9/2013

Czekam na komedię

„Śmieję się z tego, że gdy byłam młodsza – sadzano mnie na fotelu inwalidzkim, jak w Kalkwerku Lupy. Gdy miałam czterdzieści lat – zagrałam Mirandę w Burzy Warlikowskiego” – mówi Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, laureatka Nagrody im. Aleksandra Zelwerowicza za sezon 2011/2012, w rozmowie z Jackiem Cieślakiem.

Obrazek ilustrujący tekst Czekam na komedię

Bartłomiej Sowa

 

JACEK CIEŚLAK Kojarzy się Panią z rolami kobiet udręczonych, głównie przez mężczyzn, dlatego zapytam Panią inaczej: jak się Pani grało w Krakowskich kabaretach XX wieku Materny, Wielebnych Mrożka w reżyserii Stuhra i Wdowach w reżyserii Opalskiego i Polony?

 

MAŁGORZATA HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK To ja też odpowiem inaczej. 3 lipca zmarł Krzysztof Nazar, który wiele lat temu obsadził mnie w Mizantropie w roli służącej. Mała rola, właściwie epizod, ale znacząca. Przez kilka dni myślałam o Krzysztofie Nazarze i o tym, jakim doświadczeniem było spotkanie z nim. Myślę, że byłam rewelacyjna w mojej roli!

 

CIEŚLAK Wybuchnęła Pani gromkim śmiechem, jakiego nie znamy ze sceny.

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Uwielbiałam grać tamtą postać. Nazar podpowiadał i prowokował, trochę czekolady, trochę chili. Trzeba było szybko zastąpić koleżankę na krótko przed premierą. Byłam bardzo młoda i wymyśliłam, że będę grać w butach na obcasach i na froterkach. Nazar był cudownym cholerykiem. Potrafił się nagle zdenerwować, jednak szybko się dogadaliśmy. Bardzo go bawiło, że gdy wchodziłam na scenę na froterkach – od razu wykonywałam szpagat. Scenografię i kostiumy robiła Zosia de Ines-Lewczuk, miałam zabawną sukienkę, mocno wydekoltowaną, coś intrygującego na głowie. Joanna Wnuk-Nazarowa skomponowała muzykę i każde moje wejście było podkreślone osobnym motywem. Wszystko się poskładało. Wchodziłam na scenę, robiłam „tylko” szpagat, a czułam wielką frajdę. Wszyscy się śmiali. Przekonałam się nawet, że to uzależniające. Kiedy nie miałam reakcji – zastanawiałam się, co zrobiłam źle. Tak: natychmiastowy odzew wywołuje we mnie tyle radości. To samo było przy Kabaretach…, w których mówiłam tekst w ostatniej chwili podarowany mi przez Krystynę Zachwatowicz. Zobaczyła mnie na próbie, powiedziała, że to, co mam do powiedzenia, nie jest śmieszne, i podarowała Ślimaki, które sama interpretowała przed laty w Piwnicy pod Baranami. To jest cudowne: móc się bawić takim tekstem i natychmiast mieć reakcję.

 

CIEŚLAK W komedii recenzja widzów jest natychmiast. To śmiech.

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Ale to nie cała prawda o śmiechu. Zdarzały mi się przedstawienia, kiedy chciałam, żeby widzowie śmiali się w innych momentach, niż się śmiali. Chciałam być reżyserem ich śmiechu. Tak było w Wielebnych Stuhra i Słomkowym kapeluszu Wajdy. Czasami się wstydziłam, gdy śmiech wybuchał kiedy indziej, niż oczekiwałam, bo co innego dla mnie było śmieszne niż dla widzów. Nad innym efektem pracowałam.

 

CIEŚLAK A tak w ogóle to co Panią cieszy i śmieszy?

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Woody Allen!

 

CIEŚLAK Ma Pani na półce komplet jego filmów.

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Lubię bardzo Woody’ego Allena, choć też nie wszystko, co zrobił, mnie śmieszy. Moim ostatnim odkryciem są Zakochani w Rzymie. Również nie w całości. Ale wszystkie sekwencje, w których naturszczyk właściciel zakładu pogrzebowego staje się wybitnym wokalistą operowym, gdy śpiewa pod prysznicem – oglądałam po wielokroć. Uwielbiam też Koniec z Hollywood. Reżyser, który robi film po tym, jak stracił wzrok – to dla mnie genialna metafora. Oglądałam ten film chyba kilkanaście razy. Śmiałam się do łez, kiedy oglądałam otwarcie londyńskiej olimpiady z udziałem Jasia Fasoli, Jamesa Bonda i królowej. To było rewelacyjne. Kocham angielskie poczucie humoru.

 

CIEŚLAK Muszę zauważyć, że Panią – poważną aktorkę Lupy i Warlikowskiego – bawią zagrywki z pogranicza farsy. Na przykład te szpilki na froterkach.

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Może mam taki gust.

 

CIEŚLAK Teraz też się Pani wspaniale śmieje, tymczasem zrobiono z Pani na scenie symbol wszystkich kobiecych problemów, ikonę kryzysów egzystencjalnych i załamań.

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Jak ja sobie na to pozwalam? Właściwie nie wiem. Śmieję się z tego, że w Kabarecie warszawskim zmagam się z moim wiekiem. Mam czterdzieści osiem lat, a to spektakl trudny od strony fizycznej. Scena performansu, który gram z Claude’em Bardouilem, bardzo mnie eksploatuje.

 

CIEŚLAK To jednak nowa jakość.

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK I jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. A śmieję się z tego, że gdy byłam młodsza – sadzano mnie na fotelu inwalidzkim, jak w Kalkwerku Lupy. Gdy miałam czterdzieści lat – zagrałam Mirandę w Burzy Warlikowskiego. Ale to mi się akurat podobało. Myślę, że przemyciłam trochę mojego poczucia humoru. Generalnie jednak wszystko jest na opak. Kiedy byłam młoda – grałam starsze. Jak jestem starsza – gram młodsze.

 

CIEŚLAK Zarówno Lupa, jak i Warlikowski mają wielkie poczucie humoru, jednak ich spektakle opowiadają o wielkich traumach najczęściej w traumatyczny sposób.

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Nie zgadzam się. W Kalkwerku scena upijania radcy budowlanego Baurata bawiła mnie zawsze. Pewnie ze sto razy oglądałam ją z kulis. Śmiałam się, ale to był komizm z najwyższej półki.

 

CIEŚLAK Czy śmiech jest dla Pani ważny również dlatego, że była Pani studentką Jerzego Stuhra?

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Myślę, że pracował nad moim komizmem jeden z lepszych specjalistów. To fajne, że człowiek nie pamięta, jak go operowano! Nie pamiętam, co z nami robił, a przecież pokazywał nam bardzo trudny język Gombrowicza, gdy przygotowywaliśmy się do dyplomu i Iwony, księżniczki Burgunda. Oczywiście były też przykre, środowiskowe komentarze w stylu: „Zap… małe Stuhrki po scenie”. Bolało mnie to. Było bardzo nieprzyjemne. Ale tym bardziej chciałam, żeby rola, którą grałam, była jak najbardziej zindywidualizowana. Pracowałam nad tym, żeby nie dać się zaszufladkować i nie musieć słuchać, że gram tak, jakby to Stuhr robił.

 

CIEŚLAK To znaczące doświadczenie. Tradycyjny teatr, a w szczególności komedia i farsa, nawet grane w wielkim stylu, znalazły się na cenzurowanym, i to w związku z opiniami środowiska, które przez wiele lat doświadczało innego rodzaju ostracyzmu. Jerzy Stuhr nie ukrywa, że czuje się zepchnięty na margines polskiego teatru.

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Dobrze, że jest sobie wierny. Robi swoje. Każdy powinien robić swoje. Teraz z panem Jerzym pracowaliśmy przy Ich czworo w Polskim Radiu. Reżyserował spektakl w Krakowie, na żywo. Uważał, że można było coś podkreślić, zagrać mocniej. Podobnie myśli Anna Polony. W ich interpretacjach mnie to nie drażni. Wszystko jest śmieszne, urokliwe. Ale ja pewne wartości muszę transponować na własny język.

 

CIEŚLAK I nie chciałaby Pani zagrać w komedii?

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Siedzę i czekam. Non stop czekam na komedię. Chodzi mi o taką jakość jak, na przykład, w wyreżyserowanej przeze mnie Niebieskiej sukience w spektaklu Blogi.pl w Starym Teatrze, gdzie śmiech jest najlepszym terapeutą. Właśnie dlatego uwielbiam śmiech.

 

CIEŚLAK A czy nasi najwybitniejsi reżyserzy nie wstydzą się śmiechu?

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Nie sądzę. Najlepszym dowodem jest Krum Warlikowskiego. Jego spektakle nie są nigdy namalowane jednym – czarnym kolorem. Poza tym jak się bierze na warsztat Bachantki, to trudno o żarty. A jednak nawet tam było dużo poczucia humoru. Tylko że innego niż to, do którego przywykliśmy. Nieoczywistego. Bachantki i Dionizos sobie figlowali. Pyszne to było. Tragikomiczne. Bo takie jest życie. A teraz powiem coś, co może nie nadaje się do publikacji. Kiedy byłam na pogrzebie Krzysztofa Nazara, trumnę z kaplicy wynosiło trzech mężczyzn. Trzech, a nie czterech.

 

CIEŚLAK Już się robi absurdalnie.

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Nagle trumna przechyliła się i odruchowo wyobraziłam sobie Krzysztofa, który krzyczy w środku trumny swoim zawsze pełnym pasji głosem: „Ostrożnie!”. Takie jest moje poczucie humoru. Takie jest życie.

 

CIEŚLAK Tymczasem role, które Pani gra, są czyśćcem kobiet. I gdybym miał powiedzieć o nich przekornie, to bym na pewno powiedział, że najbardziej reprezentatywna w Pani dorobku jest Miranda z Burzy Warlikowskiego. Po katastrofie rodzinnej doznaje miłości młodego wybranka, który nie przejmuje się wiekiem ukochanej i kocha ją wbrew wszystkiemu. Typowa dla Pani ról bajka!

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Ferdynand wkłada w miłość do Mirandy maksimum emocji, a moim zadaniem było zrozumieć, dlaczego tak bardzo ją kocha. Dlaczego właśnie taką „starą”?

 

CIEŚLAK Chodziło o miłość idealną.

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Pewnie, że tak. Tylko musiałam to zrozumieć. To nie było łatwe, zwłaszcza gdy w życiu osobistym układa się dokładnie na odwrót. Oczywiście, dziś z perspektywy czasu uważam, że w Burzy wszystko było cudownie wymyślone. Jednak dużo czasu zajęło mi, żeby przełożyć rolę na język mojego ciała i wyobraźni. Byłam też skażona innymi interpretacjami. Krzysiek musiał mi je wyrwać z pamięci – z korzeniami. Miałam być najpiękniejsza i najcudowniejsza na świecie. Inaczej nie dało się grać sceny oświadczyn i tego, jak obdarowywaliśmy się z Redbadem pieszczotami i upominkami – a to ołówkiem, a to muszką, biletem lotniczym. Sprawiało nam to wiele przyjemności. Redbad rąbał pieńki naprawdę. Patrzyłam na to wzrokiem zakochanej kobiety. Miałam wolność w decydowaniu o tym, ile jeszcze porąbie pieńków. Trzy czy dziesięć? Graliśmy z publicznością – jak w kabarecie. Wsłuchiwaliśmy się, co by jeszcze chciała z tej miłosnej magii. Przypomina mi się Naga broń z Lesliem Nielsenem. A tak! Bo idealna miłość zawsze wygląda komicznie. Poczucie humoru Nielsena też mi odpowiadało.

 

CIEŚLAK Ale czy lubiąc inne baśnie – okrutne, w tym Andersena, na przykład o brzydkim kaczątku – nie stygmatyzuje Pani podświadomie pewnych kobiecych stereotypów, ich poczucia niedoskonałości, niespełnienia?

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Z Brzydkim kaczątkiem jest inaczej. Ważniejsza jest moja miłość do Andersena. Przekopałam się przez jego biografię i napisałam o nim sztukę, scenariusz. Jego miłości były różne – do mężczyzn, do kobiet. Ale daj mi, Panie Boże, przeżyć taką życiową podróż jak Andersen. Myślę, że przekuwał swoje różne niedosyty i niespełnienia w pozytywny sposób. Historia o brzydkim kaczątku kończy się przecież pozytywnie. Nieśmiałość Andersena paraliżowała, ale uruchamiała też emocje, o których inni mogli tylko marzyć. W wielu bajkach, na przykład o małej syrence, są motywy „coś za coś”. Każdy płaci w życiu jakąś cenę.

 

CIEŚLAK Inaczej się nie da?

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Podobno nie.

 

CIEŚLAK A jak znacząca była Pani inicjacja teatralna w Słuchaj, Izraelu! Jarockiego? Katował Panią w związku z jednym zdaniem w Pani roli: „Kara boża na niego”. A Pani chowała się przed nim po całym teatrze. Jak można chcieć brać udział w czymś takim? Czy mistrz musi być tyranem?

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK To była moja perspektywa wejścia do spektaklu na trzy próby generalne przed premierą. Może coś wyolbrzymiłam.

 

CIEŚLAK Większość aktorów Jarockiego mówi, że był katem.

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Po premierze zagrałam jeszcze kilka spektakli, potem były wakacje, a w nowym sezonie otrzymałam od profesora propozycję zastępstwa za Teresę Budzisz-Krzyżanowską. Chyba wspaniale?

 

CIEŚLAK A jak często w reżyserii używa się metody kija i marchewki? Czy dyskomfort aktora jest warunkiem stworzenia dobrego spektaklu?

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Czasami tak.

 

CIEŚLAK To tak jak w bajkach Andersena.

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Wtedy nie potrafiłam tego tak nazwać. Wtedy dostałam sygnał. Jarocki dał do zrozumienia: „Ja panią widzę”.

 

CIEŚLAK Co byłoby gorsze?

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK „Ja pani nie chcę”!

 

CIEŚLAK Musi być od ściany do ściany?

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Widocznie tak. W Ślubie mówiłam tylko jedno słowo: „Ambasador”. Ale jak ja to pamiętam! Ile czekałam, żeby powiedzieć tę kwestię. W Paryżu podczas próby pozwoliłam sobie na żart. Kiedy przyszedł mój czas, milcząc, wskazałam palcem na tłumaczenie wyświetlane ponad sceną. Zobaczyłam wzrok profesora i natychmiast powiedziałam: „Ambasador”. Wiem, że miał poczucie humoru. Widziałam go tańczącego i nie mogłam połączyć tych dwóch różnych facetów. Zastanawiałam się, jak koleżanki-aktorki nie boją się do niego podejść, co dopiero tańczyć. Na przykład Dorota Pomykała. Naprawdę widziałam, jak Jarocki tańczył! Potrafił się śmiać. Wiem to, tylko nie miałam szans, żeby porozmawiać z nim w zwykły sposób. Ale przecież Jerzy Radziwiłowicz był dla niego partnerem. Pamiętam, jak siedzieliśmy w palarni, a oni załatwiali sprawy pomiędzy Henrykiem a reżyserem. Miał normalne życie. Żonę, córkę. Tylko w obozie…

 

CIEŚLAK Powiedziała Pani: w obozie.

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK O Boże! Ale to nie jest złe słowo, bo kojarzy mi się z obozem harcerskim. Bardzo lubię pracować w odosobnieniu, na wyjeździe. To jest to, co proponuje również Krzysztof Warlikowski. Kiedy robiliśmy Oczyszczonych – wyjechaliśmy do Wrocławia. Potem były Opowieści afrykańskie według Szekspira i Liège.

 

CIEŚLAK Ale z Warlikowskim nie miała Pani nigdy problemu komunikacyjnego. Od początku czuła się Pani partnerem.

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Wręcz jak do mnie dzwonił, miałam wrażenie, że jest przejęty rozmową ze mną. Nie wszystko rozumiałam z tego, co mówił. I znowu weszłam do spektaklu niedługo przed premierą. To były Bachantki.

 

CIEŚLAK Niespotykanie optymistyczna, choć autoironiczna, była Dupa z Kruma. Co Pani poczuła, dostając taką rolę? „Dupa” to bardzo seksistowskie określenie, redukujące kobietę do jednej czynności.

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Zaczęłam się zastanawiać, co to znaczy. Skąd bierze się to imię? Czy to imię, czy przezwisko, które przylgnęło do kobiety? Dużo czasu mi zajęło, żeby sceniczna Dupa poczuła swoją wartość i zaczęła mieć poczucie humoru na własny temat. Ucząc się roli, nie mogę ulegać pierwszemu wrażeniu, zwłaszcza gdy jest negatywne.

 

CIEŚLAK „Jestem brzydka, ale za to wesoła” – mówi ubrana w postpunkowy, a może sadomaso, strój, trochę z Almodóvara.

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK I jak się okazało, widzowie tę kwestię cytują bodaj najczęściej. To jest coś, co kobiety przyswajają z przyjemnością. Kobiety lubią tak mówić: piękna nie jestem.

 

CIEŚLAK Współtworzyła Pani swój kostium?

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK To było poszukiwanie zbiorowe. Widziałam kiedyś taką kobietę, a Krzysztof albo Małgosia Szczęśniak znaleźli podobną w albumie Nan Goldin. Na scenie wyglądałam właściwie tak jak w albumie.

 

CIEŚLAK Dupa starała się nie tylko wyróżnić, ale i pokazać nonszalancki stosunek do samej siebie.

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Ale już samo wkładanie butów i pierścionków jest poświęcaniem czasu sobie. Nawet jak się nie lubi siebie – to się sobą zajmuje. To dużo mówi o tej postaci.

 

CIEŚLAK Dupa musi poradzić sobie z dramatem. Jej chłopak Tugatti umiera na raka. To rewers idyllicznego związku, granego z Redbadem w Burzy. Dupa zostaje sama. I ta samotność jest cechą Pani bohaterek, które starają się dogonić, doścignąć mężczyzn, żeby z nimi być: jak Konradowa w Kalkwerku z szalonym mężem, jak Elżbieta z chorym bratem Fryderykiem w Zaratustrze, jak Ritter z bratem Ludwikiem w Rodzeństwie w reżyserii Lupy. Samotność kobiet w męskim świecie sięga zenitu u Warlikowskiego, gdzie Grace w Oczyszczonych przyszywa sobie genitalia brata, i w Opowieściach afrykańskich, gdzie Porcja je surowe mięso, żeby poczuć, co to znaczy być mężczyzną: co to znaczy męskość.

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Nie łączmy Oczyszczonych z Opowieściami. W Oczyszczonych grałam wyższą formę tęsknoty za bratem i miłości do niego. Wtedy do końca tego tak nie rozumiałam, choć wiedziałam coś na ten temat. Skąd czerpiemy? Z własnego życia. W tamtym czasie zmarła mi osoba bardzo bliska, czyli ojciec. Pewnie posiłkowałam się tym przeżyciem. Zrozumiałam, że są najbliżsi, których nigdy w życiu już się nie zobaczy. Towarzyszy temu wręcz obsesyjne poszukiwanie takiej osoby na ulicy. Podobnych ludzi. Głosu. Postury. Czasami bywa to infantylne, ale co można zrobić więcej? Po śmierci zbieramy pamiątki, przechowujemy je. Nie wiem, jak wyglądały stosunki Grace z bratem. Może chciała coś naprawić? Scena z duchem brata, który zawsze chce być przy siostrze, gdy rozmawiają w nocy na materacu przypominającym tratwę, jest dla mnie jedną z piękniejszych. Zawsze była dla mnie za krótka. Mogłam dryfować bez końca. Miałam wrażenie, że ludzie współodczuwali z nami w niebywały sposób. Podobne przeżycie miałam podczas Braci Karamazow Krystiana Lupy, gdzie grałam epizodyczną, ale zabawną postać Fieni. Pamiętam sceny z Iwanem i Aloszą, których grali Jan Frycz i Paweł Miśkiewicz. Mogłam siedzieć w kulisach i słuchać ich bez końca. Właściwie to już nie był teatr. Zapominało się, że rozmawiają Frycz i Miśkiewicz. Ja i widzowie braliśmy udział w kontemplacyjnym ciągu, podczas którego padają odpowiedzi zgodne z tym, co właśnie myślimy. Podczas sceny na materacu było podobnie. Moja bohaterka musiała sobie odpowiedzieć na pytanie: czego chce, dlaczego chce zmienić swoje ciało? Dlaczego brat jest z nią, a nie ma go zarazem? Czasami udawało nam się to pokazać.

 

CIEŚLAK Czuła Pani, że to przełomowe przedstawienie?

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Dla mnie było przełomowe w myśleniu o ciele. Moje ciało nie chciało tego przedstawienia.

 

CIEŚLAK Czego nie chciało Pani ciało?

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Wysiłku, jaki musiało włożyć w moją rolę. W krótkim czasie musiało przejść przez wiele stanów emocji. To nie był film, który się lepi z różnych kawałków. Wszystkie odmienne stany trzeba było pokazać w jednym miejscu i krótkim czasie. Teraz na myśl, że mamy w październiku znowu grać Oczyszczonych, moje ciało znowu cierpi. Już się boję.

 

CIEŚLAK A Porcja z Opowieści?

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Myślę, że to jest postać kontrowersyjna.

 

CIEŚLAK Dlaczego?

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Zacznę od tego, że lubię trudną drogę do roli. Wypalanie kolejnego papierosa. Ta ciągła niewiedza. Nie jak powiedzieć, tylko co każde zdanie znaczy dla mnie. Na przykład rozprawa w sądzie. Kompletnie nie miałam takich doświadczeń. Poszłam na dwie rozprawy, zobaczyć te emocje, to, czym się żywią, bo przecież nie amerykańskimi filmami. Chociaż chciałabym wejść do takiego filmu. Sceny sądowe w Skandaliście Larrym Flincie bardzo mi się podobały.

 

CIEŚLAK A co z jedzeniem mięsa?

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Ten funt mięsa, który ciągle powraca, ma różne znaczenia.

 

CIEŚLAK W końcu jest to synonim męskości, a wręcz penis.

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Tak. Ale zaczyna się niewinnie. Potem Porcja jest podczas rozprawy nie do końca uczciwa. Manipuluje. Nie korzysta ze wszystkich swoich możliwości.

 

CIEŚLAK Bo pragnie mężczyzny, ale nie może go mieć, bo on niespecjalnie przepada za kobietami. Potrzebne mu są pieniądze.

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Ale to nie tylko kwestia kochanka. Jest gdzieś ojciec, który zostawił testament. Jest opowieść o szkatułach. Działa łańcuszek mężczyzn. Porcja, jedząc mięso, rozmawia z Basaniem, ojcem i własnymi wyrzutami sumienia. Mięso jest jak zadanie. Wizualizuje to, co trzeba pokonać. Słowa obrosły w rzeczywistość. Rzucone kiedyś przez Shylocka i Antonia słowa nabrały ciała.

 

CIEŚLAK Lubi Pani jeść to mięso?

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Proszę mnie o to nie pytać! Na szczęście nie mam czasu na degustację. Bywa różnie. W Modenie przyprawiono mi mięso oliwą, cytryną, tymiankiem. Musiałam powiedzieć, że to nie jest mięso do jedzenia. Ono nie ma smakować. To jest mięso eksperymentalne. Mam przeprowadzić eksperyment na nim i na sobie.

 

CIEŚLAK Czy reżyserzy-mężczyźni rozumieją kobiety, czy realizują tylko swoje wyobrażenia, pokazując Klitajmestrę, która przymyka oczy na zbrodnię męża, albo Agawe, która w bachicznym szale zabija syna?

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK To jest pytanie do tych, co piszą, a nie reżyserują. Z reżyserami można przynajmniej porozmawiać o tym, co mamy zinterpretować. Poza tym nie jestem wyrazicielką uczuć wszystkich kobiet. Co ja mogę o nich wiedzieć? Tyle ich jest! Ja połowy kobiet nie rozumiem. A z wieloma mężczyznami, mam wrażenie, że osiągam porozumienie. Dlatego nie generalizujmy. Wszystko zależy od ludzi. Zawsze trzeba poszukiwać, bo nic nie wiemy od początku i nic nie jest dane na zawsze. Dla mnie jest to zresztą przyjemny proces. Teraz w Kabarecie warszawskim mamy z Claude’em scenę, w której moja bohaterka musi się otworzyć na kolejnego człowieka w jej życiu, na nową miłość. Krzysztof i Claude podpowiadali mi, że musi narodzić się coś nowego, wyrażamy to bez słów. Przechodzimy przez wiele stanów, poczynając od delikatności, poprzez bardziej bolesne dotknięcia, ale ciągle z myślą: na zawsze razem, czujemy, że nic nas nie rozdzieli.

 

CIEŚLAK Przeżywacie razem katastrofę.

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Zwłaszcza jak w kabinie zaczyna brakować tlenu!

 

CIEŚLAK Mówi Pani, że często czerpie z siebie. A co Pani czuła, grając w Piekarni Brechtowską Niobe, która traci piątkę dzieci, gdy sama ma Pani czwórkę? Czy Wojciech Klemm nie żerował na Pani prywatności?

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Nie. Zwiększał tylko szansę na zrozumienie postaci. Aktor zawsze może odrzucić rolę. Albo pracując, postawić tamę. Zawsze potrzebne jest obopólne zaufanie.

 

CIEŚLAK Kiedy się umawialiśmy na rozmowę, powiedziała Pani, że ciężko dziś być aktorem. A przecież, w przeciwieństwie do Mewy ze spektaklu Miśkiewicza, idzie Pani ciągle do przodu.

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK Ale nie wiem, czy się odnajdę w przyszłości. Byłam w obsadzie Pocztu Królów Polskich Krzysztofa Garbaczewskiego, ale zrezygnowałam. To była moja wina.

 

CIEŚLAK A co Pani zagra w najbliższym czasie?

 

HAJEWSKA-KRZYSZTOFIK A co zagram w najbliższym czasie?