1/2013

Woyzeck/Wozzeck/Wysocka

Barbara Wysocka na scenie Münchner Kammerspiele zespoliła znany dramat Büchnera z powstałą na jego podstawie operą Berga. Jednocześnie reżyserka zrezygnowała z dziewiętnastowiecznych realiów, skupiając się na ukazaniu mechanizmu przemocy.

Obrazek ilustrujący tekst Woyzeck/Wozzeck/Wysocka

Julian Roeder/OSTKREUZ

Barbara Wysocka zadebiutowała w Niemczech jako reżyser. W monachijskim Kammerspiele w spektaklu Woyzeck/Wozzeck zespoliła genialny, niedokończony dramat Georga Büchnera z opartą na nim eksperymentalną operą Albana Berga. Przy tej okazji intrygująco sformułowała swe artystyczne credo: „Mnie interesują tylko te momenty, kiedy poszczególnych gatunków artystycznych nie można od siebie rozdzielić. Nudzi mnie, gdy opera przypomina wyłącznie operę albo teatr jest tylko teatrem. Najpiękniejsze sytuacje powstają w momencie przecinania się form artystycznych”. Nic więc dziwnego, że bilety na pierwsze przedstawienia wykupione zostały jeszcze przed premierą.
Legendarnym Kammerspiele, obchodzącym uroczyście w tym sezonie jubileusz stulecia, kieruje od dwóch lat holenderski reżyser Johan Simons, który jeszcze za dyrekcji swego poprzednika zaprezentował tu kilka głośnych inscenizacji współczesnej prozy światowej i scenariuszy filmowych. Jako szef otworzył na oścież bramy teatru dla reżyserów i aktorów z różnych krajów Europy. Do grupy stale współpracujących inscenizatorów należy między innymi szokujący hipernaturalizmem Alvis Hermanis z Łotwy. W nowym sezonie dołączyli do zespołu Kristian Smeds z Finlandii oraz Barbara Wysocka.
Simons w wypowiedzi dla prasy przyznał, że do zainteresowania osobą Wysockiej, jako pełnej inwencji młodej inscenizatorki, swobodnie poruszającej się w obszarze teatru zarówno dramatycznego, jak też operowego, zainspirował go Krzysztof Warlikowski, twórca kontrowersyjnej inscenizacji Eugeniusza Oniegina w tutejszej operze. Nie bez znaczenia był ubiegłoroczny sukces Wysockiej na festiwalu w Berlinie. Jej wrocławska inscenizacja Szosy Wołokołamskiej spotkała się z entuzjastycznym odbiorem, jako zaskakująco świeże odczytanie dramaturgii Heinera Müllera, dalekie od przeintelektualizowanych dysertacji reżyserskich.
Reprezentacyjna scena Kammerspiele z jej słynną widownią, zaliczaną do najwybitniejszych przykładów architektury secesyjnej, nie zainteresowała Wysockiej. Dla swej inscenizacji Büchnera/Berga wybrała kameralną scenę studyjną o warsztatowym charakterze. Prawie bez zmian pozostawiła scenografię znaną już z wcześniejszych przedstawień. Metalowe płyty, którymi wyłożone są ściany, budzą skojarzenia z dyskoteką. Natomiast całkowicie nowym elementem jest basen z wodą, wypełniający prawie całą przestrzeń sceny.
Opiekę literacką nad przedstawieniem sprawował belgijski dramaturg Koen Tachelet, który swego czasu zaadaptował dla Simonsa scenariusze filmowe Kieślowskiego. W eseju komentującym inscenizację Wysockiej zacytował słowa reżyserki, że jej koncepcją jest teatralna prezentacja materiału. Tachelet prowadził również po jednym z przedstawień dyskusję z publicznością. Dominowały w niej dwa tematy: dramaturgiczna funkcja muzyki i symboliczna rola wody.
Nie jest to pierwsze spotkanie Wysockiej z Büchnerem, bowiem rok wcześniej zrealizowała w Warszawie sceniczną wersję opowiadania Lenz. W Monachium wyszła z założenia, że dzisiejsza publiczność zna już wystarczająco dobrze historię Woyzecka i oczekuje od teatru czegoś więcej niż tylko jej kolejnej ilustracji. Za bardziej inspirującą twórczo uznała karkołomną – z pozoru, jak się okazało – próbę zderzenia dramatu z jego wersją operową i brawurowo pokonała niebezpieczeństwo stworzenia kuriozalnej hybrydy, gdyż z bezbłędną intuicją użyła kolażowej metody integrowania heterogenicznych materii.
Wprawdzie niejednokrotnie trudno oprzeć się wrażeniu déjà vu, lecz jednocześnie trzeba przyznać, że Wysocka zdumiewająco trafnie dokonuje wyboru środków formalnych. Jako przedstawicielka pokolenia prawomocnych spadkobierców kolejnych „rewolucji” teatralnych minionych dziesięcioleci uważa za rzecz jak najbardziej naturalną sięganie do odziedziczonego repertuaru. Monachijskie przedstawienie zbudowała na zasadzie instalacji. Na przykład w wypadku wody trudno jej postawić zarzut epigonizmu, chociaż element ten został już użyty w zbliżonej formie przez Andreasa Kriegenburga w jego rewelacyjnej inscenizacji Wozzecka Berga z 2008 roku na scenie opery monachijskiej.
Jako motto inscenizacji Wysockiej przyjąć można tekst Heinera Müllera, wygłoszony w 1985 roku z okazji przyznania mu literackiej Nagrody im. Georga Büchnera: „Woyzeck to otwarta rana. Woyzeck żyje tam, gdzie pies leży pogrzebany, ten pies nazywa się Woyzeck. Na jego zmartwychwstanie oczekujemy w trwodze/albo w nadziei, że ten pies powróci jako wilk”.
Odkryciem przedstawienia jest młody belgijski aktor Kristof Van Boven. Jego Woyzeck jest trudny do zdefiniowania. Inaczej niż w wielu poprzednich inscenizacjach, by wymienić chociażby tylko krakowskie przedstawienie Konrada Swinarskiego z przejmującym Franciszkiem Pieczką albo film Wernera Herzoga – wierny dziewiętnastowiecznym realiom – z neurotycznym Klausem Kinskim, nie jest on w sposób jednoznaczny sponiewieraną ofiarą systemu społecznego. Nawiasem mówiąc, kontekst społeczno-historyczny nie odgrywa w przedstawieniu Wysockiej żadnej roli. Wprawdzie na paradokumentalnej zasadzie przypomniany został na początku autentyczny casus sądowy Woyzecka, lecz na tym kończy się zainteresowanie inscenizatorki historycznymi realiami. Bohater jej inscenizacji to współczesny „szary człowiek z tłumu”. Chociaż dzisiejsze realia są inne niż za życia Büchnera, mechanizm przemocy pozostał w swej istocie taki sam i jego ofiarom grożą porównywalne deformacje psychiczne, które prowadzić mogą do skrajnych reakcji emocjonalnych, czyniących z prześladowanego zabójcę. Woyzeck w interpretacji Van Bovena zdaje się przyczajonym buntownikiem, który pewnego dnia możne eksplodować. Ekstremalny spokój i zagadkowy uśmiech, z jakim reaguje na przemoc zewnętrzną, budzą dreszcz niepokoju. Cudzoziemski akcent dodatkowo potęguje efekt wyobcowania. Jego Woyzeck brodzi prawie cały czas po kolana w wodzie, która jest nie tylko symbolicznym, lecz także fizycznym narzędziem represji. Pozostałe postaci dramatu działają głównie na obrzeżu basenu. Tu siedzi również trójka muzyków – niczym wędrowna kapela – gdyż orkiestra operowa zredukowana została do kilku zaledwie instrumentów.
Dramat Büchnera z 1837 roku przetrwał jedynie jako fragment, bez uporządkowanej przez autora kolejności scen. Uprawnia to kolejnych inscenizatorów do swobodnej manipulacji tekstem. Wysocka nie nadużyła tej możliwości i przez ścisłe powiązanie dramatu Woyzeck z operą Wozzeck (Berg przejął w 1921 roku tytuł pierwszej publikacji tekstu) narzuciła sobie dyscyplinę formalną. Muzyka dyktuje rytm przedstawienia i jest jego dramaturgicznym rusztowaniem. Wprawdzie tylko jedna postać jest odtwarzana przez śpiewaka operowego (Doktor świetnego aktorsko basa Tobiasa Haggego), lecz wszyscy pozostali wykonawcy – Marie Jung (Marie Zickwolf), Stefan Hunstein (Tamburmajor), Stefan Merki (Kapitan), Oliver Mallison (Andres) – łącznie z wykonawcą roli tytułowej, musieli podporządkować się partyturze muzycznej Janka Duszyńskiego, który radykalnie przedestylował ekspresjonistyczne dzieło Albana Berga, rozpisując je na altówkę, perkusję, czelestę i melodykę. Muzyka narzuca wspaniałemu zespołowi Kammerspiele specjalną technikę gry, nie ograniczając możliwości żonglowania konwencjami aktorskimi i wiarygodnego przeistaczania się na oczach widzów w dodatkowe postaci (Hagge jako dwuznaczny seksualnie transwestyta i Mallison jako atakująca widzów z pierwszych rzędów półnaga „bestia cyrkowa”).
Woyzeck/Wozzeck jest na dobrą sprawę operą, chociaż śpiewa tylko jeden z wykonawców. Muzyczno-akustyczna dominacja Doktora, w eleganckim garniturze menedżera, jest wyrazem jego destrukcyjnej władzy nad Woyzeckiem. Wrażliwość muzyczna Wysockiej (studiowała wiolinistykę) zagwarantowała przedstawieniu wartkie tempo i pozwoliła widzom uczestniczyć w naładowanej emocjonalnie impresji teatralnej na temat „pięknego morderstwa, jakiego już dawno nie mieliśmy”.
Z pozytywnych recenzji i z reakcji publiczności – przedstawienia są grane przy pełnej widowni – wyczytać można nadzieję, że i w następnych sezonach Monachium będzie miało okazję do spotkań z polską reżyserką, która swym burzliwie oklaskiwanym przedstawieniem dołączyła do sukcesów Pawła Althamera i Wilhelma Sasnala, gwiazd polskiej plastyki, goszczących tu niedawno z wystawami indywidualnymi.
 

Münchner Kammerspiele, Werkraum
Woyzeck/Wozzeck
wg Georga Büchnera i Albana Berga
reżyseria Barbara Wysocka
premiera 30 września 2012