9/2013

Geometra K. i pięć kobiet

Zamek Fiedora, przeniesiony w realia Swobodnego jeźdźca, intryguje, a w pewnych momentach nawet porusza, również za sprawą aktorek.

Obrazek ilustrujący tekst Geometra K. i pięć kobiet

Tomasz Żurek

 

Marek Fiedor w 2004 roku wystawił własną adaptację Procesu Franza Kafki w Teatrze Polskim w Poznaniu. Uczynił w niej z Józefa K. menadżera bankowego żyjącego w wielkim mieście doby postmodernizmu. Obecną realizację we wrocławskim Współczesnym umieścił z kolei w realiach amerykańskich filmów drogi, przede wszystkim Swobodnego jeźdźca Dennisa Hoppera (1969), ukazującego podróż dwóch hippisów na motocyklach przez całe Stany Zjednoczone. Zamiast zasypanej śniegiem środkowoeuropejskiej wsi, leżącej u podnóża zamczyska, na Scenie na Strychu zamarkowane zostało przydrożne amerykańskie miasto, a ściślej motel z barem i stacją benzynową. Głównym elementem scenografii zbudowanej przez Justynę Łagowską jest czerwony cadillac typu kabriolet, początkowo przykryty czarną plandeką. Oprócz niego na niewielkiej przestrzeni znajdują się dystrybutor paliwa i części rozmontowanych samochodów, takie jak fotel, opony, przód karoserii z reflektorami stanowiący wystrój bufetu, oraz barowy stół i krzesła.
Geometra K., grany gościnnie przez Przemysława Bluszcza z warszawskiego Ateneum, jest mężczyzną w średnim wieku, ze sporą łysiną i siwiejącymi włosami, ale ubierającym się nadal w stylu młodzieżowym, obowiązującym od czasów kontrkultury. Nosi skórzaną czarną kurtkę, dżinsowe spodnie i podkoszulek bez rękawów. Napomyka, że szukając pracy, pozostawił gdzieś daleko żonę i dziecko. Cały jego dobytek mieści się w wojskowym worku. K. ze spektaklu Fiedora stanowi wręcz zaprzeczenie typowych wcieleń bohaterów utworów Kafki, zazwyczaj podobnych do autora. Jest bowiem mężczyzną silnym i zdolnym do brutalności, pozbawionym seksualnych zahamowań czy lęków. Gotów jest za wszelką cenę bronić swej wolności i godności. Obawiając się jednak wykluczenia ze społeczności, a potem całkowitej degradacji, zaczyna podporządkowywać się panującym w niej regułom i wchodzić w niejednoznaczne układy lub związki. Wbrew deklaracjom staje się konformistą. Jako przybłęda bądź obcy gorączkowo i daremnie szuka kontaktu z mającą zagwarantować mu posadę i odpowiedni status w mieście instytucją, którą uosabia tyleż wszechwładny, co nieuchwytny Klamm. K. parokrotnie dzwoni do kogoś z automatu telefonicznego, ale w słuchawce rozbrzmiewa jedynie elektroniczny sygnał i nie dochodzi do żadnej rozmowy.
Fiedor uzasadniając opracowanie zmodernizowanej parafrazy Zamku – skądinąd trudniejszego do wystawienia niż Proces lub Ameryka i nieprzypadkowo mającego mniej realizacji teatralnych – oraz odejście w inscenizacji od realiów powieściowych, powoływał się na Milana Kunderę, który w eseju Zdradzone testamenty postulował odrzucenie hermetycznych egzegez zapoczątkowanych przez Maksa Broda i dostrzeżenie w Kafce pisarza odsłaniającego rozmaite aspekty nowoczesnej egzystencji, w tym relacji seksualnych. Dlatego w nader swobodnej adaptacji Fiedora, której Kundera, domagający się równocześnie respektowania integralności dzieł, raczej nie uznałby za wierną niedokończonej powieści, oprócz K. pojawia się wyłącznie pięć kobiet: bufetowa Frieda, obejmująca po niej na krótko to stanowisko pokojówka Pepi, wykonująca na syntezatorze muzykę w barze klezmerka Olga, oberżystka albo raczej właścicielka motelu Gardena i urzędniczka Giza.
Pierwszą kobietą, która spotyka K., jest pogrążona w smutku Olga (Zina Kerste), z czarnym melonikiem na głowie, grająca bluesową melodię na harmonijce ustnej. Olga stara się być dla K. przewodnikiem i posłańcem, gdyż przejęła powieściowe obowiązki jej brata Barnabasa. Dopiero po dłuższym czasie K. orientuje się, że jest ona wykluczona ze społeczności. Przewracając Olgę na podłogę i krzycząc, K. zmusza ją do opowiedzenia o odrzuceniu przez jej siostrę propozycji seksualnej urzędnika, w wyniku którego wraz z całą rodziną jest traktowana pogardliwie i ignorowana przez współmieszkańców. Seksowna, obdarzona temperamentem i sprytna Frieda (Marta Malikowska), ubrana podobnie jak K. w skórzaną kurtkę i jeansy oraz w buty z cholewami na wysokich obcasach, szybko zostaje jego kochanką; rezygnuje dla nieznajomego zarówno z intratnej posady, jak i zapewniającego prestiż uprawiania seksu z Klammem. Po wyciemnieniu budzi się roznegliżowana w objęciach K. w jego śpiworze ułożonym na podłodze, a świadkiem tej sytuacji staje się jej pracodawczyni Gardena (Elżbieta Golińska), niegdysiejsza kochanka Klamma. Potem jednak Frieda zarzuca K. instrumentalne traktowanie i zdradę z Olgą, aż w końcu go porzuca, choć nie wiąże się, jak w powieści, z pomocnikiem Jeremiaszem. Kokieteryjna Pepi (Anna Błaut), z fryzurą pełną loków i obwieszona tandetną biżuterią, która dzięki odejściu Friedy awansuje z pokojówki na bufetową, stara się ją zdyskredytować w oczach K. Wsiada z K. do limuzyny i paląc z nim marihuanę, obmawia i dyskredytuje Friedę, zanosząc się śmiechem; bezwstydnie uwodzi narzeczonego przyjaciółki. Kiedy Pepi traci stanowisko bufetowej z powodu powrotu Friedy, pomimo żalu do K. pragnie mu pomóc. On jednak ją upokarza, mówiąc, że jest kobietą pretensjonalną i ograniczoną.
W powieści do zbliżeń K. z Friedą dochodzi w oberży pod szynkwasem lub w szkolnej sali gimnastycznej na oczach dwóch pomocników. W spektaklu gwałtowny akt seksualny przypominający walkę zwierząt ma miejsce na przednich siedzeniach samochodu i jest obserwowany przez Gizę (Beata Rakowska), będącą dojrzałą i niewątpliwie samotną kobietą. Przywołani do porządku i skarceni przez Gizę kochankowie pospiesznie się ubierają. Giza, która w powieści jest wiejską nauczycielką, przeistoczyła się bowiem w pedantyczną i arogancką urzędniczkę, noszącą czerwony kostium i okulary. Oświadcza ona K., że jest zbędny zarówno jako geometra, jak i woźny w szkole. Gdy pijana Giza z butelką alkoholu w dłoni spotyka później K., poniża go i wyśmiewa. Kiedy K. zaczyna zabiegać o względy Gizy, wciąga go do współuczestniczenia za pieniądze w indiańskim rytuale z ekstatycznym tańcem i śpiewem. Zdezorientowany K. z twarzą pomazaną farbą i opaską na czole przeobraża się w wojowniczego Indianina, lecz jest wtedy równie żałosny, jak w momencie, gdy po wdrapaniu się na metalową konstrukcję krzyczał, że jest wolnym człowiekiem.
W ostatnim obrazie gotowy już skapitulować, znużony K. kładzie głowę na kolanach starzejącej się Gardeny, która go głaszcze niczym matka i ubolewa, że w życiu jest tak wiele zaprzepaszczanych możliwości. K. przybiera pozycję embrionalną i zasypia. Identycznie jak w kilku wcześniejszych spektaklach Fiedora o dojrzewaniu zmuszającym do wybrania egzystencjalnej drogi, w rezultacie załamania się męskiego bohatera następuje jego regres do stanu dzieciństwa. W poprzednim wrocławskim spektaklu Fiedora – zrealizowanym w Teatrze Polskim Wszystkim Zygmuntom między oczy!!! (2006), na kanwie Czwartego nieba Mariusza Sieniewicza – ukazany był wręcz na filmie proces powrotu noworodka do matczynego łona i cofania się aż do fazy embriona. Adaptacja Zamku najbardziej zbliżona jest jednak do przygotowanej przez Fiedora inscenizacji Niewinnych Hermanna Brocha (2000), w której młody handlowiec w obcym mieście wikłał się w skomplikowane relacje z pięcioma kobietami.
Zredukowanie biurokratycznego aparatu – w znacznym stopniu dominującego nad życiem mieszkańców – do Gizy, przemawiającej słowami wójta gminy bądź nauczyciela, i pominięcie w scenariuszu jego innych przedstawicieli wydaje się dyskusyjne. Wątpliwości wzbudza także przetransponowanie powieści w amerykańską scenerię, gdyż kwestie i monologi postaci nie zawsze przystają do społecznych stosunków czy obyczajów panujących w Stanach Zjednoczonych. Raczej słabym argumentem na rzecz tego zabiegu jest obecność w dorobku Kafki powieści Ameryka. Natomiast za odwołaniem do Swobodnego jeźdźca przemawia poddanie próbie w tym filmie amerykańskiego przywiązania do indywidualnej wolności, które, w obliczu licznych przejawów agresji wobec protagonistów i ich zamordowania w epilogu, okazywało się iluzoryczne.
Być może jednak osadzenie inscenizacji w polskiej rzeczywistości zapewniłoby jej bardziej wyrazistą wymowę. Spektakl ukazuje przecież dość powszechne doświadczenia człowieka wchodzącego do nieznanej społeczności, zawierającego znajomości z jej członkami i walczącego o swą pozycję, zmuszonego do przystosowania się i jednocześnie usiłującego zachować niezależność. Ale pomimo tych zastrzeżeń Zamek Fiedora, przeniesiony w realia Swobodnego jeźdźca, intryguje, a w pewnych momentach nawet porusza, również za sprawą aktorek, zwłaszcza Rakowskiej i Kerste, które pod okiem reżysera zbudowały sugestywne i nieco tajemnicze postacie.
 

Wrocławski Teatr Współczesny
Zamek wg powieści Franza Kafki
tłumaczenie Krzysztof Radziwiłł, Kazimierz Truchanowski
scenariusz i reżyseria Marek Fiedor
scenografia Justyna Łagowska
muzyka Tomasz Hynek
premiera 22 czerwca 2013