10/2013

Muzeum wielu dyscyplin

Spośród pracowników Instytutu Teatralnego poważną koncepcję funkcjonowania Muzeum Teatralnego przedstawiła jak dotąd tylko Dorota Buchwald. Jej Narratorium to pomysł na ekspozycję przedstawiającą dzieje teatru z pomocą muzealiów i dokumentów.

Obrazek ilustrujący tekst Muzeum wielu dyscyplin

Żaneta Govenlock

 

Warszawskie Muzeum Teatralne powstało w roku 1957 jako oddział Muzeum Historycznego m.st. Warszawy, aby osiem lat później przenieść się do specjalnie przygotowanych przestrzeni w odbudowanym Teatrze Wielkim. Zgodnie z ideami Arnolda Szyfmana w Salach Redutowych ulokowano ekspozycję historycznoteatralną, a w znajdujących się po drugiej stronie foyer Małych Salach urządzano wystawy czasowe. Placówka uzyskała więc świetne i ogromne przestrzenie ekspozycyjne w centrum Warszawy, ale okupiła to włączeniem w strukturę teatru operowego. Ministerstwo zadbało jednak, by w statucie Teatru Wielkiego znalazł się zapis o obowiązku prowadzenia Muzeum.

Przez 55 lat funkcjonowania zgromadzono ogromne zbiory (kilkadziesiąt tysięcy obiektów o charakterze muzealnym, archiwalnym bądź bibliotecznym) i zrealizowano niemal dwieście wystaw. Interesy Muzeum i Opery nie zawsze jednak szły w tym samym kierunku. W próbach zmagania się z instytucją nadrzędną muzealnicy nie mieli zresztą większych szans. Doskonale sytuację tę określił Józef Szczublewski w metaforze „śledź w brzuchu wieloryba”. W jego czasach pewną pociechą było przynajmniej to, że dyrektorzy operowi (ongiś bywali nimi artyści) rozumieli, iż Muzeum ma prawo do autonomii. Sytuacja zrobiła się zupełnie niewesoła, gdy w ostatnich dekadach władzę nad największym polskim teatrem zaczęto powierzać „zawodowym” dyrektorom, na zasadzie klucza politycznego. W ich wyobraźni Muzeum jawiło się chyba na podobieństwo innych działów, takich jak intendentura czy stolarnia. Traktowali tę placówkę jako swoisty kłopot (piąte koło u wozu Tespisa), a w najlepszym przypadku jako dział służebny (serwituty w postaci wystaw towarzyszących premierom). Na dyrektorskiej karuzeli zaczęli pojawiać się ludzie raczej ograniczający niż rozwijający działalność Muzeum Teatralnego.

Waldemar Dąbrowski za poprzedniej dyrekcji zaczął wykorzystywać Sale Redutowe jako przestrzeń do wynajęcia. Regularnie udostępniał je kierowanej przez Grzegorza Furgę Agencji Kontakt, która urządzała tam wystawy o charakterze całkowicie komercyjnym. W Małych Salach zorganizował natomiast Galerię Opera, w której najczęściej prezentowano prace współczesnych plastyków. W czasach Janusza Pietkiewicza Sale Redutowe zostały z kolei przekształcone w przestrzeń mającą służyć próbom i koncertom. Dyrektor bowiem zamiast poświęcić się operowym premierom, całą energię wkładał w organizowanie niebudzących większego zainteresowania przedsięwzięć impresaryjnych. Próby prowadzenia działalności wystawienniczej okazały się skazane na porażkę. W Roku Szymanowskiego za zgodą Pietkiewicza muzealnicy przygotowali imponującą wystawę poświęconą Kompozytorowi (współorganizatorem była Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego). Niestety kaprys operowego dyrektora sprawił, że ekspozycja była niemal niedostępna. Nie miały znaczenia ani ogrom przygotowań, ani sprowadzenie z całego kraju najcenniejszych eksponatów, ani ogromne dofinansowanie zdobyte na organizację wystawy. Dla Pietkiewicza ważniejsze były koncerty, których przygotowanie wiązało się z przynajmniej częściowym demontażem ekspozycji.

Sytuacja Muzeum Teatralnego pod kierownictwem doktora Andrzeja Kruczyńskiego zaczęła więc przypominać sytuację partyzanckiego oddziału. Z jednej strony kolejne dyrekcje pozbawiały je możliwości działania. Z drugiej strony zespół muzealników wciąż starał się realizować swoją misję, chociażby wbrew intencjom zwierzchności. Ambicją Kruczyńskiego stało się skupienie na działalności wystawienniczej. W czasie jego kilkunastoletnich rządów zrealizowano około stu ekspozycji! Niedostateczne wykorzystanie tego potencjału przez Teatr Wielki to inne zagadnienie. Myślę tu między innymi o ograniczonych godzinach, w których udostępnia się wystawy (oszczędzanie przez Operę na dyżurach portierskich), tudzież o zamykaniu Muzeum w okresie wakacyjnym (rytm sezonu teatralnego).

Janusz Pietkiewicz czy Sławomir Pietras ograniczali się do podtrzymywania Muzeum w stanie wegetatywnym. Tymczasem powrót Dąbrowskiego na dyrektorski stołek zdaje się nieść większe niebezpieczeństwa. Kiedy przed laty pełnił on funkcję ministra kultury, muzealnicy dowiedzieli się, że zupełnie poważnie jest rozważana koncepcja przeniesienia Muzeum do powołanego w 2003 roku Instytutu Teatralnego. Wraz z powrotem Dąbrowskiego do Opery pomysł zaczął być na nowo dyskutowany, niestety za plecami samych zainteresowanych.

Takie pokątne negocjacje muszą budzić podejrzenia. Zwłaszcza jeżeli zwrócimy uwagę, że ani Dąbrowskiego, ani Nowaka nie można w tej sytuacji podejrzewać o bezinteresowność. W interesie pierwszego z nich jest pozbycie się obowiązku prowadzenia Muzeum i wykorzystywanie przestrzeni do celów komercyjnych czy też do eksponowania sztuki współczesnej. W interesie Nowaka jest przede wszystkim rozszerzanie wpływów swojego Instytutu. Wchłonięcie Muzeum stanowiłoby osiągnięcie swoistego monopolu.

Wywiad z Maciejem Nowakiem wywołał w środowisku teatrologicznym nie lada dyskusję (opublikowaną na e-teatr.pl). Kwestia Muzeum pozostała jednak na jej marginesie. Ze stanowiskiem Kruczyńskiego czytelnicy mogą się zapoznać w niniejszym numerze „Teatru”. Obok niego krótko głos zabrała doktor Elżbieta Baniewicz, pisząc o Nowaku: „On ma wizję: dołączyć Muzeum Teatralne do Instytutu i sprawić, by było żywe i odwiedzane – brawo”. Za cały komentarz może tu jednak wystarczyć uśmiech. I jest to niestety uśmiech zakłopotania. Czy samo powierzenie Muzeum Nowakowi daje jakiekolwiek gwarancje na polepszenie jego losu? Mniemam, że jest zupełnie inaczej. Dyrektor Nowak nie ma muzealniczych kompetencji, a sam Instytut – warunków do przechowywania i eksponowania muzealiów. Nie rozumiem zresztą, o jakiej wizji tu rozmawiamy. Podejrzewam, że chodzi o wizję senną, bo tylko ona pasuje do niejasnych słów wygłoszonych przez dyrektora. Muzeum Teatralne na kształt Muzeum Powstania Warszawskiego – pomysł to piękny, ale tymczasem zupełnie nierealny. Może najpierw pomyślelibyśmy, jak doprowadzić do stworzenia chociażby niewielkiej ekspozycji?

Spośród pracowników Instytutu poważną koncepcję przedstawiła jak dotąd tylko Dorota Buchwald. Dwa lata temu obydwoje uczestniczyliśmy w konferencji zorganizowanej przez Muzeum Historyczne Miasta Krakowa. Koleżanka wygłosiła wówczas referat omawiający wizję Narratorium, czyli ekspozycji przedstawiającej dzieje teatru z pomocą muzealiów i dokumentów. Muszę przyznać, że pomysł jest interesujący. Jednocześnie jednak dostrzegam, że bardziej atrakcyjne obiekty, z których tworzona byłaby taka wystawa, znajdują się w zbiorach Muzeum. Skoro tak, to dlaczego ono miałoby stać się częścią Instytutu, a nie Instytut częścią Muzeum?

W trakcie przywoływanej krakowskiej sesji omówiłem historię, obecną sytuację i ewentualną przyszłość warszawskiego Muzeum Teatralnego. Obydwa referaty (to jest Doroty Buchwald i mój) zostały opublikowane w tomie Muzeum w świetle reflektorów1. W tym miejscu ograniczę się jedynie do przypomnienia prezentowanej wówczas wizji.

Pozostawanie w strukturze Teatru Wielkiego uważam za skazywanie Muzeum na wegetację. Przeniesienie go do któregoś z warszawskich muzeów pozwoliłoby mu w pełni korzystać z Ustawy o Muzeach, ale najprawdopodobniej wiązałoby się z jego marginalnym usytuowaniem w ramach całej instytucji. Ciężko bowiem przypuszczać, że dyrekcja dużego muzeum przywiązywałaby odpowiednią wagę do warunków działania oddziału teatralnego. Przenosiny do Instytutu, jak już zaznaczyłem, uważam za pomysł nietrafiony. Jeżeli znaleziono by lokal i godziwe fundusze na prowadzenie Muzeum, to uzależnienie od Instytutu nie byłoby do niczego potrzebne.

Jedyną szansą dla Muzeum jest nadanie mu pełnej niezależności. Zwłaszcza że ekspozycja poświęcona sztukom widowiskowym byłaby dla zwiedzających niezwykle interesująca już z powodu niezwykłości samych obiektów. Placówka powinna składać się przynajmniej z trzech działów. Pierwszy z nich zajmowałby się inwentaryzacją, opracowaniem i udostępnianiem zbiorów. Drugi to dział wystawienniczy odpowiedzialny i za stałą ekspozycję, i za organizowanie wystaw czasowych. Trzecim działem powinna być pracownia prowadząca naukowe badania nad historią widowisk, stanowiąca jednocześnie centrum informacji naukowej.

Ekspozycja stała, operująca wszelkimi środkami właściwymi dla spektaklu, prezentowałaby dzieje polskich widowisk od czasów najdawniejszych po dzień dzisiejszy. Tematyka teatralna powinna stanowić oś główną, ale przeplatającą się przecież ze ścieżkami prezentującymi świat polskich obrzędów, z szeroko pojętą sferą performansów. Powinna pozwalać zwiedzającemu na patrzenie z innej perspektywy, niż może to czynić z widowni; na znalezienie się w przestrzeni scenicznej pomiędzy dekoracjami, rekwizytami i kostiumami.

Jak zaznaczyłem, projektowana placówka powinna wprowadzać nie tylko w przestrzeń spektaklu teatralnego, ale w sferę performatywno-widowiskową. Byłaby to niezwykła okazja, aby ukazać wzajemne powiązania pomiędzy praktyką teatralną danych czasów a funkcjonującymi wówczas codziennymi czy też odświętnymi performansami. Wchodząc w świat Dziadów, moglibyśmy jednocześnie zanurzyć się w rzeczywistość obrzędową, polityczną, obyczajową – spojrzeć na świat oczami Mickiewicza.

Właściwością teatru jest bowiem ujmowanie w swoim zwierciadle całej rzeczywistości. Muzeum Teatralne mogłoby mieć charakter interdyscyplinarny. Instytucja ta, skupiając się na sferze widowiskowej, mogłaby jednocześnie być po części muzeum artystycznym, historycznym, technicznym, wojskowym, religijnym czy etnograficznym. Naprawdę jest o czym dyskutować…
 

1. Muzeum w świetle reflektorów. Wystawa – naukowe laboratorium czy artystyczna kreacja?, [materiały z międzynarodowej konferencji zorganizowanej 12–14 października 2011 r. przez Muzeum Historyczne Miasta Krakowa], red. A. Kowalska, Kraków 2012.