10/2013
Jacek Kopciński

Zuzanna Waś

Widok z Koziej: Mrożek straszy

Dla reżyserów młodszych generacji autor Tanga staje się powoli kimś w rodzaju trędowatego. Jakiś nowy kodeks teatralny podpowiada im, by trzymać się od Mrożka z daleka i przy każdej okazji głośno przed nim ostrzegać. „Gdyby ktoś mi dzisiaj kazał zrobić sztukę Mrożka, to wolałbym pojechać do Anglii sprzątać ulice” – powiedział w wywiadzie dla majowego „Newsweeka” Krzysztof Warlikowski tuż przed premierą Kabaretu warszawskiego. „Samodzielne tworzenie tekstu daje ci jako reżyserowi absolutną władzę” – zasugerował mu wcześniej dziennikarz. „To nie jest kwestia władzy, tylko bezradności” – skromnie odpowiedział reżyser. Zamiatanie ulic w Londynie jest oczywiście łatwiejsze od inscenizowania dramatu, ale żeby z powodu Mrożka rezygnować z zawodu? Na szczęście Warlikowski nie musi poważnie rozważać alternatywy „miotła albo Mrożek”. Nikt mu nie każe wystawiać Pieszo ani Emigrantów, ma swój teatr i robi w nim, co chce.
Jaki demon zamieszkał jednak w Mrożku, że nawet artysta tej miary co Warlikowski uciekałby przed nim na londyński bruk? Kto oglądał lub czytał ostatniego Mateusza Pakułę, ten wie. W piątej części utworu Mój niepokój ma przy sobie broń, inspirowanego Podróżami Guliwera, TROSKLIWY MIŚ KAPUSTKA rozwiązuje zagadkę Mrożka: „Tak to tamten tak naprawdę powinien być Guliwerem żeby w sztuce zrobiła się ładna klamra ale ja mam to w dupie. To nie Mrożek żeby wszystko było jak w zegarku. Tu się liczy wolny stream nieposkromiony nurt tu jest królestwo intuicji tu rządzi anarchia”…
Moje przeczucie graniczy z pewnością, że TROSKLIWY MIŚ jest parodią współczesnego, progresywnego reżysera ze szkoły Krystiana Lupy, choć „nieposkromiony nurt” niekończącego się gadulstwa to także ulubiony chwyt samego Pakuły. Tak czy owak, autor Mojego niepokoju… trafił swoim MISIEM w punkt: demon Mrożka to demon zegarmistrzowskiej precyzji, którą uczniowie Lupy kojarzą raczej z gorsetem wuja Eugeniusza z Tanga, czyli sklerotyczną kindersztubą i konformistycznym konserwatyzmem dramatopisarza, który od dawna słabo kontaktował się ze światem.
Ciekawe jednak, że artyści stygmatyzujący dziś Mrożka niczym trędowatego nie dostrzegają, że formalna precyzja jego sztuk jest przede wszystkim dramatyczną (sic!) próbą zapanowania nad bolesnym absurdem ludzkiej egzystencji. Że pod ściśniętym gorsetem słów, scen i aktów kryje się tam prawdziwa rozpacz człowieka przerażonego własną naturą i osamotnionego w pustym kosmosie. Forma jest dla niego ostatnią deską, złudnego zresztą, ratunku. Tymczasem negliżowanie ludzkich słabości w postdramatycznym „streamie” paradoksalnie może świadczyć o sile, bezpieczeństwie i samozadowoleniu, których Mrożek nigdy nie doświadczył.

redaktor naczelny miesięcznika „Teatr”. Profesor w IBL PAN, wykładowca UKSW i UW. Ostatnio wydał tom Wybudzanie. Dramat polski / Interpretacje.