1/2014

Szekspir w listach. Korespondencja Macieja Słomczyńskiego z Janem Kottem

 

[1. Jan Kott, 21 III 1978, maszynopis]

March, 21, 78

Drogi Macieju,
dawno zbierałem się z listem do Ciebie. Gdziekolwiek jadę po Europie, jak w grze z koszyczkiem zbieram zachwyty o Tobie. Czule bardzo wspominał Ciebie w zeszłym roku Klaus Reichert1, który poza wielkim urokiem jest podobno znakomitym tłumaczem Szekspira. Bardzo mnie podnieciła wieść od Lalutki2, że będziesz przekładał całego Szekspira i że skończyłeś już Leara i tego smarkacza z Elsinoru. Bardzo chciałbym czytać Szekspira w twoim oddaniu, tylko ty jeden potrafisz go na nowo przełożyć. Próbowałem niedawno użyć paru cytat w przekładzie Sitka3 Burzy, niestety on przekręca tekst i to zawsze w najbardziej płaskim odczytaniu. Piszę, od dawna i ciągle nie mogę się dobić do jasności, o MND4 i o Opowieści zimowej. Cytaty muszę do polskiej wersji sam przekładać, nieudolnie, bo w przekładach to, o co mnie chodzi, jest najczęściej zgubione.

Może masz jakiś pomysł, jak by brzmiało najlepiej po polsku „Master of the revels” i „Lord of Misrule”.

Czy Finnegans Wake wychodzi. I tu jedna prośba do ciebie, może mógłbyś mi przesłać przełożenie tej linijki aluzji ibsenowskich: „For peers and gints, quaysirs and galleyliers, fresk letties from the say and stale headygabblers, gaingangers and dudder wagoners, pullars off societies and pushers on rothmere’s homes”. I jedno jeszcze: „the bourgeois who thought to touch the heavens with his tower and was humbled”.

Ale moja największa prośba jest o przełożenie Epilogu do "Upiorów”. Oczywiście, jeżeli ten uroczy żarcik, zresztą genialny, bo jeden Joyce zauważył, że w Upiorach Reginka zdrowa jest jak rydz, ani krzty syfa. Posyłam ci ten wierszyk, nie chcę cię trudzić, i jeśli nie będziesz miał co z tym zrobić, może mi chociaż przełożysz dwie zwrotki.

Wstyd mi, że piszę do ciebie z tyloma prośbami. Czy nie wybierasz się do Stanów, bardzo byśmy ci byli (WAM OBOJGU) radzi w naszym domku. Będę chyba w Londynie i Stratfordzie w drugiej połowie sierpnia, może tam ciebie szczęśliwe losy przywiodą?

Posyłam Ci oddzielnie odbitkę ostatniego szkicu mego o Burzy z „Mosaic” i taką zabawkę semiotyczną o trójkątach seksualnych z „Partisan Review”.

Bardzo chciałbym Ciebie zobaczyć, nawet nie wiesz, ile mam dla Ciebie podziwu i gratulacje z Nagrody Jurzykowskiego,
ucałuj od nas obojga Renię,

[odręcznie] Ściskam Cię serdecznie

Janek

[2. Jan Kott, list wysłany przed 18 VIII 1979 (data stempla pocztowego w Polsce), pismo odręczne]

August, 79

Drogi Maćku,

do najmilszych (i najintensywniejszych) chwil w Polsce zaliczam moje wizyty u Was, i nasze rozmowy o Szekspirze. Kaliban i jego noszenie drzewa ciągle mnie zaprząta.

Mam dwie pilne prośby do Ciebie: jestem w trakcie eseju o Śnie (MND), byłbym Ci szalenie wdzięczny za przesłanie mi kopii twego przekładu. Nie mogę ani cytować z Sity, ani sam przekładać.

Twój długi list (nie-wysłany) o moim szkicu do Burzy, (przez dziwny przypadek), dałeś mi tylko w drugiej części, od strony 8. Czy masz może 1–7? [numery stron podkreślone] Bardzo mi na tym zależy.

Kiedy Cię znowu zobaczę!

Najczulsze uściski dla Reni

Dziękuję!            ever

                                    Janek

[3. Maciej Słomczyński, 5 IX 1979, maszynopis z poprawkami odręcznymi]

5 września 1979

Janku Miły,

wczoraj wieczorem wróciłem po dwu miesiącach za granicą i zastałem Twój list. Dziś rano dzwoniła Twoja Siostra z wieścią, że prosisz o pośpiech w przesłaniu tego Snu Nocy Letniej.

Więc Ci przesyłam z maksymalnym pośpiechem, a jak długo list będzie szedł, na to już nie mam wpływu. Mam nadzieję, że otrzymasz to stosunkowo szybko. Bardzo proszę o karteczkę, że dostałeś, dobrze?

Kiedy się rozpakuję i oprzytomnieję, wyślę Ci następnego już wydrukowanego Shakespeare’a – Komedię Omyłek.

Sen Nocy Letniej jest już co prawda w druku, ale pewnie nie wyjdzie przed połową 1980-tego. Za to wyjdą w tym roku jeszcze trzy-cztery tomy zbiorowego wydania. Przyślę Ci, oczywiście, wszystkie, bo kto jak kto, ale Ty na pewno powinieneś je mieć.

Z tym moim listem do Ciebie w sprawie Burzy Shakespeare’a to rzeczywiście jakieś dziwactwo. Wydawało mi się, że dałem Ci cały. Szukałem, nie ma. Ale pośród tysiąca moich teczek i pudeł, może sekretarka gdzieś wsunęła. Jeśli wyjdzie z mroku, natychmiast Ci prześlę.

Jeśli kiedykolwiek przyjdzie Ci do głowy, że chciałbyś przed drukiem pokazać mi którąś ze swoich rozpraw, pamiętaj, że zawsze jestem do dyspozycji. Nie wiem, czy moje uwagi na coś mogą Ci się przydać, ale mało ludzi na świecie zna Shakespeare’a na pamięć do tego stopnia jak ja, a po drugie, tłumacząc, muszę analizować masę błahostek i trelków-morelków, których nigdy nie analizuje normalny czytelnik, a nawet krytyk. Tak więc, mogłoby to mieć może jakieś małe znaczenie.

Piszę teraz esej o Burzy, właśnie o tym drzewie na opał i mojej infernalnej koncepcji. Pracuję teraz trochę nad analizą Szkoły Nocy5 i możliwych późniejszych metafizycznych dywagacji Shakespeare’a, które jak mi się wydaje, dają znać o sobie w jego ostatnich sztukach.

Jeżeli chcesz, przyślę Ci ten esej jeszcze przed wydrukowaniem – do oceny, bo i ja jestem trochę w sytuacji pustelniczej. Tak szczerze mówiąc, mogę porozmawiać z ludźmi o tym, czy Hamlet był wariatem, czy nie – ale wszelkie nowocześniejsze myślenie na temat tekstów Shakespeare’a nie ma po prostu żadnej tradycji w umysłach ludzi i myślę, że wszyscy boją się takich analiz, nie mając dostatecznego wykształcenia historycznego i znajomości tekstów. Bo, wbrew pozorom, prócz Ciebie, nikt nigdy nie zajmował się serio u nas tym, co Shakespeare mógł myśleć pisząc, a w konsekwencji tym, co współczesny człowiek może myśleć o jego sztukach.

Żałowałem nawet trochę, że nie pogadałem sobie o Shakespearze z Tobą podczas Twego pobytu w Polsce, bo siłą rzeczy, tego rodzaju rozmowy muszą być nieco zdawkowe i chaotyczne, kiedy się mówi o wszystkim na raz i krótko. Ale może rzeczywiście spotkamy się w nadchodzącym roku i da się to odrobić. Tłumacząc, notuję dziesiątki różnych dziwnych rzeczy, na które nigdy przedtem nie zwróciłem uwagi. Niektóre z nich są dość zdumiewające i o tym przede wszystkim chciałbym z Tobą pomówić przy okazji. Są to takie rzeczy mniej więcej, jak z tym drzewem na opał. Po prostu, nie tłumaczą się na pierwszy rzut oka, a hipotez pięknych i głupich wyskakuje od razu sto. Dlatego odczuwam nie tylko chwilami, ale stale, brak człowieka, z którym mógłbym to analizować. No, ale co robić.

Ściskam Cię serdecznie i wszystkich Twoich, a Renia dołącza się. Jeżeli nadal planujesz tę podróż do Irlandii na późną wiosnę, może bym przyjechał, bo i ja mam tam parę spraw związanych z wydaniami jubileuszowymi Joyce’a (setna rocznica urodzin w 1982), które będą pewnie z hukiem obchodzone na całym świecie. Raz jeszcze, serdeczności,

[powyższy fragment listu znajduje się na dwóch pierwszych stronach maszynopisu, natomiast ciąg dalszy od słów „A teraz serio” znajduje się na dolnym fragmencie strony prawdopodobnie piątej (odcięty jest górny fragment strony z numeracją) oraz na całych już i numerowanych stronach szóstej i siódmej]

A teraz serio o twoim eseju:
Jest niezwykle ciekawy i inspirujący, lubię w nim szybkie przerzuty myśli i brak drętwej mowy, a nade wszystko – nowoczesne myślenie. Ale brak mi tej jednej, łączącej wszystko ostatecznej myśli, która przez cały czas nasuwała mi się przy tłumaczeniu. Według mnie, można bez jakiejkolwiek najdrobniejszej nawet zmiany w tekście, a przeciwnie, mając wiele dowodów na słuszność mojej tezy: przyjąć, że okręt wiozący nieprzyjaciół Prospera rozbił [się] i wszyscy oni zginęli. Są, po prostu, umarli, Janku. I wszystko, co dzieje się z nimi później, jest to życie pozagrobowe. Zgoda, masz słuszność, są w czyśćcu. Ale dokąd pójdą? Nie odprowadzamy ich przecież do Neapolu, ale Prospero zaprasza ich na noc do swojej chaty (celi). To wszystko, co wiemy. Ani jedna żywa istota nie opuszcza wyspy w czasie trwania sztuki. Jeśli przyjmiemy odwieczny mit o zarządcach wieczności, to dlaczego Prospero nie miałby być Bogiem, Kaliban diabłem (jest nim przecież), Miranda – Marią niewinną i niepokalaną mimo prób szatana. A Ariel Duchem Świętym, skądinąd ukrzyżowanym przez Sycoraks. I po cóż znosi się przed tę chatę tyle opału po przybyciu okrętu? Wszyscy ciągle dźwigają drzewo na opał: Ferdynand mówi o całych stosach, Kaliban nosi i nosi, i nosi. W ogóle o niczym innym nie myśli, jak gdyby to był jedyny jego obowiązek. No, ale jeśli do piekła ma przybyć taka masa zbrodniarzy, trzeba przecież ich godnie przyjąć i podsmażyć. A dlaczego Shakespeare nazywa tę wyspę bezludną? Bo nie ma na niej ludzi. A kto we mnie wmówi, że ten syn księcia, który był na statku, należy do jakiejś innej, wcześniejszej sztuki, której ani quarto, ani żaden rejestr przedstawienia się nie zachował? Taki drugi młody chłopak musiałby przy symetrycznej, logicznej i zawsze jednakiej logice budowy sztuk Shakespeare’a, znaleźć drugą dziewczynę. A nikt we mnie nie wmówi, że w poprzedniej wersji istniała druga dziewczyna i skreślono ją, bo po prostu w tej sztuce w ogóle nie ma na nią miejsca. Nie, ten chłopak jest po prostu sygnałem, że jesteśmy poza rzeczywistością, poza życiem. Zgoda, Shakespeare mógł popełnić tak niechlujny błąd, nie byłby to pierwszy i ostatni z błędów tego rodzaju u niego. Ale Burza ukazała się na samym początku Folio-I, jako reprezentatywna sztuka, oczyszczona, opracowana, doprowadzona niemal do perfekcji wydawniczej jak na ówczesne czasy. Heminge6 i Condell musieli ją czytać parę razy przed wydaniem, a przede wszystkim, musiał ją czytać Ben Jonson7 – pedant i scholar. Była pierwsza w tomie. Wątpię, czy w tym, tak znakomicie złożonym i wydrukowanym, tak starannie opracowanym tekście, przeszłoby to, gdyby nie miało sensu. Zauważ, że nikt tu niczego nie je i nie pije, że wszystkie miłe wizje są brutalnie przerwane i kończą się źle, że – czego w ogóle nie poruszyłeś – istnieje ogromna analogia między Mirandą a Kalibanem, ich reakcja na ludzi z tego świata jest niemal identyczna – gdyż należą do tamtego. A czy to nie zadziwiające, że Kaliban mówi hieratycznym wierszem i pięknym językiem? Że drży przed tym, aby istota najwyższa nie przemieniła go w małpę o niskim czole? To znaczy, że Kaliban ma wysokie czoło, od zarania dziejów uznawane za dowód inteligencji? A cóż ma Kaliban, prócz Raju Utraconego, do którego wtrącił go Bóg za jego grzechy? Tłumaczyłem przecież tego Miltona: najbliższy Lucyfera i jego potężnego monologu z księgi pierwszej wydaje mi się monolog Kalibana o tym, czym był i co utracił.

Mógłbym Janku mnożyć te sprawy w nieskończoność. Jest tego rodzaju przykładów – nawet bez naciągania i „dobrej woli” – setki dosłownie. Analiza wątków może być także w całości przeprowadzona po mojej myśli, tak jak analiza charakterów, zbrodni i kary, itd. itd. itd.
Rzucam Ci te wszystkie myśli, żebyś zrobił sobie z nimi, co zechcesz. Mnie one na nic, a jeśli i Tobie na nic, to wrzuć je do kosza. Ale powtarzam, że myśl ta przyszła do mnie w sposób naturalny podczas przekładu i nie mogę do tej pory się od niej odczepić, a Twój artykuł stał się oczywiście stymulantem do wyrażenia jej byle jak i pospiesznie w tym liście. Mam nadzieję, że Cię to nie znudziło, bo w końcu, obchodzi Cię to przecież, a to, co ja dostrzegłem, jest po prostu jeszcze jednym wariantem widzenia Burzy, jako tragedii eschatologicznej, a nie gorzkiej komedii. Poza tym, przy moim traktowaniu sprawy wiele z rzeczy pozornie błahych, rośnie. Chcę też namówić Holoubka, żeby tak to interpretował teraz, kiedy będzie to grał.

A teraz duperelki, które może przydadzą ci się do druku: str. 9 – (według numeracji Twojego tekstu) chyba nie „begins to resemble”, ale „resembles”.

Tak samo w ostatnim wierszu wystarczy „natives” bez „of the land”, bo „natives” mieści w sobie to „of the land”.

[4. Jan Kott, 14 XII 1979, maszynopis]

14 grudnia, 79

Maćku, miły,

wybacz, że tak długo zwlekałem, żeby ci podziękować za przekład Snu, który przyszedł w samą, prawie, porę, i w drugiej części mego eseju, już prawie wyłącznie mogłem się cieszyć, cytując twój znakomity przekład. Piszę dopiero teraz, bo dopiero wczoraj, niemal zaraz po dostaniu, posłałem ci wersję angielską mego szkicu, i okolicznościową broszurkę, na mój, niestety! już jubileusz. Tak płyną lata!

Twój Bottom jako Dupek jest znakomity, ale w polskiej wersji mego szkicu musiałem zostać przy Spodku, trochę ze względów oportunistycznych wobec emerytalnych czytelników „Wiad”, ale i bardziej serio względu. Bottom jest jednak najpewniej, jak zobaczysz w moim szkicu, ale to od dawna wiadomo, z „bottome of Goddes secretes” w wersji Genewskiej Biblii i Tyndale’a8 1 Cor. 2, 10. Cały ostatni monolog Bottoma z „okiem, które nie słyszało” jest parodią Cor. Pawła.

Po polsku "The bottom translation" – niemal nie wychodzi, ale przekład na dupka – wydał mi się trochę ryzykowny. Może, jak kiedyś wydam to w książce, spróbuję tak przełożyć, bo "the bottom transl." to przekład karnawałowy. Ale tymczasem – wolałem przekład na dno, na spodek.
Druga moja uwaga do tego przekładu, to „this cranny is, right and sinister”, V.i.161. Mur, tu oczywiście świetnie zrobiłeś, przekładając Mur, a nie Ściana, rozczapierza ręce między nogami, tak to niedawno bardzo przekonująco pokazano w oparciu o stare tradycje jarmarcznego teatru. Szparka jest „między prawą i lewą” nogą.

Jeszcze jeden drobiazg: w zakończeniu tyrady Tezeusza, na początku V aktu, piszesz: „Łatwo wziąć krzaczek za niedźwiedzia mogę”. Dla rymu – to „mogę”, z przejściem na pierwszą osobę, ale może to przepisanie, i było „za niedźwiedzia nogę”, co byłoby bardzo zabawne.

Jeszcze: w akcie III.ii.17: „An ass’s noll I fixed…” to nie jest ośla głowa, ale czapa, Szekspir jest bardzo konkretny, to powtórzenie karnawałowej przebieranki z nakładaniem oślej czapy. Ale „głowa” to jest i „noll”, więc może masz rację.

Dobrze zrobiłeś, pozbywając się elfów, u Szekspira to inna tonacja, bo elfy przyszły z przekładów Owidiusza, i zrobiły się „ludowe”, dopiero w ro[koniec wyrazu nieczytelny]. Ale „duszki” nie bardzo także mnie zachwycają. W następnym szkicu o Śnie próbuję udowodnić, że rzemieślników i fairies grało czterech tych samych „Choir-boys” i przełożony Bottom odnalazł się na dworze Tytanii wśród swoich kolegów. Fairies zawsze były tańczone albo grane przez chłopczyków children of the revels. Twojego Dupka grał natomiast jeden z chłopców z trupy, zawodowy, i na swój wiek raczej rosły. Ale jak widać z aranżerii scen, chłopak, b[o] jak inaczej, Tytania, także drugi chłopak, mogłaby „wind thee in my arms”?? Ze sceny prób widać, że ci rzemieślnicy, to children actors, może z Chapel albo z St. Paul, potrzebne im brody, piszczą i śmierdzą czosnkiem, co ciągle wyrzucano tym chłopcom. Dostają za występ „sixpence”, wiemy to z records of the revels, i to wyraźna aluzja Szekspira do chłopięcego teatru.

Raz jeszcze dziękuję ci i nieustannie cię podziwiam. To będzie po raz pierwszy wielki i autentyczny Szekspir po polsku.

Wielką było radością pogadanie z tobą. Twoje „drzewo na opał” z Burzy nie wychodzi mi z głowy, czekam na twój esej, obiecany, o infernaliach szekspirowskich, przyślij koniecznie.

Kiedy znowu uda nam się spotkać, moja Irlandia się nie zrealizowała, od 9 do 18 stycznia będę we Włoszech, głównie we Florencji, gdzie prowadzę jakiś workshop, a z końcem sierpnia wybieram się do Stratfordu na konferencję Szekspirowską, a więc może tam?
Najlepsze i najserdeczniejsze życzenia wigilijne i noworoczne dla Reni i Ciebie od Lidki i ode mnie, może jeszcze będziemy w waszym domu, albo wy u nas.

                           [odręcznie] Ściskam Cię

                                                          mocno

                                                                      Janek

[5. Jan Kott, 1 II 1980, pismo odręczne]

1, lutego 80

Maćku, miły,

dziękuję Ci ślicznie za Kupca z uroczą dedykacją, mam już więc dwa Twoje tomy pełnego wydania, Wszystko Dobre i Kupca, Hamleta i Poematy w wyd. dwujęzycznym, Burzę i Sen w maszynopisach, Miltona i Chaucera. I Joyce’y. Niedługo wypełnisz mi całą bibliotekę.

Będę teraz pisał drugą część eseju o Śnie, i spróbuję udowodnić, że „fairies”, rzemieślników grali ci sami chłopcy. A Twój Dupek to jest „double” of „changeling boy”.

Jak napiszę o Zimowej Opowieści, będę miał nową książkę o Szekspirze.

Wybieram się do Stratfordu końcem sierpnia na zjazd szekspirowski. A ty?

Raz jeszcze Ci dziękuję za dary, jak będziesz miał wolną chwilę, napisz, co myślisz o moim Bottom translation. Wszystko to niezadługo po niemiecku i angielsku.

Ucałowania dla Reni od nas obojga

                 i uściski

                 ever

                 Janek

[6. Maciej Słomczyński, 8 V 1980, maszynopis z poprawkami odręcznymi]

8 maja 1980

Janku Drogi,

jestem tak potwornie zawalony pracą, korektami tego Zbiorowego Shakespeare’a, pisaniem jakichś nonsensownych wywiadów do prasy i występowaniem (to najgorsze!) w TV, że dopiero przed tygodniem mogłem solidnie wziąć się za przeczytanie dokładne Twojego artykułu po angielsku i po polsku. Trudno zresztą tę rozprawę nazywać artykułem, bo jest czymś więcej. Czytałem bardzo uważnie z tekstem angielskim Snu Nocy Letniej przed sobą i stosami moich własnych notatek pod ręką.

Naprawdę bardzo [w maszynopisie podkreślenie odręczne dwa razy] mi się rzecz podoba – nie piszę tego, ot tak, konwencjonalnie, ale szczerze. Bardzo pobudzający tekst, i to pobudzający w dość specjalny sposób, bo tworzy we mnie moc własnych uzupełniających, bądź też sprzecznych z Twoimi tezami – myśli. Mam taką masę rozmaitych spraw, do których omówienia pobudza mnie Twoja Bottom Translation, że może zacznę najpierw od dwóch, które w moim pojęciu nie zostały przez Ciebie dopowiedziane do końca, bądź też przez zawężenie materiału dowodowego i opuszczenie paru faktów zamykają pewien odcinek spekulacji: te dwie sprawy to Osioł i Hekate.

1) Osioł. Dla Apulejusza (jak wiemy, kapłana Izydy i Ozyrysa) dodatkowym nieszczęściem przemieniania w osła był fakt, że jako człowiek z oślą głową przedstawiany był u Egipcjan Set – bóg zła, wróg Ozyrysa. Na papirusie Mimaut w Luwrze i na papirusie demotycznym w Lejdzie Set wygląda zupełnie tak, jakby naszkicował go ktoś na przedstawieniu Snu Nocy Letniej, człowiek z nałożoną głową osła.

Oczywiście, list tak krótki nie pozwala mi na roztoczenie czaru mojej erudycji, ale jeżeli kiedykolwiek będzie ci to potrzebne, mogę napisać więcej o poglądzie gnostyków mówiących, że żydowski Sabaoth9 miał kształt człowieczy z oślą głową. To samo dotyczy wczesnych ataków na Chrześcijan. Sławne rysunki palatyńskie odkryte w Domus Gelotiana10 także wyglądają, jakby wyszły spod pióra scenografa Snu, a wyobrażony jest na nich Chrystus, ów DEUS CHRISTIANORUM ONOKOETES11. Zresztą, kupa autorów porusza tę sprawę: Tertulian, Józef Flawiusz, Tacyt i wielu innych. Chrześcijanom nadano nawet przydomek asinarii12. Dlaczego piszę o tym do Ciebie, chociaż wydawałoby się, że są to sprawy istotne przy analizie Apulejusza, gdzie odgrywają rzeczywiście ważną rolę, a nie w Śnie Nocy Letniej, z którym niby się nie łączą? Bo w moim skromnym mniemaniu, symbolika Dupka, czy jak wolisz Spodka, sięga daleko głębiej, niż się na pierwszy rzut oka wydaje, a nawet i na setny rzut oka.

Oczywiście, zdaję sobie sprawę z Tego, że rozprawa Twoja polega na tym, jakie skojarzenie Shakespeare wywołuje w Tobie, a mnie interesuje przede wszystkim dociekanie tego, co mógł myśleć Shakespeare, posługując się taką czy inną figurą w taki czy inny sposób. Są to dwa nie nakładające się na siebie nurty myślenia i dlatego nie chciałbym, abyś rozumiał moje sformułowania jako negowanie tego, co napisałeś, ale jako próbę spojrzenia pod innym kątem na to samo zagadnienie.

Mówiłem Ci kiedyś o tych moich spekulacjach na temat Burzy i tego drzewa na opał. Shakespeare jest pełen takich rzeczy i kiedy uporządkuje się je, zaczynają naprawdę niepokoić. Wierz mi, że jestem człowiekiem chłodnym i nie-obsesyjnym, nie staram się także przyginać tekstów do mojego hipotetycznego zajoba.

Ale nad tym osłem uwiedzionym przez Hekate spędziłem kupę czasu. W ogóle spędziłem kupę czasu nad tą sztuką już po jej przełożeniu. I w przeciwieństwie do tego, czym kończysz swoją rozprawę: „Wszystkie mity u Szekspira mają swój adres na ziemi” – wydaje mi się, że właśnie Sen jest jedną z jego sztuk o adresie mistycznym, pozaziemskim, związanym – jak mi się wydaje – z pewnym dość specjalnym typem wiary, tworzącym z utworu dramatycznego rodzaj zaklęcia odsłaniającego jednocześnie suplikanta i adresata czy adresatów.

Tyle mogę Ci w tej chwili napisać na ten temat, bo zbieram materiały powoli, sprawdzam bardzo uważnie, szukam rozmaitych możliwych ukrytych struktur i – przede wszystkim – nie chcę z siebie robić balona. Chcę poznać normalną, realną prawdę i udowodnić ją. Bo metafizyczne hipotezy bez dowodu to zawsze tylko bełkocik.

Ale przejdźmy do drugiego punktu.

2) Taka mała uwaga praktyczna dotycząca Hekate w Twojej rozprawie: oczywiście piszesz, że ona jest panią tej nocy, ale warto może byłoby, żebyś dla czytelnika wyraźnie zidentyfikował ją z Tytanią. Tytania to ładne imię dla Hekaty, która była przecież córką pary tytanów. Ale tego można byłoby się tylko domyślać. Na szczęście w sztuce Puck mówi o swojej służbie u niej wyraźnie i jasno, identyfikując ją z Tytanią. Przy okazji, odkryłem największy chyba błąd przekładowy w moim życiu: ten egzemplarz, który ty masz, zawiera na str. 116 słowa Pucka (wiersz 2) „Za Hekate trójka koni”, podczas gdy oryginał mówi „By triple Hecate’s team”. Palnąłem to zupełnie bezmyślnie, sam nie wiem jak, bo przecież oczywiście chodzi o Potrójną Hekate, przedstawianą często jako kobieta o trzech tułowiach i jednej głowie, albo odwrotnie. Nie jestem w stanie powiedzieć, jak – wiedząc o tym dobrze – mogłem coś takiego napisać. Błagam, nie zacytuj tego gdzieś!

Ale wróćmy do tematu: tak trafnie piszesz o podobieństwie tej nocy do nocy z Macbetha i Romea i Julii, a nie poruszasz w ogóle tego, że Hekate występuje przecież „osobiście” w Macbethcie. Biorąc pod uwagę fakt, że jest to ta sama Tytania, którą spotykamy w Śnie, asocjacja taka jest zabawna i może Ci się do czegoś przyda? Jest tam sprawa Hekate z księżycem (przecież identyfikowano ją ciągle z Selene) jest i duszek, który ją nawołuje (Puck?).

W Twojej rozprawie jest jeszcze jedna osoba, której nie poświęciłeś uwagi: ten umarły chłopiec z Indii, syn umarłej kapłanki Hekate, kradziony królowi Indii. Przedziwna to postać, tak jak i opis jego matki. Prócz tego, jest to istota, której miejsce zajął przy Hekate Osioł.

I jeszcze jedna mała sprawa: parodia Listu I Do Koryntian. Mam zawsze w takich wypadkach małą literacką wątpliwość: otóż istnieje według mnie w umysłach pisarzy coś, co bym nazwał „poetyckim echem” – to znaczy, jeżeli przy czytaniu czegokolwiek pisarz dostrzeże mocny, nośny, poetycki zwrot, powinien mieć tendencję do zmagazynowania go w pamięci. Później, przy okazji, wydobyty z pamięci tekst taki może działać autonomicznie bez żadnej asocjacji ze źródłem. Zresztą, to „ani ucho nie słyszało, ani oko nie widziało” jest atrybutem miliona bajek w całej Europie i tak weszło do magazynu zwrotów wszystkich niemal języków europejskich, że najpewniej 999 osób na 1000 nie ma pojęcia, skąd to pochodzi, a użyło tego zwrotu setki razy w życiu. W tym tkwi zawsze ryzyko komparatywnej techniki krytycznej: wiedział autor, czy nie wiedział? A jeśli wiedział, to czy pamiętał i użył świadomie jako cytatu?

Można by tu postawić dwa założenia dotyczące Shakespeare’a:
1) Albo cytat pochodzący od postaci jest przeznaczony jako wyłącznie jej wypowiedź i dramaturg zbiera słowa i zwroty, gdzie może, żeby mieć piękniejszą i bogatszą sztukę.
2) Albo postacie mówią cytatami, gdyż w całej sztuce zakodowane są treści, które autor sztuki chce przekazać jedynie tym, którzy posługują się tym samym co on kodem poznawczym. Sztuka jest wówczas w pewien sposób „podwójna” – dla części (znacznie większej) widowni tekst oznacza tylko tyle, ile unieść może w danej sytuacji postać. Druga, maleńka część widowni natomiast może traktować tego rodzaju wypowiedzi jako części kodu, symbole „wewnętrznej” treści sztuki.
3) Zapomniałem na początku o trzeciej alternatywie, która dla mnie związana jest przede wszystkim (choć nie jestem tego już pewien, czy przede wszystkim?) nie z Shakespeare’em, a z Finnegans Wake i częściowo Ulissesem Joyce’a. „Wewnętrzna” część dzieła nie jest skierowana do nikogo z czytelników lub do widowni, ale jest absolutną własnością autora, który dokonuje pewnego zabiegu mistycznego, sporządzając taką konstrukcję. Krótko mówiąc, może to być ukryta pod maską dzieła rozmowa z Bogiem, z wrogimi siłami itd. itd.
Oczywiście, możesz napisać, że wszystkie mity Szekspira mają swój adres na ziemi. Ale czy wszystkie sprawy ziemskie Szekspira także mają ten adres? I czy w ogóle możesz mieć tego rodzaju pewność, nie wiedząc, kim jest trzeci zabójca w Macbethcie? Oczywiście nie jest nim sam Macbeth. Tego rodzaju nonsensowne tłumaczenie może urodzić się tylko takiemu uczonemu, który chce bez żadnych dodatkowych hipotez wprowadzić ład do sztuki.

Ale mniejsza o Macbetha. Ważny jest Shakespeare. Lękam się, Janku, czy jego olbrzymia znajomość psychiki ludzkiej nie zmusza badaczy do nieco jednostronnego widzenia jego duszy. Ludzie zapominają, w jakich przerażających czasach żył: czy czytałeś Plague in Shakespeare’s London? Była to książka, która pierwsza przed laty nasunęła mi myśl o tym, w jak wielkim lęku żyli ludzie wtedy i jak bardzo pragnęli się wykupić śmierci. Talent nie jest równoznaczny z odwagą, a Shakespeare nigdy nie sprawiał na mnie wrażenia osoby podobnej do np. Marlowe’a. Druga sprawa to odrodzenie tych wszystkich nurtów mistycznych pod koniec wieku XVI. Londyn był miastem pełnym zdumiewających ludzi, że wymienię choćby doktora Dee13.

Piszę tu bardzo powierzchownie, rzecz jasna. Chcę Ci tylko donieść, że szalenie interesuje mnie, co może kryć się za tyloma dziwnymi sprawami w tekstach jego sztuk.

A najchętniej namówiłbym Cię, żebyś pospekulował trochę ze mną na ten temat. Myśląc na przykład o Śnie Nocy Letniej i tym chłopcu odmieńcu Tytanii. Czy porównywałeś go kiedyś z Mamilliusem, synem Hermiony w Zimowej Opowieści? A w ogóle ilu jest u Shakespeare’a tych zadziornych, ginących chłopczyków? I dlaczego Zimowa Opowieść nazywa się (!) tylko i jedynie od paru słów wypowiedzianych przez Mamilliusa? I co powiedział? Parę słów o elfach i zaczął zdanie o człowieku, który mieszkał w pobliżu cmentarza. Przerywa to rozwścieczony ojciec i chłopca już więcej w sztuce nie zobaczymy. Ale sztuka nazywa się Zimowa Opowieść, bo on ją tak nazwał.

Oczywiście, można powiedzieć, że to przypadek, że to byle co, że nie można niczego z takich rzeczy wywnioskować sensownego. Ale jeżeli ja mam takich różnych rzeczy ze dwieście? I żadna nie tłumaczy się sensownie ani logicznie, a mamy do czynienia z niezwykle sensownym i logicznym autorem? To co? To wszystko są błędy w przepisywaniu, w pirackich egzemplarzach, pomyłki autora, który spieszył się na próbę? W żadnym innym wypadku, nikt by w tego rodzaju uproszczone twierdzenia nie uwierzył. Ale Shakespeare wydaje się nastawiony na piękną analizę duszy ludzkiej pod naciskiem niecodziennych sytuacji i dosłownie wszyscy od trzystu lat, spierają się o rodzaj tej analizy i prawidłowe odczytanie wzajemnych relacji postaci i ich uczuć, a nikt nie pyta, czy w tym kanonie nie ma wielu zupełnie innych rzeczy, mogących rzucić zupełnie nowe światło na sens tych tekstów.

Widzisz, Janku, jako tłumacz znam te teksty lepiej chyba niż ktokolwiek, bo tłumacz musi czytać je zupełnie inaczej niż badacz. Po drugie, przeniosłem na Shakespeare’a sposób widzenia tekstu, który towarzyszył mi przez 15 lat przy Finnegans Wake, gdzie nieustannie trzeba było sobie zadawać pytanie: jeżeli tekst mówi nam „A”, to gdzie jest „B”, które on w rzeczywistości oznacza? Ta nieustanna spekulacja słowami i obrazami pozwala mi na „chorobliwe” widzenie tekstu i wyławianie wszystkiego, co jawnie ma sens, ale ma równocześnie także pewne zaprzeczenia tego sensu i bezsensowne, drobne dodatki, najwyraźniej wprowadzone z premedytacją, potrzebne autorowi, ale niepotrzebne sztuce w tym kształcie, w jakim się ją na pierwszy rzut oka widzi.

Stąd Twoje rozważania źródeł w Śnie Nocy Letniej mogą okazać się bezcenne, pod warunkiem jednak, że pójdzie za nimi analiza przyczyn, dla których Shakespeare mógł je umieścić. Może także okazać się, że nie były one celem same w sobie, ale są fragmentem jakiejś wewnętrznej „całości”, mogącej służyć do innego odczytania sztuki.

Tu nie chodzi o to, Janku, że ja mam skłonności mistyczne. Chodzi o to, czy miał je Shakespeare. A poza tym, może to nie dotyczyć spraw „mistycznych”. Ludzie tyle przecież mogą ukryć w słowach.

Przy okazji, jedna jeszcze sprawa: oddałem teraz do druku Sen Nocy Letniej w Wydawnictwie Literackim i całą sztukę przewróciłem do góry nogami. Zawsze tak pracuję: robię dokładnie wszystkie trzy korekty i najwięcej zmieniam wtedy. Także, błagam, jeśli chciałbyś w przyszłości używać moich tekstów do cytatów, bierz te, które już ukazały się drukiem. Posłałem Ci teraz Króla Leara, Komedię Omyłek i Burzę. W tym roku wyjdzie jeszcze sześć, to będzie już razem dwanaście. Z Hamletem i Poematami będę miał już 14 z głowy, wydrukowanych, a zrobionych mam jeszcze osiem, więc chyba jednak doczekasz się tej półki przed emeryturą. Chcę skończyć wydawanie całości w 1985.

Janku, niech Cię nie myli treść tego listu, wydająca się zaprzeczeniem Twojego studium i zanegowaniem go. Wcale tak nie jest. Moim konikiem są po prostu „tajemnice” tekstów Shakespeare’a, więc piszę o nich do Ciebie. Powinienem tu dodać, że znajduję u Ciebie coś, co mógłbym nazwać „sąsiadowaniem” z tym zajobem moim. Chcesz także wejść pod poszewkę tego tekstu, ale interesuje Cię synteza filozoficzna. Ja natomiast jestem tylko tłumaczem i dlatego najbardziej obchodzi mnie to, co się nie tłumaczy logicznie w sztukach pana Williama, a nie może być jego omyłką. Szukam więc ukrytej logiki i przyczyn dla spraw nie mogących się bez nich obejść.

Napisałeś mi, że bierzesz się teraz za pisanie o Zimowej Opowieści. Czy potrzebny byłby Ci tekst polski? Czy chciałbyś usłyszeć, co mnie i w tej sztuce zadziwia jako nie należące do logiki dramatu przedstawianego? Jeżeli tak, napisz. Napisz mi też, proszę, jeśli znajdziesz czas i ochotę, co myślisz o tych moich założeniach badawczych. Nie przedstawiłem Ci nawet jednej setnej spraw, a na pewno nie usystematyzowałem w tym liście założeń, na których opieram się przy analizie tekstu. Mam je w głowie, ale systematyka to zupełnie inne zagadnienie.

                                                           Ściskam Cię serdecznie,

[odręcznie] Maciek

[odręcznie] PS. Jak [ramka z napisem „60 lat MS”] widzisz
czas mija także w Polsce.

 c.d.n.

1. Klaus Reichert (ur. 1938) – niemiecki anglista, tłumacz i poeta.
2. Lalutką rodzina i przyjaciele Jana Kotta nazwali jego siostrę Anielę Kott.
3. Chodzi o Jerzego Sitę.
4. Oczywiście chodzi o A Midsummer Night’s Deam (Sen nocy letniej).
5. Szkoła Nocy (The School of Night) – to współczesna nazwa grupy skupionej wokół angielskiego arystokraty sir Waltera Raleigh (wymienianej też w 1592 roku jako School of Atheism). Prawdopodobnie składała się ona z poetów i uczonych, takich jak Christopher Marlowe, George Chapman czy Thomas Harriot. Nazwę stworzył Arthur Acheson w pracy Shakespeare and the rival Poet (1903), sięgając do IV aktu Straconych zachodów miłości Szekspira, gdzie czytamy: „Black is the badge of hell / The hue of dungeons and the school of night”.
6. John Heminge (1556–1630) – aktor angielski; razem z innym aktorem, Henrym Condellem (zm. 1627), należącym do trupy King’s Men, wydał 36 sztuk Williama Szekspira (tzw. Pierwsze Folio, 1623).
7. Ben Jonson (1572–1637) – aktor, dramatopisarz, poeta i krytyk literacki, autor świetnych komedii (m.in. Volpone z 1606 r., przez Macieja Słomczyńskiego przełożonej pod tytułem Volpone albo Lis i zamieszczonej w II tomie antologii Dramat elżbietański pod redakcją Ireny Lasoniowej, Warszawa 1989).
8. William Tyndale (1494–1536) – uczony angielski, czołowa postać reformacji, autor pierwszego przekładu Biblii na angielski z języków starożytnych: hebrajskiego i greckiego.
9. Sabaoth – Pan Zastępów, imię Boga występujące w Biblii.
10. Domus Gelotiana – pałac z I wieku n.e. na Wzgórzu Palatyńskim w Rzymie, przerobiony później na kwaterę dla niewolników. Na jednej z jego ścian zachowała się wyryta karykatura przedstawiająca ukrzyżowaną postać z głową osła oraz stojącego obok niej chłopca. Podpis na murze brzmi „Alexamenos sebete theon” („Aleksamenos wielbi boga”).
11. DEUS CHRISTIANORUM ONOKOETES.
12. Asinarii (łac. przymiotnik) – „ośli”.
13. John Dee – słynny angielski matematyk, alchemik i astrolog.