemu, jak był telefon z KC. Wszystko jej się popieprzyło. Podnoszę słuchawkę, jakaś zdenerwowana dziewczyna mówi, że jest wiec ze strażakami, są rektorzy i muszę przyjechać, bo wszyscy się tego domagają. Jadę.
Znowu Politechnika, plakaty, głośniki, gorączka. Prowadzą mnie na salę. Audytorium wypełnione strażakami w mundurach, jest ich przeszło dwustu, za stołem siedzi Radomska, Findeisen, Nowacki i Rakowski. Upał, reflektory, jakaś kamera i znajome operatorki dźwięku. Kręcą historyczną chwilę. Atmosfera napięta i zarazem niezwykła. Dostaję brawa na wejście. Radomska się nachyla i mówi: „Pan miał największe”. Kamera terkocze, światła świecą, wszyscy spoceni, temperatura 50 stopni. Nastrój niemal histeryczny, przedstawiciele młodzieży mówią niesłychanie ostro, agresywnie, niesprawiedliwie, ale o to łatwo w emocji. Że rektorzy się wypięli, że oni myśleli, że przyniesiemy indeksy dla strażaków w koszyku i różne inne niepoważne rzeczy.
Rozumiem Findeisena, że nie może przecież nagle otworzyć wydziału pożarnictwa, że nie może dziś dać indeksów byłym strażakom. Ale tego sala oczywiście nie chce zrozumieć. Przemawia bardzo ostro ks. Popiełuszko, który był w gmachu straży, młody ksiądz, myślę, że tak mógłby wyglądać ks. Skorupka. Jeszcze stary profesor, który podchorążych straży przyrównuje do podchorążych Wysockiego. „Te piękne mundury, granatowe, jak mundury przedwojennych kadetów – nikt z państwa tego nie pamięta, no chyba pan profesor” – zwraca się do mnie. Nie chciałem mówić, szczególnie wobec kamery i lasu mikrofonów.
Nie chciałem, bo byłem już pewny, że jest to prowokacja – czułem instynktownie i postanowiłem, że nie będę mówił. Ale nagle usłyszałem swój głos i skonstatowałem, że mówię, i to ostro, i że jest mi wszystko jedno, nie pamiętam o kamerze i mikrofonach, tylko wiem, że muszę ich uspokoić. Taki jest mechanizm wieców, taka jest sugestywność nastroju tłumu.
Może mi się i trochę udało, natomiast na pewno bardzo mi się udało co innego. Mianowicie zaczynając, chcąc rozładować atmosferę, powiedziałem żartem – „Mówię obiektywnie, bo nie przewiduję wydziału pożarnictwa w szkole teatralnej, ale oczywiście, gdyby ktoś chciał zmienić specjalność i odkrył w sobie nagły talent, to bardzo proszę” – śmiech i dalej już mówiłem do rzeczy. Okazuje się, że największe głupstwo powiedziane publicznie, może być poważnie przyjęte. Po czterech godzinach, kiedy w końcu wychodziłem mokry z audytorium, podszedł do mnie strażak, metr pięćdziesiąt wzrostu, i zaseplenił – „Panie rektoze, ja tak kocham teatr, ze chciałbym pójść do pana skoły”.
To na krótko rozładowało napięcie, jakie było we mnie. Wchodziliśmy już w ostatni wiraż, jeszcze dziewięć dni do finału.

5.12. – wolna sobota, pada śnieg, koło zera. Od rana na Uniwersytecie.
Umówiliśmy się z Samsonowiczem, że każdy przyniesie tekst proponowanej deklaracji, z którą chcemy wystąpić wobec studentów. Deklaracji mającej na celu zawieszenie strajku. Sytuacja niełatwa, bo ostatecznego rezultatu radomskich rozmów nie ma, a to byłby argument. Walasek obiecał, że rano wysyła teleks popierający naszą ideę zawieszenia ogólnopolskiego strajku.
Jest 11-ta – teleksu nie ma. Jest Samsonowicz, Rakowski, ja i prorektor UW Zakrzewski. Samsonowicz czyta swój projekt, ja swój. Ustalamy, że przyjmujemy tekst Samsonowicza z moim zakończeniem2. Chciałem jakoś się odnieść do strajku – podziękować studentom za ich postawę, bo czułem dwuznaczność naszej sytuacji. Właściwie sam bym strajkował dalej, ale nie ma to już większego sensu. W deklaracji pomijamy sprawę strażaków, bo inaczej nie moglibyśmy w ogóle wyjść z propozycją zawieszenia strajku do młodzieży. Sprawa sama i tak wyjdzie nazajutrz.
Samsonowicz co chwila dzwoni do ministra MSW – Kiszczaka, żeby dał słowo, że strażaków-uciekinierów nie weźmie do wojska. Kiszczak jest nieuchwytny. Czas leci. Chcemy wyjść z deklaracją i jednocześnie z ustnym zapewnieniem bezpieczeństwa dla strażaków.
Mała retrospekcja: 3 grudnia Klemens Szaniawski dzwonił do mnie i opowiedział mi przebieg misji jego i Gieysztora w WOSP. Byli potem u Kiszczaka, który dał słowo, że siły nie użyje. Naiwni profesorowie uwierzyli. Siły użył nazajutrz. A dziś następni naiwni żądają od niego słowa honoru, że nie zrobi branki na strażaków. I chcemy w to słowo uwierzyć. – Tak jak cała „Solidarność” – potworna naiwność, wiara, że człowiek nie jest taki zły, że jest nas 10 milionów. Wiara b. chrześcijańska. I dlatego było możliwe takie zaskoczenie 13 grudnia.
Wracajmy do soboty 5-go. Deklarację piszę ja na maszynie, nie ma maszynistki, idzie mi to dość wolno, więc w połowie przychodzi z odsieczą dziekan historii. Podpisuje Samsonowicz i ja, Findeisen i Radomska telefonicznie. „Solidarność” bierze to do powielenia. Deklaracja czterech będzie jutro przedmiotem dyskusji na zebraniu NZS-u i komitetów strajkowych. Będzie przedmiotem kontrowersji, że Warszawa uzurpuje sobie władzę, na Konferencji w Poznaniu 10-go.
Właśnie dzwoni rektor Ziółkowski z Poznania (zdjęty 2.2.82) – zwołuje na 9 grudnia Ogólnopolską Konferencję Rektorów do Poznania. Zważywszy, że jutro w niedzielę jest już zwołana Konferencja na Politechnice, Poznań wydaje nam się niepotrzebny, i może dodatkowo eskalujący napięcie, ale trudno. Zaproszenie musimy przyjąć. Żeby tylko dziś rozmowy hebdystów z „Solidarnością” w Pałacu Staszica przyniosły jakiś postęp.
Jest 13-ta, idziemy do Pałacu. Kiszczak nadal nieuchwytny. W PAN-ie starzy znajomi – komitet strajkowy z Jezuitą na czele i ponurzy hebdyści z ospowatym sekretarzem POP. Jest Radomska, Fiszdon3, Sankiewicz4 z Gdańska. O dziwo, widać jakiś promyk nadziei. Stanowiska wyraźnie się zbliżają. Zgoda na wybory, właściwie tylko dwa punkty są rozbieżne, ale proceduralnie – kiedy komisarz wyborczy przejmuje władzę i kiedy Hebda ją zdaje. Czyżby nareszcie finał? A teleksu od Walaska w sprawie zawieszenia strajku nadal nie ma. Samsonowicz zabiera mnie z powrotem na Uniwersytet, będzie dzwonił do Kiszczaka. Jeżeli wyjdziemy do młodzieży z Radomiem niemal podpisanym, z gwarancjami dla strażaków, deklaracja czterech przejdzie.
Jest 16-ta – Kiszczaka nie ma. Samsonowicz wydzwania wszystkie możliwe numery – wreszcie trafia tylko na jakiegoś nic nie wiedzącego adiutanta. W końcu dzwoni do KC do Duraczyńskiego, który dopiero wyjaśnia, że jest Biuro, więc wszyscy tam siedzą. Obiecuje Kiszczaka złapać po wyjściu z Biura.
Wracamy do Pałacu. Idziemy przez zasypany śniegiem dziedziniec, podwórko z grupkami studentów pozdrawiających nas i bocznym wyjściem wychodzimy na Krakowskie. W Pałacu kończą pisanie komunikatu, który precyzuje niewielkie tylko rozbieżności. Prof. Osiński ocenia, że wtorek, środa powinien być finał. A więc wspaniale. Znajdują nas tam Geremek i Siła-Nowicki. Przyszli, żeby ostatecznie od nas się dowiedzieć, jakie są szanse gwarancji dla strażaków i przyjęcia ich na Politechnikę. Co do pierwszego – mówimy o Kiszczaku, co do drugiego – Samsonowicz prosi mnie, żebym zadzwonił do Findeisena, który leży chory w domu, bo on sam już nie ma serca go męczyć.
Dzwonię, przepraszam, objaśniam sytuację i oddaję słuchawkę Geremkowi. Findeisen przedstawia swoje stanowisko, niemożliwość otwarcia wydziału ani wydania jutro indeksów, proponuje kursy przygotowawcze. Jeszcze z Geremkiem i Siłą-Nowickim chwilę gadamy. Geremek, delikatny, wrażliwy człowiek, ma jeszcze przed sobą osiem dni wolności, a następnie internowanie i recenzje w stylu – „kontrrewolucjonista”, „wróg socjalizmu”, „zły duch »Solidarności«” itp.
Wracam do domu w nie najgorszym nastroju. Radom tuż, tuż, a więc sytuacja się wyjaśnia. Żeby nie ci strażacy, żeby, żeby… ale przecież władza ciągle wynajduje powody do – żeby…! Trzeba zgłuszyć ten niepokój, który dziwnie we mnie narasta. Będzie dobrze. Tylko dlaczego Walasek nie przysłał teleksu?

Ostatnia niedziela wolności. O 15-ej Ogólnopolska Konferencja Rektorów na Politechnice. Politechnika ma dziś wielki dzień: Ogólnopolska Konferencja Rektorów, zjazd NZS-u i uczelnianych komitetów strajkowych z całej Polski, narada strażaków i wreszcie plenarne zebranie „Mazowsza”. Wszystko w jednym gmachu. Huczy jak w ulu – biało-czerwono od opasek i flag, echo zwielokrotnia przemówienia. A gdyby dziś zrobili desant na Politechnikę?
Tymczasem siedzimy w zacisznym gabinecie Findeisena. Jest Kroh, rektor UJ Gierowski, Ciesielski, Ziółkowski – cała Polska. Deklaracja czterech NZS-owi nie wystarcza. Sprawa strażaków wychodzi na pierwszy plan.
Idziemy przez ten ul na salę. Witają nas brawa. Mają po prostu do nas zaufanie. Guzy nas wita, prosi, żeby każdy rektor przedstawił się przed zabraniem głosu. „Rektor Łapicki jest z tego zwolniony” – śmiech.
Zaczyna się bardzo długa dyskusja, co zrobić ze strażakami. Findeisen nie chce ustąpić. W końcu proponuje kursy przygotowawcze i wydanie legitymacji studenckich od poniedziałku. To już jest punkt wyjścia. Co prawda radykalni uważają, że to za mało, względnie prowokatorzy chcą dalej podsycać sprawę, szczególnie jeden, który już wpadł mi w oko na poprzednim spotkaniu. Długie, tłuste włosy, schrypnięty kompletnie, powtarza w kółko – nie, mnie chodzi o solidarność. Już go wszyscy mają dosyć, atmosferę stale podgrzewa. Prosimy o czas, jak w koszykówce, i idziemy do rektoratu, gdzie redagujemy oświadczenie w sprawie strażaków.5
Jest już 20-ta. Idę do toalety, przebijam się przez tłum rozgorączkowany, przemawia Bujak, w następną niedzielę zacznie się ukrywać. Oklaski, krzyki, biało-czerwono i gorąco. Sala przyjmuje oświadczenie Konferencji Rektorów niemal jednogłośnie. Sprawa strażaków załatwiona. Teraz Radom. Samsonowicz referuje stan rozmów z Radomiem – powtarza naszą opinię, że w tych dniach porozumienie powinno być podpisane. Guzy zgadza się z tym, tylko uważa, że deklaracja czterech jest niewystarczająco uargumentowana, prosi o dodatkowe argumenty, żeby mogli zawiesić strajk. Prosi – tak! Nie – podżega, tylko prosi rektorów, żeby umożliwili wyjście z honorem. W tym momencie bomba! Na salę wparowuje Walasek, dowieziony z Radomia. Blady i tłusty, dramatycznym głosem mówi: „Jak chcecie, to zawieszajcie strajki, my strajkujemy dalej”. Konsternacja ogólna. Samsonowicz łapie mikrofon i krzyczy, ten człowiek, będący uosobieniem delikatności – krzyczy: „Pan kłamie, kolego Walasek, byliśmy wczoraj – pokazuje na mnie i Radomską – świadkami, że rozmowy zbliżają się do końca. Rozbieżności są minimalne”.
Na to Walasek: „Dla pana, dla mnie rozbieżności są większe niż kiedykolwiek”. I siada spokojnie z boku. I wtedy pierwszy raz pomyślałem, że to prowokator, który ma za zadanie przedłużyć strajk. Ale po co? Żeby władza miała powód do konfrontacji? Zrozumiem to po 13 grudnia.
Na razie wybucha chaotyczna dyskusja, Radomska z Sankiewicz po damsku wysyłają mnie w bój, a ja widzę, że nie mam co powiedzieć, nie mam argumentów. Trzeba się naradzić, ustawić na nowo do sprawy Radomia. Szepczę Samsonowiczowi na ucho, żeby brał czas. Jeszcze parę głosów bez znaczenia i Samsonowicz prosi o przerwę dla uzgodnienia przez rektorów stanowiska w sprawie Radomia. Jest już 22-ga. Znowu w rektoracie. Dyskusja znacznie gwałtowniejsza niż przy strażakach, padają propozycje oderwania się w ogóle od jakichkolwiek władz, ogłoszenie się organem najwyższym i niezależnym (Ciesielski), ale to przejdzie dopiero w Poznaniu. Na razie wypracowuje się nowe oświadczenie, w którym Konferencja przejmuje na siebie doprowadzenie do końca sprawy Radomia do 20.12. Po czym nastąpi rozbiór WSI6. To satysfakcjonuje salę.
Ja się wymykam pierwszy, jestem potwornie zmęczony, a jutro rano lecę do RFN. Z domu dzwonię do Mellera – referuję mu przebieg dnia i proszę, żeby zebrał do rana informacje z dalszych obrad, już samych studentów, są tam Maciek i Grzegorz, którzy stale do niego dzwonią, a ja idę spać. Po siódmej rano zadzwonię, żeby się dowiedzieć, kiedy zawieszamy strajk, bo że zawieszamy, byłem pewny, wychodząc.

1. Stefan Meller – dyplomata, historyk, w latach 2005–2006 minister spraw zagranicznych w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza. Wykładowca historii w warszawskiej PWST, prorektor tej uczelni w latach 1981–1984.
2. „Do Krajowej Komisji Koordynacyjnej Niezależnego Zrzeszenia Studentów
Do Uczelnianych Komitetów Strajkowych Polskich Uczelni Wyższych

Konferencja Rektorów Wyższych Uczelni Polski zwraca się do Was z apelem o zajęcie stanowiska umożliwiającego rozpoczęcie zajęć z dniem 8 grudnia 1981 roku.
Uznając słuszność przyczyn Waszego protestu leżących w sferze moralnych pryncypiów, czujemy się w pełni odpowiedzialni za rozwiązanie spraw, o które walczycie. Stoimy na stanowisku, że Wasze prawo do strajku nie może podlegać dyskusji. Z pełną odpowiedzialnością jednak stwierdzamy, że strajki nie powinny dłużej hamować procesu dydaktycznego i że musimy wspólnie umożliwić działalność intelektualną i zawodową pokolenia, od którego zależeć będą dalsze losy naszego Kraju.
Jednocześnie musimy zwrócić uwagę, że strajk wskutek swojej długotrwałości i praktycznie nie zmienianej formy utracił swą siłę oddziaływania, a co gorsza przestał być potencjalną bronią, którą można by uruchomić w przypadku zagrożenia demokracji lub samorządności akademickiej. Jesteśmy odpowiedzialni za całą młodzież akademicką, która znaleźć winna inne formy działania zmierzającego do realizacji swych słusznych postulatów. Ze swej strony zobowiązujemy się do nadzorowania negocjacji w Radomiu, do działań o właściwy kształt ustawy w szkołach wyższych, do wszelkich działań zmierzających do utrwalenia samorządności akademickiej.
Konferencja Rektorów wyraża podziękowanie uczestnikom strajku studenckiego za godną i pełną powagi postawę. Jesteśmy pewni, że doświadczenia tych trudnych dni przyczynią się do dalszego zintegrowania środowiska akademickiego.
Z upoważnienia Konferencji Rektorów
prof. M.J. Radomska (SGGW)
prof. H. Samsonowicz (UW)
prof. A. Łapicki (PWST)
prof. W. Findeisen (PW)
Warszawa, 5 grudnia 1981 r.
Za zgodność:
Komisja Zakładowa NSZZ »Solidarność« PW”.
3. Władysław Fiszdon – matematyk, profesor zwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego, w latach 1980–1981 prorektor tej uczelni.
4. Marianne Sankiewicz – elektronik, długoletnia dziekan Wydziałów Łączności i Elektroniki Politechniki Gdańskiej, w 1981 roku prorektor tej uczelni, wybrana w demokratycznych wyborach.
5. „Oświadczenie (Ogólnopolskiej Konferencji Rektorów Wyższych Uczelni)
1. Ogólnopolska Konferencja Rektorów Wyższych Uczelni wyraża stanowczą dezaprobatę i oburzenie z powodu sposobu, w jaki przełamany został strajk studentów i pracowników Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej w Warszawie.
2. Ogólnopolska Konferencja Rektorów Wyższych Uczelni w oparciu o oświadczenie Ministra Spraw Wewnętrznych PRL gen. dyw. Cz. Kiszczaka przyjmuje na siebie gwarancję, iż żaden ze studentów byłej Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej w Warszawie nie będzie powołany do służby wojskowej inaczej niż w trybie wynikającym z normalnego poboru wiosennego, letniego lub jesiennego w roku 1982 bądź w latach następnych.
3. Konferencja Rektorów przyjmuje do wiadomości i przekazuje środowiskom akademickim oświadczenie Ministra Spraw Wewnętrznych, że studenci byłej WOSP, którzy zgłoszą się do nowo utworzonej Szkoły Głównej Służby Pożarniczej, nie będą w żaden sposób represjonowani w tej szkole z powodu udziału w strajku WOSP.
4. Do 15 lutego 1982 wyższe uczelnie techniczne przygotują studia specjalistyczne w zakresie ochrony przeciwpożarowej. Lokalizację tych studiów ustali Konferencja Rektorów Szkół Technicznych, a ich program – odpowiednia uczelnia.
5. Celem przygotowania studentów byłej WOSP do kontynuowania studiów typu magisterskiego w wyższych uczelniach technicznych Konferencja Rektorów zaleca w możliwie szybkim terminie, nie dłuższym niż 7 dni, utworzenie odpowiednich kursów przygotowawczych. Konferencja Rektorów uznaje, że słuchacze tych kursów zachowują prawa studenta.
Podpisali: Rektorzy polskich wyższych uczelni zebrani na Konferencji w Warszawie dn. 6.12.81”.
6. „Oświadczenie Konferencji Rektorów w sprawie WSI Radom (fragmenty)
1. Konferencja Rektorów postanawia prowadzenie dalszych działań mediacyjnych zmierzających do przeprowadzenia demokratycznych wyborów w WSI Radom.
2. W przypadku nie uzyskania takiego rozwiązania do dnia 20.12, Konferencja Rektorów podejmie działania [zmierzające] do zapewnienia studentom WSI nauki w innych uczelniach polskich i ewentualnego stworzenia miejsc pracy dla pracowników naukowych WSI.
3. Konferencja Rektorów stwierdza, że w przypadku nie rozwiązania konfliktu w Radomiu podejmie działania jako organ koordynujący działalność protestacyjną polskiej społeczności akademickiej.
Oświadczenie podpisane przez Konferencję Rektorów, Warszawa, 6.12.81”.

 

Zachowano pisownię oryginalną, szczególną uwagę zwracając na specyficzne użycie małych i dużych liter przez Autora oraz odmianę niektórych nazwisk. Poprawiono drobne usterki językowe i ujednolicono zapis nawiasów w całym tekście. Oddzielono poszczególne zagadnienia i wytłuszczono ich zapowiedzi.

Notatki rektora to cykl wspomnień Andrzeja Łapickiego z 1981 roku, kiedy aktor kierował Państwową Wyższą Szkołą Teatralną w Warszawie (funkcję rektora pełnił do 1987 roku, a następnie w latach 1993–1996). Ten bezcenny dokument z czasów tzw. pierwszej „Solidarności” oraz stanu wojennego publikowany był dotąd tylko we fragmentach. Całość Notatek ukaże się w kolejnych numerach „Teatru” za łaskawą zgodą pani Zuzanny Łapickiej.