4/2013

Nieobiektywny portret okresu transformacji

 

Obrazek ilustrujący tekst Nieobiektywny portret okresu transformacji

Jesienią ubiegłego roku, jakby na rozpoczęcie bieżącego sezonu teatralnego, ukazała się książka Elżbiety Baniewicz Dziwny czas. Szkice o teatrze z lat 2000–2012, na którą złożyły się wybrane eseje publikowane w „Twórczości”. To drugi zbiór tekstów Baniewicz o teatrze postpeerelowskim. Poprzedni, Lata tłuste czy chude, wydany w roku 2000, obejmował lata dziewięćdziesiąte XX wieku. Dzięki wytrwałości autorki, z samozaparciem śledzącej bieg teatralnych zdarzeń dwudziestu dwóch lat III Rzeczpospolitej, otrzymaliśmy nieobiektywny, lecz niezwykle interesujący portret sceny polskiej po przełomie ustrojowym 1989–1990 i bezpowrotnym, mam nadzieję, odejściu ideologicznej opresji komunistów.
Stałą rubrykę teatralną w „Twórczości” autorka przejęła po Marcie Fik, krytyku rozpatrującym sprawy teatralne w kontekście zjawisk społecznych i politycznych. I w swoich tekstach daje wyraz dziedzictwu tej postawy. Jak Jan Kott czy właśnie Marta Fik, Baniewicz swój fotel recenzenta ma ustawiony na placu publicznym, zawsze więc pytała i pyta dzisiaj, dla kogo i po co reżyserzy (czy inscenizatorzy) przygotowują spektakl, co chcą powiedzieć poprzez realizowane dzieło, na ile ich twórczość jest komentarzem do otaczającej nas codzienności. Jednocześnie bardzo skrupulatnie stara się zarejestrować przemiany w estetyce współczesnego teatru, odchodzenie od jednorodnych stylistycznych konwencji na rzecz różnego typu artystycznych „miksów” – i w dekoracjach, i w kostiumie, i w reżyserii. Bardzo starannie dobiera spektakle do swej rubryki. Bez pośpiechu właściwego recenzentom.
Miesięczny rytm wydawniczy literackiego czasopisma sprzyja owej „niespieszności”; sprzyja gruntownej analizie obejrzanego tekstu, osadzeniu go w literackiej i kulturowej tradycji oraz zaakcentowaniu w tzw. produkcji (czyli – w spektaklu) wszystkich istotnych jego elementów: sensów wygenerowanych przez reżysera, aktorstwa, oprawy plastycznej i muzycznej. Bo teksty te właściwie są esejami powstającymi „przy okazji” omawiania obejrzanych spektakli. Pisane z poczuciem obywatelskiej troski o zachowanie kultury wysokiej, nie tyle jako obowiązującej, ale istotnej jako punkt odniesienia wszelkich artystycznych wartości. Momentami ma się wrażenie, że zawierają one wręcz dydaktyczne przesłanie: przeczytajcie, a się dowiecie.
Dwanaście lat XXI wieku zamkniętych zostało w czterdziestu czterech tekstach, za sprawą osiemdziesięciu czterech opisanych spektakli. Oczywiście, to tylko ułamek tego, co przez tych dwanaście lat na scenach polskich wykonano. Recenzje ułożone zostały chronologicznie, ale bardzo trafnie. Pierwsza, omawiająca telewizyjną realizację Republiki marzeń Rudolfa Zioły wg prozy Brunona Schulza opowiada o zdegradowanym świecie jednostki skazanej na zagładę. Ostatnia – poświęcona Opowieściom afrykańskim Krzysztofa Warlikowskiego wg scen z trzech dramatów Szekspira i fragmentów z utworów Coetzeego (et cons.) przedstawia świat wypreparowany z człowieczeństwa i de facto także na zagładę skazany. Czy koda ta powstała sama, czy też była zamierzona przez autorkę? Może do skonstruowania jej doszło za sprawą selekcji materiału, bo przecież książka nie obejmuje wszystkich tekstów napisanych przez Baniewicz w ciągu dwunastu lat. A może rzeczywiście w tym dwunastoleciu mieliśmy głównie do czynienia z przedstawieniami o różnych wariantach świata odchodzącego, czy to za sprawą śmierci artysty (jak w przypadku Jerzego Grzegorzewskiego), czy z racji zanegowania wszelkich wartości (jak to jest u Warlikowskiego), czy też z powodu zglajchszaltowania inteligencji, tej warstwy społeczeństwa, którą powszechnie uważa się za strażnika kultury wysokiej (stąd popularność dramatów Czechowa)?
A więc dziwny to był czas… Nieprzypadkowo książka Baniewicz została tak właśnie zatytułowana: Dziwny czas. A może nie tyle dziwny, co czas przejścia, transformacji, czas poszukiwań, często nieudanych, ale koniecznych z chwilą wyczerpania się zasobu tzw. środków artystycznego wyrazu. W zgromadzonych tekstach znajdujemy wszystkie bolączki właściwe współczesnemu teatrowi, przynajmniej polskiemu – brak wyczucia formy, fatalna dykcja, nieumiarkowanie w reżyserskich pomysłach, co sprawia, że finałów w spektaklu zawsze jest kilka, a samozachwyt artystów wobec własnych pomysłów sprzyja tylko nieuzasadnionemu przedłużaniu przedstawień, posługiwanie się, częstokroć bezsensowne, kalkami z realizacji powstałych „za miedzą”, w innym świecie kulturowym (głównie niemieckim). Tę wyliczankę można przedłużać bez końca i na każdy jej człon znaleźć przykłady w omawianym zbiorze.
„Chyba żadna dziedzina życia nie rozpadła się w ciągu ostatnich dwunastu lat tak dotkliwie jak kultura. Choć na pewno mniej spektakularnie niż zakłady przemysłowe różnych branż, tam przynajmniej pracownicy wychodzą na ulicę, co pokazuje telewizja. A wiadomo, czego nie ma w telewizji, nie ma wcale. W kulturze proces degradacji odbywa się spokojnie, kulturalnie, z bukietem w ręku […]. Jak mało kto Grzegorzewski mówi w swych spektaklach tak dobitnie o upadku kultury. O roli artysty nie jako sumienia narodu, wieszcza, wybrańca Bogów, nauczyciela maluczkich, tylko artysty, który więcej widzi, bo więcej wie, lepiej potrafi wyrazić to, co czuje i to, o czym myśli”. Artysta Grzegorzewski to dla Baniewicz jakby wzorzec z Sèvres. Jego spektakle oceniane są najwyżej. W opisach dominują superlatywy. Omawiając trzy realizacje z sezonu 2001/2002, autorka stwierdza wręcz, że teatr Grzegorzewskiego „był dla mnie punktem na skali artystycznych osiągnięć, zjawiskiem osobnym, rzadkim, prawdziwie twórczym. Obecnie plasuje się on jeszcze wyżej niż poprzednio; znacznie mu ubyło konkurentów”.
Przywołane w zbiorze spektakle dobitnie potwierdzają to stwierdzenie. Grzegorzewski jest wartością osobną, którą Baniewicz usiłuje opisać jak najpełniej, wydobyć wszelkie podskórne sensy czy to z Duszyczki, czy ze Snu nocy letniej, czy z Nie-Boskiej. Grzegorzewski to także najbardziej wytrwały realizator dramatów romantycznych i Wyspiańskiego. Ich atrakcyjność dla teatru odkrywa na nowo, nie tyle dzięki podnoszonej sprawie narodowej, ile uwypukleniu ich warstwy poetyckiej. W tym celu tworzy adekwatne dla owej poetyckości metafory plastyczne, które nadają kreowanemu światu walor tajemniczości i wieloznaczności. Poszczególne przedstawienia Grzegorzewskiego traktuje Baniewicz jak kolejne rozdziały jego twórczości, wzajemnie oświetlające zawarte w niej sensy, dla odkrycia których należy zagłębić się w świecie stylistycznych figur przywoływanych przez artystę (a jest to właściwie stały krąg obrazów, lektur czy filmów).
Z prawdziwą przyjemnością czyta się fragmenty analizujące twórcze dokonania Grzegorzewskiego, wysupłujące wszelkie sensy zawarte w konstrukcjach świata przedstawionego realizowanych dramatów, w aranżacjach ich strony plastycznej, jak ma to miejsce choćby przy omawianiu Nie-Boskiej komedii Krasińskiego.
Na szczególną uwagę zasługuje też dokonany przez autorkę „rozbiór” ostatniego przedstawienia Jerzego Jarockiego w Teatrze Narodowym (Sprawa według Samuela Zborowskiego Słowackiego). Wydaje się, że wysiłek reżysera włożony w odczytanie utworu Słowackiego poprzez problemy nurtujące współczesne życie polityczne Polaków spotyka się z równie heroicznym trudem recenzentki, aby zamierzenie inscenizatora klarownie przedstawić czytelnikowi, zachęcając go tym samym do obejrzenia spektaklu.
Hołdując przekonaniu, że „teatr wyrasta z teatru jak literatura z literatury, a malarstwo z malarstwa. Tu nie ma prawdy życia, jest tylko prawda sztuki. […] Siłą teatru jest sztuczność, a nie naturalność, kłamstwo, nie prawda”, Baniewicz docenia wszelkie propozycje, w których świat przedstawiony spektaklu budowany jest w sposób nowatorski, ale jednocześnie jest silnie osadzony w tzw. strukturze głębokiej tekstu. Można tu jako przykład przywołać recenzję Makbeta wyreżyserowanego przez Maję Kleczewską czy trzech przedstawień Krystiana Lupy (Factory 2 i dwie odsłony Persony, zwłaszcza część pierwsza o Marilyn Monroe). Nie mówiąc o pełnym akceptacji omówieniu spektakli Hermanisa czy Marthalera.
Autorka odrzuca natomiast wszelkie pozorne objawy nowatorstwa przepełnionego chwytami komercjalnymi rodem z kultury popularnej. Nie cieszy się jej sympatią ani Jan Klata, ani tandem Monika Strzępka – Paweł Demirski. Inscenizatorów tych uważa wręcz za hochsztaplerów teatralnych, wykorzystujących popkulturowe chwyty do uatrakcyjniania przekazu, w którym próżno szukać jakiegokolwiek sensu. Proponowany przez młode pokolenie reżyserów teatr zaangażowany, kontestujący otaczającą rzeczywistość, demaskujący zakłamanie kulturowe i społeczne Polaków, nie znajduje uznania u recenzentki, przeświadczonej przecie, że teatr publiczny, utrzymywany za państwowe pieniądze, winien wypełniać przeznaczoną mu rolę społeczną – ale poważnie, wychodząc od wartości właściwych kulturze wysokiej.
Na koniec parę słów natury ogólnej. Otóż w dawnych czasach niecnego PRL-u, nostalgicznie wspominanych w przeróżnych mediach, co jakiś czas ukazywały się zbiory recenzji teatralnych wybitnych krytyków, dzięki którym przekaz o najbardziej ulotnej ze sztuk mógł dotrzeć do interesujących się teatrem pokoleń następnych. Od dobrych dziesięciu lat nie ukazało się żadne tego typu wydawnictwo. Książka Elżbiety Baniewicz stała się chwalebnym wyjątkiem. Oby oznaczała powrót do zaniechanych praktyk.

AUTOR / Elżbieta Baniewicz
TYTUŁ / Dziwny czas. Szkice o teatrze z lat 2000–2012
WYDAWCA / Instytut Książki
MIEJSCE I ROK / Kraków 2012