12/2013

Wyjazd integracyjny

Krakowskie przedstawienie wyczerpuje katalog przewin, które stają się skutecznym orężem przeciwników „teatru kulturalnego miasta” (© Dariusz Kosiński).

Obrazek ilustrujący tekst Wyjazd integracyjny

Piotr Kubic

1.

Niezłe towarzystwo ściągnął Mrożek na ten czerwcowy karnawał. Adam i Ewa, Prometeusz, Szatan, Goethe w towarzystwie dziewczęcia imieniem Margherita, Lilith – była żona Adama; jest nawet prawdziwy biskup. Event ów organizują Impresario i jego Asystent, na zlecenie Szatana. Boga nie zaproszono – albo zaproszenia nie przyjął; może uznał, że wystarczy reprezentacja biskupia oraz Szatan jako paradoksalny dowód istnienia. A może – aż strach pomyśleć – może po prostu w ogóle Go nie…? A kysz!

Choć grono to niezwyczajne (nie od rzeczy będzie wspomnieć, że wszystkie kobiety są bardzo urodziwe), towarzyszą mu niepokoje, rozmowy i sytuacje jak w lada mieszczańskim salonie. Prometeusz zabiega o status nadczłowieka, jakby chodziło o srebrny krzyż zasługi. Adam i Ewa, wcielenia przeciętności, ona silniejsza, on mięczak; ich małżeńskie kłótnie budzą zażenowanie. Lilith konkuruje z Ewą (i na odwrót) chyba tylko dla sportu i żeby nie wyjść z wprawy, bo Adam z pewnością nie zasługuje na tyle damskiego zaangażowania. Młodociany Asystent zgarnia największą pulę: Margheritę i Ewę (drugi romans ma konsekwencje, więc to Asystentowi – a nie Adamowi – przysługuje tytuł praojca ludzkości). Impresario kocha się beznadziejnie w Marghericie. Biskup patrzy na liczne występki przeciwko cnocie i dobrym obyczajom, patrzy, ale nie widzi; ani mu w głowie napominanie i nawracanie stada, zresztą wiary jest niedużej i raczej odruchowej. Szatan nie poluje na dusze, już nie musi. Wiarołomstwa dokonują się suwerennie, w ramach akceptowanych przez wszystkich reguł gry, bez wyrzutów sumienia i bez ingerencji sił nieczystych. To nie jest swing Snu nocy letniej, to Perzyński po transformacji.

 

2.

W tym towarzyskim jazgocie, wśród schadzek i skoków w bok, Goethe wypowiada wprost, o co tak naprawdę chodzi. Goethego nie urządza nieśmiertelność, którą może zawdzięczać twórczości. Goethe chce prawdziwego wiecznego życia, a nie metafory. Nie uwierzyłby Lilith i jej skargom na wieczne osamotnienie. Widać nie oglądał filmów o wampirach, a przecież każde dziecko wie, że wampir to najnieszczęśliwsza istota między niebem a ziemią. Dlatego odrzuca szatańskie sugestie, że nieśmiertelność jest przereklamowana, a może nawet jest przekleństwem. Roszczenia Goethego są dla Szatana dziwactwem, bo syty nie zrozumie głodnego, a nieśmiertelny śmiertelnika. Goethe przeżywa zresztą podwójne rozczarowanie. Szatan nie może dać mu nieśmiertelności, ale nie może też przywrócić pełni sił fizycznych. (Swoją drogą – pozwolę sobie na westchnienie – cóż to za szatan?) „Osobowość”, choć mówi się o niej z ironią i autoironią, wciąż daje sędziwemu Goethemu spore możliwości: przyciąga kobiety. I co z tego, skoro biologia uniemożliwia spełnienie. Bez wiary śmierć jest absurdalna. Seksualna niesprawność odbiera szansę na bodaj chwilową anestezję. „Tajemnica płci będzie naszym tematem, a reszta – resztą”.

 

3.
 

Nie wiadomo, gdzie odbywa się ten karnawał. Palmy na scenie Teatru im. Juliusza Słowackiego nie są żadną wskazówką. W dobie globalnego ocieplenia palmy rosną wszędzie (kilka lat temu jedna wyrosła na rondzie de Gaulle’a w Warszawie). Pewne elementy organizacji przestrzeni i wyposażenia wnętrz wskazują na hotel typu SPA, powiedzmy: „Bryza” w Juracie, no, może gwiazdka, dwie niżej. Zastanawiająca jest tafla jeziora, która zamyka okno sceny. Lilith (Marta Konarska) nie patrzy hen, na odległy horyzont, gdzie rozciąga się Druga Strona Jeziora. Lilith ma przed oczami ścianę wody, tak jakby powierzchnia jeziora uniosła się o dziewięćdziesiąt stopni; złapana na stop-klatce zachowała fakturę zmarszczeń, fal, wirów i bąbli umiarkowanie niespokojnych wód. Ta kurtyna skutecznie oddziela dwa światy, dwie strony jeziora, i nieustannie grozi katastrofą (tak by się zdawało). Ale, po prawdzie, nikt na nią nie zwraca uwagi, więc trwa tak sobie, bez żadnych konsekwencji dla przebiegu przedstawienia.

 

4.

W Krakowie rodzajową banalizację uczestników czerwcowego karnawału posunięto do ostatnich granic. Jedyną troską Prometeusza (Grzegorz Łukawski) jest kondycja ciała – bohater ludzkości najpewniej uprawia triathlon. Margherita (Barbara Garstka) świadomie zarządza młodością i urodą: w jej prościutkim biznesplanie Goethemu przypadła funkcja sponsora, Asystentowi (Krzysztof Piątkowski) – kochanka, a zadurzonemu Impresario (Wojciech Skibiński) – kopii zapasowej. Goethe (Krzysztof Jędrysek) – cóż, Goethe wymyślony jest i zagrany bardzo konsekwentnie. I bardzo trudno tę konsekwencję wybaczyć. Goethe nie jest smutny, Goethe jest żałosnym, śmiesznym starszym panem, który nie potrafi pogodzić się z upływem czasu. Farbuje rzednące włosy, niezdarnie próbuje dotrzymać kroku młodzieży. Rozpacz? Jaka rozpacz, po prostu brak godności. Nawet Faust w CV nie chroni przed lekceważącym osądem.

 

5.
 

Karnawałowa przemiana ludzi w maski, którą zaproponował Mrożek, na scenie Teatru im. Juliusza Słowackiego w ogóle się nie dokonuje; ot, w scenie balowej aktorzy założyli twarzowe maseczki. Dialog, który powinien mieć pingpongowy rytm, ciągnie się i mdli jak spaghetti bez sosu; zamieniony w pretensjonalną salonową konwersację, topi wszelkie sensy. Taneczny chód postaci pozostaje próbą udziwnienia za wszelką cenę; jak każde rozwiązanie połowiczne, a więc nie dość radykalne, przynosi szkodę zamiast pożytku. Skutek? Irytacja, irytacja tak silna, że zaczyna przeszkadzać barwa głosu aktora. I nuda, na którą swego czasu narzekała księżna Himalaj. Niestety, „coś nudno jakoś” w tym SPA. Krakowskie przedstawienie wyczerpuje katalog przewin, które stają się skutecznym orężem przeciwników „teatru kulturalnego miasta” (© Dariusz Kosiński).

 

6.
 

Ogłoszony w lutowym numerze „Dialogu” Karnawał… redakcja opatrzyła erudycyjnymi szkicami Janusza Majcherka i Antoniego Wincha. Panowie wycisnęli tekst Mrożka jak cytrynę, błyskotliwie wyłuskując całą masę tropów. Mimo ich wysiłków dramat przyjęto z szacunkiem, ale chłodno, lub – jak powiadają – z konsternacją. Krótko mówiąc: niemal wszyscy zdurnieli. No bo jak to tak? „Tajemnica płci będzie naszym tematem, a reszta – resztą”. Resztą? To nawet nie milczeniem? I to wszystko? Osiem dekad życia, światowa sława, pieniądze, kobiety, przyjaźń z Lemem… Między warszawską i krakowską premierą Karnawału… spadła wiadomość o śmierci Mrożka. Stało się, Karnawał… jako koda. Panna Marple mawiała: „Młodzi myślą, że starzy są głupi, ale starzy wiedzą, że młodzi są głupi”.
 

Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie
Karnawał, czyli pierwsza żona Adama Sławomira Mrożka
reżyseria Bogdan Ciosek
scenografia Andrzej Witkowski
muzyka Paweł Moszumański
choreografia Katarzyna Skawińska
premiera 21 października 2013