6/2013

Książka gwieździsta

 

Obrazek ilustrujący tekst Książka gwieździsta

Nowa książka Tadeusza Kornasia Schola Teatru Węgajty. Dramat liturgiczny kojarzy mi się z gwiazdą. Z tomu bije wyjątkowa światłość, a składa się na nią zarówno blask przedstawionej wiedzy, jak i jasność wywodu. Skojarzenie to potęguje także struktura rozprawy. Zanim opowieść Kornasia dobiegnie do wnętrza gwiazdy, czyli partii poświęconych Scholi i jej spektaklom, autor najpierw prowadzi nas po gwieździstych promieniach.
Pierwszą część poświęcił liturgii, dzięki czemu czytelnik od razu znajduje się na ścieżce łączącej niebo z ziemią, od razu zostaje wprowadzony w samą istotę analizowanych widowisk. Pomysł to zresztą niezwykle roztropny, jako że tzw. dramat liturgiczny w pierwszym rzędzie musi być analizowany jako przynależny do sfery Kościoła. Wymiar widowiskowy bez wątpienia jest tu sprawą drugoplanową, choć niezwykle interesującą. Spleciony jest zresztą z obrzędami od niepamiętnych czasów. Nie zapominając o tym, autor przywołuje widowiskowe motywy utrwalone w Biblii, przede wszystkim te budujące obraz Theatrum Mundi, ukazujące Boga przyglądającego się światu (Księga Psalmów) czy też widowiskowe rozdzielenie zbawionych i potępionych (Księga Izajasza). Metafora świata jako teatru pojawiła się już zresztą we wcześniejszej książce Kornasia wydanej w 2009 roku. Dowodzi tego już tytuł owego tomu – Aniołom i światu widowisko – stanowiącego zbiór rozmów przeprowadzonych przez autora i jego tekstów odnoszących się również do przedstawień bliskich sferze sakralnej.
Podjęta w nowej książce próba spojrzenia na słowa Pisma Świętego o wyraźnie performatywnym nacechowaniu przypomina nam, jak ważne byłoby podjęcie szerszych badań nad widowiskowym wymiarem Biblii. Szczególnie interesujące mogłoby być zestawienie tych performatywnych pokładów Pisma Świętego z dramatami, których akcja odwołuje się do staro- i nowotestamentowych wątków. Ale nie tylko. Po lekturze tej części rozprawy Kornasia ma się poczucie, że sensowne odwołania autora do teodramatycznych koncepcji Ursa von Balthasara przywracają również wiarę w możliwość budowania pomostów pomiędzy teatrologią a naukami teologicznymi.
Oczywiście pewne drobne exempla mogą budzić wątpliwości. Oto Kornaś za Balthasarem przywołuje Księgę Izajasza (66, 24), gdzie rzeczywiście mowa o trupach bezbożników. Zwłoki te stanowić mają przedmiot poruszającego widoku. Biblia Hebrajska używa sformułowania: wajehu dera’on lkol baŝar – „i staną się widokiem dla każdego ciała” (czyli istoty żywej). Idąc za przygotowanym przez Magdalenę Mijalską przekładem Teodramatyki, Tadeusz Kornaś wspomina jednak, że w Septuagincie miałby zostać podkreślony dynamiczny wymiar tej odrazy: „i będą widowiskiem dla wszelkiej istoty żyjącej” (s. 40). Tymczasem przywołany grecki przekład Starego Testamentu brzmi: kai esontai eis horasin pase sarki, co dosłownie można by przełożyć: „i będą do oglądania dla każdego ciała” (czyli istoty żywej). Oczywiście można dyskutować, ale użyty tu rzeczownik horasis wydaje mi się bliższy „wizji”. Prędzej na „widowisko”, którego ściślejszym odpowiednikiem jest thetron, pokusiłbym się przełożyć nieużyty tu zresztą, a spokrewniony z horasis rzeczownik horama, który zresztą być może lepiej tłumaczyć jako „widok”. Jakkolwiek w przekładzie dzieła Balthasara mowa również, że w Wulgacie zwłoki te miałyby być „aż do przesytu widowiskiem”, to i w przypadku Biblii Łacińskiej mamy do czynienia z frazą ad satietatem visionis. Tak więc i w tej wersji mowa o wystawieniu na widok aż do przesytu. Jakkolwiek przywołanie polskiego przekładu Teodramatyki wprowadziło w wywodzie Kornasia nieco zamieszania, to oczywiście zakończenie Księgi Izajasza nacechowane jest performatywnie. Trudno bowiem nie określić tak poruszającej wizji ukarania bezbożników. Dodajmy jeszcze, że jakkolwiek hebrajski wyraz dera’on chętnie przekładany jest jako „obrzydzenie”, to wywodzi się od rdzenia r’h („widzieć”). Analogicznie jak w Księdze Izajasza, tak też użyty został w Księdze Daniela (12, 2).
Obok przytoczenia kilku „teatralnych” miejsc w Biblii Tadeusz Kornaś referuje ważniejsze wypowiedzi Ojców Kościoła o sztuce widowiskowej. Za Jackiem Salijem przywołuje z kolei postaci pięciu starożytnych aktorów, którzy, poniósłszy śmierć męczeńską, zostali zaliczeni do grona świętych (Porfiriusz, Gelazjusz, Ardalion, Genezjusz i Filemon). Bez wątpienia cały ten podrozdział, zatytułowany Teatr w Biblii stanowi niezwykle pożyteczne kompendium.
Interesujące wydają się również kolejne cząstki monografii. Autor omawia tu zagadnienie, które określił jako „teatr w liturgii”, ukazując zarazem zmieniającą się w ciągu wieków widowiskowość mszy, jak i narodziny „dramatyzacji” liturgicznych. Bez wątpienia słuszną decyzją było poświęcenie osobnego podrozdziału godzinom kanonicznym. Wiedza o ich praktykowaniu jest dziś słabo rozpowszechniona, a do zrozumienia istoty widowisk liturgicznych w gruncie rzeczy niezbędna. Podobnie jak przekonanie wiernych odnoszące się do realności liturgii jako łączącej świat doczesny ze światem nadprzyrodzonym. Kornaś szczegółowo omawia liturgiczny rytm roku, a także rytm godzin kanonicznych, uświęcających codzienne życie człowieka. Przejmujące wrażenie robi zestawienie planu nabożeństw w katedrze wawelskiej z roku 1792 i dzisiaj (s. 87–88). Porównanie to uzmysławia, jak daleko Kościół odszedł od swoich dawnych, niezwykle pięknych praktyk…
W książce mowa jeszcze o muzyce i tańcu w liturgii, które obok słowa stanowiły ważne elementy widowisk. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że gdyby autor poprzestał na napisaniu samej pierwszej części swojej rozprawy, to nawet wtedy mielibyśmy do czynienia z interesującą i bardzo pożyteczną pozycją. Niedobór publikacji z pogranicza sacrum i spectaculum jest bowiem wyraźnie odczuwalny. A omówiony ustęp tomu doskonale te zagadnienia przywołuje i objaśnia. Wszelako Tadeusz Kornaś nie poprzestał na związkach liturgii z widowiskowością, ale wprowadziwszy nas w sferę niebiańską, postanowił pokierować nas na kolejny promień swojej gwieździstej książki.
Ta druga część poświęcona jest ważniejszym inscenizacjom dramatów religijnych na scenach polskich, obecności dramatu liturgicznego w operze oraz, jak ujął to autor: „alternatywnym kontekstom dramatu liturgicznego”. Kornaś wskazuje w tej części liturgiczne elementy w Wielkanocy Leona Schillera, przygotowanej na podstawie Historyi o Chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim Mikołaja z Wilkowiecka, a także prace Kazimierza Dejmka nad staropolskimi dramatami religijnymi, aby dojść także do inscenizacji Historyi… dokonanej przez Piotra Cieplaka. Tu także przedstawia współpracę Dejmka ze Stefanem Sutkowskim, która zaowocowała wystawieniami dramatyzacji liturgicznych przez zespół Warszawskiej Opery Kameralnej. Tu w końcu w sposób niezwykle ciekawy opowiada o wystawieniu Ludus Danielis w warszawskim Teatrze Wielkim (1984) w reżyserii Hanny Chojnackiej, ze scenografią zaprojektowaną przez Mariana Kołodzieja i – co szczególnie ważne – pod kierownictwem muzycznym Marcina Bornusa-Szczycińskiego. Po latach Szczyciński stał się jednym z najważniejszych współtwórców Scholi, a Ludus Danielis – jednym z przygotowanych przez nich spektakli.
Tytuł podrozdziału o kontekstach alternatywnych może czytelnika intrygować. Zapoznanie się z nim dowodzi, że Kornaś przedstawił w nim jeszcze jedno niezwykle istotne zagadnienie. W wydanej dziewięć lat temu monografii Włodzimierz Staniewski i Ośrodek Praktyk Teatralnych Gardzienice autor przedstawił gardzienicki ośrodek wraz z jego korzeniami, jak również ze zjawiskami artystycznymi, które wyrosły z jego tradycji. Teraz w książce o Scholi Teatru Węgajty odwołuje się znów do dziedzictwa związanego z poszukiwaniami Grotowskiego i Staniewskiego, o współpracy Wolfganga Niklausa z Gardzienicami i o Żywocie protopopa Awwakuma. O spektaklu tym, odwołującym się do wschodniej tradycji liturgicznej, trudno rzeczywiście nie wspomnieć, przygotowując czytelnika do opowieści o liturgicznych widowiskach Scholi.
Jeszcze jeden promień Kornasiowej gwiazdy prowadzi nas do Teatru Wiejskiego Węgajty, z którego z czasem wyłoniła się Schola. Na początku autor przypomina o środowisku artystów skupionych w olsztyńskiej Placówce Twórczo-Badawczej „Pracownia”, aby ukazać, jak część z nich postanowiła osiedlić się w warmińskich wioskach. W ten sposób doprowadza nas i do kolonii Węgajt, gdzie osiedlili się Wacław i Erdmute Sobaszkowie i gdzie w dawnej oborze urządzono salę teatralną. Z nowo powstałą sceną szybko współpracę podjęli Wolfgang Niklaus i jego żona Małgorzata Dżygadło-Niklaus, którzy później zamieszkali w pobliskim Nowym Kawkowie.
Mimo że dla autora bez wątpienia ważniejsze są poszukiwania teatralno-liturgiczne drugiego z przywołanych małżeństw, to z całą rzetelnością przedstawił także początkowe dzieje Węgajt, aż do rozdzielenia się grupy na Teatr Wiejski i Scholę. Omówienie w tym miejscu inspiracji artystycznych, zrealizowanych spektakli, środowiska związanego z Węgajtami to solidne podstawy, które w przyszłości ułatwią stworzenie monografii teatru prowadzonego przez Sobaszków.
Po trzech promieniejących częściach, po ponad dwustu osiemdziesięciu stronicach, z których autor mógłby bez problemu wykroić dwie książeczki i jedną broszurę, uskrzydleni fascynującą opowieścią docieramy do części kluczowej, zatytułowanej Dramaty liturgiczne Scholi Teatru Węgajty.
Czekające czytelnika kolejne dwieście stron monografii jest również interesujące. Część ta być może została oparta na mniej fascynującej kompozycji – kolejne jednostki odpowiadają bowiem spektaklom Scholi, omawianym w porządku chronologicznym. Decyzja ta pozwoliła wszakże na uwypuklenie kolejnych etapów pracy scholarów i na rzetelne omówienie poszczególnych realizacji. Przyjmując taką historyczno-teatralną perspektywę, Kornaś pamiętał zresztą o nieuchwytności spektaklu. Jakkolwiek potrafił skorzystać z najrozmaitszych rodzajów dokumentacji, jak i relacji przygotowanych przez innych autorów, to najchętniej odwoływał się do własnych obserwacji. Doświadczenie teatromana, który od lat śledzi pracę Scholi, połączone więc zostało z doświadczeniem teatrologa, od lat badającego działalność scen alternatywnych. Tę syntezę dwóch wymiarów widać również, gdy autor przywołuje wypowiedzi scholarów. Połączenie roli badacza z rolą świadka, bo chyba tak należałoby określić relacje krakowskiego uczonego z warmińskim zespołem, okazało się strategią bardzo sensowną. Nie chciałbym, aby użyte tu pojęcie wydało się czytelnikom nieco egzaltowane. Jestem po prostu przekonany, że współgra ono z artystyczno-religijnymi wymiarami Scholi.
Omówienie poszczególnych spektakli nie byłoby możliwe bez odpowiedniego przybliżenia poszczególnych dramatów. Rzecz to też bardzo cenna, jako że w polskiej literaturze niewiele mamy pozycji poświęconych temu zagadnieniu. W publikacjach Juliana Lewańskiego najwięcej znaleźć można na temat widowisk liturgicznych organizowanych w średniowiecznej Polsce. Mirosław Kocur z kolei poddaje analizie teksty z kręgu anglosaskiego. O dramatach liturgicznych realizowanych przez Scholę oprócz Kornasia szerzej pisał u nas tylko Andrzej Wolański…
Tadeusz Kornaś, obejmując całość dorobku Scholi, pisze i o pierwszych spektaklach, takich jak Ordo Stellae czy Ludus Paschalis, i o kolejnych wielkich przedsięwzięciach liturgicznych: Ludus Danielis, Ordo Annunciatione, Ludus Passionis. Pewnego rodzaju zwieńczenie stanowi podrozdział poświęcony wystawieniu Miracula Sancti Nicolai, które, jak wskazuje sam tytuł, są raczej przykładem miraklu. Osobno omówiona została Gra o świętym Franciszku, zrealizowana w 2010 roku, nienależąca już do sfery liturgii, stanowiąca „po prostu spektakl teatralny” (s. 447). Obok tego badacz omówił również przedsięwzięcia w pewien sposób równoległe do pracy Scholi. Mowa tu o Ordo Virtutum Hildegardy z Bingen przygotowane przez Scholę Mulierum Silesiensis oraz Oficjum Trzech Młodzianków w Piecu Ognistym, które jakkolwiek przygotował Niklaus, to jednak nie w ramach Scholi, ale przy współpracy z rumuńskim chórem Byzantion.
Opasły tom przybliża czytelnikowi świat średniowiecznych widowisk i niełatwe zmagania współczesnych artystów, pragnących zwrócić życie tym fenomenom. Autor doskonale zdaje sobie sprawę z tych wyzwań i trudności. Potrafi ukazać trudne wybory, przed którymi niejednokrotnie stawali scholarzy. Jakkolwiek bowiem dysponujemy dzisiaj wieloma tekstami dramatyzacji, to poważne problemy wiążą się już chociażby z wymiarem muzycznym. Dźwiękowa warstwa widowisk była zapisywana przy pomocy neum. Jakkolwiek więc możemy odczytywać wysokość dźwięków czy domyślać się ich długości, to cały szereg zagadnień wymaga od rekonstruktorów podejmowania niełatwych decyzji. Kłopoty sprawia również odtworzenie plastycznego wymiaru widowisk. Dziś w posoborowych (mam na myśli oczywiście Vaticanum Secundum) kościołach przestrzeń jest przecież zorganizowana inaczej niż w czasach przedtrydenckich. Największy problem wiąże się chyba ze sprawą ruchu. Z jednej bowiem strony posiadamy wyobrażenia o ówczesnej gestyce, z drugiej jednak zachowany materiał ikonograficzny to swoiste stop-klatki, które ciężko przełożyć na ruchome sekwencje. Wyzwaniem było chociażby wyreżyserowanie w Ludus Paschalis biegu apostołów Piotra i Jana do Grobu. Jak zrobić, żeby scena taka miała charakter zarówno dynamiczny, jak i hieratyczny?
Autor przywołuje w monografii cały szereg fascynujących ludzi. Co i raz oddaje głos samym scholarom. Powołuje się na wypowiedzi Niklausów, Bornusa-Szczycińskiego, Macieja Kazińskiego i szeregu innych. Ci ostatni niech zechcą mi wybaczyć, że wspominam o nich w tak uogólnionej formie. Ich nazwiska czytelnik może znaleźć w szczegółowych informacjach o obsadzie poszczególnych spektakli.
Liczne nazwiska pojawiają się także w obszernym indeksie osobowym oraz bibliografii. Jakkolwiek opisy bibliograficzne odbito drobnym drukiem, to zajmują one nieomal trzydzieści stron! Wśród walorów tomu wymienić powinienem też starannie dobrane ilustracje i wspaniały aneks w postaci łacińskiego i polskiego tekstu Ludus Passionis. Czytelnika ucieszy również prezent – dwie płyty CD z nagraniem słowno-muzycznej warstwy tego przedstawienia.
Niełatwo opowiedzieć o tak niezwykłej książce. Ta konstatacja uświadamia mi zresztą, jak niełatwe musiało być jej przygotowanie. Ogrom przeprowadzonych przez Tadeusza Kornasia badań i ich rzetelność upewniają mnie, że musi za nimi stać autentyczna pasja. Autor, którego obok naukowej uczciwości cechuje również cnota, której imię skromność, stara się pozostawać w cieniu swojej opowieści. Jeżeli czasem kieruje nieco światła w kierunku własnej osoby, to z pewnością tylko po to, aby czytelnik mógł lepiej zrozumieć dokonane przez autora wybory. Ujmujące jest również to, że przedstawiając swoje świadectwo, Tadeusz Kornaś pozostawia czytelnikowi wybór, czy działalność Scholi uzna za niefortunną próbę wskrzeszenia dawnych widowisk, czy za danie im nowego życia. Lektura tej książki to po prostu podążanie za przesuwającą się na niebie gwiazdą.

AUTOR / TADEUSZ KORNAŚ
TYTUŁ / SCHOLA TEATRU WĘGAJTY. DRAMAT LITURGICZNY
WYDAWCA / HOMINI
MIEJSCE I ROK / KRAKÓW 2012