1/2014
Krzysztof Rutkowski

Zuzanna Waś

Pasaż z Gérardem de Nervalem

 

1.

Na rogu Mińskiej i Bliskiej na warszawskim Kamionku stoi drewniany krzyż. Krzyż jest duży i otoczony płotkiem. Za płotkiem sztuczne kwiaty i znicze. Zapadła noc styczniowa czarna i biała. Ściskałem w ręku Śnienie i życie Gérarda de Nervala w znakomitym przekładzie Ryszarda Engelkinga i Tomasza Swobody. Spod krzyża wyskoczył ku mnie…
…on. Cuchnął gorzałą. „Heko” – wychrypiał.

2.

Jestem. „Oto jestem”. „Przybywam tutaj do Teb, syn Dzeusowy, Dionizos”. Tak greckie heko, pierwsze słowo Bachantek Eurypidesa przetłumaczył Jerzy Łanowski. Dionizos Bachantek jest bogiem, który narzuca ziemianom obecność: pańską, zaborczą, natrętną, wypełnioną obietnicą i groźbą. Ta obecność może rozerwać na strzępy, ale też stwarza szansę, by przed odejściem za horyzont nieba, na którym zgasną nagle wszystkie gwiazdy jak zdmuchnięte świece lub zabłysną chłodnym światłem ściśnięte w pasie księżyce, zrobić coś naprawdę do rzeczy. Gwiazdy i księżyce nad Paryżem widział Gérard de Nerval, rozrzucający po bulwarze przyodziewek w euforii, bo skoro on w niego wstąpił, niewiele pozostało czasu, by spisać słowa prawdziwie godne uwagi. Dla Gérarda de Nervala Paryż był Tebami, w których objawił się srogi przyjaciel mądrości, prześladowca mędrków.

3.

„Heko” – wychrypiał. Nie widziałem jego twarzy, bo może jej nie miał. Czułem tylko odór gorzały i bezwład w prawym ramieniu. Kątem oka dostrzegłem, że krzyż opustoszał.
Nie czułem ani lęku, ani zdziwienia. To nie śnienie, to życie – pomyślałem – czekałem na jego przyjście.

4.

Bywa (niestety), że w człowieka wstępują bogowie, nie pytając o pozwolenie, igrają z nim, zmuszając (na przykład) do pląsów i do krzyku. Opętany nie opuszcza ziemi, lecz na ziemi staje się maniakalnym odmieńcem. Platon wyróżniał dwie odmiany manii: chorobliwe delirium, które trzeba leczyć, i dobrą obecność, którą trzeba przyjąć z radością, ale umiejętnie. W pierwszym wypadku stany kryzysowe, szały uniesień lub epilepsje są objawami schorzeń organicznych lub symptomami nieczystych intencji. Opętani cierpią z boskich wyroków, ponieważ musieli któregoś z bogów ciężko obrazić. Należy więc rozpoznać, które z bóstw się mści i uleczyć opętanego, wyzwolić go z niepożądanej obecności, dzięki odpowiednim rytuałom oczyszczenia.

5.

Dionizos w Bachantkach Eurypidesa narzuca się bezczelnie, ponieważ jest bogiem paruzji. Przybywa „gdzie i kiedy zechce”, w każdym miejscu i o każdej dobie – znienacka, nieproszony, obcy, dziwny. Przybywa, jest i jeszcze żąda, by go „widzieć”. To epifania. Statuetki bóstw etruskich, tkwiących w ziemi, w murach i w wodzie rozlanej kałużami w grobowcach nekropolii Cerveteri lub Volterry, w grobach nieskończenie trwalszych od etruskich pałaców, w pomnikach życia niezniszczalnego, unoszą ramiona w epifanicznym geście „zjawy realnej”. Ostatnie słowa prologu Bachantek, odpowiadające „Oto jestem!”, brzmią: „Niech miasto Kadmosa widzi”.

6.

Gérard de Nerval czekał na jego przyjście, a raczej go szukał. Błądził po ulicach między cmentarzem Montmartre, ulicą Świętego Honoriusza i La Sourdière, pomiędzy kościołem Świętego Rocha i Halami, promenował pod kolumnadą Palais-Royal z homarem na smyczy, gnany przez ciemne potęgi, roztańczony, w boskim szale wykrzykujący w Ogrodzie Tuleryjskim dziwaczne zaklęcia podobne paradoksom formuł z Eleusis, w mistę przemieniony, wchodził w miasto, a Paryż odkrywał się przed nim, rozchylał na czas niezbyt długi. Poza tym dar ów był przekleństwem i trucizną, ten dar męczył i zabijał, więc trzeba było znaleźć sposób, by czytanie Paryża i czekanie na niego jakoś wypowiedzieć i dlatego Gérard de Nerval postawił na felieton, podniósł ten gatunek, rozkwitający w paryskich gazetach w czasach Ludwika Filipa dzięki Tajemnicom Paryża Eugeniusza Sue, do rangi wielkiego dzieła sztuki, które dzieło sztuki przekracza: on felieton zamienił w modlitwę i w zaklęcie otwierające bramę do pasażu, w który lepiej się nie zapuszczać, chyba że już naprawdę inaczej nie można.

7.

26 stycznia 1855 roku ścisnął Paryż straszny mróz, noc zapadła „czarna i biała”. O świcie przechodnie znaleźli go powieszonego w zaułku Starej Latarni, przy zejściu do ścieku, w pobliżu Châtelet. Żył jeszcze, ale nikt nie śmiał odciąć go od sznura, a raczej smyczy, na której prowadzał homara po Palais-Royal. Na głowie miał cylinder, na ramionach ciemny żakiet, na nogach – błyszczące kamasze. Założył dwie koszule i dwie kamizelki. Płaszcz zastawił w lombardzie.

8.
On wszedł we mnie. Cuchnę gorzałą. Nie pozwala, żebym wyszedł z transu. Zatarł we mnie granicę między śnieniem i życiem. „Heko, jestem – powtarza – przecież mnie szukałeś”.
Piszę felietony, by odstąpić od pustego krzyża i starej latarni.

pisarz, dziennikarz i tłumacz, profesor UW. Autor książek: Paryskie pasaże (1994 i 1995), Raptularz końca wieku (1997), Wokulski w Paryżu (2010).