5/2013

Ekowi się nie odmawia

Jedna z najważniejszych szwedzkich aktorek teatralnych i filmowych zagrała rolę starego Hummela w Sonacie widm w reżyserii Matsa Eka. Spektakl będziemy mieli szansę obejrzeć podczas czerwcowych Spotkań Teatrów Narodowych. Ze Stiną Ekblad o rolach w spektaklach Eka, Ingmara Bergmana i Andrzeja Wajdy rozmawia Monika Samsel-Chojnacka.

Obrazek ilustrujący tekst Ekowi się nie odmawia

Monika Samsel-Chojnacka

MONIKA SAMSEL-CHOJNACKA Polscy widzowie znają Panią głównie z ról kinowych. W Szwecji, po ponad trzydziestu latach pracy na deskach scenicznych, jest Pani uważana za jedną z najwybitniejszych aktorek teatralnych. Które z ról teatralnych uważa Pani za najbardziej przełomowe?

STINA EKBLAD Sądzę, że była to Madame de Sade Yukio Mishimy w reżyserii Ingmara Bergmana w 1989 roku, w której grałam Renée, żonę markiza de Sade’a. To było moje spotkanie z Bergmanem jako reżyserem teatralnym, niezwykle istotne dla mojego dalszego rozwoju jako aktorki, podobnie jak dla wielu innych aktorów. Postać, którą grałam, była ciekawa poprzez swoją złożoną osobowość. Niebanalna, zakochana, gotowa, by umrzeć za swojego męża, który był przecież potworem. Interesujące było odkrywanie zapisanych w tekście masochistycznych tendencji bohaterki.
Wspominam ten okres jako jeden z najważniejszych momentów w mojej aktorskiej karierze. Właściwie myślę o nim bardzo często o tej porze roku, na początku kwietnia podczas świąt wielkanocnych. Najintensywniejszy czas prób przypadał właśnie na pierwszy tydzień kwietnia, ten, w którym teraz jesteśmy. Ta sztuka na zawsze łączy się dla mnie z Wielkanocą, z poczuciem umierania, cierpienia, destrukcji oraz wielkiej pasji, uległości, oddania i bólu, aż do dojścia do zmartwychwstania i życia po nim.

SAMSEL-CHOJNACKA Pamiętam, że oglądając to – dość statyczne – przedstawienie, byłam jednak pod wrażeniem precyzji choreografii.

EKBLAD Tak, bardzo lubię pracować z tego rodzaju dramatami, gdzie więcej dzieje się podskórnie niż na zewnątrz i gdzie akcja toczy się bardziej w ukryciu, w duszach ludzi. Uwielbiam pracować nad formą, nad bolesnym sposobem formowania napięć w postaci, kiedy trzeba być częścią tej formy i odnaleźć w niej prawdziwe życie i człowieczeństwo. To niezwykle ambitne zadanie.

SAMSEL-CHOJNACKA Bergman stał się istotną osobowością dla Pani kariery.

EKBLAD Tak, ponieważ był geniuszem. Przede wszystkim miał zdolność głębokiego wniknięcia w osobowość aktora. Miał niezwykle muzyczny sposób patrzenia na osoby, na teksty dramatów, był rodzajem dyrygenta, genialnego w orkiestracji tekstu. Wymagał ode mnie wielu rzeczy, nie mechanicznych, lecz artystycznych. Wymagał artystycznej powagi i dyscypliny. Aktorzy go kochali, choć potrafił być okropny. Nadal odczuwa się jego obecność w Dramaten, nawet tyle lat po jego śmierci. Czasami łapię się na myśli, że brakuje mi jego tubalnego śmiechu na korytarzu. Nie mogę pozbyć się uczucia, że gdzieś tu jest w pobliżu.
Poziom artystyczny był za jego czasów bardzo wysoki, dotyczyło to nie tylko pracy z aktorem, ale również wszystkich innych pracowników zaangażowanych w przedstawienia. Panowała duża dyscyplina i uważam, że nadal jest to częścią etosu w naszym teatrze.

SAMSEL-CHOJNACKA W Dramaten pracowała Pani też z innymi sławnymi reżyserami, takimi jak Staffan Valdemar Holm czy John Caird, który specjalizuje się w produkcjach szekspirowskich. Teraz na deskach Dramaten możemy oglądać Panią w sztuce Som löven i Vallombrosa, autorstwa Larsa Noréna. W jakim repertuarze czuje się Pani lepiej?

EKBLAD Oczywiście najlepiej czuję się w repertuarze klasycznym. Jestem typową aktorką klasyczną, która uwielbia język i klasyczną formę.

SAMSEL-CHOJNACKA Sonata widm nie jest Pani pierwszą współpracą z Matsem Ekiem. Wcześniej grała Pani u niego w Andromasze Racine’a w 2002 roku i w Kupcu weneckim w 2004 roku. Jak pracuje się z nim jako reżyserem dramatycznym?

EKBLAD Mats jest przede wszystkim choreografem. Jego brat Niklas i siostra Malin są aktorami i występują w Sonacie widm, podobnie jak Ana Laguna, która jest jego partnerką życiową. Uważam Matsa przede wszystkim za artystę – nie jest on tylko reżyserem, jest artystą. Biorąc do ręki tekst dramatu, bazując na nim, tworzy coś własnego, osobistego. On nie reżyseruje tylko tekstu, on stwarza cały świat dookoła niego, jak i wewnątrz tekstu, poprzez nanoszenie cięć, a czasem dodawanie nowych partii, za czym akurat nie przepadam. Zawsze się z nim o to kłócę, gdyż jestem bardzo klasyczną aktorką i uważam, że należy grać te nuty, które zostały napisane przez kompozytora, nie należy dokładać innych. Ale Ek jest bardzo uparty w tej kwestii, chce robić sztuki po swojemu. Czasem zgadza się ze mną i odpuszcza zmiany, przyznając mi rację, czasem ja wycofuję się z moich uwag, widząc, jak bardzo rozbudowuje świat przedstawienia, zmieniając czas wydarzeń, płeć postaci lub też ich wiek. Czemu więc nie miałby dokonać również zmian w tekście? Jednak zawsze dyskutujemy o zmianach także z innymi aktorami i uważam to za niezwykle inspirujące, powstaje przy tym ogromna energia. Mats analizuje wszystko bardzo dokładnie, każdą scenę, każde słowo, każdą postać. Przez lata potrafi pracować nad analizą tekstu dramatycznego, zanim rozpocznie próby w teatrze. Ma też ten wyjątkowy talent do tworzenia choreografii tekstu dramatycznego. Oczywiście jesteśmy tylko aktorami, nie tancerzami, jednak jego poczucie ruchu ciała w przestrzeni teatralnej jest wyjątkowe. W tej kwestii ufam mu bezgranicznie i nigdy nie kwestionuję jego decyzji. Ufam jego percepcji przestrzeni, jego wiedzy na temat ludzkiego ciała. Uważam go za geniusza.

SAMSEL-CHOJNACKA Z jakimi trudnościami mierzy się aktor, przygotowując rolę dla Eka?

EKBLAD Jest to bardzo wymagające. Ponieważ Mats jest tak uparty i wie dokładnie, co chce osiągnąć, trzeba być niezwykle silną osobą, będąc jego aktorem, ponieważ czasem można się stać marionetką w jego rękach. Podobnie zresztą działo się w przypadku sztuk reżyserowanych przez Bergmana. W obu przypadkach twórczość ma podobne korzenie – niezwykle silną osobowość twórcy, który ma kompletną wizję artystyczną tego, co chce opowiedzieć przedstawieniem. Kocham ich. Będąc aktorką od tak dawna, potrafię wiele rzeczy, ale uwielbiam spotykać reżyserów, którzy stają się dla mnie wyzwaniem, którzy potrafią wydobyć ze mnie nowe umiejętności, pozbawić mnie strachu przed nieznanym.

SAMSEL-CHOJNACKA Jaki był główny zamysł interpretacyjny Sonaty widm?

EKBLAD To, co zaintrygowało Matsa, to temat starości i starych ludzi. Gdy jego matka, tancerka i choreografka Birgit Cullberg, przebywała w domu starców, spędzając tam ostatnie lata swego życia, Mats, odwiedzając ją, wpadł na pomysł, że to właśnie powinna być sceneria Sonaty widm. Starsi ludzie czekający na śmierć, która jest tam stale obecna. Niektórzy z nich mają demencję, są schorowani, nie mogą chodzić. Niektórzy żyją przeszłością, inni nadal są pełni życia.
Coraz dłuższy okres życia przeżywamy jako starcy. Współczesne społeczeństwo próbuje pozostać młode, zapominając o tym, że starość czeka nas wszystkich. Ek pokazuje proces starzenia się poprzez taniec, który obrazuje wspomnienia z czasów, kiedy bohaterowie byli młodsi, mogli się swobodnie ruszać, byli zakochani. Ma to też przypomnieć, że starzy ludzie mają godność, a także swoją przeszłość. I nawet gdy nie chcemy ich widzieć, bo przypominają nam, że my też kiedyś będziemy u kresu życia, powinniśmy wykorzystać to, by uprzytomnić sobie, że jeśli będziemy żyć dostatecznie długo, czeka na nas starość. To nasza przyszłość i to jest właśnie memento, które Mats chce nam przekazać.

SAMSEL-CHOJNACKA Jak to jest grać starego mężczyznę, dyrektora Hummela, mając też za sobą doświadczenie grania chłopca w filmie Fanny i Aleksander Bergmana, gdzie wcieliła się Pani w postać androgynicznego Ismaela?

EKBLAD Zawszę miałam poczucie, że bycie aktorem to przede wszystkim bycie istotą ludzką, a bycie nią jest właściwie ponad podziałami płciowymi. Nie uważam tego wcale za dziwne, że w czasie mojej kariery aktorskiej grywałam chłopców i mężczyzn. Moim zadaniem jako aktorki jest pokazanie wszelakich istot ludzkich, ludzkich uczuć, zachowań, umiejętność wcielenia się w nie, jeśli zażyczy sobie tego reżyser i wymaga tego ode mnie moja rola. Używając mojej wyobraźni, mogę wszystko, noszę wszystko w sobie. Grywałam Szekspirowskie dziewczyny przebierające się za chłopców, także w innych sztukach grywałam męskie role i uważam, że to bardzo rozwijające, by kobieta mogła wyobrazić sobie, jak to jest być mężczyzną.

SAMSEL-CHOJNACKA Co jest w tym najbardziej wymagającego?

EKBLAD Głównym narzędziem jest wyobraźnia. Wyobrażam sobie, jak to jest być starym Hummelem. Muszę wyobrazić sobie, jak to jest mieć osiemdziesiąt lat. A pierwsza rzecz, która przychodzi mi do głowy, gdy myślę o byciu starym, to bycie osobą bez płci. Stawanie się przede wszystkim człowiekiem, a nie kobietą lub mężczyzną. Czasem gdy patrzymy na stare osoby, jest nam początkowo trudno stwierdzić, czy mamy do czynienia z mężczyzną, czy z kobietą. Podobnie jest z malutkimi dziećmi, one też nie mają cech dystynktywnych, odróżniających ich wygląd i zachowanie. Gdy dorastamy, osiągamy pełnię swojej kobiecości, męskości, przechodzimy problemy związane ze swoją tożsamością płciową, wcielamy się w role społeczne związane z posiadaniem dzieci lub nie, by znów na starość zatracić te cechy i stać się przede wszystkim istotą ludzką. Lubię myśleć, że u kresu stajemy się znów takim małym dzieckiem, to przypomina Szekspirowską koncepcję siedmiu etapów życia. Dla koncepcji Matsa istotne stało się piękno i godność starości.
Pracując nad rolą osiemdziesięciolatka, postanowiłam ograniczyć swoje ruchy i gesty do niezbędnego minimum. Każdą próbę zaczynałam od myślenia o tym, by ruszać się jak najmniej, by jak najbardziej znieruchomieć. Każdy ruch wychodzi z tej statyczności i jest znaczący. Brak ruchu, brak gestu też staje się znaczący. Mats był niezwykle pomocny jako reżyser ruchu i jego choreografia stała się niezwykle istotna przy tworzeniu postaci.
W wieku osiemdziesięciu lat nie pragnie się nikogo zadowolić, nie schlebia się nikomu. Moja postać nie miała być lubiana. Cała praca nad postacią Hummela była nierozerwalnie związana z tekstem dramatu, z innymi postaciami, z muzyką i tańcem.

SAMSEL-CHOJNACKA Jaka była Pani reakcja na propozycję zagrania Hummela?

EKBLAD Od razu się zgodziłam. Na jego propozycje zgadzam się natychmiast. Kiedy Mats proponuje coś, to nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydaje się to być dziwne, a czasem nie w moim guście, wiem, że droga do efektu końcowego będzie bardzo wymagająca i bardzo ważna. Są aktorzy, którzy się go boją, właśnie ze względu na jego wymagania, ale ja za nim przepadam.
Ek tłumaczy bardzo dużo aktorom, wyjaśnia swoją koncepcję, dba, żebyśmy rozumieli, co robimy. Podobnie jak Bergman, mimo że interpretuje tekst w sposób osobisty i autorski, jest bardzo otwarty na pomysły aktorów, ich przemyślenia. Respektuje to, że to my na scenie tworzymy sobą ten spektakl. Jednak gdy zgadzam się być w jego spektaklu, jestem świadoma, że to on wyznacza główne ramy interpretacyjne, jak miejsce i czas, i nie mogę się przeciw nim zbuntować. Mats ma wizję i daje aktorowi wolność, ale wewnątrz ram tej wizji.

SAMSEL-CHOJNACKA To nie jest Pani pierwsza rola w Sonacie widm Strindberga. W 1994 roku zagrała Pani Pannę w realizacji Andrzeja Wajdy w Dramaten. Jak współpracowało się z polskim reżyserem?

EKBLAD To było bardzo ciekawe doświadczenie. Pamiętam go jako ciepłego, miłego człowieka. Prawdziwego gentlemana. Pochodził z zupełnie odmiennej kultury niż my. Chyba nie czuł się tu dobrze, miałam takie poczucie, że czuł się niesamowicie wyobcowany. Nigdy z nim o tym nie rozmawiałam, by nie odebrał tego jako braku szacunku, ale widziałam, że to nie był jego świat, co spotęgowane było jeszcze faktem, że nie znał szwedzkiego i musiał korzystać cały czas z tłumacza. Towarzyszyła mu też żona, która była odpowiedzialna za scenografię. Oni byli na jednym biegunie, szwedzki zespół na drugim – oni i my, z naszą tradycją strindbergowską w Dramaten. Pamiętam to jako pewnego rodzaju kolizję kulturową. Poza tym nie znał zespołu. Główne role obsadził znanymi mu z filmów aktorami, takimi jak Max von Sydow czy Margaretha Krook, co niekoniecznie było korzystne dla spektaklu. Reszta obsady została dobrana dość przypadkowo, więc emocje w zespole były dalekie od harmonijnych. Nie mieliśmy poczucia, że tworzymy coś razem. Osobiście chciałabym kiedyś z nim pracować poza tym zgiełkiem i tumultem, bo wiem, że moglibyśmy zrobić coś wartościowego.
Co do mojej roli – dokonał cięć, podzielił końcowy akt na dwie części, z których jedną wstawił wcześniej, a drugą zostawił na finał, i to niestety nie obroniło się interpretacyjnie. Poza tym wprowadził antrakt, czego nie robi się w Sonacie widm, gdyż spada wówczas napięcie. Brak płynności był w tym spektaklu bardzo odczuwalny.
Świetnym pomysłem było natomiast odczytanie roli Studenta jako postaci przybywającej z rzeczywistości współczesnego Sztokholmu, wchodzącego od strony widowni, spotykającego na scenie ten dziwny świat. Wajda położył duży nacisk na poczucie obcości świata przedstawionego, ukazanie braku harmonii, co na swój sposób oddawało nastroje w zespole. Pamiętam też, jak mówił mi, że Panna jest żywą raną, a Student jest nożem, który rani ją w finałowej scenie słowami. Panna w tej wersji była chora na raka, w finałowej scenie zdejmowałam perukę i byłam łysa, zresztą podobnie jak i w obecnej wersji Eka…

SAMSEL-CHOJNACKA A jakie jest Pani własne podejście do Strindberga?

EKBLAD Bardzo go lubię [tu Ekblad wskazuje na portret pisarza wiszący nad kanapą w jej garderobie – przyp. M.S.-Ch.]. Jestem szczęśliwa, że pisał po szwedzku, jego język jest pełen zmysłowej energii. Grałam dużo Szekspira i grając Strindberga, zdaję sobie sprawę, jak wielką radością jest granie tekstu w języku ojczystym pisarza. Ten język pochodzi z jego trzewi i steruje ciałem aktora bez pośrednictwa przekładu. Strindberg jest odświeżający dla mowy jak deszcz, czytuję go regularnie, by ożywić mój język. Latem przeczytałam ponownie Czerwony pokój, by się przebudzić. Jest jednocześnie zabawny, skrupulatny i dziecinny.
W Sonacie widm Mats wyciął znaczną część dialogów i zamiast nich wprowadził partie taneczne, ale uważam, że to świetnie ze sobą współgra. To rodzaj gry snów, niezwykle oniryczne przedstawienie.

SAMSEL-CHOJNACKA Mija 101 lat od śmierci Strindberga, czy uważa go Pani za nadal aktualnego dla szwedzkiej publiczności?

EKBLAD Strindberg jest niezwykle użyteczny. Zawsze można go włączyć w debatę na różne aktualne tematy związane z polityką i społeczeństwem. Jest też ciągle żywy dla aktorów – weźmy chociażby świetny, ożywiający monodram na podstawie Panny Julii w Intima Teatern, który był wykonywany w zeszłym roku przez Annę Pettersson.

SAMSEL-CHOJNACKA Marzy Pani o zagraniu jakiejś roli?

EKBLAD Nie, raczej nie. Lubię pracować z tym, co przyniosą mi wymagający reżyserowie, stawiający mi różne nowe wyzwania. Na jesieni będę pracować ze Staffanem Valdemarem Holmem w Düsseldorfie. Mam tam grać Stalina w sztuce napisanej specjalnie dla mnie i dwóch innych aktorek, opowiadającej o konferencji w Jałcie. To niezwykle ciekawe doświadczenie. Chciałabym też kiedyś zagrać Klitemnestrę w Orestei Ajschylosa, jeśli znajdzie się ciekawy reżyser. Ale nie żebym chciała to po prostu zrobić, musi się znaleźć ktoś odpowiedni.
Teraz czekam na spektakle Sonaty widm, które pokażemy w Polsce. Grałam już w 1997 roku we Wrocławiu, w przedstawieniach Ojca Strindberga. Pamiętam, że widownia była niezwykle skupiona, wyrobiona i zainteresowana. Poza tym Polacy są częścią mojego życia – moim mężem jest Polak, mój syn jest w połowie Polakiem.
W naszym przedstawieniu istotny jest oniryzm i gra snu, ale Polacy są przecież przyzwyczajeni do takiej estetyki. Macie ogromną wyobraźnię, więc to przedstawienie jest jakby dla Was uszyte. Nie możemy doczekać się Waszego przyjęcia.