12/2013

Pełnoprawny widz

Teatr za dramatem dziecięcym podąża, ale nie nadąża. Prapremier w teatrach dla dzieci jest zwyczajnie za mało.

Obrazek ilustrujący tekst Pełnoprawny widz

materiały prasowe

 

Spektakle dla dzieci traktowane są przez „środowisko” z lekkim przymrużeniem oka – bo tu nie wchodzi w grę wielka literatura, nie ma poważnych wyzwań aktorskich czy reżyserskich. Ciągle też, niestety, pokutuje opinia, że aktor grający dla dzieci to aktor drugiej kategorii, który z „poważną” rolą by sobie nie poradził. Wałbrzyski festiwal obalił większość tych mitów. Tym bardziej szkoda, że jego gośćmi były w zasadzie tylko osoby, dla których powyższe zdania – krzywdzące nie tylko dla samych artystów, ale i dla widzów – od dawna są oczywistą bzdurą.

Do konkursu stanęło osiem przedstawień: Świat Garmanna warszawskiego Teatru Baj, Bleee… Teatru „Maska” z Rzeszowa, Wąż Wrocławskiego Teatru Lalek, Podłogowo LALE.Teatru z Wrocławia, Tajemnica kina gdańskiej Miniatury, Nieznośka i Kmieć Teatru Powszechnego z Radomia, Balladyny i romanse Teatru „Pinokio” z Łodzi oraz Lenka Białostockiego Teatru Lalek.

Organizatorzy, za co należą im się wielkie brawa, przewidzieli dwie komisje jurorskie – zawodową oraz dziecięcą. Ten pomysł nie tylko pozwolił dzieciom pobawić się w profesjonalistów, ale pokazał również, że festiwal należy także do nich. Decyzja ta przede wszystkim uprawomocniła jeden z najważniejszych wniosków, który nasuwa się po festiwalu: widz dziecięcy nie jest już traktowany z góry, dzisiejszy teatr wychodzi mu naprzeciw, stawia go w pozycji partnera do rozmowy. Partnera, który ma swoje oczekiwania wobec teatru, swoją wrażliwość, i nie zadowalają go jedynie feeria kolorów na scenie czy rymowane piosenki. Dzieci są obecnie pełnoprawnymi widzami.

Grand Prix festiwalu powędrowało do Wrocławia. Najlepszy okazał się bowiem spektakl Wąż w reżyserii Marka Zakosteleckiego. Inscenizacja tekstu Marty Guśniowskiej jest niezwykle umowna, świadczy o ufności w inteligencję małego widza. Całkowicie pozbawiona nachalnej dydaktyki, a jednak przekazująca pewną bardzo istotną prawdę. Sam tekst, co inscenizacja świetnie wykorzystuje, aż skrzy się bystrym, inteligentnym dowcipem. Jednak szczególnie ujmują trzy główne postacie: tytułowy Wąż oraz jego dwaj towarzysze podróży w poszukiwaniu kończyn – Chomik i Gekon, zagrane przez aktorów WTL-u na luzie, bezpretensjonalnie, niesztampowo.

Co bardzo budujące, werdykty obu komisji pokryły się, gdyż jury dziecięce swoją nagrodę dla najlepszego przedstawienia również przyznało Wężowi. Spektaklem tym dokonano bardzo trudnej sztuki: usatysfakcjonował on zawodowców, pokazując wysoki poziom warsztatu – a także zachwycił dzieci, będąc atrakcyjną dla nich historią.

Werdykt jury dziecięcego jest niezwykle znaczący. Dzieci nagrodziły bowiem przedstawienie bardzo skromne, tradycyjne. Nie wybrały ani Bleee…, któremu mogłaby pomóc bajkowa scenografia Mariki Wojciechowskiej (notabene została ona nagrodzona za ten projekt przez jury profesjonalne), ani Tajemnicy kina, w której wykorzystano bardzo wyszukane techniki filmowe. Okazało się po raz kolejny, że dla dzieci to często właśnie prostota bywa najbardziej urzekająca, a sztuka szczera i bezpretensjonalna broni się znakomicie sama.

Oglądając kolejne prezentacje, przysłuchując się debatom im towarzyszącym, można było odnieść wrażenie, że był to poniekąd festiwal Marty Guśniowskiej i Maliny Prześlugi. Jeżeli oglądaliśmy prapremierę tekstu polskiego, to autorem była któraś z nich (poza Balladynami i romansami, ale to spektakl wyjątkowy na wałbrzyskim festiwalu – skierowany do dużo starszej publiczności). Wytyczają one nie tylko nową jakość, ale przede wszystkim nową drogę dla współczesnego dramatu dla dzieci. Dramatu, który nie boi się wyszukanych żartów językowych, jest pełen ciekawych i nieoczywistych postaci, uczy wrażliwości, nie przekazując jednak prawd o świecie za pomocą utartych schematów. Dramatu dalekiego od infantylizmu, który w pierwszej kolejności kojarzy się z tego rodzaju twórczością. Za dramatem na szczęście podążają teatry. Spektakle oparte na tekstach Marty Guśniowskiej (Wąż, Nieznośka i Kmieć, Królestwo Koralowej Rafy – spektakl prezentowany pozakonkursowo, ale bezdyskusyjnie jeden z najlepszych w programie) i Maliny Prześlugi (Bleee… oraz w wersji czytanej Dziób w dziób) pokazują, że realizatorzy również ufają wyobraźni dziecka, coraz mniej uciekając się do dosłowności. Na przykład: fakt, że głównymi bohaterami są ptaki, nie zmusza od razu do przebrania aktorów w pióra, a to, że akcja dzieje się pod wodą, nie wymaga wyłożenia sceny folią.

Teatr za dramatem podąża, ale nie nadąża. Taki przynajmniej wniosek można wysnuć z tego, czym dyrektor motywuje organizację kolejnych edycji festiwalu co dwa lata – prapremier w teatrach dla dzieci jest zwyczajnie za mało. Można odnieść wrażenie, że festiwal został powołany do życia także po to, żeby tę sytuację zmienić. Powody, dla których tak to w tej chwili wygląda, starali się wyjaśnić uczestnicy dyskusji, które towarzyszyły festiwalowi. Dyskusji mogących być w praktyce ważniejszymi niż sam przegląd spektakli.

Zaplanowano dwa panele: Estetyka i perspektywy teatru dla dzieci i młodzieży oraz Nowa dramaturgia w teatrze dla dzieci i młodzieży, które pokazały przede wszystkim, jak żywa jest potrzeba integracji środowiska, ustalenia wspólnej drogi. Obecnie teatry na polu edukacyjnym (bo do tego obie rozmowy się sprowadziły) działają w większości na własną rękę, szukając swoich sposobów na zachęcenie młodych widzów do częstszych odwiedzin. Pomysłów jest dużo, jednak wydaje się, że dopóki edukacja teatralna nie zostanie powszechnie uznana za konieczną, wszystkie przyszłe i obecne sukcesy będą przynosiły skutek tylko na poziomie lokalnym. Najlepiej dostrzegają to właśnie osoby działające w teatrach nastawionych na dziecięcą publiczność – to od nich wymaga się efektów, nie dając w praktyce możliwości i narzędzi do działania. A edukować należy na kilku poziomach.

Podkreślono rzecz oczywistą, ale jednak kluczową – to nie dzieci decydują, czy i na co idą do teatru. Konieczne są działania skierowane nie tylko ku dzieciom, ale też ku opiekunom. Symptomatyczne było zachowanie pań nauczycielek, które przyprowadziły grupę przedszkolaków na Podłogowo. Spektakl dla „najnajów”, zresztą bardzo interesujący, nastawiony jest na interakcję, a żywo reagujące dzieci są jego częścią. Panie natomiast, przyzwyczajone, że w teatrze należy zachować ciszę, co chwila zwracały dzieciom uwagę, żeby nie przeszkadzały. Zachowanie to może nie jest zbrodnią, ale pokazuje pewne ubytki w myśleniu dorosłych o teatrze dla dzieci. To pośrednio dlatego na scenach dziecięcych nadal królują Kopciuszki, Kubusie Puchatki czy Koty w butach. Pomimo tego, że Centrum Sztuki Dziecka wydaje kolejne zeszyty „Nowych Sztuk dla Dzieci i Młodzieży”, świeża polska dramaturgia wcale nie jest szeroko obecna. Powodem, między innymi, może być właśnie to, że opiekun, który zabiera dzieci do teatru i ma wybór pomiędzy czymś, co doskonale zna, a nową, nieznaną mu sztuką, raczej wybierze to pierwsze. Odpowiednie działania wokół spektakli mogłyby spowodować, że zgrana klasyka stanie się tylko sentymentalną wycieczką, a nie podstawą repertuaru. Przy czym wszystko musi być odpowiednio zorganizowane i wspierane. Jednak najważniejsze pytanie debaty pozostało bez odpowiedzi: kto powinien wziąć na swoje barki edukację teatralną – szkoły czy teatry?

To oczywiście jeden z wielu tematów przewijających się przez debaty, ale chyba najistotniejszy. Nie ulega jednak wątpliwości, że już samo stworzenie pola dla takiej rozmowy było wielkim plusem tego festiwalu.

Patrząc na organizację imprezy – od jakości wydawnictw, przez program, aż po wysoką frekwencję – ciężko było uwierzyć, że to dopiero pierwsza edycja. Uśmiech na twarzy wywoływały szczególnie grupki dzieci spacerujące codziennie przed teatrem. Młodzi widzowie w różnym wieku, z różnych środowisk, jednak tak samo zainteresowani, za każdym razem odkrywali w teatrze coś nowego. Ciężko przypuszczać, że szkoły samodzielnie zadbały o to, żeby dzieci zobaczyły festiwalowe prezentacje – kolejna wielka pochwała dla członków ekipy wałbrzyskiego Teatru Lalki i Aktora, gdyż i w tym względzie stanęli na wysokości zadania. Szkoda tylko, że pomiędzy tymi grupkami wchodzącymi gęsiego do teatru nadal szwendały się okoliczne dzieci bezproduktywnie odbijające piłkę od zaparkowanych samochodów. To jednak żaden przytyk w stronę organizatora, a raczej kolejny głos w sprawie istotności edukacji teatralnej.

Na koniec ukłon w stronę ekipy aktorskiej wałbrzyskiego teatru. Czytania Odkręć się, Marcelka i Dziób w dziób oraz świetnego Królestwa Koralowej Rafy, które otwierało festiwal, udowodniły, że granie w teatrze dla dzieci to naprawdę duże wyzwanie aktorskie. Mnogość środków, błyskotliwe pomysły na postacie i rzetelny warsztat udowodniły że organizacja festiwalu w tym właśnie teatrze była trafionym pomysłem.
 

I Festiwal Małych Prapremier
Wałbrzych, 17–21 września 2013