3/2013

RoboThespian RT 3.0

Roboty są wyposażone w układ LED-owych lampek systemu RGB, dzięki czemu ich ciała mogą przybierać najróżniejsze kolory – opowiada Paweł Kolanowski, twórca Teatru Robotycznego, w rozmowie z Jackiem Kopcińskim.

Obrazek ilustrujący tekst RoboThespian RT 3.0

Centrum Nauki Kopernik

 

JACEK KOPCIŃSKI W Centrum Nauki Kopernik w Warszawie prowadzi Pan pierwszy w Polsce Teatr Robotyczny. Jak nazywa się Wasz android? Co to za maszyna?

PAWEŁ KOLANOWSKI W teatrze „występują” trzy humanoidalne roboty RoboThespian RT 3.0 z systemem operacyjnym IOServe Version 2.7. Te androidy są dziełem inżynierów i informatyków z angielskiej firmy Engineered Arts Ltd z Penryn w Kornwalii.
 

KOPCIŃSKI Jak się poruszają, co potrafią robić?
 

KOLANOWSKI Roboty są na stałe przyczepione do szyn w dziesięciometrowej scenie i wszystkie ruchy wykonują za pomocą sprężonego powietrza. Każdy z nich potrafi się przesuwać, obracać, kucać, kiwać i kręcić głową we wszystkie strony, gestykulować rękami i dłońmi, ruszać palcami (łącznie ok. 30 stopni swobody). Twarz androida wyposażona jest w dwa ekraniki LCD, na których można wyświetlać kilka rodzajów oczu łącznie z brwiami, dzięki czemu robot może mrugać i mrużyć oczy. Na piersiach mają wmontowane głośniczki „osobiste”.
 

KOPCIŃSKI Jakie spektakle zrealizował Pan z udziałem tych trzech maszyn?
 

KOLANOWSKI W tej chwili w teatrze pokazujemy na zmianę dwa przedstawienia. Pierwsze to dosyć wierna adaptacja opowiadania Stanisława Lema O królewiczu Ferrycym i królewnie Krystali, w którym perypetie zakochanego robota stają się pretekstem do pokazania w satyrycznym świetle dziejów ludzkości: od pojawienia się życia na Ziemi po erę zdobywców kosmosu. Groteska i humor mieszają się z poważną refleksją nad kondycją współczesnego człowieka. Ostatecznie jednak, jak to u Lema, przeważa ton dobrotliwej zadumy – zdystansowany i jak najdalszy od patosu, a osiągnięty w głównej mierze dzięki charakterystycznemu językowi, łączącemu archaiczny styl baśniowy z nowoczesną terminologią naukowo-techniczną.
 

KOPCIŃSKI Czy to spektakl dla dzieci?
 

KOLANOWSKI Raczej dla młodego odbiorcy, choć tak naprawdę dla wszystkich. Podobnie jest z drugim przedstawieniem, którego scenariusz został oparty na XIX-wiecznym opowiadaniu Edwina A. Abbotta Flatland: A Romance of Many Dimensions, którego bohater – Kwadrat z krainy płaszczaków – wyrusza w podróż do trzeciego wymiaru. To, co nam, trójwymiarowcom, wydaje się oczywiste, dla płaszczaka jest niewyobrażalne, niepojęte, tajemnicze i cudowne. Podobnie jak dla ludzi niewyobrażalne są przedmioty czterowymiarowe (choć matematycy potrafią opisywać przestrzeń dowolnowymiarową). Przedstawienie opowiada o takich wielowymiarowych światach.
 

KOPCIŃSKI Konfrontuje Pan na scenie roboty i ludzi?
 

KOLANOWSKI Oczywiście. W produkcji każdego spektaklu biorą udział żywe osoby, nie tylko zresztą aktorzy. O możliwości istnienia wielowymiarowych światów we Flatland przekonają się bohaterowie spektaklu, dwójka nastolatków: Tomek i Zosia, których zaskoczy niewytłumaczalny (jak by się wydawało) problem „znikniętego” kapelusza. Tytułowa tajemnica będzie początkiem podróży po światach różnych wymiarów, w którą zabierze dzieci ich stryj Edwin – osoba łącząca cechy kompetentnego nauczyciela i mądrego, serdecznego przyjaciela. To typ mędrca, który jak Sokrates potrafi wyciągnąć od swych młodych rozmówców odpowiedzi na trudne pytania o naturę przestrzeni i istotę wymiarowości.

KOPCIŃSKI Czy wśród używanych przez Pana aparatów pojawia się też symulator głosów?
 

KOLANOWSKI Nie, nie symulujemy elektronicznie głosów – stosujemy dubbing. Mam głos Piotra Fronczewskiego, Mariana Opani, Wiktora Zborowskiego, Magdaleny Różczki, Tomasza Kozłowicza. Także twórcy animacji to mniej czy bardziej znani i honorowani na festiwalach animacji artyści – Szymon Felkel z Poznania (Lem) oraz Krzysztof Kokoryn i Wojciech Kliczka z Warszawy (Abbott).
 

KOPCIŃSKI Technologia w Teatrze Robotycznym służy przede wszystkim wyjaśnianiu fizycznych zagadek świata. Tworzy Pan teatr edukacyjny?
 

KOLANOWSKI Tak, np. wykład Edwina jest ilustrowany filmami animowanymi wyjaśniającymi geometryczne problemy i zawiłości. To, co Abbott mógł uzyskać za pomocą prostych rysunków, tu zostaje o wiele skuteczniej osiągnięte dzięki animacji, która jest znakomitym środkiem do generowania modeli obiektów różnowymiarowych i relacji przestrzennych między nimi. Choć oczywiście dużo lepsza byłaby technika holograficzna, umożliwiająca animację trójwymiarową.
 

KOPCIŃSKI Widzę, że jest Pan całkowicie pochłonięty możliwościami współczesnej technologii. Jak zamierza ją Pan dalej wykorzystywać?
 

KOLANOWSKI W tej chwili trwają przygotowania do dwóch nowych przedstawień. Sztuka dla najmłodszych oparta jest na mało znanej baśni Hansa Christiana Andersena Ojciec wie najlepiej. Tekst adaptacji oparłem na najnowszym tłumaczeniu Bogusławy Sochańskiej o tym właśnie tytule, a inspiracją było wykonanie tego opowiadanka przez Jerzego Stuhra na płycie CD wydanej przez Media Rodzinę. Jest to ciepła, choć niepozbawiona specyficznego humoru, opowieść o biednym chłopie, który idzie na jarmark, żeby sprzedać konia (lub „zamienić na coś lepszego”, jak go poinstruowała żona). A jak już zaczyna zamieniać – konia na krowę, krowę na owcę – to ostatecznie zostaje z workiem zgniłych jabłek. Jednak za każdym razem myśli tylko o swojej żonie i o tym, jak bardzo ją uszczęśliwi kolejna zamianą. Dosyć to proste i bezpretensjonalne, a jednocześnie głębokie i na wskroś humanistyczne. Żeby nie popaść w patos, główne role (czyli głosy) powierzyłem Krzysztofowi Kowalewskiemu i Marcie Lipińskiej, w sześć postaci wcielił się genialny Jarosław Boberek, a rolę Narratora-Andersena odegrał Marian Kociniak.
 

KOPCIŃSKI Czyli albo lekcja, albo baśń?
 

KOLANOWSKI Czasem i to, i to. Ostatni spektakl został napisany specjalnie dla naszego teatru przez Macieja Wojtyszkę. Jest to sztuka o tworzeniu, której bohaterami są trzy roboty – robot-poeta, robot-kompozytor i robot-piosenkarka. Muzykę skomponował i wykonał Krzysztof Knittel, partie solowe zagrali Mikołaj Trzaska (saksofon altowy) i Michał Górczyński (klarnet basowy), dźwięk zrealizował Tadeusz Sudnik, a głosów użyczyli m.in. Cezary Żak, Anna Sroka, Grzegorz Małecki; reżyseruje Maciej Wojtyszko – tak że znowu wybitni artyści w swoich dziedzinach.
 

KOPCIŃSKI Jak pracuje się nad spektaklem z udziałem androidów?
 

KOLANOWSKI Jest kilka faz produkcji. Pierwsza to nagranie dialogów, muzyki i efektów dźwiękowych. Kolejna to stworzenie ścieżki audio, która stanie się podstawą dalszych prac – trzeba ustawić dialogi (pauzy, akcenty), fragmenty muzyczne i efekty synchroniczne. Kiedy układanka jest gotowa, do pracy przystępuje twórca animacji, choć wstępnego ustalenia liczby filmów i ich przybliżonych długości dokonuje się wcześniej (żeby stworzyć umowę), a teraz już wiadomo, ile każdy film ma trwać i co w konkretnych momentach powinno się wydarzyć (obraz koresponduje z akcją na scenie). W efekcie powstaje ścieżka audio-wideo i można zacząć programować roboty, czyli ruchy, gesty, kolory, oraz światła sceniczne.
 

KOPCIŃSKI Trwa to pewnie dosyć długo?
 

KOLANOWSKI Ponad rok. Niektóre rzeczy robi się równolegle (dialogi, efekty, muzyka), niektóre jednak po kolei, np. filmy kręci się dopiero po układance.
 

KOPCIŃSKI Jak Pan traktuje pracę z androidem? Czy jest to bardziej eksperyment technologiczny czy też poszukiwanie nowego języka teatru?
 

KOLANOWSKI Dla mnie to jest raczej nowoczesny teatr lalkowy (i w tym sensie jest to raczej eksperyment technologiczny). Roboty to w gruncie rzeczy kukiełki – czy raczej kukły, bo są duże (ok. 170 cm) – a praca przypomina nieco produkcję filmu animowanego i jest dosyć zrutynizowana. Na razie się uczymy i na eksperymenty stricte teatralne jest jeszcze za wcześnie. Kiedy opanujemy technologię programowania (bo to jest najtrudniejsze, ale i stanowi o specyfice naszego teatru), na pewno spróbujemy jakoś wyjść poza ten standard i bardziej wykorzystać możliwości i robotów, i teatru jako całości. Świetne jest to, że cokolwiek raz zaprogramujemy, może zostać wykorzystane później – do tworzenia nowych rzeczy – montaże, miksy, małe formy, łączone z czasem w większe całości, itd. Na razie jednak to pieśń przyszłości.
 

KOPCIŃSKI Jak reaguje publiczność?
 

KOLANOWSKI Bardzo różnie. Spektakl według Lema spotyka się z żywszym odbiorem i jest akceptowany w zasadzie przez widzów w każdym wieku. Tekst jest dostępny na różnych poziomach i każdy znajduje coś dla siebie – dzieci śledzą tradycyjną baśń o zakochanym rycerzu, uczniowie mają szansę wsłuchać się w wyrafinowany język. Sztuka matematyczna (jak ją nazywamy) ze względu na spory ładunek abstrakcyjnej wiedzy jest trudniejsza w odbiorze i nie wszyscy widzowie nadążają. Natomiast spektakl Macieja Wojtyszki zakłada udział publiczności – jest tak, jak w typowym teatrze dla dzieci (lalkowym czy aktorskim), gdzie aktorzy próbują wciągnąć publiczność do udziału w przedstawieniu. Tutaj oczywiście wszystkie dialogi są nagrane wcześniej i nie da się dostosować gry do reakcji widowni, jednak w kilku miejscach tekst daje możliwości wciągnięcia dzieci do wspólnej zabawy – zobaczymy, jak to się powiedzie...
 

KOPCIŃSKI Czy androidy zmienią teatr? Wietrzy Pan w jakąś rewolucję?
 

KOLANOWSKI Nie wydaje mi się, żeby to, co prezentujemy obecnie (i zaprezentujemy w najbliższej przyszłości), było jakąś rewolucją teatralną. Na razie tylko poznajemy ten specyficzny teatr – jego możliwości i ograniczenia, uczymy się też skomplikowanej technologii, na jakiej jest oparty. Może w przyszłości zaprezentujemy coś zupełnie oryginalnego, ale rewolucja należeć będzie do nowego pokolenia twórców, dla których ja przecieram dopiero szlaki.
 

KOPCIŃSKI Dziękuję Panu za rozmowę, proszę pozdrowić roboty.