4/2013
Rafał Węgrzyniak

Jacek Labijak

Jodenbuurt

Jerzego Stempowskiego notatnik podróży do Holandii z roku 1962 czytałem co najmniej dwukrotnie w tomach Od Berdyczowa do Rzymu i Od Berdyczowa do Lafitów. Dopiero jednak w trakcie lektury Notatnika niespiesznego przechodnia – wydanego niedawno w całości przez córkę Zbigniewa Raszewskiego, Dorotę Szczerbę, we współpracy z Jerzym Timoszewiczem – uprzytomniłem sobie, że opisana przez Stempowskiego dzielnica żydowska Amsterdamu, Jodenbuurt, jest tą samą, którą w 1985 roku Jerzy Grzegorzewski ewokował w spektaklu Powolne ciemnienie malowideł.
Grzegorzewski w komentarzu do przedstawienia ujawnił, że wyobrażał sobie opartą na wątkach Pod wulkanem Malcolma Lowry’ego sztukę, której miejscem akcji byłaby „stara dzielnica Amsterdamu, niedawno zburzona”. „Opowiadano mi, że stała od wojny pusta, wyludniona – cały fragment miasta. Domy, ulice, książki, obrazy czekały na powrót zaginionych właścicieli. Musiał upłynąć czas, aby według prawa uznano, że zaginęli ostatecznie. Los mieszkańców tych domów był znany, spalono ich w krematoriach”. Odmiennie niż Grzegorzewski, Stempowski w Notatniku nie ukrywał etnicznej tożsamości ofiar ani oprawców. „Niemcy wyprowadzili mieszkańców na śmierć, potem zburzyli lub rozebrali ich domy. Od dwudziestu lat dzielnica ta stoi pusta, nietknięta, jak gdyby Żydzi mieli tu wrócić. Nieobecność ich jest tu wciąż przytomna, milcząca i krzycząca zarazem”.
Stempowskiego nie było w czasie wojny w Polsce, więc nic dziwnego, że w Amsterdamie wspominał „kolejno wszystkich żydowskich przyjaciół utraconych w czasie okupacji”. Lecz Grzegorzewski, który w Holandii był po raz pierwszy bodaj przy okazji wystawienia Ameryki Franza Kafki w 1982 roku, czyli w dwadzieścia lat po Stempowskim, wcześniej w rodzinnej Łodzi, Krakowie czy w Warszawie musiał natykać się na ślady zlikwidowanych gett, które w przeciwieństwie do amsterdamskiego nader szybko zostały zaludnione. Czasami jednak dopiero z oddalenia można z całą ostrością zobaczyć sprawy rozgrywające się niegdyś lub obecnie w Polsce. B., belgijska aktorka, która przygotowała spektakl oparty na prozie Brunona Schulza, zawiozła mnie niegdyś w piątkowy wieczór do dzielnicy żydowskiej w Antwerpii. Na wszystkich ulicach Jodenbuurt mężczyźni – od maleńkich chłopców do sędziwych starców – w tradycyjnych strojach do modlitwy, często chasydzkich, zmierzali w stronę synagog. Wtedy właśnie uświadomiłem sobie, jak wyglądały polskie miasta przed Zagładą i jak wielkie spustoszenia ona spowodowała.
Dla Stempowskiego Amsterdam stanowił „osobliwą mieszaninę Nalewek i Wenecji” za sprawą właśnie Jodenbuurt oraz „stojącej wody kanałów”. Z tych samych powodów, a także dzielnicy portowej Kolkje, w której, jak zauważył Stempowski, prostytutki „nie przechadzają się po ulicy, lecz uśmiechają do przechodniów z okien”, miasto to przypadło do gustu Grzegorzewskiemu; do tego stopnia, że się w nim zadomowił i przywoływał je w spektaklach, nie tylko w Powolnym ciemnieniu malowideł. W programie Czterech komedii równoległych, z których jedna była trawestacją Śmierci w Wenecji Thomasa Manna, umieścił swe zdjęcia z pobytu w Amsterdamie wraz ze Stanisławem Radwanem w roku 1993 w związku z przeniesieniem inscenizacji Wujaszka Wani. W opisie fotografii znalazła się jego uwaga: „Zamiast Wenecji”. Jeszcze bardziej zaskakująca asocjacja Grzegorzewskiego pojawiła się w La Bohème. Widmo malarza z Wesela, grane przez Redbada Klijnstrę – aktora urodzonego w Amsterdamie – nieoczekiwanie przemawiało do Marysi w języku holenderskim. W Dzienniczku holenderskim – powstałym w trakcie prób Śmierci Iwana Iljicza – Grzegorzewski zanotował: „Wstępuję do baru, piję jonge jenever, patrzę na Leidseplein, i myślę, jak dobrze jest teraz być w Amsterdamie”. Dlatego w Drugim Powrocie Odysa On zamierzał kuchnię w swym warszawskim mieszkaniu „przerobić na amsterdamski pub”. Zaledwie raz widziałem Grzegorzewskiego w scenerii baru, zresztą dość szczególnego, bo koszernego, zorganizowanego zaś przy Marszałkowskiej w pobliżu Studia przez władze PRL dla Żydów przybyłych w kwietniu 1988 roku, aby oddać hołd uczestnikom powstania w getcie warszawskim.
Grzegorzewski zapewne słyszał o Stempowskim od swych nauczycieli z warszawskiej PWST, Bohdana Korzeniewskiego lub Erwina Axera, którzy go znali z przedwojennego PIST-u. Nie wiem jednak, czy czytał odcinki jego Notatnika w paryskiej „Kulturze” drukowane obok Fragmentów z dziennika Witolda Gombrowicza. Mogłoby go zwłaszcza zainteresować ironiczne sprawozdanie ze spektaklu The Living Theatre Mysteries and Smaller Pieces albo utrzymane w podobnym tonie opisy dzieł plastycznych Christo czy Andy’ego Warhola w Kłopotach awangardy.

historyk teatru, krytyk; autor Encyklopedii „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego (2001).