3/2013

W pułapce rewolucji

Terzopoulos podczas premiery Mauzera zgromadził na widowni najważniejsze postaci życia politycznego ostatnich dekad, które przyjęły rolę milczącego tłumu obserwującego sąd nad bohaterami rewolucji.

Obrazek ilustrujący tekst W pułapce rewolucji

Zbigniew Warzyński

I Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Świat miejscem prawdy”, który miał miejsce cztery lata temu, a do życia powołany został z okazji obchodów Roku Grotowskiego, był niemałym sukcesem. Impreza przyciągnęła do Wrocławia rzesze widzów z całego świata – gdzie indziej wszak można by było spotkać się naraz z teatrem Barby, Brooka, Schechnera, Suzukiego, Terzopoulosa, Warlikowskiego i Lupy, a nawet z samymi twórcami współuczestniczącymi w wydarzeniu ramię w ramię z widownią? Owo współuczestnictwo pogłębiła dodatkowo nagła wiadomość o śmierci Piny Bausch, która spadła na festiwalowych gości w dniu próby generalnej przed pokazami jej spektaklu Nefés. Idee przyświecające patronowi roku 2009 i organizującemu festiwal Instytutowi wydawały się wówczas w szczególny sposób żywe, a scheda po Grotowskim, choćby w postaci licznych niezależnych grup prezentowanych w nurcie off – bogata.
Druga edycja była już inna, struktura imprezy została w odważny sposób przeformułowana: z intensywnego, wypełnionego pokazami, dwutygodniowego programu przerodziła się w trwający kilka miesięcy projekt, w ramach którego warsztatowe prace rezydujących we Wrocławiu twórców miały doprowadzić do czterech premier. Format work in progress, choć może zaskakujący w organizacji wydarzenia nazywanego festiwalem, jest z ducha ściśle z Grotowskim powiązany i budzi podobne wątpliwości jak jego prace po odejściu od teatru. Z jednej strony wydaje się pociągające, że program dynamicznie się zmieniał, na bieżąco poszerzany o kolejne grupy (już w trakcie dołączyła np. Compagnia Sineglossa), z drugiej – było to niemałe wyzwanie organizacyjne; pewnym elementem okazały się w gruncie rzeczy tylko panele i spotkania z autorami, część artystyczna nieraz do ostatniej chwili pozostawała niewiadomą.
O problemach, jakich przysporzyła nowa formuła organizatorom i widzom, pisał w styczniowym „Teatrze” Mirosław Kocur, relacjonując przebieg współpracy z Anatolijem Wasiliewem. I mnie zwierzali się z tych trudności pracownicy Instytutu, z tym większą wdzięcznością przyjmując metodę, na jaką zdecydował się przy pracy nad otwierającym główny nurt festiwalu projektem Theodoros Terzopoulos. Grek postawił bowiem na charakterystyczną dla jego ostatnich realizacji prostotę. Można się było zresztą tego spodziewać, wrocławska premiera Mauzera na podstawie dramatu Heinera Müllera jest bowiem drugą wersją spektaklu, po oryginalnej, wystawionej w 2009 roku w macierzystym dla Terzopoulosa Teatrze Attis. Sądząc po dokumentacji fotograficznej wersji pierwotnej, jeśli zaszły jakieś zmiany w inscenizacji, były najwyżej kosmetyczne.
Przestrzeń gry zorganizowana została na osi podłużnej konstrukcji, podestu, wzdłuż którego po dwóch stronach, jak przy stole, zasiada równo czterdziestu widzów, stając się – za Müllerem – dworem-chórem świadkującym procesowi. Na przeciwległych szczytach stołu urzędują członkowie trybunału. Blat stołu okazuje się dybami, w których uwięzieni są trzej oskarżeni:, A, B i (to ingerencja Terzopoulosa) C. Każdy z nich przybiera inną postawę wobec rewolucji, w której brali udział. Wszyscy wiernie jej służyli, ale jeden stał się nieczułą maszyną do zabijania, inny – litował się nad ofiarami. A rewolucja, sama jej oksymoroniczna idea, nie może wszak wybaczyć ani oznak słabości, ani bezwzględności.
Instalacja sceniczna Greka, nazywana przez niego łukiem historii, zakłada trzy poziomy upodlenia podsądnych. Proces zaczyna się, kiedy więźniowie stoją wyprostowani, gdzieś w jej trzewiach; ukazują się tylko głowy, wynurzające się na powierzchnię przez otwory w pokrywie blatu. Później znikają w głębi, blat rozłamuje się na pół i zapada, odsłaniając identyczną sytuację, tylko znacznie niżej – ukryte pod nową przesłoną ciała aktorów przyciśnięte są do ziemi, co utrudnia mówienie, ale głowy muszą pozostać wyprostowane. Wreszcie i te dyby się otwierają, żeby ujawnić byle jakie koryto, głęboką studnię, w której tarzają się złamani już przez proces oskarżeni. Widzowie, żeby zobaczyć ich działania, muszą nachylić się nad otworem, unieść z miejsc, oprzeć o brzeg konstrukcji, jakby obserwowali dzikie zwierzęta w klatce, jakby zaglądali ciekawie na wybieg.
W ten sposób stają się współwinni funkcjonowania samoniszczycielskiego procesu, jakim jest wojna i ruchy rewolucyjne. Ten prosty zabieg, zmuszający do zaprogramowanego uczestnictwa, jakby wyjęty z teatru alternatywnego, jest tutaj szczególnie trafny: bez niego niemożliwy byłby pełen odbiór ostatnich scen spektaklu, ale ulegając mu, widz stawia sam siebie w niezręcznej, wytrącającej z poczucia komfortu sytuacji. A trudno zachować do niej neutralny stosunek ze względu na dobór i wyszkolenie trzech młodych aktorów, uwięzionych wewnątrz Terzopoulosowskiej machiny historii. Z kalendarium projektu wynika, że pierwsze z przesłuchań do tych ról miało miejsce już we wrześniu 2010, reżyser przed trwającymi miesiąc we wrześniu 2012 próbami przeprowadził dodatkowe warsztaty. Efekt jest poruszający: więźniowie sprawiają wrażenie wychudzonych, mają głowy ostrzyżone przy samej skórze i szaleństwo w oczach, co wywołuje jednoznaczne skojarzenia. Wrażenie potęguje minimalna odległość, jaka dzieli ich, oświetlone pionowymi snopami światła, twarze od widzów – można zaobserwować każdą nabrzmiewającą na skroniach żyłę, każdą padającą na blat kroplę śliny. Już to jest brutalne, ale najmocniej działa ich niezmienne, niewidzące spojrzenie. Wszyscy trzej mają nieustannie, do bólu wytrzeszczone oczy, niemal nie mrugają. Początkowo wydają się śmiertelnie przerażeni, ale nienaturalne trwanie tego napięcia mięśni, zmieniające ich twarze w maski, każe zastanowić się nad ich obłędem, żeby wreszcie odnaleźć w nich wyraz bezbrzeżnego zdumienia okolicznościami, w jakich się znaleźli. W ich ustach kanciasto wypowiadany tekst, poświęcony przecież rewolucji bolszewickiej, brzmi wiarygodnie i przerażająco aktualnie.
Tym bardziej że Terzopoulos wykazał się dużą wrażliwością na polskie doświadczenia z ruchami rewolucyjnymi. Świadczy o tym druga widownia, pod czujnym spojrzeniem której znajduje się cała sceniczna instalacja i akcja Mauzera. Na przewyżce, wybudowanej tam, gdzie należałoby się spodziewać teatralnych siedzisk, umieszczono kilka rzędów fotograficznych portretów imitujących rozmieszczenie widzów. Wśród zaproszonych przez reżysera do milczącego udziału w procesie znajdują się ułani, zapewne pamiętający cud nad Wisłą, Janusz Korczak i więźniowie Auschwitz, wykorzeniani podczas akcji przesiedleńczych chłopi, którym towarzyszą przeniesieni z wersji ateńskiej spektaklu bojownicy ruchu oporu w greckiej wojnie domowej, a w końcu bohaterowie i antybohaterowie bezkrwawej rewolucji sprzed prawie trzech dekad, niektórzy aktywni do dziś – wspomniani na początku Michnik, Urban, Wałęsa, Mazowiecki, Kuroń, Jan Paweł II. Wspierają ich ludzie kultury: Miłosz, Waldorff, Wajda, nawet ponad dawnymi podziałami spotkali się tam Kantor i Grotowski. Właśnie – ponad podziałami, chciałoby się szukać w ich obecności instancji odwoławczej, wstawić się za sądzonymi, ale wobec bezrozumnej brutalności, którą skutkuje każda rewolucja, pozostają niemi i nieruchomi, jakby przyzwalający na to, że rozwój wymaga ofiar. W kontraście do agresywnie uruchomionej, choć ascetycznie pokazywanej, fizyczności na scenie, w odniesieniu do litery tekstu Müllera czy nawet w okolicznościach znanych z telewizyjnych dzienników, ich milczenie wybrzmiewa wyjątkowo mocno.
Mam wrażenie, że estetyka, wypracowana przez greckiego reżysera, sprawdza się znacznie lepiej w realizacjach dramatów współczesnych niż antycznych tragedii. Terzopoulos zbudował swoją teatralną wrażliwość na antyku, w charakterystyczny więc sposób nabudowuje moc wyrazu konfliktów tragicznych na każdym analizowanym tekście. Müllerowi to służy, wzmaga intensywność jego pisarstwa, koresponduje z jego myśleniem o teatrze (można prześledzić to dzięki wydanej przez Instytut Grotowskiego przy okazji premiery książce W labiryncie. Theodoros Terzopoulos spotyka Heinera Müllera) – w przypadku oryginalnych tragedii paradoksalnie pozostawia niedosyt. Spektakl jest więc znacznie lepszą propozycją niż prezentowany w pierwszej edycji festiwalu Ajaks. Szaleństwo. Nie dziwi, że Mauzer, po zakończeniu festiwalu, trafił do repertuaru Studia Na Grobli.
Terzopoulos pokazał – w spektaklu literalnie, natomiast w sposobie pracy na zasadzie zaprzeczenia – że rewolucja pożera własne dzieci. Nie jest to co prawda żadne odkrycie, ale organizatorom festiwalu „Świat miejscem prawdy” może dać do myślenia – z niepokojem czekam na kolejną jego edycję. Czy znowu szykują się jakieś rewolucyjne zmiany?

II Międzynarodowy Festiwal „Świat miejscem prawdy”
Mauzer wg dramatu Heinera Müllera
przekład: Małgorzata Sugiera i Mateusz Borowski
reżyseria: Theodoros Terzopoulos
polska prapremiera: 10 października 2012
Instytut Grotowskiego we Wrocławiu, Studio Na Grobli