12/2013
Uwagi na stronie: Debata zainspirowana

Uwagi na stronie: Debata zainspirowana

Siódmą edycję festiwalu „Dialog – Wrocław” dyrektor Krystyna Meissner postanowiła zakończyć mocnym akordem. 18 października zorganizowała w Teatrze Współczesnym debatę O brunatnej Polsce. Zaprosiła do udziału w niej socjologa Zygmunta Baumana, filozofkę i feministkę Magdalenę Środę, publicystę „Polityki” Jacka Żakowskiego oraz pełnomocniczkę rządu do spraw równego traktowania Agnieszkę Kozłowską-Rajewicz, a więc wyłącznie reprezentantów środowisk lewicowo-liberalnych.

Ponieważ pojawienie się autora Płynnej nowoczesności we Wrocławiu, jak 22 czerwca, mogło wywołać protesty osób pamiętających o jego udziale w komunistycznym aparacie przemocy i propagandy, szczególnie o służbie w KBW, debata toczyła się pod specjalnym nadzorem. Organizatorzy festiwalu spisywali dane personalne osób, które zamierzały się jej przysłuchiwać, aby umożliwić ich ewentualne ukaranie. Przed Teatrem Współczesnym policja zatrzymała i zapędziła do samochodu służącego przewożeniu aresztowanych dwadzieścia dwie osoby z dwóch grup, z portretami ofiar komunistycznego terroru i z transparentem w duchu nacjonalistycznym, jako uczestników nielegalnego zgromadzenia. Już w trakcie dyskusji, gdy jeden ze słuchaczy zwrócił uwagę na sprzeczność pomiędzy ideami głoszonymi przez Baumana a jego osobistą postawą, czujna dyrektor Meissner natychmiast odebrała mu mikrofon. Jak wynika z relacji, niektórzy uczestnicy debaty przekonywali, iż mimo wszystko należy prowadzić dialog z „wrogami wolności”. Ale zarówno organizacja debaty, jak i jej przebieg stanowiły dobitną demonstrację wykluczania z życia publicznego osób uznanych arbitralnie za „wrogów wolności”. Przecież ludzie domagający się przynajmniej symbolicznego ukarania zbrodni komunistycznych i ekspiacji ze strony ich sprawców raczej nie są przeciwnikami demokracji. Podobnie narodowcy, bynajmniej nie muszą być faszystami wbrew sugestiom lewicy.

Dopiero po upływie trzech tygodni od zakończenia festiwalu Meissner w wywiadzie udzielonym portalowi teatralny.pl przyznała, że czuje się „trochę winna”, gdyż uświadomiono jej, iż dopuściła do sporu wyłącznie jedną stronę, jakby kiedykolwiek na wrocławskim festiwalu w debatach uczestniczyli konserwatyści. Wyraziła nawet ubolewanie z powodu aresztowania protestujących przed Współczesnym. Chociaż całe przygotowane przez nią zdarzenie miało wiele cech prowokacji. Można podejrzewać, iż zależało jej, aby zagraniczni uczestnicy festiwalu wyjeżdżali z Wrocławia z przeświadczeniem, że w Polsce szerzy się faszyzm. Mimo iż partie nacjonalistyczne działają bodaj we wszystkich państwach europejskich i mają często większy elektorat niż rodzime ugrupowania odwołujące się do tradycji endeckiej. A ksenofobia jest realnym problemem zwłaszcza w Rosji.

Pretekstem do debaty o źródłach i sposobach powstrzymywania „brunatnej przemocy” w dzisiejszej Polsce był niewątpliwie prezentowany w ramach festiwalu spektakl Krzysztofa Warlikowskiego Kabaret warszawski. Przed niedoszłą majową premierą zespół Nowego Teatru przekonywał bowiem Jacka Tomczuka z „Newsweeka”, że ich najnowsze przedstawienie zrodziło się z przekonania, iż obecna sytuacja w Polsce przypomina końcowy okres Republiki Weimarskiej „tuż przed triumfem Hitlera”, czyli zdobyciem władzy przez narodowych socjalistów w wyniku wyborów. Z artykułu Tomczuka Do kogo należy przyszłość? – nawiązującego tytułem do przypomnianej niedawno przez premiera piosenki młodego nazisty śpiewanej w musicalu Kabaret – wynikało jednak, że oprócz paru prób zakłócenia prelekcji lewicowych intelektualistów i działaczy głównymi objawami upodabniania się Polski do Niemiec sprzed roku 1933 są felieton Joanny Szczepkowskiej o lobby homoseksualnym w teatrze bądź szyderstwa prawicowych publicystów z ignorancji historycznej Macieja Stuhra ujawnionej w trakcie kampanii promocyjnej filmu Pokłosie. Ponadto dramaturg Nowego Teatru, Piotr Gruszczyński, dopytywany przez Tomczuka o przesłanki politycznej diagnozy stawianej w Kabarecie warszawskim, odparł ze śmiechem, iż wystarczy, że „włączasz TVN24 i wiesz wszystko”.

Nic dziwnego, że po premierze Kabaretu warszawskiego żaden z recenzentów teatralnych poważnie nie potraktował diagnozy politycznej zespołu Warlikowskiego. Nawet w „Gazecie Wyborczej” Witold Mrozek, który przecież 11 listopada po ulicznych zamieszkach towarzyszących Marszowi Niepodległości w imieniu „Krytyki Politycznej” zażądał delegalizacji aż czterech stowarzyszeń narodowców. Wyjątkiem okazała się dyrektor Meissner. Dlatego w dostępnych w sieci filmowych relacjach z wrocławskiego festiwalu znalazła się enigmatyczna wypowiedź Jacka Poniedziałka, który utrzymywał, iż zmierzamy w stronę „faszyzującego społeczeństwa”, gdyż istnieje przyzwolenie, zwłaszcza ze strony „organów Kościoła”, na zachowania, które doprowadziły niegdyś „do Holocaustu”. W ten sposób widmo faszyzmu znowu krąży po Polsce.