12/2013
Teatr Publiczny, czyli poszerzanie pola demokracji

Teatr Publiczny, czyli poszerzanie pola demokracji

1.

19 listopada 2015 roku przypadnie 250. rocznica wystawienia Natrętów Józefa Bielawskiego, premiery uznawanej dziś za początek istnienia w Polsce teatru publicznego, a jeszcze niedawno za pierwszą odsłonę polskiego teatru narodowego. Jubileusz 200-lecia, obchodzony w 1965 roku, traktowany był przede wszystkim jako wydarzenie upamiętniające otwarcie sceny narodowej, grającej spektakle w języku polskim i tworzącej tożsamość narodową Polaków.

W ostatnich kilkunastu latach dokonała się znacząca zmiana zarówno w interpretacji zdarzenia sprzed dwustu pięćdziesięciu lat, jak i w rozumieniu funkcji teatru utrzymywanego ze środków publicznych. Kwestie tożsamości zbiorowej (narodowej) zeszły na dalszy plan, ustępując miejsca tematyce egzystencjalnej, politycznej i społecznej. Polski teatr stał się przestrzenią aktywności ludzi o różnych światopoglądach, rozmaitych doświadczeniach i różnorodnych tożsamościach. W polskim systemie teatralnym ważną rolę zaczęły odgrywać sceny regionalne, które wpisywały i wciąż wpisują w teatralny mainstream doświadczenia wynikające z rozmaitych lokalnych uwarunkowań. Teatr dostrzegł inną publiczność, opisując historie ludzi z obszarów czy środowisk peryferyjnych, którzy niełatwo odnajdują się w nowej rzeczywistości, wykroczył poza dotychczasową grupę widzów, składającą się raczej z mieszkańców dużych miast, o mocnym zapleczu kulturalnym, którzy osiągnęli życiowy i zawodowy sukces.

Zastępując słowem „publiczny” określenie „narodowy”, ludzie teatru dość precyzyjnie oddali sens zmiany, jaka nastąpiła w polskim teatrze w ostatnich latach, podkreślając jednocześnie jego zaangażowanie w sprawy publiczne, otwartość i różnorodność.

 

2.
Niezależnie od tego, czy jubileusz 250-lecia teatru publicznego w Polsce będzie potraktowany jak uroczystość do odfajkowania (co wiąże się z niezliczoną ilością konferencji rocznicowych, wręczaniem odznaczeń i zmienianiem imion patronów), czy zostanie wpisany w kalendarz polityczny (i wykorzystany jako element tworzenia medialnego wizerunku zatroskanej o stan kultury władzy), czy jego program będzie złożony wyłącznie z wystawień polskiego repertuaru narodowego (co będzie oznaczało zamknięcie oczu na zmianę, która dokonała się w samym teatrze), czy też zostanie użyty po to, by odwrócić konsekwencje przemian w teatrze w ostatnich latach (co w czasach odradzania się wszelkich hierarchii nie byłoby wcale zaskakujące) – niezależnie od tego teatr publiczny nie uniknie poważnych pytań na temat swojego statusu, programu oraz celów. Oprócz planowania cyklu jubileuszowych wydarzeń czeka nas więc również debata. Jeśli teatr ją zlekceważy, z okazji kolejnej okrągłej rocznicy wystawienia Natrętów znów trzeba będzie zmienić przymiotnik, by pasował do nowej sytuacji. A pamiętajmy, że sztuka Bielawskiego nosi podtytuł „komedia z dwoma baletami”.

 

3.
Żeby uniknąć definicyjnych perturbacji w przyszłości, teatr musiałby podjąć na nowo dwie kwestie.

Mimo zmiany przymiotnika tematyka tożsamości zbiorowej nie powinna zniknąć z obszaru zainteresowań teatru publicznego. Tym bardziej że staje się ona na powrót ważnym problemem politycznym, a niektóre propozycje jej rekonstrukcji budzą niepokój. Wciąż aktualną sprawą pozostaje przemyślenie kształtu nowoczesnej, demokratycznej tożsamości Polaków, bowiem dzisiejsze zmagania tożsamościowe, charakteryzujące się powrotem tendencji nacjonalistycznych z jednej strony i reprodukowaniem rozmaitych klisz z drugiej, są na tyle nieprzemyślane, że budzą jedynie zakłopotanie.

Teatr powinien także podjąć w nowy sposób kwestie wspólnotowości. To szczytne hasło, którym bardzo często teatr publiczny podpiera swoje działania, stało się na skutek zmian postdemokratycznych nieostre. Wątpliwości dotyczące form dzisiejszej wspólnotowości w systemie, który z indywidualizmu uczynił swój sztandar, wywołują także pytania o demokratyczny charakter polskiej kultury, o egalitarny wymiar teatru publicznego, o zmiany wewnętrzne, które trzeba przeprowadzić, żeby go zdemokratyzować, a także o możliwości wpływu kultury (instytucji kultury) na poszerzenie pola demokracji.

Zamiast rozmawiać nieustannie o teatrze tradycyjnym, obciążonym obowiązkami pielęgnowania teatralnej konwencji, i teatrze hipsterskim, w którym fajny reżyser z fajnymi aktorami robią fajną sztukę w fajny sposób, nareszcie jakaś społeczna energia, nieprawdaż?