4/2013
Krzysztof Rutkowski

Zuzanna Waś

Pasaż policyjny

1.

Nie pierwszy raz napadli na mnie policjanci w Warszawie, w roku 2013. I coraz silniej czuję w sercu i w wątpiach, że chociaż rocznica wywalczenia(?), uzgodnienia(?), uzyskania(?) niepodległości przez Najjaśniejszą Rzeczpospolitą bliższa już ćwierćwiecza niż dwudziestolecia, to jednak… Im niepodległość, wolność, swoboda dłużej wsiąkają do ogroda, tym bardziej szare się stają, nie złote.

2.

Opowiem wam, jak to było. Piątkowy wieczór, wczesny. Krakowskie Przedmieście. Przede mną wieża Świętej Anny, za mną kebab, bigos, piwo i flaki. Stoję w pobliżu przystanku autobusowego. Z boku – kolumna Zygmunta.
Zapalam papierosa. Podchodzi chłopak, sympatyczny, uśmiechnięty, prosi o. Częstuję, on zapala, stoimy, milczymy, do przystanku rzut kamieniem.
Nadciąga dwóch młodzianów w mundurach, w kamizelkach odblaskowych o barwie szałwiowych wymiocin, z pałkami, rewolwerami i radiotelefonami w łapach. Młodzianie nagrzani władzą, jakby z pieca wyszli, gęby rumiane, mazowieckie, swojskie, niepodległe, narodowe, polskie, zębiska im wystają jak grzebień czarownicy, oczka chytre i mocą świecące.
– Starszy aspirant aspirujący Ch. – powiada pierwszy młodzian, a drugi jeszcze wyżej zębiska szczerzy. – Panowie popełnili wykroczenie, palenie tytoniu na przystanku zakazane, dowodziki, spiszemy, sprawdzimy, pod mur prosimy.

3.

Na nic protestowanie, że do przystanku rzut kamieniem, że dymek nikomu nie przeszkadza, bo pusto itd… Poczułem ten sam ucisk i spokój, i napięcie mięśni jak wtedy. Kiedy trwała wojna polsko-jaruzelska i zomowiec, ubek lub milicjant mógł mnie zamknąć, zakatować albo nawet zabić. Pod murem na Krakowskim Przedmieściu stawałem onego czasu często. Pamiętam tamte gęby – podobnie były: mazowieckie, rumiane i zębiskami lśniące. Gęby starszego aspiranta Ch. i jego kolesia jeszcze wtedy na świecie nie było, a o tym, co się nie przed wiekami przecież na Krakowskim działo, to ani starszy aspirant Ch., ani jego kumpel z patrolu nie słyszał i pewno nigdy nie usłyszy.

4.

Stanąłem pod murem, chłopak też stanął i zaczęło się spisywanie. Chłopak mówił z cudownym zaśpiewem. Uchodźca z Białorusi, z Lidy. – Kiedyś polskie miasto – dorzucił. Adres? Nie zna, Dębak chyba, tyle może powiedzieć, tam obóz dla uchodźców politycznych. O azyl polityczny w Polsce niepodległej poprosił, w Lidzie przy ulicy Komsomolców mieszkał i to ostatni adres jego. Nazwisko rodowe matki: Billewiczówna, ojciec – z Mickiewiczów.
Mnie młodzianie wypytują.
– Urodzony?
– Najwyraźniej.
– Gdzie?
– W Warszawie.
– Adres?
Podałem paryski. Trudności.
– Uchodźca jestem. Wolnej Polski szukam.
Młodzianom zniknęły zęby za zagrodą warg.

5.

Stoimy pod murem. Spokój i napięcie w mięśniach. Mogę prysnąć ku kolumnie. Wystarczająco szeroki korytarz. Miodowa blisko, Kozia mnie przytuli, jak wtedy. Co prawda na placu Zamkowym łyskają dwie inne kamizelki z szałwiowych wymiocin, ale zdążę.
Starszy aspirant Ch. nadaje do radiotelefonu, że zatrzymał cudzoziemców: M. i R., na wykroczeniu. Cudzoziemcy bez ważnych dokumentów tożsamości, dane do radiotelefonu sylabizuje, weryfikacji żąda. Radiotelefon, charczy, że od ch… dziś zatrzymanych, sprawdzać nie nadążają, komputer się w ch… zawiesił.
Młodziany fason starają się trzymać, chłopak milczy, ja milczę, o pryskaniu już nie myślę, bo co by się stało ze stojącym pod murem synem Billewiczówny i Mickiewicza, wędrowne żurawie na kolumnie nie usiądą, a nawet gdyby usiadły, to mu nie pomogą. Młodziany zaciągną chłopaka na komisariat, na Jezuicką, nie daj Boże, do suki wsadzą i…

6.

– Weryfikować musimy, procedura taka – zęby starszego aspiranta Ch. wychynęły z zagrody ponownie. – Na pouczeniu dziś się skończy, ale następnym razem…
Kamizelki odeszły z charkotem podobnym skrzekowi zagłuszaczek, kryjących onego czasu program Radia Wolna Europa. Wyciągnąłem paczkę papierosów. Poczęstowałem chłopaka. Zapaliliśmy.
– Procedura taka – powiedział syn Billewiczówny i Mickiewiczów z uśmiechem nadziei, mimo wszystko. Też się uśmiechnąłem, chociaż zdało mi się, że nad kolumną przeleciał ptak: nie żuraw, lecz wrona.

pisarz, dziennikarz i tłumacz, profesor UW. Autor książek: Paryskie pasaże (1994 i 1995), Raptularz końca wieku (1997), Wokulski w Paryżu (2010).