7-8/2013

Stare obrazy ożywają

Austriaccy artyści we wrocławskim Muzeum Narodowym postanowili odkurzyć malarskie dzieła dawnych mistrzów. W tym celu sięgnęli po literaturę i teatr.

Obrazek ilustrujący tekst Stare obrazy ożywają

W. Rogowicz

 

Muzeum wyjątkowo odwiedza się wieczorem. Do biletu dołączona jest mapka z kolorowymi strzałkami, wskazującymi miejsca w galeriach, w których grane są spektakle. Na pierwszy z nich kierują organizatorzy – widzowie podzieleni są na grupy, aby uniknąć tłoku i zamieszania – dalej można się poruszać po muzeum wedle uznania. Oprócz mapki każdy dostaje składane krzesełko – siedem krótkich spektakli składa się na dość długi artystyczny wieczór. Logistycznie przedsięwzięcie jest przemyślane w najdrobniejszych szczegółach.
Pomysłodawcami projektu Ganymed goes Europe, łączącego malarstwo, literaturę i teatr, są Jacqueline Kornmüller i Peter Wolf. Jego pierwsza odsłona, pod nazwą Ganymed boarding, miała miejsce w 2010 roku w wiedeńskim Kunsthistorisches Museum. Wówczas twórcy poprosili kilkunastu pisarzy o napisanie krótkich utworów inspirowanych wybranymi obrazami ze zbiorów muzeum, na podstawie których przygotowali następnie przedstawienia, wystawiane w muzeum obok dzieł malarzy. Jednym z wybranych do projektu obrazów było Porwanie Ganimedesa Correggia. Tytuł tekstu inspirowanego tym dziełem – dialogu pomiędzy afgańskim chłopcem i przemytnikiem przerzucającym go przez granicę – autorstwa austriackiego pisarza Paulusa Hochgatterera, przyjęto jako nazwę całego przedsięwzięcia.
Pomysł interpretowania dzieł mistrzów malarstwa za pomocą literatury i teatru został w Wiedniu ciepło przyjęty. Ganymed boarding wkrótce doczekał się edycji edukacyjnej, w której teksty pisała i inscenizowała młodzież szkolna. W tym roku projekt wznowiono, zapraszając do współpracy już nie tylko Kunsthistorisches Museum, ale też Muzeum Narodowe we Wrocławiu i Muzeum Sztuk Pięknych w Budapeszcie. Ganimedes ruszył w Europę.
Odsłona wrocławska zainaugurowała międzynarodową edycję projektu. Wzięło w niej udział siedmioro znanych pisarzy, którzy w muzealnych galeriach sami poszukiwali inspiracji. Z siedmiu stworzonych przez nich tekstów literackich powstało siedem krótkich monodramów wyreżyserowanych przez Jacqueline Kornmüller. Odgrywało je symultanicznie i wielokrotnie podczas jednego wieczoru siedmioro aktorów.
Gdyby chcieć nadać hasło austriackiemu projektowi, słowem najwłaściwszym byłaby „inspiracja”. Obrazy są dla pisarzy punktem wyjścia, źródłem bliższych i dalszych skojarzeń, impulsem do refleksji lub obiektem swobodnych interpretacji. Martin Pollack na przykład wychodzi poza ramy Studium chmur Friedricha Philippa Reinholda, otwierając pole dla wyobraźni widzów: jego Marsz pod chmurami opowiada o powojennych wypędzeniach i ciągnącej pod chmurami kolumnie wysiedleńców. Dla Mariusza Wilka czternastowieczny obraz Tron Łaski z Pracowni Mistrza Zaśnięcia Marii z Košatek, przedstawiający Boga Ojca trzymającego w rozpostartych ramionach ukrzyżowanego Chrystusa, stał się pretekstem do refleksji nad relacją ojca i dziecka. W bardzo osobistym tekście, napisanym w formie listu ojca do kilkuletniej córki, Wilk wyraża ojcowską miłość do „swej ukochanej doczki”. Stawia się przy tym w opozycji do wyobrażonej na obrazie postaci Boga – monumentalnej, poważnej i majestatycznej. Jego list przepełniony jest ciepłem i bliskością.
Małgorzata Sikorska-Miszczuk, zainspirowana Tryptykiem Świętych Dziewic z Pracowni Wrocławskiej (XV wiek), stworzyła postać kobiety wkraczającej w dorosłość, przechodzącej z wyidealizowanego świata wyobrażeń do rzeczywistości. To postać Świętej Dziewicy, która zeszła z tryptyku, by zakosztować życia, jednak ostatecznie musiała przed tym życiem uciekać. Marek Bieńczyk jako jedyny wybrał obraz współczesny – Śpiącą rodzinę Rajmunda Kanelby – na podstawie którego snuje opowieść z pogranicza wspomnień i snu starej kobiety. Alegoria zmysłu smaku i Alegoria zmysłu dotyku Johanna Glegglera posłużyły Agnieszce Drotkiewicz do stworzenia zmysłowego obrazu mężatki przygotowującej mężowi posiłek, a Thomas Glavinic, oglądając Ewę Lucasa Cranacha Starszego, uwiecznioną tuż przed zerwaniem zakazanego owocu, skupił się na jej nagości, wówczas jeszcze nie wstydliwej, i pisze monolog modelki, która pozuje malarzowi do aktu.
Siódmy spektakl był bodaj najbardziej wyczekiwany przez wrocławską publiczność. Za inspirację posłużyła bowiem słynna Infantka pędzla Velázqueza, wypożyczona specjalnie na potrzeby projektu z Kunsthistorisches Museum. Tekst napisała noblistka Elfriede Jelinek. Autorka zaproponowała feministyczną interpretację obrazu – z portretu młodziutkiej infantki Małgorzaty odczytała historię zniewolenia kobiet. Rozłożysta krynolina małej księżniczki jest dla niej symbolem więzienia kobiecości na przestrzeni wieków. Zaszyta w niej dziewczynka jest niczym kukła – unieruchomiona, a przez to pozbawiona na zawsze możliwości współtworzenia historii.
Wszystkie te tak różne utwory reżyserka Jacqueline Kornmüller spina jednym pomysłem inscenizacyjnym. Wystawione przez nią monodramy charakteryzują się oszczędnością środków – prawie nie ma tu rekwizytów, gesty aktorów i ruch sceniczny ograniczone są do minimum, punktują to, co w spektaklach jest najważniejsze. Hanna Konarowska przed obrazem Velázqueza siedzi przykryta sztywną, rozłożystą tkaniną. Wygłaszając płomienny monolog o księżniczkach-kukłach, stopniowo się z niej oswobadza. Sophie Prusa – święta dziewica Sikorskiej-Miszczuk, schodząca z obrazu, by zakosztować życia – owinięta jest szczelnie złocistym płaszczem, takim samym, jaki noszą jej towarzyszki z tryptyku. Dotąd złoty kokon chronił ją przed światem zewnętrznym. Teraz, chcąc zakosztować życia, bohaterka powoli się z niego wydostaje. Później jednak na nowo będzie szukać pod nim schronienia i ponownie owijać ochronną materią.
Złociste stroje niektórych postaci kojarzą się również ze złoconymi ramami obrazów. Inni przyodziani są w barwy cieliste, pozbawione wyrazistości i charakteru niczym ściany galerii, stanowiące tło dla sztuki. Aktor jest tu bowiem przede wszystkim upostaciowieniem pisarskiej wyobraźni, przekaźnikiem owej płynącej ze sztuki malarskiej inspiracji. Jest tym, co rodzi się poza ramą obrazu w umyśle jego interpretatora.
Najmocniejszym wizualnym akcentem każdego monodramu jest obraz, którego dotyczy, stanowiący jedyną scenografię spektakli. Wyjątkiem w tym przypadku jest Nago na podstawie tekstu Glavinica – performans poświęcony nagości. Marta Malikowska wciela się tu w modelkę pozującą artyście do aktu. Zrzuca więc ubranie i zwracając się bezpośrednio do widzów, narzuca im rolę artysty. Każe im patrzeć na poszczególne partie swojego ciała, od twarzy po łono. Pilnuje, by nie odwracali od niej wzroku. Każe się przyglądać bez wstydu i fałszywego onieśmielenia, właśnie tak, jak robi to artysta, badać linie i kształty. „Jeżeli patrzą państwo okiem malarza, ten widok może sprawić jedynie przyjemność – mówi, wskazując na swój brzuch – bowiem oko malarza, jak oko każdego artysty, widzi prawdziwie. W sztuce o nic nie chodzi bardziej niż właśnie o prawdę”. W tej prawdzie można odnaleźć siebie. W nagości modelki – własną nagość. Modelka zachęca widzów, by zajęli jej miejsce.
Ganymed goes Europe, łącząc trzy dziedziny sztuki, którym nadaje równorzędną rangę, buduje znaczenia na różnych poziomach. Jednocześnie jednak, prowadząc nas ścieżką wychodzącą od malarstwa, poprzez literaturę i teatr, zatacza koło i do malarstwa powraca. Ponad znaczeniem poszczególnych spektakli rodzi się drugie – na przecięciu sztuk, oparte na zaskoczeniu powiązaniem, skojarzeniem, interpretacją. Twórcy projektu pokazują, że w sztuce tak naprawdę najważniejszy jest odbiorca – to w nim dopiero rodzi się znaczenie dzieła, przefiltrowane przez jego doświadczenia i wrażliwość. Przekaz to może banalny, a jednak ważny, bo Kornmüller i Wolf odkurzają dawne dzieła mistrzów nie dla koneserów czy historyków sztuki, ale dla wszystkich. Tak jak modelka w Nago mówią jasno: przyjrzyjcie się dobrze, a zobaczycie w tych dziełach siebie.