1/2013

Wiadomość z getta

„Wprowadzić Karskiego na scenę to znaczy dać jego słowu słuchaczy, nadać sens obsesji getta, do którego setki razy wracał w swoich snach, nadać sens wiadomości, którą nadaremnie powtarzał przez całe lata” – mówi Arthur Nauzyciel w rozmowie z Jackiem Kopcińskim.

Obrazek ilustrujący tekst Wiadomość z getta

Frédéric Nauczyciel pour le Centre Dramatique National Orléans Loiret Centre

 

JACEK KOPCIŃSKI Dlaczego zdecydował się Pan wyreżyserować spektakl o Janie Karskim i jego misji?

 

ARTHUR NAUZYCIEL Yannick Haenel przysłał mi swoją książkę po obejrzeniu mojego spektaklu Ordet (Słowo) na podstawie tekstu Kaja Munka [luterańskiego pastora zamordowanego przez Gestapo w 1944 roku – przyp. red.]. Dopatrzył się w nim postawy podobnej do tej, którą sam reprezentuje, a polegającej na uznaniu sztuki za „przestrzeń zadośćuczynienia”. Książkę przeczytałem kilka dni po śmierci mojego stryja, Charlesa Nauzyciela, który przebywał w Auschwitz-Birkenau od 1942 do 1945 roku. Byłem z nim silnie związany, a nasza więź zrodziła się m.in. z tego doświadczenia. Jako że byłem pierwszym dzieckiem w swoim pokoleniu, właśnie mnie zaczął opowiadać swoje doświadczenia z obozu koncentracyjnego. Miałem wtedy dziesięć lat.
Książka Haenela mówi o prawie czterdziestu latach milczenia Jana Karskiego, o bierności aliantów, o pozostawieniu europejskich Żydów bez pomocy i o wyjątkowości faktu, jakim była radykalna eksterminacja tego narodu. Abstrahując od treści, jeden z jej atutów stanowi trzyczęściowy układ.
W swoim spektaklu zaadaptowałem ją na potrzeby teatru. Zachowałem podział na trzy części oraz ciągłość książki, przy czym wprowadzając na scenę Jana Karskiego, uczyniłem z niego jedną z postaci scenicznych i jakby przybysza z zaświatów, a zarazem dodałem czwarty rozdział. Pod koniec książki logika wręcz domaga się tego, aby nastąpiła materializacja słowa, aby przekaz poszedł dalej. Niezależnie od samego Karskiego, uważałem, że przekaz, którego nie chciano usłyszeć, musi zostać usłyszany. To dlatego te warszawskie przedstawienia są tak ważne dla nas wszystkich. Po siedemdziesięciu latach przejmujemy wiadomość od dwóch Żydów z warszawskiego getta i sprawiamy, że w mieście, z którego wyszła, słyszy ją polska publiczność.

 

KOPCIŃSKI Czy we Francji Pański spektakl był odczytywany jako ukryte oskarżenie Francuzów, którzy w czasie wojny współpracowali z Niemcami w organizowaniu transportów żydowskich do obozów koncentracyjnych?

 

NAUZYCIEL Haenel porusza w swojej książce dręczące kwestie, które jeszcze długo takimi pozostaną, bo chodzi o sprawy o zasadniczym znaczeniu dla współczesnych społeczeństw. One są jak zaprawa wstydu, na której wyrosła Europa, i trzeba w tej zaprawie mieszać, od tego zależy nasza przyszłość.
We Francji i w innych krajach Europy słyszy się nieraz, że rzeczy, o których opowiadano, przekraczały „zdolność rozumienia”, że to, co się wydarzyło, było „niewyobrażalne” – a przecież ludzie to sobie wyobrazili. Wymyślili i zaplanowali to tak dobrze, że ich projekt został stosunkowo łatwo zorganizowany i zrealizowany przez rządy, urzędy i urzędników, służby publiczne, przedsiębiorstwa itd. Żeby wszystkie te budowle, przetargi, deportacje i łapanki stały się rzeczywistością, trzeba było udziału wielu ludzi. W skali europejskiej – z czternastu krajów. Gdzie jest „niewyobrażalne”?

 

KOPCIŃSKI Dlaczego, według Pana, misja Jana Karskiego nie mogła się powieść?

 

NAUZYCIEL Nie jestem oczywiście historykiem, ale wydaje mi się, że alianci postawili na strategię, która uważała ratowanie Żydów w Europie za sprawę drugorzędną. Najpierw wygramy wojnę, potem zajmiemy się Żydami. Nie należy zapominać o europejskim antysemityzmie ani o tym, czym była Ameryka lat trzydziestych i czterdziestych. Nawet jeżeli Roosevelt interesował się kwestią żydowską, amerykański Kongres nie poszedł za nim. Od konferencji w Evian z 1938 roku kwestia uchodźców była załatwiona w taki sposób, że zamknięto przed nimi drzwi. W rzeczywistości nikt nie chciał przyjść z pomocą tym ludziom, mimo że wiedziano coraz więcej o planach eksterminacji. Na echa tej obojętności można jeszcze trafić we współczesnym świecie.
Misja Jana Karskiego, a zatem książka i również mój spektakl jasno stawiają problem pozostawienia samym sobie milionów osób skazanych na eksterminację przez nazistów, czyli mniej lub bardziej bezpośredniej odpowiedzialności aliantów oraz tych krajów europejskich, które kolaborowały z nazistami. Haenel, który oczywiście wypowiada się poprzez Karskiego, robi to w sposób radykalny i skrajny. Bardzo mnie to porusza, bo w naszych czasach, cokolwiek by twierdzić, nie mamy już za bardzo ochoty rozmawiać o tej tragedii. Podobno już dosyć o tym powiedziano, a poza tym w XX wieku wydarzyły się również inne tragedie, czas zatem zająć się czymś innym. Rzeczywiście dużo o tym mówiono – ale zupełnie nie tak, jak by należało. Im bardziej drąży się ten temat, tym szerzej otwiera się przerażająca otchłań. Nie ma temu końca. Myślę, że ta sprawa stale wywołuje poczucie zażenowania, przeszkadza, sprawia, że czujemy się nieswojo. Niebezpieczeństwo polega dzisiaj na tym, że ktoś może chcieć zatuszować tę tragedię przez przemilczenie albo ją umniejszać dla uproszczenia pewnych spraw, czy na przykład negować jej wyjątkowość.

 

KOPCIŃSKI Jaki, według Pana, był najbardziej dramatyczny moment misji Karskiego?

 

NAUZYCIEL Interesuje mnie całe życie Karskiego – jednej z najbardziej fascynujących postaci XX wieku – życie, które nadal spowija cisza. Słowa, które miał przekazać i których, jak sądził, nikt nie usłyszał, wypełniały go i prześladowały. W swoim spektaklu opowiadam historię tych słów.

 

KOPCIŃSKI I słowa te nareszcie w pełni wybrzmiewają.

 

NAUZYCIEL Teatr w samej swojej istocie jest miejscem misterium, wywoływania zmarłych i duchów. Uważam, że w dzisiejszych czasach to jedno z niewielu miejsc, w których można coś takiego opowiedzieć, aby złożyć świadectwo o złożoności świata i ludzi. Mamy tu do czynienia z paradoksalną sztuką, która jest jednocześnie obszarem ciszy i słuchania, miejscem opowieści o słowie i o klęsce tego słowa.
W powieści Jan Karski mówi po to, by ożywić pamięć i przywrócić do istnienia tych, których nie udało mu się uratować. Mówi, żeby nie zapomniano i żeby przekazać dalej doświadczenie piekła. Wprowadzić Karskiego na scenę to znaczy dać jego słowu słuchaczy, nadać sens obsesji getta, do którego setki razy wraca w swoich snach, nadać sens wiadomości, którą nadaremno powtarzał przez całe lata, pozwolić, żeby zabrzmiało sześć milionów głosów, które nawiedzały go przez całe życie. Posługując się środkami, których dostarcza artystyczna fikcja, pokazujemy to, czego żaden historyk nie zdoła udokumentować: koszmary, mdłości i ciszę.
Mam nadzieję, że poprzez adaptację powieści Haenela daję w tym spektaklu świadectwo o pewnym pokoleniu. W momencie gdy umierają ostatni ocaleni, zadaję za Paulem Celanem pytanie: „Kto świadczy za świadka?”.
To jest fundamentalne pytanie na dzisiejsze czasy. Moja generacja musi wziąć na swoje barki wyniki prac historyków, świadectwa tych, którzy teraz odchodzą, studia naukowe i dzieła tworzone od pięćdziesięciu lat na temat zagłady Żydów – musi na tej podstawie wymyślić i zaproponować nowe sposoby przekazu.
Ten spektakl to korzystające z elementów dokumentalnych, biograficznych i powieściowych świadectwo polskiego katolika opowiedziane przez czterdziestoletniego Francuza. Spektakl mówi też o tym, jak ów czterdziestoletni Francuz postrzega tego ważnego świadka radykalnej, politycznej i zindustrializowanej eksterminacji Żydów we Francji oraz w innych krajach Europy. Jego pokolenie może patrzeć z empatią i mieć świadomość Historii, wiedząc to, co już dzisiaj wie i co chciałoby przekazać.

 

KOPCIŃSKI Misja Karskiego podważa stereotyp Polaka-antysemity, tak bardzo rozpowszechniony w Stanach Zjednoczonych. Czy brał Pan pod uwagę ten stereotyp, realizując spektakl?

 

NAUZYCIEL Urodziłem się we Francji w rodzinie polskich Żydów, toteż nie mam na temat Polaków takich stereotypów, jakie mogą mieć Francuzi czy Amerykanie. Moja rodzina padła ofiarą antysemityzmu w Polsce na długo przed pojawieniem się nazistów i dlatego wyjechała stąd w latach dwudziestych. W swoim spektaklu postarałem się jednak wyjść poza stereotypy. Jan Karski wywodził się z inteligencji, był praktykującym katolikiem związanym z polską prawicą. Te cechy nie łączą się z typowym wyobrażeniem „Sprawiedliwego”. Jan Karski ma w sobie coś zdecydowanie paradoksalnego, wymyka się schematom. Stał się bohaterem, choć nie za bardzo pasował do typologii, kilka razy zmieniał życie, obywatelstwo, zawód. To fascynujące. Osoba Jana Karskiego, poszukiwania, które przeprowadziłem w Polsce, i spotkania, które odbyłem, sprawiły, że moje spojrzenie na polski antysemityzm nabrało niuansów. Zdałem sobie sprawę z tego, że nie znam kraju, z którego pochodzi moja rodzina. „Moja noga już nigdy nie postanie w Polsce” – często słyszałem to zdanie. Aczkolwiek nie neguję polskiego antysemityzmu, o którym już wiele powiedziano. Po lekturze książki Haenela i odkryciu jej niezwykłego bohatera, a potem wielu innych podobnych mu ludzi, uznałem, że ważną dla mnie rzeczą będzie stworzenie nowych więzów z Polską.

 

KOPCIŃSKI Jakie były reakcje krytyków i publiczności po pierwszym pokazie spektaklu na festiwalu w Awinionie?

 

NAUZYCIEL Spektakl pokazano podczas festiwalu w Awinionie w budynku Opery-Teatru miejskiego (Opéra-Théâtre municipal), w sercu miasta, jakby przypominając nam w ten sposób, że getto, miejsce poza światem, leżało w samym centrum Warszawy. Mur, którym było otoczone, wytyczał kontury olbrzymiego grobowca pod gołym niebem, w którym leżały setki tysięcy zamordowanych mężczyzn, kobiet i dzieci.
Podczas przedstawień czuło się wielką intensywność słuchania, ciszę, która rzadko się zdarza. Ludzie wychodzili wstrząśnięci tym, co zobaczyli, a także odkryciem Jana Karskiego. Książka i spektakl wiele zdziałały dla upowszechnienia postaci Karskiego, a poprzez niego tematu, który nadal pozostaje tabu, czyli bierności aliantów wobec ludobójstwa popełnianego na Żydach w Europie.

 

KOPCIŃSKI Pochodzi Pan z rodziny polskich Żydów mieszkających kiedyś w Siedlcach.

 

NAUZYCIEL Tak, Żydów, którzy musieli uciec z Polski w wyniku pogromów i brutalnego antysemityzmu. Później moją rodzinę wywieziono do Auschwitz. To polskie korzenie zdecydowały o tym, że zechciałem przenieść na scenę tę książkę. Mojemu życiu od zawsze towarzyszy cierpienie związane z rodzinną tragedią.
Książka Haenela dała mi możliwość uciszenia tego bólu we mnie, zdjęcia trudnej do niesienia odpowiedzialności, która polega na tym, że muszę dawać świadectwo za świadków – moich dziadków, wujów, kuzynów i przyjaciół. Niepokoiłem się, że mógłbym zapomnieć szczegółów opowieści stryja. Bałem się, że słowo mówiące o tym wszystkim może znowu trafić na obojętny odbiór. Ten rodzaj skrępowania czuli ludzie, którzy po powrocie z obozów nie mieli śmiałości opowiadać o tym, co przeżyli – bali się zawracać głowę słuchaczom. Zadaję sobie gwałt, podchodząc tak frontalnie do tematu Holocaustu. Świadomość, obrazy i wiedza, które mi przekazano, były i będą we mnie zawsze.
Praca nad książką i nad tym projektem niesie ze sobą paradoks: robię to wszystko, aby dać głos zmarłym świadkom, ich wizjom i ich przerażeniu, chcę reaktywować niezwykle bolesną przeszłość, ale dzięki temu chcę pójść do przodu w swojej własnej historii, chcę otworzyć przed sobą nowe perspektywy. Cieszę się z drogi, którą już odbyłem, żeby móc wyreżyserować spektakl na podstawie tej książki: zdobyłem się wreszcie na odwagę, by pojechać do Auschwitz i do Siedlec. Potrafiłem wrócić w okolice Treblinki i szukać tam śladów swoich przodków z nadzieją, że trafię na jakiś ślad istnienia, na znak obecności. Ale w Polsce nic z tego nie zostało. Mimo wszystko siedemdziesiąt lat od wygnania, od ucieczki, jestem tu, pracuję w Warszawie, z Mirosławem Bałką, jednym z największych polskich artystów, odbywam próby w teatrze TR w Warszawie, mam przedstawienia w Teatrze Polskim, spotykam ważnych ludzi. To cud. Jestem w Warszawie, jestem żywy i tworzę. Otwierają się przede mną nowe horyzonty.

 

KOPCIŃSKI Dziękuję Panu za spektakl o Janie Karskim i naszą rozmowę.
 

tłum. Agata Kozak