6/2013

Feministki wierzą w duchy

Trzecia z kolei inscenizacja Halki będąca dziełem młodej reżyserki niesie brak wiary w mężczyzn i obraz samotnie walczącej bohaterki, wspomaganej co najwyżej z zaświatów.

Obrazek ilustrujący tekst Feministki wierzą w duchy

Marek Chełminiak / archiwum Opery Nova w Bydgoszczy

Natalia Babińska jest trzecią młodą reżyserką, która w ostatnim czasie postanowiła zmierzyć się Halką. To nie przypadek, że kobiety zajęły się dziełem pana Moniuszki. Przez lata Halka była zarezerwowana dla Marii Fołtyn, która wyznaczyła pewien kanon inscenizacyjny ze słynną czerwoną chustą w finale. Jak wyrzut sumienia pozostawała na scenie porzucona między sprawcami tragedii biednej góralki.
Mężczyźni reżyserzy podchodzili do Halki z większą ostrożnością i z gorszym na ogół skutkiem, by wspomnieć porażkę Kazimierza Kutza na początku lat dziewięćdziesiątych w Teatrze Wielkim w Warszawie lub wystawne, ale myślowo puste widowisko Waldemara Zawodzińskiego w Operze Krakowskiej w 2011 roku. Szlachetnego wyjątku od tej reguły dokonał w 2006 roku w Operze Wrocławskiej Laco Adamik.

Miłość zawsze wzrusza

Nad losem Halki chętniej pochylają się więc kobiety. Dwa lata temu zrobiły to Ewelina Pietrowiak w Operze Bałtyckiej i Natalia Korczakowska w Operze Narodowej. Na inaugurację tegorocznego Bydgoskiego Festiwalu Operowego w Operze Nova premierę przygotowała Natalia Babińska. Wszystkie należą do innego pokolenia niż Maria Fołtyn, robią odmienny teatr, ale w gruncie rzeczy nie różnią się od niej tak bardzo, jak to z pozoru wygląda.
Jak potraktować patriotyczno-narodowy dramat, jakim jest Halka? Co z niej zostanie po zdjęciu szlacheckich kontuszy i góralskich strojów? Odpowiedź jest prosta: uniwersalna historia miłosna, opowieść o zawiedzionych nadziejach, zdradzie i poświęceniu. Tematy, jakimi sztuka żywi się niemal od zarania dziejów. Zadziwiające, ale los dziewczyny, pragnącej odzyskać mężczyznę, gdy ten zostawił ją dla innej, może wciąż wzruszać, choć podobne historie oglądaliśmy już setki razy.
Zrozumiały to trzy reżyserki i zawierzyły Stanisławowi Moniuszce oraz libreciście Włodzimierzowi Wolskiemu. Nie szukały innych pól interpretacyjnych w Halce. Zrezygnowały z historycznych realiów, ale zachowały istotę konfliktu. U Eweliny Pietrowiak akcja dzieje się w latach trzydziestych XX wieku, w ostatniej epoce, w której różnice klasowe były nadal istotne. Natalia Korczakowska pokazała historię współczesną, pragnąc jednak dowieść, że również dziś przynależność do różnych społecznie światów może uniemożliwić związek dwojga ludzi. Natalia Babińska dokonała zaś w Bydgoszczy ciekawego zabiegu, zachowała historyczny kostium, ale potraktowała go na swój własny sposób. Dom Stolnika nie stał się bowiem symbolem magnackiego bogactwa, lecz przede wszystkim męskiej siły.

Halka próbuje walczyć

Reżyserki bronią swej bohaterki, tak zresztą robiła i Maria Fołtyn. Ich zdaniem Halka nie jest bezwolną dziewczyną na skraju obłędu, którą łatwo poszczuć psami i wygnać ze dworu. Przegra, ale przedtem próbuje walczyć. U Eweliny Pietrowiak podczas spotkania z Januszem, w trakcie zaręczyn z Zofią, to ona jest stroną atakującą. Zarzuca ukochanemu chustę, próbując go usidlić, on musi się przed nią bronić. Halka Natalii Korczakowskiej jest krucha i delikatna, ale nie z tego powodu czuje się zagubiona, przekraczając próg domu nowobogackiego Stolnika. Wie, że nie znajdzie dla siebie miejsca w świecie obcych jej wartości.
W Bydgoszczy Halka jest żywiołowa i nie ma w niej strachu. Debiutantka Jolanta Wagner, która wystąpiła na premierze, dodała swej bohaterce własnej zadziorności. Wiedziała, że musi walczyć, by udowodnić, iż słusznie dostała szansę takiego prestiżowego występu. Śpiewała zatem z młodzieńczą brawurą, interesująco wzbogacając w ten sposób wizerunek Moniuszkowskiej bohaterki. W świecie zdominowanym przez mężczyzn nie ma jednak szans na to, by jej racje zwyciężyły. Oto nastał czas Halki-feministki, świadomej swych praw i wartości. Maria Fołtyn też, co prawda, chciała, by jej bohaterki miały temperament, dlatego najwyżej ceniła ognistą Kubankę Yolandę Hernandez z inscenizacji w Hawanie. Ale w kolejnych premierach dawała również szansę Jontkowi lub Januszowi, by zyskali sympatię widzów. Niekiedy Jontek zabijał w finale Janusza, mszcząc się za Halkę, innym razem budził współczucie Janusz, dręczony wyrzutami sumienia.

Pokaz męskiej siły

Dziś nikt go nie bierze w obronę. Kiedy w Operze Bałtyckiej wpadał spóźniony na własne zaręczyny, od razu wdając się w kłótnię z Zofią, widz momentalnie orientował się, że to nieciekawy typ. Narzeczoną pomiata tak samo jak Halką. Warszawski Janusz, uwikłany rozmaitymi układami, nie potrafił wyrwać się ze swojego świata. A teraz Natalia Babińska skreśliła mu arię Skąd tu przybyła mimo mej woli, w której, wspominając dawny związek, miałby szansę przyznać, że mimo wszystko kochał Halkę. W bydgoskiej inscenizacji takie wyznania są nie na miejscu, to spektakl o świecie, w którym kobieta jest wyłącznie efektownym przedmiotem. Może jedynie zabiegać, by mężczyźni ją wybrali i zechcieli uszczęśliwić. Tak przecież czynią u Natalii Babińskiej zarówno Halka, jak i Zofia, gdy w tańcu, który zastąpił tradycyjnego mazura, staje się obiektem męskiej adoracji. Chwilowej jedynie, bo cały obrzęd zaręczyn reżyserka zamieniła w bal samców i popis przepychu. Zofia, jedyna kobieta w tym gronie, jest ozdobnikiem imprezy.
Feministyczny wydźwięk otrzymuje bydgoski spektakl już zresztą podczas uwertury. Choreografka Iwona Pasińska dodała do niej taniec lokajów, którzy zakładają liberie i ta czynność również stanowi pokaz pychy i siły. A w ich późniejszym zachowaniu nie ma typowej służalczości. Oni czują, że w świcie Stolnika spada na nich cząstka męskiej władzy. Skoro zaś kobieta sama walczy o swą godność, niepotrzebny staje się Jontek. Gdzie te czasy, kiedy w finale Halki rzucał się z ciupagą na Janusza i zadawał mu śmiertelny cios w serce, jak uczynił to w jednej z inscenizacji Fołtyn. Dziś snuje się bezużytecznie po scenie, jakby reżyserki chciały udowodnić, że mężczyźni bywają brutalni i samolubni, albo też ciamajdowaci i niezaradni, bez temperamentu, jak Tadeusz Szlenkier w przedstawieniu Natalii Babińskiej. Kiedy ten młody tenor o ładnym głosie zwraca się do Halki: „I ty mu wierzysz, biedna dziewczyno”, nie ma w tych słowach odrobiny gniewu. To proste stwierdzenie faktu, nic więc dziwnego, że ona nie skorzysta z jego pomocy.

Kontusz w nocnej mgle

Bodaj najtrudniejszym zadaniem, przed jakim stoi dziś inscenizator, jest określenie swego stosunku do tego, co w operze Moniuszki jest narodowe i patriotyczne. Czy mamy nadal uważać, że na Halkę należy przyprowadzać szkolną dziatwę, by zobaczyła, jak wyglądał szlachecki kontusz i jak tańczyło się kiedyś mazura, choć z tym tańcem obecnie mają kłopoty nawet choreografowie, potrafiący znacznie więcej niż ułożenie krótkiego numeru dla telewizyjnego show? Przed takimi pytaniami nie może uciekać współczesny teatr, ale jak na razie nie daje jednoznacznej odpowiedzi. Reżyserki prowadzą specyficzną grę z tradycją, nie przywołując jej wiernie, ale też nie odcinając się od niej całkowicie. U Natalii Korczakowskiej kontusz jest symbolem statusu nowobogackiego Stolnika, reszta gości patrzy na niego zazdrośnie, bo na razie mogą jedynie założyć pas słucki do współczesnego ubrania. Na dancingu w „Adrii” z lat trzydziestych, u Eweliny Pietrowiak, nie zabraknie mazura odtańczonego wedle dawnych reguł, ale przez uczestników turnieju tańca towarzyskiego.
Natalia Babińska bawi się natomiast historycznym strojem. Kontusze gości Stolnika mienią się kolorami nie tylko dlatego, że każdy mężczyzna jak paw musi przykuwać uwagę swą zewnętrzną atrakcyjnością. Ten nadmiar złota z każdą minutą wszechogarnia całą scenę, złote płatki sypią się z góry, złota jest również gigantyczna butelka szampana. Obraz dawnej Polski staje się coraz bardziej odrealniony w kolejnych scenach, gdy z nocnej mgły wyłaniają się postaci wieśniaków. Ta Halka rozgrywa się w nocy, w chórze wieśniaków od początkowej frazy: „Po nieszporach, przy niedzieli, skoro jeszcze słonko jasne”, znacznie ważniejsza jest ta późniejsza: „Słonko gaśnie, dzień się mroczy”. Spektakl powoli zamienia się w horror, wyczuwamy, że we mgle czai się jakaś tajemnica.
W finale Halka rzuci się więc w nurt rzeki i zamieni w ulotną, białą wilidę, jakby Babińska chciała nam przypomnieć, że kiedy Stanisław Moniuszko zaczynał komponować w Wilnie swą operę, w Paryżu narodziła się Giselle. To arcydzieło romantycznego baletu również opowiada o ubogiej dziewczynie, którą oszukał bogaty panicz, a wieśniak Hillarion nie mógł temu zaradzić. Zrozpaczona Giselle umarła, odnajdując dla siebie miejsce w pozaziemskim świecie wśród zjaw-wilid.
Przywołanie przez Babińską romantycznego symbolu okazało się świeże we współczesnym teatrze operowym, stawiającym głównie na realistyczną dosłowność. Jeszcze ciekawsze jest wszakże to, że gdański spektakl Eweliny Pietrowiak kończy się wizualizacją białego ducha Halki podążającego w zaświaty. A u Natalii Korczakowskiej nad skrzywdzoną Halką pochyla się Anioł ożywiony w wiejskim kościółku. Jedynym ratunkiem dla kobiet jest więc dziś ingerencja sił ze świata pozamaterialnego?

Opera Nova w Bydgoszczy
Halka Stanisława Moniuszki
kierownictwo muzyczne Piotr Wajrak
reżyseria Natalia Babińska
scenografia Diana Marszałek, Julia Skrzynecka
kostiumy Paulina Czernek-Banecka
światła Maciej Igielski
choreografia Iwona Pasińska
przygotowanie chóru Henryk Wierzchoń
projekcje multimedialne Ewa Krasucka
premiera 27 kwietnia 2013