4/2013

Mutujące rytuały

Mitologie Pawła Świątka koncentrują się wokół medialnego przekazu pogrzebu Jana Pawła II. Dwa dni po premierze spektakl nabrał nowych znaczeń: abdykował Benedykt XVI.

Obrazek ilustrujący tekst Mutujące rytuały

Natalia Kabanow

Choć Paweł Świątek nie ukończył jeszcze studiów w krakowskiej PWST, to po Pawiu królowej w Starym Teatrze został przez część środowiska teatralnego namaszczony na młodego-zdolnego. Mitologie to kolejny spektakl, który oparł na tekście niescenicznym – słynnej książce Rolanda Barthes’a. Wcześniej, w dyplomowym Healter Skelter nawiązał do 44 listów z płynnej nowoczesności Zygmunta Baumana. Wybór inspiracji potwierdza, że utalentowanego ucznia Mikołaja Grabowskiego i Krystiana Lupy interesują przeobrażenia kulturowe.
Podejmując pracę na Świebodzkim, Świątek zastanawiał się, jaką kwestią francuski kulturoznawca zająłby się w bonusowym rozdziale wydanej w 1957 roku książki – gdyby żył. Łącznikiem między Mitologiami Barthes’a i przedstawieniem młodego reżysera jest pierwsza odsłona tekstu napisanego przez dramaturga Tomasza Jękota. Jeden z konferansjerów widowiska, Michał (Michał Chorosiński), w sekwencji przypominającej program popularno-naukowy TVP „Sonda”, dyskutuje ze swoim partnerem Adamem (Adam Szczyszczaj), analizując temat masowych rozrywek, w tym walk wrestlingowych, urządzanych potajemnie na przedmieściach dużych miast.
Chorosiński i Szczyszczaj są wystylizowani na prezenterów współczesnej telewizji. Rzucają się w oczy nienaturalne gesty: złożone w wyszukany sposób dłonie – owa sztuczna mowa ciała, wyćwiczona na warsztatach z komunikacji społecznej, która ma zwiększyć zaufanie widzów. Jednak nie da się ukryć, że wywód dowodzący, iż walki wrestlerów mają takie znaczenie społeczne jak grecka tragedia, robi wrażenie kpiny z pseudonaukowych teorii. Pachnie medialną papką dla ubogich. Warto ten ironiczny ton rozszerzyć na pozostałe obrazy przedstawienia. Znakomity tekst Tomasza Jękota stał się kluczem do zrozumienia absurdów, które nie powinny funkcjonować pod nazwą „Mitologie”, lecz „Patologie”.
W centrum spektaklu o negatywnych transformacjach cywilizacyjnych znalazła się cedrowa trumna z symbolami krzyża i Maryi. Dokładnie taka sama, w jakiej spoczął Jan Paweł II. Wyeksponowana pośród sztucznych kwiatów, wzięta w nawias przez czworokąt modowego wybiegu (zaprojektowanego przez Marcina Chlandę), który – zwieńczony u góry i po bokach połyskliwą, plastikową ramą – robi wrażenie świeckiego quasi-ołtarza. Na tak zbudowanej scenie autorzy spektaklu prowadzą nas ze świata tradycyjnych religijnych rytuałów i wartości w sferę współczesnego kultu piękna i ciała, które objawiają się w laickiej celebrze pokazu mody. Wydawać by się mogło, że punktem wspólnym obu tych rzeczywistości może być pogrzeb, ostatnia bodaj uroczystość, gdzie przecina się sacrum i profanum. Ale szybko widać, jak na matematycznym rysunku, że nie stanowią one zbiorów o punktach wspólnych. Wydarzeniem granicznym, zaświadczającym o rozziewie, jest wzięty pod lupę pogrzeb polskiego papieża. W Rzymie zgromadził przed telebimami pięć milionów widzów. We mszy na placu Świętego Piotra wzięło udział trzysta tysięcy uczestników, w tym głowy państw – królowie, prezydenci, premierzy. W czasie transmisji z Watykanu frekwencja przed telewizorami była większa niż podczas pożegnania Lady Diany, pogrzebu Versacego w Mediolanie, czy innych pochówków dyktatorów mody – Saint Laurenta czy Alexandra McQueena. A jednak coś się skończyło.
Aktorki i modelki w Teatrze Polskim krążą wokół trumny w pięknych kostiumach, z twarzami przysłoniętymi czarnymi okularami. Oczywiście, Świątka i Jękota zaintrygowała najbardziej w telewizyjnym przekazie z 2008 roku niesamowita dramaturgia zdarzenia. Tak doskonała, jakby została zainscenizowana przez scenarzystów z Hollywood. Chodzi rzecz jasna o pamiętną scenę, gdy wiatr zamknął księgę Ewangelii złożoną na papieskiej trumnie. W tekście Jękota pojawia się nawet prowokacyjne domniemanie, że doszło do mistyfikacji: de facto pogoda była w dniu pochówku papieża deszczowa, dlatego rzecz nakręcono przy sztucznym oświetleniu, zamiast prezydentów i premierów zapraszając tłum ekskluzywnych statystów. W ten sposób Jękot ujawnia skrywaną przez media podwójność dzisiejszej rzeczywistości. Publikatory pokazywały obraz z Watykanu, zrobiły z niego hit, pominęły jednak fakt, że pełna symboliki sekwencja nijak się ma do dzisiejszego życia. Bo tak naprawdę tylko część widzów obchodził religijny aspekt pogrzebu. Dla reszty najważniejszy stał się piękny obrazek. Nim zachwyciły się miliony ludzi, niedbających na co dzień o moralność, żyjących w konflikcie z dekalogiem, w świecie absolutnie zlaicyzowanym – na ich życzenie.
Koronnym dowodem na istnienie takiej rzeczywistości jest rekonstrukcja monologu modelki granej znakomicie, transowo przez Małgorzatę Gorol. Niemal obnażona, w sukience mini, pręży się w pozach bogini wybiegu i zastyga co chwilę pod wpływem oślepiającego flesza. Mówi o chęci udziału w białym marszu i przeżywanym dramatycznie odejściu Karola Wojtyły. Tymczasem oddała się w całości sesji do erotycznego kalendarza Pirelli. Nie może, nawet gdyby naprawdę chciała, odejść na bok, pomodlić się, wypłakać lub pogrążyć w żałobie. Dramaturgia medialnego świata jest taka, że liczy się mocne, lecz w sumie bez znaczenia, wyznanie. I dalej trzeba produkować puste piękno z okładek kolorowych magazynów. Na tej samej zasadzie, hitem telewizyjnym były relacje z mszy przyjaźni, skłóconych od dawna kibiców Wisły i Cracovii. Jak się okazało – kolejny pusty gest, z którego nic nie pozostało, wypunktowany przez Świątka.
Celny jest inny chwyt Tomasza Jękota. Koncentrując się na temacie papieskiego pogrzebu, dramaturg tworzy metaforę odejścia świata dawnych chrześcijańskich rytuałów opartą na transformacji zakonnic w modelki. W cywilizacji chrześcijańskiej kobiety wyrzekały się pokus ciała i świeckiego życia, by służyć Chrystusowi. Dziś idą na służbę papieży mody – wyrzekają się życia prywatnego, przyjmując wyzwania ostrej diety w modowym zakonie, by stać się ikonami nowej religii: piękna. Niezwykle mocna jest scena, gdy zremiksowana ścieżka dźwiękowa z mszy żałobnej w Watykanie, pulsująca skretchami, poddana rytmicznej obróbce, ilustruje marsz żałobnic, które pod wpływem nowoczesnej muzyki, piękna kostiumów, makijaży i fryzur – zamieniają się w bóstwa mody. Pogrzeb przeistacza się na oczach widzów w rewię życia. Mutuje absurdalnie w stronę laickich rytuałów, podszytych hedonizmem i seksualnością. Narratorzy Adam i Michał wspominają, że kiedyś ciało zakonnic skryte było za mało efektywnymi kostiumami. Dziś kostiumy znalazły się w centrum zainteresowania, zastępując duchowość i refleksję. Człowiek jest tylko nieznaczącym dodatkiem do swojego wizerunku.
Intensywna jest warstwa choreograficzna spektaklu. O przygotowanie ruchu modelek zadbała Magdalena Lewicka. Uderzają wystawnością i pięknem kostiumy Julii Kornackiej, poczynając od spowitej czernią Maryi przy trumnie, a kończąc na kreacji eksponującej biust modelki Ewy (Ewy Skibińskiej). Zmysłowe jest też opracowanie muzyczne z finałowym motywem Boring grupy The Pierces, przygotowane przez Marcina Juraszka.
Lekkie rozczarowanie spektakl przynosi w kategorii tradycyjnie pojmowanej teatralności. Poza monologami kobiet dominuje dyskurs nieprzełożony na sceniczne obrazy. Wydaje się, że opowiadanie o dzisiejszym świecie poprzez dialog Adama i Michała jest pójściem na skróty. De facto urwaniem pracy reżyserskiej na samym wstępie, gdy mogła iść dalej. Przypomina się wystawiany na tej samej wrocławskiej scenie Utwór o Matce i Ojczyźnie Jana Klaty, który stworzył kameralne, ale imponujące widowisko. Myślę, że tekst Jękota, który kontynuuje tropy scenicznych poematów Tadeusza Różewicza, dzięki refleksji Pawła Świątka, również mógłby nabrać błysku innego niż glamour – błysku intelektualnego widowiska. Pisząc o niedosycie, trzeba dodać, że Świątek poradził sobie z pokazywaniem multimedialnego i wirtualnego świata bez popadania w tautologie: nie użył banalizujących się telebimów, ekranów, komputerów, komórek. Wolał sportretować ich aurę – chwilowość, miałkość, ulotność.
Teraz spektakl zacznie żyć swoim życiem. Tym bardziej, że temat wyzyskanej medialnie śmierci oraz odchodzenia Jana Pawła II na tle laickiej rewii mody, jaka rozlała się na codzienność, powrócił wraz z abdykacją Benedykta XVI.

Teatr Polski we Wrocławiu
Mitologie Rolanda Barthes’a
tłumaczenie Adam Dziadek
adaptacja i dramaturgia Tomasz Jękot
reżyseria Paweł Świątek
scenografia i światła Marcin Chlanda
kostiumy Julia Kornacka
opracowanie muzyczne Marcin Juraszek
ruch sceniczny Magdalena Lewicka
prapremiera polska 9 lutego 2013