12/2013

Don Giovanni, herold rewolucji

Nie było przypadkiem, że Wesele Figara Beaumarchais’go – komedia o sługach przerastających intelektualnie i moralnie swego arystokratycznego pana – powstało na krótko przed rewolucją francuską; ani to, że na operę przetworzyli je Mozart i da Ponte, dwaj plebejusze żądni sukcesu w świecie, który nisko urodzonym odmawiał prawa do ambicji.

Obrazek ilustrujący tekst Don Giovanni, herold rewolucji

Bogna Podbielska

 

Nie było też przypadkiem, że zaraz potem zaoferowali feudalno-katolickim elitom, od łaski których zależeli, operę z przesłaniem odwrotnym do Wesela…. Zaoferowali Don Giovanniego – kolejną wersję budującej opowieści z morałem, stworzonej w arcykatolickiej siedemnastowiecznej Hiszpanii przez zdyscyplinowanego zakonnika.

Wersja oryginalna – Uwodziciel z Sewilli pióra ojca Tirso de Moliny – której premiera odbyła się w roku 1630, mówi o świecie, w którym każdy ma swoje miejsce i zmienić go nie może. Reguły tym światem rządzące obowiązują z woli boskiej i złamanie ich grozi gromem z jasnego nieba albo przybyciem na kolację cmentarnego posągu. To świat holistyczny, gdzie porządek moralny wiąże się ze społecznym, a duch wpływa na materię – czyli dzieją się cuda, a instytucje religijne kontrolują instytucje naukowe. W takim świecie żadnej zasady nie kwestionuje się bezkarnie, żadnego elementu nie można zmienić, nie narażając na rozpad całości systemu – a czymże innym niż rozpadem całości systemu są rewolucje? Rewolucja francuska zaczynała się, gdy Don Giovanni podbijał Wiedeń. Czy to przypadek, że pierwsza aria męska sprawia wrażenie gniewnego manifestu „wyklętego ludu ziemi”?

Da Ponte nie przewidywał nadejścia rewolucji. Nikt tego nie przewidział. W społeczeństwie feudalnym rewolucja jest nie do pomyślenia; bunt wobec władcy jest równie niedopuszczalny jak pragnienie prostaczka, aby na krzywdzącym go szlachcicu się zemścić. Dlatego Don Juan Moliny inaczej postępuje wobec kobiet o wyższym i niższym statusie społecznym. Plebejuszki uwodzi, po prostu obiecując małżeństwo: gdy się zorientują, że zostały oszukane przez szlachcica, niewiele będą w stanie mu zrobić. Damy natomiast zdobywa, pod osłoną ciemności udając ich ukochanych, bo ojciec lub narzeczony damy mogą w obronie jej czci zabić. W świecie feudalnym intymne rozterki jednostki są niczym w porównaniu z wagą właściwych relacji między osobami zajmującymi określone pozycje w hierarchii lepiej i gorzej urodzonych. Hierarchia ta ma być widoczna na pierwszy rzut oka, a drzewo genealogiczne – równie przejrzyste, co stosunki pomiędzy postaciami portretowanymi w scenach dworskich uczt. Romans wprowadza zamęt i niepewność w ten uporządkowany świat, hierarchii feudalnej zagrażają mezalianse i roszczenia bastardów. Zasady, na których się ta hierarchia opiera, wykluczają też ukaranie o własnych siłach winowajcy zajmującego wyższą pozycję w społeczeństwie feudalnym. Dlatego Don Juan Moliny krzywdzi rybaczkę i chłopską narzeczoną bezkarnie – po czym zostaje wciągnięty żywcem do grobu przez posąg Komandora za nieudaną próbę zhańbienia arystokratki. Podobnie jest w wersji Moliera z roku 1665. Don Juan obiecuje nieszczerze małżeństwo prostym dziewczynom, ale zdobycie szlachcianki oznacza kunsztowniejsze oszustwo i większe ryzyko. Szlachciankę Elwirę Don Juan Moliera poślubił w tajemnicy – gdy ją porzucił, jej bracia postanowili go zabić.

W wersji da Pontego z 1787 roku spotykamy i porzuconą Elwirę Moliera, i arystokratkę Annę Moliny. Don Giovanni usiłuje też odebrać wieśniakowi narzeczoną, obiecując jej małżeństwo, a gdy wieśniak, skrzyknąwszy kolegów, próbuje ukarać pana, ponosi klęskę – dopada tylko sługę, Leporella. Ten w pierwszej arii dawał wyraz swemu pragnieniu bycia szlachcicem, ale gdy tylko przebrał się za pana, został pobity – czyż nie była to dobitna nauczka dla plebejusza usiłującego udawać kogoś lepszego od siebie? Chłop też dostaje nauczkę: może mieć jedynie nadzieję na to, że Bóg ukarze winnego pana. Don Juan zresztą kary boskiej się boi, w obliczu śmierci prosi o spowiednika. Wszyscy bohaterowie Moliny to wierzący katolicy. U Moliera jest inaczej. Jego Don Juan jest libertynem, nie boi się kary w zaświatach, w ogóle chyba nie wierzy w Boga – i na tym polega jego błąd, bo Bóg istnieje i działa w sposób nieprzewidziany przez naukę. Dobrymi katolikami są za to sługa, żebrak i Elwira, która prosi uwodziciela tylko o to, by myślał o ratowaniu swej duszy, po czym wraca do klasztoru. U da Pontego jest jeszcze inaczej. Elwira nie myśli nawet o klasztorze, zupełnie nikt w tej operze nie martwi się o zbawienie duszy.

Widzowie sztuki Moliny przyjmowali budujące – choć mało prawdopodobne – zakończenie bez najmniejszego dyskomfortu, dzieląc z autorem i bohaterami sztuki wiarę w system norm fundujących świat feudalny. Średniowieczna piramida bytów przedstawiała całość tego, co istnieje, od Boga poprzez chóry anielskie po ludzi, zwierzęta i rośliny jako nienaruszalną, oczywistą hierarchię; wiara w naturalną nierówność pomiędzy gatunkami i stanami społecznymi miała się świetnie u progu rewolucji francuskiej. Każdy katolik wiedział, że anioł, który powstał przeciwko Bogu, drogo za to zapłacił – jak zapłacić powinien każdy poddany powstający przeciwko panu. System norm i idei, przedstawiany przez ściśle związany z władzą ziemską Kościół katolicki, obejmował wszystko – wyjaśniał ruch planet, zasady dziedziczenia władzy i etykę seksualną. Ktokolwiek zwątpiłby w owe idee i normy, byłby szaleńcem; jeśliby dał wyraz swemu zwątpieniu, zostałby przykładnie ukarany: w 1616 roku Kościół umieścił dzieło Kopernika na indeksie, w 1632 nakazał Galileuszowi milczenie. W ostatecznej instancji, sam Bóg czuwał nad porządkiem owego świata i w każdej chwili mógł ukarać szkodnika. I dlatego Don Juan w 1630 musi marnie skończyć.

U Moliera pojawia się motyw, który byłby nie do pomyślenia u Moliny: Don Juan daje do zrozumienia, że w Boga nie wierzy i oświadcza, że wierzy w matematykę. Ale pomiędzy premierami sztuk Moliny i Moliera w nauce zdarzyło się naprawdę dużo. Galileusz ślepnie w miejscu wygnania, w całej Europie wykłada się wciąż astronomię i medycynę wedle starożytnych autorytetów – ale tam, gdzie zatriumfowała reformacja, dziać się zaczynają rzeczy niezwykłe. Zanim Kartezjusz opublikuje Rozprawę o metodzie w Niderlandach w 1637 roku, w Anglii w 1620 Francis Bacon w Novum Organon zażąda odrzucenia antycznych autorytetów w naukach i badań empirycznych. W 1628 we Frankfurcie wyjdzie praca Williama Harveya opisująca krążenie krwi – zjawisko starożytnym autorytetom nieznane. Krok po kroku zachodnioeuropejscy anatomowie udowadniają, że królujący na wydziałach medycyny od stuleci Galen nie znał ludzkiej anatomii. Zanim Molier wystawi Don Juana, Robert Boyle ogłosi, iż bezużyteczna jest antyczna koncepcja czterech żywiołów. Pojawiają się głosy, iż procesy zachodzące w ludzkim ciele to identyczne reakcje chemiczne jak te, które przeprowadzić można w laboratorium, wiwisekcje holenderskich anatomów przekonują, że brzytwa Ockhama dotknąć powinna pojęcia „tchnienia życia” mającego odpowiadać za funkcjonowanie żywych ciał. Christiaan Huygens buduje swój teleskop, Robert Hooke swój mikroskop i uczeni zaczynają dostrzegać całe sfery rzeczywistości, o których poprzednim pokoleniom się nie śniło. Ledwie Kartezjusz ogłosi, że wiedza pewna doprawdy nie jest tym samym, co wiedza czerpana z tekstów klasyków, Hobbes w Lewiatanie odrzuci koncepcję pochodzenia władzy z woli Boga przekazującego ją dynastom, i w końcu Spinoza oddzieli wierzenia religijne od etyki. Kartezjusz był oczywiście matematykiem. Tak samo jak Spinoza i Hobbes.

Don Juan Moliera, kpiący z akademickiej medycyny bazującej na obalanych właśnie przez empiryków dogmatach i deklarujący wiarę w matematykę raczej niż w nauki Kościoła, nie jest już szaleńcem. Ale to tylko nam, trzy wieki po rewolucji intelektualnej, wydaje się, że kilka zdań z Molierowskiego arcydzieła ją zapowiada. Don Juan nie został pomyślany jako herold owej rewolucji, lecz jako zuchwalec – za zuchwałość ukarany.

A co się stało pomiędzy premierami Don Juana Moliera i Don Giovanniego da Pontego (luty 1665 – październik 1787)? W 1665 młody Newton sformułował twierdzenie o dwumianie; w trakcie długiej kariery dowiedzie, że te same reguły, dające się opisać językiem matematyki, rządzą zjawiskami na niebie i ziemi – i że umysł ludzki jest w stanie je objąć. Od tej chwili nauka mogła pretendować do roli całościowego systemu twierdzeń dostarczającego wiedzę pewną o dowolnej rzeczy lub procesie. Z początkiem XVIII wieku z Anglii na kontynent europejski przenika dobra nowina o potędze Newtonowskiej, eksperymentalnej i zmatematyzowanej nauki. U kresu Oświecenia Laplace dochodzi do pierwszych wersji teorii kolapsu, z rzędów równań odczytując prawa przyrody, o jakich nie śniło się starożytnym. Znana anegdota powiada, że Napoleon, przejrzawszy dzieło Laplace’a, zauważył, iż nie wspomina on ani słowem o Bogu. „Ta hipoteza nie była mi potrzebna” – miał odpowiedzieć fizyk. Bacon, Kartezjusz, Hobbes i Spinoza opisywali świat tak, jakby Bóg nie był im potrzebny do zrozumienia mechanizmów rządzących światem – oświadczając jednocześnie, że w Boga wierzą. Laplace już tego nie czyni.

Oświecenie to także botanik Buffon, który w ślad za Robertem Hookiem rozmyśla o zmienności przyrody, i nie zadowala się powtórzeniem za Pismem, iż Bóg stworzył wszystkie gatunki w niespełna tydzień, gdy w 1749 pisze o początkowym chaosie! I Linneusz, który tworzy nowoczesną klasyfikację gatunków. Biblijne podziały nie wystarczają już także etnografom. A stąd już tylko krok do zakwestionowania naturalności podziału Francuzów na stany, mające się wywodzić z różnych „ras” – chłopi z podbitych Galów, szlachta ze zwycięskich Franków.
Oczywiście można powiedzieć, że postęp w nauce mógł wywierać wpływ jedynie na sposób myślenia wykształconej mniejszości. To prawda, we Francji przedrewolucyjnej to elity czytały Kartezjusza i Newtona – ale dzięki entuzjastycznym wysiłkom popularyzatorów odkryciami naukowymi zainteresowało się wiele osób bez starannego wykształcenia, od światowych dam, prawników i kupców, po rzemieślników i niższych urzędników. To prawda, lwia część Francuzów za ancien régime’u mieszkała na wsiach, większość szkół nie kończyła, za to wysłuchiwała co niedzielę kazań proboszcza. I o tej lwiej części pisze Roger Chartier, że w ciągu XVIII wieku jej codzienne zachowania i życiowe wybory w coraz mniejszym stopniu są zgodne z nakazami Kościoła. Popyt na nabożne lektury spada, choć jednocześnie rośnie rynek czytelniczy. Przeciętna Francuzka rodzi w XVIII wieku mniej dzieci, przeciętny Francuz przychodząc na świat, ma większe szanse na dożycie dorosłości, mniej zamawia się w testamentach mszy za własną duszę, rzadziej zamawia się msze za dusze zmarłych bliskich.

Zarówno więc elity poprzez swoje wypowiedzi, jak i plebs poprzez swoje czyny dają wyraz procesowi dechrystianizacji – w państwie, gdzie Kościół katolicki, docierając ze swym przekazem do każdego Francuza (podczas gdy nauczyciel państwowej szkoły nie dociera), kształtuje wyobrażenia królewskiego poddanego na temat porządku świata i obowiązującej w niej hierarchii, łącząc obowiązek posłuszeństwa monarchii z szansami na zbawienie. Poddany powinien wierzyć, że król Francji, oficjalnie zwany arcychrześcijańskim, nie jest zwykłym śmiertelnikiem. Jest królem cudotwórcą, który w dniu swego namaszczenia dotyka chorych na skrofuły, przywracając im zdrowie. Cóż, kiedy relacje z sakry Ludwika XV (1722) mówią o jednym tylko przypadku uzdrowienia, a sakrę jego następcy w 1775 nawet konserwatywny monarchista i gorliwy katolik diuk de Croÿ opisuje w dzienniku jako koronację, nic więcej. A gdy w 1757 Ludwik XV przeżył zamach Damiensa – nikt już próby królobójstwa nie interpretował w kategoriach świętokradztwa. W stuleciu, w którym Francuzi coraz mniej chętnie okazują posłuszeństwo Kościołowi, ich monarchia przestaje uchodzić za świętą.

Podobnie jak hierarchia władzy i prestiżu. W wieku Świateł ujawnia się niecierpliwość ambitnych jednostek, pragnących sukcesu osobistego, zamiast zadowalać się wizją, iż trud ich życia pozwoli ich dzieciom wspiąć się o szczebel wyżej w hierarchii społecznej. To wtedy syn zegarmistrza Carona, który przyjął lepiej brzmiące nazwisko de Beaumarchais, przekonawszy się na własnej skórze, że talent i praca to za mało, aby w feudalnym społeczeństwie cieszyć się autentycznym prestiżem, każe powiedzieć bohaterowi Wesela Figara: „Dlatego że jesteś wielkim panem, uważasz się za geniusza…! Szlachectwo, majątek, stanowiska, urzędy, wszystko to czyni tak pysznym! Cóżeś uczynił dla uzyskania tylu przywilejów? Zadałeś sobie ten trud, aby się urodzić, nic więcej”. Beaumarchais nie kwestionował porządku społecznego, ale oklaskujący sztukę przedstawiciele trzeciego stanu tak właśnie padające ze sceny słowa rozumieli. Rozumieli je znaczenie lepiej niż sam autor, lepiej niż arystokracja, która na Wesele… szła tłumnie głównie dlatego, że wystawieniu sztuki był przeciwny sam król. Śmiejąc się z komedii, śmiali się z bezsilnej władzy królewskiej – nie pojmując, że to śmiech samobójczy.

Lorenzo da Ponte, syn żydowskiego rzemieślnika, wiedział, że nie każdy sobie może na śmiech ze świętości pozwolić. Talent wyniósł ze społecznych dołów na posadę nadwornego poety Józefa II; aby pozostać beneficjentem postępowych poglądów cesarza, powinien unikać posądzenia o nadmierną postępowość. Dlatego nie zamieszcza w swym libretcie tyrady krzywdzonego sługi. Jest tam co innego: złowróżbna, niewinna z pozoru piosenka Figara: „Jeśli zechce pan tańczyć, to ja panu zagram…”. Premiera opery odbywa się w maju 1786. Premiera Don Giovanniego – jesienią 1787, kiedy ku zdumieniu króla i świata francuskie elity zażądały radykalnych reform politycznych. Figaro da Pontego pomijał tyradę przeciwko niesprawiedliwości przywileju, jego Don Giovanni pominie deklarację wiary w matematykę zamiast Boga. Zresztą, czy w roku 1787 nie brzmiałaby ona już banalnie? Rewolucja intelektualna już się dokonała, monarchia straciła nimb świętości, a Kościół – monopol na objaśnianie świata.

Molier włożył w usta Don Juana deklarację wiary w matematykę zamiast Boga i tradycyjnej medycyny w czasie rewolucji naukowej przez matematyków zapoczątkowanej. Da Ponte na chwilę przed wybuchem rewolucji francuskiej kazał Leporellowi oświadczyć, że nie chce więcej służyć. Da Ponte nie przewidział rewolucji znoszącej feudalny ład, tak samo jak Molier nie przewidział siedemnastowiecznej rewolucji naukowej – ale ją zapowiedzieli, głośno i publicznie, na oczach władców swego świata. Francuski Don Juan i habsburski Don Giovanni, ten ustami zdeprawowanego szlachcica, ów pieśnią zniecierpliwionego sługi – ogłosili upadek starego ładu, koniec wiary w uświęcone przez stulecia idee, koniec posłuszeństwa wobec starych zasad: dwie wielkie rewolucje, jedną umożliwiającą świt, drugą kładącą kres epoce Świateł.